środa, 22 listopada 2017

FHTL rozdział 3

Nie trzymajmy Was w niepewności :3


Koreańskie słówka w rozdziale:
• mian - przepraszam/sory

***

Taemin's POV



     - Co za popieprzony dzień! - warknąłem, wchodząc do gabinetu znajdującego się na najwyższym piętrze budynku. Siedzący za wykonanym z najlepszego drewna biurkiem, chłopak spojrzał na mnie, a po chwili podniósł się z miejsca, gdy ja ulokowałem swoją osobę z głośnym westchnieniem na stojącej z boku pomieszczenia czerwonej, skórzanej kanapie. Powolnym krokiem wyjął z małego barku butelkę z bursztynowym alkoholem oraz kryształową szklankę. Położył obie rzeczy na niewielkim stoliku tuż przy meblu i usiadł obok mnie. Miałem ochotę się uśmiechnąć, lecz tego nie zrobiłem. Znał moje potrzeby, rozpoznawał, kiedy mój nastrój ulegał zmianie, zawsze wiedział, co czułem. Mimo wyglądania na przyjaciół, nigdy nie byliśmy sobie niewiarygodnie bliscy. Trzymałem go na dystans, na co nie narzekał. Widocznie myślał o mnie podobnie. - Mógłby już się skończyć.

     - Obstawiam, że nie chodzi o przegraną w bilarda? - zapytał, zakładając nogę na nogę. Aish, oddałbym prywatną wyspę, żeby tak było. Wziąłem do jednej ręki butelkę, a do drugiej szklankę i nalałem odrobinę whisky. Przystawiłem krawędź kryształu do ust, aby po chwili poczuć, jak piekąca ciecz spływa przez moje gardło. Nie miałem ochoty na powolną degustację. Szczerze mówiąc, mógł podać coś mocniejszego. Chciałem się upić.

     - Nie - syknąłem. Z racji, iż zaczęło mi się robić gorąco, zrzuciłem wierzchnią marynarkę wykonaną z grubszego materiału. Przygryzłem wargę. W głowie dudniły mi słowa rodziców. - Chodzi o coś wiele gorszego, Key.

     - A więc powiesz czy na złość sobie będziesz milczał? Wiesz, ja tam wiedzieć nie muszę.

     - Hmh - prychnąłem. Zdecydowanie, byliśmy podobni. Również nie namawiałbym go do spowiadania się przede mną. Żyłbym dalej. Westchnąłem i nalałem sobie kolejną porcję alkoholu. - Otóż, żenię się.

     Zasłonił się na moment ręką i, mimo jego powagi, widziałem chochliki w brązowych oczach. Naprawdę, to wcale nie było zabawne. Zmierzyłem go morderczym wzrokiem, po czym wlepiłem spojrzenie w okno po drugiej stronie biura.

     - Która cię zechciała? - zapytał, a ja usłyszałem nutę rozbawienia w jego głosie. Powstrzymałem się od zadania mu lekkiego ciosu z łokcia oraz wypowiedzenia ciętej riposty. Chciałem się mu wygadać, a nie rozpoczynać kłótnię.

     - Ha-ha - mruknąłem pod nosem. - Tak się składa, że to nie był mój pomysł, tylko moich rodziców. Nawet nie wiem z kim się żenię.

     Szczerze mówiąc, pragnąłem współczucia. Nie byłem aż tak bezduszny, za jakiego mnie mieli. Przed Kibumem mogłem się choć trochę otworzyć. Znał parę moich sekretów, a ja jego. Moim zdaniem uczciwy układ.

     Gdy na niego zerknąłem, chochliki zniknęły z ciemnych tęczówek. Wydawał się być zamyślony, lecz wyjątkowo nie potrafiłem nic wyczytać z jego spojrzenia.

     - Jak się z tym czujesz?

     - W sumie... jest mi to obojętne. - Wzruszyłem ramionami, wywołując u niego zdziwienie. - Robią to dla pieniędzy.

     - Mimo wszystko, chyba powinieneś mieć w tej sprawie jakieś zdanie? - zapytał i uniósł jedną brew w górę.

     - Zagrozili mi. Jeśli tego nie zrobię, wyrzucą mnie z domu, a tak się składa, że lubię życie "w willi z basenem". Powiedzieli mi tylko, że to nie jest kobieta. Jak myślisz, to kara za wyznanie im o byciu gejem?

     Rozważałem taką możliwość. Jakiś czas temu ogłosiłem im swoją orientację oraz pozostawiłem w głębokim szoku. Nie odzywali się do mnie przez parę tygodni. Widocznie w tym wypadku robiłem za szansę powiększenia majątku. Miałem to w dalekim poważaniu, chciałem jedynie dostatnio żyć. Lubiłem drogie przyjęcia i ekskluzywne wyjazdy na egzotyczne wyspy. Uwielbiałem budzić się jednego ranka nad błękitnym morzem, a drugiego oglądać spadający śnieg na tle gór. Nie robiłem za pasożyta, wiele razy pomagałem rodzicom w prowadzeniu interesów czy jeździłem z nimi na ważne spotkania. Mimo to, dziedziczyłem jedynie połowę. Druga należała się mojemu starszemu bratu, Taesunowi. Miał charakter po naszej matce, dlatego często nie potrafiliśmy się dogadać. Jako pierworodny miał też większe szanse decydowania o swoim życiu. Ja zostałem zamknięty za metaforycznymi kratami.

     - Czego się boisz, Taemin-ah?

     - Tego, że to może być stary pedofil? W takim wypadku wolałbym mieszkać pod mostem.

     Na krótki moment wywołałem uśmiech na jego twarzy.

     - Nie pozwolisz nikomu wyrzucić się na ulicę, trochę cię jednak znam. Ale... może nie będzie tak źle? Może temu facetowi także zależy na interesach? Niekoniecznie musi być starym, pomarszczonym erotomanem. Może po ślubie każdy z was będzie miał własne ścieżki i będziecie małżeństwem bez zobowiązań?

     Zaśmiałem się, lecz gdy tylko usłyszałem w swoim śmiechu rozżalenie, ucichłem. Naprawdę chciałbym, aby tak było. Czy prosiłem o zbyt wiele?

     - Lepiej, żebyś miał rację... Najgorsze jest to, że dowiedziałem się tego dzisiaj i kompletnie nic nie chcieli mi powiedzieć. Spotkam go dopiero za trzy tygodnie, na balu zaręczynowym. Byłem tak wściekły, że od razu przyjechałem tutaj - wyznałem, przez co przypomniałem sobie o nieprzyjemnej sytuacji sprzed kilkunastu minut. Wskazałem na garnitur. - Jeszcze na dodatek jakiś idiota mnie przewrócił i wylądowałem na brudnym chodniku. To Gucci!

     Jego oczy błysnęły. Podniósł się prędko z miejsca, przodem ustawiając w moją stronę. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.

     - Tylko nie Gucci!



Jinki's POV



     Na drugi dzień wieczorem rozsiedliśmy się z Jonghyunem przed telewizorem. On na kanapie, natomiast ja zająłem miejsce na dywanie. Aktualnie leciał jeden z programów rozrywkowych, jednak żaden z nas nie zwracał na niego pełnej uwagi. Zajęci rozmową, czekaliśmy na przyjście naszych znajomych. Tłumaczyłem mu - mimo niewielkiej wiedzy - jak powinien się zachowywać w stosunku do swojej dziewczyny. To on zdawał się być miłosnym ekspertem, lecz czasem wręcz prosił się o zerwanie. Niekiedy współczułem Miyeon jego brak zainteresowania w niektórych sprawach i nie dziwiły mnie jej pretensje.

     - Kochasz ją w ogóle? - zapytałem wprost. Po co bawić się w domysły? Słyszałem, jak przez chwilę się jąka, aż w końcu wzdycha boleśnie.

     - Nie wiem - odrzekł. - To nie jest to samo, co było wcześniej.

     - To nie lepiej zakończyć ten związek? Jeśli nic do niej nie czujesz, nie rób jej nadziei. Tak będzie lepiej i dla niej, i dla ciebie. Mimi znajdzie sobie kogoś innego, ty również.

     - A ty? Co zrobisz ze swoją sytuacją? - mruknął, a ja wyczułem pewną nutę złości w jego głosie. Najwidoczniej nie uśmiechała mu się opcja oddania dziewczyny komuś innemu. To znaczyło, że wcale nie była mu taka obojętna. Czy to dobrze, czy źle, pewnie okaże się później. - Wydaje mi się, że masz już kogoś na oku, a niedługo odbędą się twoje zaręczyny.

     Uniosłem jedną brew w górę.

     - Kogo niby?

     - Nie udawaj, że nie wiesz. Nasz Hanbinnie zgrywa twardego, ale przy tobie jest niebywale miłym aniołkiem. Można by powiedzieć, że to odwzajemnione uczucie - zaćwierkotał, a ja zapragnąłem go uderzyć.

     - Jakie uczucie? Czy ty siebie słyszysz, czy tylko bzyczy ci w uszach? - burknąłem, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Hanbin jest czasem uroczy, ale nie, nic do niego nie czuję. W każdym bądź razie, na tą chwilę.

     - A więc przyznajesz, że jest w twoim typie!

     Westchnąłem. Czasem miałem wrażenie, iż Jonghyun to stara plotkara.

     - Jest całkowicie w moim typie, ale nie sądzę, aby z tego coś wyszło. Poza tym, najwidoczniej jestem już zajęty.

     Zapadła cisza przerywana odgłosami wydobywającymi się z głośnika telewizora. To małżeństwo było dla mnie trudną sprawą, a Kim nie próbował sobie z tego chamsko żartować. Wręcz przeciwnie, czułem jego współczucie. Obiecał, iż wesprze moją osobę przy każdej podjętej przeze mnie decyzji. To było dla mnie bardzo ważne.

     Gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, Jong podniósł się z kanapy, aby otworzyć je gościom. Zrobił krok w ich kierunku i przystanął. Pochylił się nade mną, po czym poklepał po ramieniu. Odwróciłem głowę w jego stronę.

     - Mian za tą małą złośliwość. Nie martw się, hyung. Możesz na mnie liczyć, ale sądzę, że dasz sobie radę.

     Delikatny, pokrzepiający uśmiech tańczył na ustach chłopaka. Odwzajemniłem ten gest i zwróciłem się ponownie ku ekranowi, kiedy poszedł otworzyć drzwi. Usłyszałem donośny śmiech, na co prychnąłem z zadowoleniem. Nieczęsto mogłem spotkać się z przyjaciółmi. Musiałem poznawać teraźniejszych oraz - być może - przyszłych współudziałowców. Poza tym, rodzice o nich nie wiedzieli. Rzadko kiedy bogaci ludzie chcieli mieć do czynienia z tak zwaną "niższą warstwą społeczną". Nie mówiłem tutaj o egoizmie czy poczuciu wyższości mojego ojca i matki. Te cechy przejawiały się w nich nieznacznie. Organizowali mnóstwo akcji charytatywnych, a także pomagali anonimowo wielu potrzebującym ludziom. Gdyby jednak wiedzieli o moich znajomych, z pewnością zostałbym od nich odcięty, ponieważ "potrzebuję znajomości wśród bogatych rówieśników", aby moja przyszłość nie miała przeszkód w tym bezlitosnym świecie. Jak powiadali, znacznie łatwiej zaufać wspólnikowi, którego zna się od dawna. Lecz ja nie znosiłem tych wszystkich wystawnych przyjęć. Nie czułem się tam dobrze. Znacznie lepiej brzmiał wieczór karaoke z soju niż garnitur i szampan.

     Kilkuosobowa grupa wpadła do salonu jak huragan. Po radosnym przywitaniu oraz krótkich uściskach każdy rozpakował to, co przyniósł (między innymi alkohol czy jakieś przekąski), a później znalazł swoje ulubione miejsce. Ja - oczywiście - usiadłem na podłodze przy nogach Jonghyuna. Obok niego przysiadła Miyeon, a dalej Eunhyuk i Wonsik, którego zwaliśmy Ravi. Tron - czyli fotel - oraz władzę w postaci pilota przejął Seokjin, nasza grupowa gwiazdeczka. Na podłodze po mojej lewej stronie usadowiła się Hyoyeon. Uważałem ją za swoją siostrę, gdyż niezwykle dobrze się rozumieliśmy. Ze względu na podobieństwo zostaliśmy też ochrzczeni przez naszych przyjaciół mianem bliźniaków. Zwykle obok niej siedziała Yoona, jednak dzisiejszego wieczoru nie zjawiła się z powodów rodzinnych. Nie wnikaliśmy na siłę, postanowiliśmy poczekać, aż sama nam powie. Również Kyuhyun się nie pojawił - nocna zmiana w pracy nie pozwoliła mu na takie spotkanie. Natomiast po mojej prawej stronie usiadł nie kto inny jak Hanbin. Przez moment z chłodnym wyrazem twarzy wpatrywał się w ekran telewizora, lecz gdy dotknął swoim ramieniem mojego, odwrócił się w moją stronę. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, a na ustach zagościł malutki uśmiech. Uroczy.

     Wieczór spędzaliśmy tak, jak zwykle, gdy udawało mi się wymknąć z domu. Oglądanie programów rozrywkowych, gry, a po większej dawce alkoholu - karaoke i pokora przed sąsiadami za robienie hałasu. Aktualnie rozsiedliśmy się na podłodze oraz graliśmy w "5 palców". Przy tej grze każdy chował jedną z rąk za swoimi plecami i zaginał palec zgodnie z prawdą. Nie mogliśmy kłamać, znaliśmy się zbyt dobrze. Natomiast kiedy ktoś przegrywał, wypijał kieliszek soju.

     - Zagina palec ten, kto ma ciemnobrązowe włosy - mruknął Jonghyun rozpoczynając, bodajże, dwunastą rundę. Sam miał kosmyki w tym kolorze, jednak był chroniony prawem gry, które zwalniało osobę nakazującą z zagięcia palca. Prychnąłem. Naprawdę, nie miał już co wymyślać.

     Jeden palec.

     Następna była Miyeon. Myślała przez moment, aż nagle uśmiechnęła się przebiegle do innych i spojrzała na mnie, jakby chciała, żeby się na mnie uwzięli. Widziałem w jej oczach wyzwanie.

     - Zagina palec ten, kto kocha kurczaki.

     Zagryzłem wargę, próbując opanować szczerzące się zęby. A to wredna małpa. Oczywiście, żartobliwie mówiąc.

     Drugi palec.

     Błagalnie zerknąłem na kolejną osobę siedzącą po lewej stronie dziewczyny mojego najlepszego przyjaciela. Błysk w oku Hyoyeon nie świadczył o niczym dobrym.

     - Zagina palec ten, kto jest obrzydliwie bogaty - powiedziała, po czym pokazała mi język. Obrzuciłem ją wzrokiem, który ostrzegał: pożałujesz tego, siostro.

     Trzeci palec.

     - Zagina palec ten, kto... hmm... - Ravi udał, że intenstywnie myśli. Wyglądało to nadzwyczaj niecodziennie. W końcu otworzył usta, patrząc na mnie kątem oka. - Ten, kto studiował w Ameryce.

     Czwarty palec. Dzięki, Rav.

     Moja ostatnia nadzieja leżała w rękach Hanbina, którego nadeszła kolej. Tym razem moje błagalne spojrzenie spoczęło na nim, a nawet wydąłem wargę w geście prośby o litość. Jego wzrok mówił "uratuję cię, hyung". Zacząłem powoli dziękować chłopakowi w duchu, lecz, niestety, zbyt szybko się ucieszyłem.

     - Zagina palec ten, kto ma narzeczoną lub narzeczonego.

     Uśmiech zszedł z mojej twarzy, jednakże nie mogłem być na niego zły. Nie wiedział. Jedyną do tej pory, zaręczoną osobą był Eunhyuk hyung. Nie mogłem skłamać, gdyż Jonghyun znał prawdę. Westchnąłem cierpiętniczo.

     Piąty palec.

     - Piję - fuknąłem. Sięgnąłem po swój napełniony alkoholem kieliszek. Kiedy jednak go opróżniłem oraz odłożyłem na miejsce, wszyscy niemal patrzyli na moją osobę jak na Świętego Mikołaja, który jakimś cudem okazał się być prawdziwy. - Co?

     - J-jesteś zaręczony? - wydukał Hanbin, a ja niechętnie przytaknąłem.

     - Dlaczego dowiadujemy się w ten sposób? I kto to jest? - Hyoyeon wydawała się być zła. Nie lubiłem jej wkurzać, ponieważ potrafiła mocno uderzyć, lecz tej sytuacji nie potrafiłem zaradzić. Nie miałem ochoty im o tym mówić, aczkolwiek nie utrzymałbym swojego małżeństwa w tajemnicy na dłuższą metę.

     Przeprosiłem ich oraz opowiedziałem o co chodziło, pomijając szczegóły, które znał tylko Jonghyun. Słuchali mnie uważnie, za co byłem im wdzięczny. Czułem też zawstydzenie z powodu takiego zachowania. Moje lata wskazywały na to, że powinienem być choć odrobinę mądrzejszy. Niestety, nie wytrzymałem presji. Ich zrozumienie było wszystkim, czego potrzebowałem.

     - Co to ma być? Nie mogą kazać ci się ożenić tylko z powodu kasy - mruknęła Hyoyeon. - Te czasy dawno minęły.

     - Nic na to nie poradzę - odpowiedziałem. - Uciekłem z domu, aby pomyśleć, ale nie będę przecież tego robić w nieskończoność. To by było głupie, a w dodatku zawiódłbym rodziców. Nie chcę tego, mimo wszystko wiele dla mnie zrobili.

     - Hyung, masz prawo do własnego zdania. Każdy ma! - Hanbin pociągnął mnie za rękaw bluzki. Jego urocza postawa doprowadzała do szału. W pozytywnym sensie. Uśmiechnąłem się do niego smutno.

     - Każdy, oprócz tych, których uwięziły sidła pieniędzy. Wierz mi, nie jest łatwo się od nich odciąć. Dlaczego na świecie są wojny? Bo panuje chciwość i żądza władzy. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym prowadzić spokojne życie tak, jak wy.

     - Spokojne? Masz na myśli harowanie w pracy, aby ledwo się utrzymać? - zażartował Jonghyun, a ja przytaknąłem.

     - Przynajmniej wiedziałbym, ile jestem wart, zamiast wzbogacać się na pracy matki i ojca.

     Zapanowała cisza przerywana jedynie naszymi oddechami. Nie chciałem wprawić ich w zakłopotanie, ale taka była prawda. Czułem, jakbym żerował na tym, co zdobyli moi dziadkowie, a potem rodzice. Ale... czy to nie wspólne budowanie majątku? Nie, na pewno nie teraz. Miałem wiele wątpliwości i to nie raz. Często nie miałem pojęcia, co począć. Bunt przed ich zdaniem to jedyne, co dawało mi poczucie wolności.

     Przed wyjściem życzyli mi powodzenia. Nie wiedziałem do końca w czym - czy w małżeństwie, czy w ucieczce od niego. Jedyne, co dobrze zapamiętałem, to cisza ze strony Hanbina. Jego zraniony wyraz twarzy. Zaszklone oczy. Zaciśnięte, drżące wargi. A mimo to, zdobył się na delikatny uśmiech oraz pożegnał.

     - To musiało o czymś znaczyć - powiedział Jonghyun zanim położyliśmy się spać.

     Wzruszyłem ramionami, aby przekazać, iż nie byłem do końca przekonany. Mógł mnie lubić, ale nie musiał. Może po prostu było mu przykro - próbowałem sobie tłumaczyć. Nie chciałem się w nim zakochać. To byłoby zbyt bolesne, gdyż postanowiłem przestać zgrywać ofiarę losu oraz przyjąć sytuację "na klatę". Póki nie czułem do niego nic, prócz lekkiego zauroczenia, postanowiłem odciąć się od młodego Kima. Z pozostałymi przyjaciółmi też zapewne nie spotkam się przez jakiś czas. Błagałem ich w myślach o przebaczenie, gdy przykładałem głowę do poduszki. Chciałem odrzucić przykre myśli, co przychodziło mi z trudem.

     - Muszę wypocząć - mruknąłem do siebie, zamykając oczy.

     Zaczynałem stare-nowe życie, które miało stanowić dla mnie priorytet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz