niedziela, 18 grudnia 2016

FHTL rozdział 1

Jeśli nie widzieliście poprzednich postów, zapraszam:
• SM rozdział 5

• oneshot "Jealous Minnie"
• oneshot "Sorry"
• oneshot "Strach"


Pierwszym rozdziałem nowego opowiadania, które już znalazło swoje miejsce w "Wieloczęściowych" kończę dzisiejsze uzupełnianie :D Mam nadzieję, że choć trochę wynagrodziłam Wam brak WSS, na które zupełnie nie mam weny :c
Mam nadzieję, że dokończę i dodam świąteczny oneshot, o jakim wspominałam rok temu... chociaż to nic pewnego.
Pamiętajcie - matura to bzdura -,-

Koreańskie słówka w rozdziale:
• eomeoni - matka/matko

***

Jinki's POV



     - Eomeoni! - warknąłem po raz kolejny tego wieczoru, wcinając się w zdanie rodzicielki.

     Miałem powoli dość ciągłego ingerowania w moje życie. Wcześniej jeszcze to tolerowałem, lecz nawet moja cierpliwość posiadała swoje granice. Czułem, jak się we mnie gotuje, byłem bliski wybuchu. Moi rodzice w wielu sprawach posuwali się daleko, jednak tym razem stanowczo przesadzili. Rozumiałem ich tradycję, ale - na Boga! - żyliśmy w XXI wieku! Szybko zacząłem więc podejrzewać, że niekoniecznie chodziło o tradycję, a o powiększenie majątku, który i tak na obecną chwilę był już spory. Tylko, do cholery, dlaczego moim kosztem?!

     - Jinki-ssi, jeszcze tego nie pojmujesz, ale kiedyś przyznasz nam rację - odpowiedziała formalnym głosem kobieta w średnim wieku. Miała czarne włosy ciasno upięte w kok z tyłu głowy. Ubrana w najlepsze tkaniny, powoli piła ulubioną herbatę w ręcznie malowanej filiżance z porcelany. Jej twarz owiana była niezwykłym opanowaniem, tak trudnym do zburzenia. Podniosła na mnie wzrok brązowych oczu, a ja od razu odwzajemniłem go wzburzonym spojrzeniem.

     - Nie możecie mnie do tego zmusić - oznajmiłem ostrym tonem, po czym rzuciłem sztućce na stół i od niego wstałem.

     Opuściłem jadalnię, zanim siedzący przy kominku ojciec zdołał mnie zatrzymać. Niczym burza pokonałem drogę do swojej sypialni. Wszedłem do środka, a odgłos trzaśnięcia drzwiami rozniósł się po pomieszczeniu oraz zapewne po korytarzu. Przekręciłem klucz w zamku, po czym oparłem plecy o ścianę obok. Próbowałem uspokoić oddech, jednak wściekłość nie uchodziła ze mnie, wręcz przeciwnie. Narastała z każdą chwilą, każdym momentem. Zsunąłem się na zimną, marmurową podłogę oraz objąłem ramionami kolana. Zacisnąłem usta w wąską linię, łypiąc wzrokiem na meble w pokoju. Dębowe, ze złotymi wykończeniami, droższe niż niejedno mieszkanie dla niewielkiej rodziny. Miałem ogromną ochotę się ich pozbyć. Wyrzucić za okno, wyładować złość. Były mi niepotrzebne. Wystarczyły mi zwykłe biurko i szafa. Takie, jakie kupowali inni ludzie. Nienawidziłem spojrzeń rówieśników, którzy uważali mnie za zarozumiałego snoba. Duchem nie należałem do tej grupy społecznej, do grupy bogaczy. Jako jedynak, straciłem dzieciństwo wśród kosztownych prezentów i samotnych dni, bez uwagi rodziców. Rozumiałem ich, oczywiście. Chcieli zapewnić mi przyszłość. Niestety, kosztem czasu, jaki mogli spędzić ze mną.

     Teraz wydawało mi się, że pieniądze całkowicie ich omamiły. Pragnęli więcej i więcej. Skupili się na powiększaniu majątku. Postępowanie mojej matki oraz ojca nie świadczyło o tym, że mieli na uwadze moje szczęście. Czy naprawdę woleli poświęcić swoje jedyne dziecko dla wzbogacenia się? Pociągnąłem nosem, czując napływające do moich oczu łzy. Nigdy w życiu nie potrzebowałem normalności i swobody jak w tamtym momencie. Byłem gotów zamienić wszystkie skarby świata na możliwość decydowania o swoim losie.

     Kiedy nagle w głowie błysnęła mi pewna myśl, uniosłem głowę znad kolan. Nie musiałem tego znosić. Mogłem uciec. Zacząć od nowa. Wstałem z podłogi i skierowałem się do szafy. Otworzyłem jej drzwi, aby wydobyć ze środka jeden z najtańszych, a jednocześnie najwygodniejszych plecaków, jakie posiadałem. Zacząłem szybko chodzić po pokoju i pakować najpotrzebniejsze rzeczy - parę ubrań, dokumenty, oszczędności i tak dalej. Nie omieszkałem wziąć też swoich dyplomów oraz świadectw (kto wie, może w końcu znajdę jakąś dobrą pracę?). Kierował mną dziwny impuls i wielka niechęć do decyzji rodziców. Pragnąłem choć raz im się przeciwstawić - i właśnie to robiłem. Na koniec chwyciłem telefon, natychmiastowo wybierając numer swojego najlepszego przyjaciela. Sekundy oczekiwania dłużyły się niczym godziny. Na moje szczęście, odebrał chwilę później.

     - Yeoboseyeo?

     - Jongie, mam prośbę - mruknąłem. Nałożyłem plecak, po czym ostrożnie uchyliłem drzwi od sypialni. Rozejrzałem się dokładnie, a gdy nikogo nie zauważyłem, opuściłem pomieszczenie.

     - Neh?

     Wziąłem głęboki oddech. Wiedziałem, że wyjdę na desperata.

     - Mógłbym zatrzymać się u ciebie na parę dni?

     - Um, jasne. Nie ma sprawy.

     Odetchnąłem z ulgą.

     - Stało się coś?

     - Sytuacja awaryjna. Opowiem, jak już będę u ciebie.

     - Arasseoyo. W takim razie przyjeżdżaj tutaj szybko, bo jestem ciekawy!

     - Nehh, na razie.

     Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni spodni. Niezauważony przeszedłem przez długi korytarz, później szerokimi schodami w dół, a następnie przebiegłem przez duży hol. Ich elegancja i przepych mnie dobijały. Musiałem się stamtąd wyrwać. Dotarłem do przedsionka, gdzie ubrałem ciepłe buty i kurtkę. Listopad się kończył, co oznaczało nadejście coraz chłodniejszych dni. Nie byłem z tego powodu zadowolony, zawsze wolałem wiosnę czy wczesną jesień, kiedy to było dość ciepło, lecz termometry nie wskazywały ponad trzydziestu stopni Celsjusza.

     Po wyjściu z domu, biegłem. Biegłem tak szybko, jak tylko mogłem. Nie zważałem na chłód, ani na ciemność, jaka panowała wokół. Uliczne lampy prowadziły mnie do mojego celu. Nie oglądałem się za siebie - nie widziałem powodu, dla którego miałbym to zrobić. Zacisnąłem dłonie w pięści oraz przyspieszyłem krok. Chciałem jak najszybciej znaleźć się u Jonghyuna, z dala od moich rodziców. Potrzebowałem czasu, aby to wszystko przemyśleć. Pod ich presją z pewnością nie myślałbym trzeźwo.

     Dotarłem do bloku Jonghyuna w zaskakująco szybkim tempie. Wdrapałem się po schodach na czwarte piętro i stanąłem przed jego mieszkaniem. Nacisnąłem na dzwonek, rozglądając się wokół. Wnętrze nie należało do najnowocześniejszych. Zużyte, żelazne poręcze przy schodach, stare firanki w oknach, obdrapane ściany, w ich rogach można było dojrzeć fragmenty przecieków. Kimkolwiek był właściciel budynku, widocznie o niego nie dbał. Usłyszał stłumione kroki, a po chwili drewniane drzwi się otworzyły i stanął w nich chłopak o jasnobrązowych włosach. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, co natychmiast odwzajemniłem. Gdyby rodzice mnie tu zobaczyli, zapewne zostałbym zamknięty w pokoju otwieranym jedynie z zewnątrz. W Ameryce.

     - Jinki hyung! Wejdź.

     Przepuścił mnie w drzwiach, po czym je zamknął. Odwiesiłem kurtkę na wieszak i - po mało subtelnym przywitaniu się (Jong strasznie uwielbia rzucać się na ludzi) - dałem zaprowadzić się do niewielkiego salonu. Położyłem plecak na wyłożonej chłodnymi płytkami podłodze, a następnie usiadłem na ciemnej, wygodnej kanapie. Kim przycupnął tuż obok. W dłoniach trzymał miskę z popcornem, którą podsunął w moją stronę. Wziąłem garść prażonej kukurydzy i pojedynczo wsuwałem ją do ust. Nowy telewizor, stojący naprzeciwko kanapy, był włączony, a na ekranie migały obrazy jednego z programów rozrywkowych.

     - Dawno się nie odzywałeś.

     Niech nie przesadza. Tydzień to nie tak dawno.

     - Miałem parę ważnych spraw do załatwienia. Wiesz, firma. - Przewróciłem znacząco oczami, na co on wydał z siebie pomruk, który oznaczał, że rozumie. - Jak ci idzie z Miyeon?

     - Aish, mogłoby być lepiej... Ostatnio bez powodu rzuciła we mnie butelką wody i wyszła. Od tamtej pory nie dzwoni ani nie odbiera telefonów.

     - Może jednak coś zrobiłeś? - zapytałem, zaszczycając go spojrzeniem. Wbił we mnie swój zirytowany wzrok.

     - Ja? Niby jak? Jestem chodzącym uosobieniem romantyzmu. Każdy mój ruch jest dokładnie przemyślany. Nie ma takiej możliwości, żebym-

     - A nie chodziło może o to zdjęcie, które dodałeś na twittera? - Uniosłem jedną brew w górę. Dzięki niemu poznałem trochę Miyeon i byłem pewien, że nie zrobiłaby afery o nic. - To z tą dziewczyną, która wrzuciła jej kawałek tteokbokki w dekolt?

     Nastał moment ciszy, co pewnie oznaczało czas myślenia mojego drogiego przyjaciela. W końcu zatrybił, a jego usta opuściło ciężkie westchnienie.

     - Pewnie masz rację - mruknął ze wzrokiem wbitym w podłogę, po czym machnął dłonią i spojrzał w moją stronę. - Mniejsza o mnie. Co się stało?

     Wziąłem głęboki oddech. Miałem nadzieję, że nie osądzi mnie zbyt negatywnie. W końcu to nie było najlepsze rozwiązanie problemu.

     - Uciekłem z domu.

     Okej, jego mina była bezcenna. Otworzył szeroko oczy oraz usta w niedowierzaniu i trwał tak przez kilkanaście sekund. Myślałem, że całkowicie procesor mu się zaciął - co miałem okazję ujrzeć jakieś dwa razy w przeszłości - dlatego szturchnąłem go w miarę mocno. Obudził się z transu, mrugając szybko brązowymi oczami. Starał się cokolwiek powiedzieć, jednak dopiero po kilku próbach udało mu się wyjąkać parę słów.

     - D-d-dlaczego? P-przecież masz w-wszystko!

     Opowiedziałem mu. Od początku do końca. Nie tylko zaistniałą sytuację, ale i moje życie. Uwzględniłem wszystkie wątki, o których do tej pory nie wiedział. Zdania płynęły ze mnie jak krystaliczna woda z górskiego źródełka. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Po raz pierwszy zwierzałem się komuś z każdej rzeczy, jaka dręczyła mnie od dzieciństwa. Jonghyun słuchał mnie uważnie i byłem mu za to ogromnie wdzięczny. Nigdy nie patrzył na mój status, traktował mnie jako równego sobie, a ja odwdzięczałem się tym samym. Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań, przez co nie nudziliśmy się w swoim towarzystwie. Odnalazłem w nim prawdziwego przyjaciela, brata, z którym mogłem dzielić się nawet najgłupszymi obawami czy błahą radością. Mogłem na niego liczyć. Rodzice zawsze kazali obracać się w kręgu bogatych rówieśników, ale to z nim czułem się dobrze. Mimo że nasza przyjaźń rozpoczęła się od internetowych wiadomości, czułem, iż przetrwa wiele długich lat, aż do śmierci.

     Gdy zakończyłem opowieść z najdrobniejszymi szczegółami o mojej dzisiejszej kłótni z rodzicami, odchylił się na kanapie i oparł plecami o jej oparcie. Miskę odłożył pomiędzy nas, po czym spojrzał na mnie niepewnie, jakby nie wiedząc, co powiedzieć.

     - Szczerze? - zapytał. Uniosłem jedną brew w górę.

     - Szczerze.

     - Masz przerąbane.

     Obrzuciłem go zirytowanym wzrokiem. Jakbym tego nie wiedział.

     - Dzięki.

     - Nie, teraz poważnie, hyung. Co masz zamiar z tym zrobić?

     - Nie mam pojęcia - westchnąłem, przygryzając wargę. Aish, dlaczego moje życie było przewrócone do góry nogami? - Ucieczka to nie jest najlepszy pomysł, ale jedyny, jaki mi przyszedł do głowy. Mówienie im, że tego nie chcę, było kompletnie bez sensu. Nic do nich nie dociera. Są niesamowicie przekonani o doskonałości tej decyzji. Jinjja, aż nie mogę w to uwierzyć.

     - Cóż... Popatrz na to z innej strony. Może nie będzie tak źle?

     - Jest źle, Jonghyun. Na pewno nie chciałbyś być tak ograniczony, jak ja jestem w tym momencie... Nie mam pojęcia co robić. To ponad moje siły. Nie jestem doświadczony. Nie wiem, jak miałbym się zachowywać-

     - Dobra, to zróbmy tak - przerwał mi, zmieniając swoją pozycję na kanapie. Siedział teraz po turecku, przodem do mnie. - Śpij u mnie, ile chcesz. Ale musisz zastanowić się, co zrobić. To nie będzie trwać wiecznie. Twoi rodzice w końcu cię znajdą. Musisz pomyśleć, co chcesz im powiedzieć. Bez nerwów, na spokojnie. Może wtedy dotrze do nich, że nie mogą decydować za ciebie.

     Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.

     - Masz rację - powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się do niego. - Zrobimy tak. Ale! Połowę czynszu płacę ja, aby było sprawiedliwie. Nie zgrywaj mi tu miłosiernego Samarytanina.

     - Pff, nawet nie miałem zamiaru... - mruknął, lecz po chwili również wyszczerzył zęby. - Dzisiaj nie mówmy już o tym. Urządźmy sobie męski wieczór.

     - Męski wieczór...? - zapytałem niepewnie i uniosłem jedną brew w górę. Zazwyczaj takie słowa oznaczały jedno - wielką imprezę. - Masz na myśli alkohol i-

     - Nie! - krzyknął. Złapał za pilota, przełączając coś w ustawieniach. Na ekranie pojawiły się listy najróżniejszych piosenek. - KARAOKE!

     Zaśmiałem się głośno, po czym wziąłem poduszkę - która do tej pory leżała spokojnie obok - i uderzyłem nią chłopaka. Naprawdę potrafił mnie pocieszyć, co mogłem dopisać do listy rzeczy, za jakie byłem mu wdzięczny. Miałem nadzieję, że wiedział, co mówi. Znał się na ludziach, częściej przebywał w ich otoczeniu. Ja byłem typem samotnika, który niełatwo nawiązuje nowe znajomości. Z zasady nie otwierałem się przed nikim. Nie pozwalałem nikomu do siebie dotrzeć zbyt blisko. Tutaj Jongie był wyjątkiem. Miałem w nim oparcie wspaniałego przyjaciela. Nie liczyłem na nic więcej. Wystarczyła mi świadomość, iż w każdej chwili mogłem się do niego zwrócić. Teraz, gdy moje życie miało się jeszcze bardziej zmienić, potrzebowałem go jak nigdy dotąd. Musiałem przeciwstawić się rodzicom. Musiałem walczyć o swoją wolność. W końcu nikt - nikt! - nie będzie mi mówił, z kim mam się żenić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz