środa, 22 listopada 2017

FHTL rozdział 4

To ostatni rozdział na dzisiaj. Mam nadzieję, że ktoś tu ze mną jeszcze jest :c 

Koreańskie słówka w rozdziale:
• umma - mama
• appa - tata
• -nim - sufiks dodawany do imienia, który w wolnym tłumaczeniu odpowiada naszemu "pan"/"pani"; może być też dodany do innego zwrotu (np. hyungnim), ogólnie oznacza szacunek dla rozmówcy 😂
• mianhae - przepraszam

***


Jinki's POV



     - Umma! Appa! Jestem w domu! - krzyknąłem, gdy tylko przekroczyłem próg. Zamknąłem za sobą drzwi, rzuciłem plecak na marmurową podłogę i zdjąłem kurtkę. Był wczesny ranek, słońce ledwo wstało. Postanowiłem zostawić Jonghyunowi jedynie wiadomość o moim powrocie oraz pieniądze za miesiąc mieszkania u niego, mimo iż przebywałem tam tylko parę dni. Czułem się zobowiązany do pomocy mężczyźnie, gdyż on, nawet nieświadomie, zrobił dla mnie wiele.

     Gdy odwieszałem wierzchnią część odzieży na złoty haczyk, usłyszałem odgłosy prędko stawianych kroków. W krótkim czasie przede mną ukazali się moi rodzice. Tata odetchnął jakby z lekką ulgą, a oczy mamy zaszły łzami. Jej jedwabny szlafrok zaszeleścił, kiedy rzuciła się w moją stronę z moim imieniem na ustach. Objęła rękami moją szyję i mocno przytuliła. Przez moment stałem niczym słup soli. Dopiero po chwili położyłem dłonie na jej plecach oraz odwzajemniłem uścisk. Kobieta odznaczała się niskim wzrostem, dlatego wtuliła twarz w moją klatkę piersiową. Poczułem, jak moczy mi koszulkę. Westchnąłem głęboko i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Mój ojciec zrobił krok w naszą stronę, aby poklepać mnie po plecach z lekkim uśmiechem.

     - Dobrze, że jesteś - powiedział łagodnym głosem. Zawsze odznaczał się spokojem, tak niezwykle potrzebnym w niekiedy niebezpiecznym świecie pędzącym za pieniędzmi.

     - N-nigdy więcej tak nie rób! - zaszlochała umma. Jej ramiona trzęsły się w spazmach płaczu. Puk, puk. Kto tam? Sumienie. Zagryzłem dolną wargę niemal do krwi. Posiadałem zdecydowanie zbyt miękkie serce. - Razem z appą zamartwialiśmy się na śmierć! M-myśleliśmy, że ktoś cię porwał i zgłosiliśmy to na policję! Twój telefon był w-wyłączony i... gdzie ty właściwie byłeś? Uciekłeś? Dlaczego?

     Odsunęła się, aby na mnie spojrzeć. W czekoladowych oczach zatańczył żal. Nienawidziłem krzywdzenia ludzi. Ani fizycznego, ani psychicznego. Nie mogłem ścierpieć, gdy jeden człowiek sprawiał drugiemu zawód oraz rozczarowanie. To nie należało do mojego stylu życia. Jednakże właśnie to zrobiłem. Skrzywdziłem uczucia moich rodziców. Zamiast być ze mnie dumni, na pewno czuli rozgoryczenie.

     W tym samym momencie ze schodów zbiegła młoda dziewczyna. Obcasy jej czarnych pantofelków wydawały charakterystyczny dźwięk, który roznosił się po bogato zdobionym holu. Podbiegła do naszej trójki i, gładząc rąbek czarno-białej, wykończonej falbankami sukienki, ukłoniła się w pas. Zabarwione na jaskraworudy kolor, długie włosy spięła w luźny kok z tyłu głowy. Musiała dopiero wstać, gdyż na bladym policzku dostrzegłem minimalne czerwone ślady odciśnięte przez zagięcia poduszki. Ciemnymi, zasypanymi oczyma błądziła po naszej trójce. Była to pokojówka wynajęta przez moich rodziców, kiedy to jeszcze myśleli, że w ten sposób zmienią moją orientację z powrotem na "właściwą", jeśli tylko ujrzę z bliska młodą, kobiecą urodę. Najwidoczniej gdy się to nie udało (zamiast uznać ją za romantyczny cel, połączyła nas przyjaźń), postanowili mnie ożenić.

     - Dzień dobry - przywitała się z należytym szacunkiem. Mogłem wyczytać z jej twarzy poranną dezorientację, lecz rozpromieniła się, jak mnie ujrzała. - Wstałam, gdy tylko usłyszałam głosy.

     - Niepotrzebnie, Seohyunnie - odpowiedziała z radością moja zapłakana mama. Mimo wszystko, traktowała pracowników bardzo dobrze. Nic dziwnego, że wielu pragnęło dostać posadę w ich firmie (tak, ich; chwilowo nie czułem z nią żadnego powiązania) czy naszym domu. - Ale skoro już wstałaś, zrób nam wszystkim, proszę, herbatę. Później możesz wrócić do łóżka, jeśli masz taką ochotę. Pracowałaś do późna, należy ci się odpoczynek.

     - Tak jest, proszę pani - powiedziała, kłaniając się po raz drugi. Zanim odeszła, spojrzała na mnie. - Dobrze, że Jinki-nim się znalazł.

     Opuściwszy naszą trójkę, zniknęła za rogiem. Powróciłem wzrokiem do mojego taty, który uśmiechnął się łagodnie.

     - Też tak myślimy - szepnął. - Chodźmy do jadalni, musimy pomówić.

     Westchnąłem głęboko w duchu, ale kiwnąłem głową. Gdy tylko się tam znaleźliśmy, zająłem miejsce przy brzegu, obok ojca i naprzeciwko mamy. Wyglądaliśmy, jakbym - znowu - coś przeskrobał, a oni szykowali się do udzielenia mi nagany. Tym razem jednakże atmosfera była inna. Niska kobieta wytarła chusteczką nos. Zaczerwienione oczy ułożyły się w łuki, kiedy posłała mi lekki uśmiech. Rzeczywiście cieszyła się z mojego powrotu. Musiałem okropnie wystraszyć ich swoją ucieczką. Aish, dlaczego moje sumienie gryzło tak mocno?

     - Zadziwiłeś nas swoją postawą, Jinki - zaczął tata. Był to wysoki mężczyzna, zmarszczki ozdabiały jego czoło oraz kąciki oczu, gdy się śmiał. Nie krył siwiejących włosów. Stawiał na naturalność. - I, nie ukrywając, rozczarowałeś. Co prawda, powinniśmy przygotować cię wcześniej, lecz wiem, że wychowaliśmy cię na odpowiedzialnego mężczyznę. Kochamy cię z całego serca. Pragniemy zapewnić ci dobrą przyszłość. Sądzę, że to rozumiesz.

     Pokiwałem głową z mizernym wyrazem twarzy, po czym wbiłem wzrok w stół. Słowa ojca trafiały w samo sedno. Uprzednio zapanowała nade mną wściekłość i nie myślałem trzeźwo. Teraz owe słowa stawały się zbyt sensowne.

     - Jesteś naszym jedynym dzieckiem. Musimy się o ciebie troszczyć - dodała umma.

     W tym samym momencie do jadalni wkroczyła Seohyun z trzema kubkami parującej herbaty. Zdjęła je z srebrnej tacy oraz postawiła po jednym przed każdym z nas, a następnie, gdy podziękowaliśmy, ukłoniła się z gracją i wyszła. Z pewnością wróci do łóżka. Wskazywały na to jej senne oczy.

     - Wszystko, co robimy, jest z myślą o tobie - ciągnęła kobieta. - Twoje dostatnie życie to nasz priorytet. Nie chcemy, aby ci czegokolwiek zabrakło. Może to brzmi, jakbyśmy cię rozpieszczali, ale kto nie chce oddać świata swojemu dziecku?

     Westchnąłem po raz kolejny tego dnia. Wyrzuty sumienia wręcz mną szarpały. Jedyne, co mogłem zrobić, to wynagrodzić im kilka ostatnich dni strachu, przez które przeszli.

     - Jeśli jednak-

     - Dobrze, zgadzam się - przerwałem ich wypowiedzi. Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. - Zgadzam się na to małżeństwo.

     Nastąpiła chwila ciszy. W moim przekonaniu trwała godzinami. Mama spojrzała na siedzącego obok męża, a on odwzajemnił gest. Postanowiłem mówić dalej.

     - Przepraszam za ucieczkę. Chciałem wszystko przemyśleć. Z początku było mi trudno zaakceptować tą sytuację, ale wiem, że zależy wam na moim szczęściu. Chcę tylko poznać moją narzeczoną przed ślubem.

     Pani domu rozpromieniła się w ułamku sekundy. Wstała, podbiegła do mnie i porwała w objęcia.

     - Mój synek jest taki mądry! - zaświergotała, niemal miażdżąc mi kark. Ucałowała moje czoło, po czym odsunęła się, dostawszy nakaz ze strony mężczyzny. - Oczywiście, że poznacie się przed ślubem.

     - Organizowaliśmy wam bal zaręczynowy, ale z powodu twojej nieobecności zawiesiliśmy przygotowania - dodał tata. - Wznowimy je. Cieszę się, że podjąłeś taką decyzję. Jestem z ciebie dumny, synu.

     Wspominałem już, jak bardzo uwielbiałem, kiedy takie słowa padały z ich ust?

     - Tylko... - zaczęła moja matka, w międzyczasie siadając na swoim miejscu. - To nie jest ona. Postanowiliśmy uszanować twoją orientację i-

     Musiałem jej przerwać.

     - Chcecie mi powiedzieć, że żenię się z facetem?

     Niemal szczęka mi opadła. Kompletnie nie miałem pojęcia, jak na to zareagować. Podziękować czy może odwołać swoją zgodę?

     - Nie martw się, nie zawiedziesz się. Wszystko uzgodniliśmy z jego rodzicami. - Upiła łyk herbaty. Rodzicami. A więc nie był zboczonym staruszkiem. O tyle dobrze. - Nie wyraża sprzeciwu. Dzięki temu nasze firmy się połączą i będziecie ubezpieczeni na całe życie. Co będzie pomiędzy wami, to wasza sprawa. Ale może akurat się zaprzyjaźnicie?

     - Może - mruknąłem bardziej do siebie niż do nich. Chyba nie usłyszeli, gdyż tata zabrał głos.

     - Wiem, że będziesz godnie reprezentował naszą rodzinę. Przed tobą pojawią się coraz trudniejsze decyzje, lecz widzę, iż jesteś na nie przygotowany. Dopijmy herbatę i wróćmy do łóżek. Musimy dopełnić przygotowań, więc lepiej, żebyś był wyspany.

     Pokiwał na mnie palcem, jak to miał w zwyczaju, gdy pouczał moją osobę jako kilkuletniego chłopca. Skinąłem głową, a następnie wziąłem do ręki kubek z gorącym naparem. Rozpoznawszy swój ulubiony rodzaj, rozluźniłem się. Zielona herbata działała cuda.

     - Z kim właściwie się żenię?

     Najważniejsza kwestia, a ja zapomniałem o to zapytać. Moje rozgarnięcie osiągało czasem poziom zerowy.

     - Dowiesz się na balu.

     Czyli później odmowa nie wchodziła w grę. Pięknie. Brzmiało jak niezła pułapka, lecz nic nie odpowiedziałem. Nie potrzebowałem kłótni. Oni zapewne także. Teraz powinienem był skupić się na obowiązkach, jakie miały niedługo na mnie spaść. Nie wiedziałem tylko, co okaże się gorsze - związek małżeński czy powolne przejęcie głównych obowiązków w firmie.







     - Nie będę ukrywać. Cholernie trudno jest się do ciebie dodzwonić, wiesz? - W głosie Jonghyuna wyczułem irytację. Gdy odebrałem, na ekranie widniało powiadomienie o ośmiu nieodebranych połączeniach i pięciu esemesach od niego, więc rozumiałem rozdrażnienie.

     - Mianhae, przygotowuję swój... bal zaręczynowy - mruknąłem zgodnie z prawdą. Usłyszałem w słuchawce, jak czymś się krztusi. - Spokojnie, oddychaj.

     - B-bal zaręczynowy? Nie mów mi, że jednak się żenisz! Opętało cię? Jeszcze wczoraj rano nie byłeś pewien, czy wrócisz do domu, a dzisiaj mówisz mi o jakimś pieprzonym balu? To żart?

     - Nie rozumiem twojego oburzenia - mruknąłem. - Miałeś mnie wspierać.

     - N-no i tak będzie! Tylko... sądziłem, że dogadasz się z rodzicami i nie dojdzie do żadnego ślubu.

     Wręcz widziałem, jak wydyma wargi.

     - Doszedłem do wniosku, że muszę dorosnąć. Poza tym, jestem dobrej myśli.

     - Jak możesz być dobrej myśli, gdy chcą cię zeswatać z jakąś babką, której wcale nie znasz?

     - Cóż, moi rodzice okazali się być bardziej wyrozumiali niż na to wyglądają, dlatego za jakiś czas będę mieć, uwaga, męża, a nie żonę.

     Nastała chwila ciszy, po której wydarł się do mojego ucha.

     - Co?! A jeśli to jakiś zboczony staruszek?!

     - Jest młodszy ode mnie - powiedziałem, zaznaczając na palecie kolory, jakie chciałbym ujrzeć na balu. Wziąwszy po uwagę wybór mojego nieoficjalnego narzeczonego, zakreśliłem głęboką czerwień i odcień podchodzący pod brąz. Według mnie idealnie komponował się z czernią. Sam wybrałbym jasne barwy, ale może chłopak miał jakieś mroczne skłonności. Albo stawiał na prostotę i elegancję. Lub wyrażał tym, jaki ma stosunek do naszych zaręczyn. Opcji było wiele.

     - A więc go znasz?

     - Nie. - Oddałem paletę czekającej na nią kobiecie ubranej w czarno-biały uniform. Ukłoniła się, po czym wyszła z mojego małego biura, który robił w firmie rodziców za "tymczasowy". - Poznam go dopiero na balu. Nawiasem mówiąc, ten bal ma jednocześnie być moją imprezą urodzinową. Wyobrażasz to sobie? Piękny prezent, ha ha.

     Zaśmiałem się sarkastycznie. Widocznie podzielał mój nastrój, gdyż usłyszałem z jego strony ciche prychnięcie. Postanowiłem złamać zasadę eleganckiego ubioru i zrzuciłem z siebie grafitową marynarkę. Poluzowałem czarny krawat oraz rozpiąłem dwa górne guziki białej koszuli. Nawet jeśli na zewnątrz szalał jesienny wiatr, w środku budynku panowała nadzwyczaj wysoka temperatura. Nie miałem zamiaru siedzieć kilka godzin w pełnym ubiorze. Jakkolwiek to brzmiało.

     - Więc sam organizujesz sobie imprezę?

     - Może nie do końca sam. Rodzice dopuścili mnie do opcji "wyboru" - uściśliłem, gdyż początkowo nie wyraziłem się do końca jasno. - Wystrój, jedzenie i te sprawy.

     - Na twoim miejscu skakałbym z radości.

     Od razu wyczułem ironię w jego głosie, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy. Odchyliłem się na obrotowym krześle wyłożonym czarną, lśniącą skórą, aby odrobinę się rozprostować.

     - Właściwie dobrze, że zadzwoniłeś. Miałem sam to zrobić wieczorem, ale mnie uprzedziłeś.

     - Jeszcze jakieś świetne nowiny?

     - Tak.

     - Dawaj, zaskocz mnie.

     - Zapraszam cię na moje urodzinowe zaręczyny.

     - Myślisz, że się zjawię?

     - Tak.

     - Ja? Musiałeś mnie z kimś pomylić.

     - Ależ nie. Skoro ja będę musiał wytrzymać, to ty, jako przyjaciel, razem ze mną. Chyba nie nakażesz mi błagać na kolanach?

     - Proszę cię, biedak nie pokaże się wśród śmietanki towarzyskiej. Nie ma mowy, hyung.

     Byłbym głupi, gdybym nie wiedział, iż taka będzie jego odpowiedź. Cóż, moja desperacja zdecydowanie przewyższała zawstydzenie Jonghyuna.

     - Jutro idziesz ze mną kupić garnitur. Nie wywiniesz się. Wybierzesz też coś dla siebie, bez żadnych "ale". Przedstawimy cię jako kogoś obrzydliwie bogatego, hm? Nie możesz mnie zostawić. Obiecałeś.

     Wypomnienie jonghyunowej obietnicy stanowiło moją ostateczną broń. Nasłuchiwałem jego oddechu i niemal widziałem, jak zagryza w zdenerwowaniu wargę. Nie mogłem wytrzymać w miejscu, dlatego wstałem z fotela. Podszedłem do wielkich okien, tak typowych dla biurowców. Z tej wysokości mogłem dostrzec zielone lasy za obrzeżami miasta. Nieraz ośmielałem się porównać je z przejściem do wolności.

     - No... dobrze - powiedział, przełamując się. Tę rundę wygrałem. - Aish, nie wierzę, że się na to zgadzam. Obyś wiedział, co robisz. Jak przyniosę ci wstyd, nie zwalaj winy na mnie.

     - Nic się nie stanie, Jongie! Nie masz prawa tak mówić - zaćwierkotałem ze szczęścia. Naprawdę, kamień spadł mi z serca. - Ratujesz mi życie. Dostałbym zawału, gdybym miał być tam sam. Odwdzięczę się kiedyś, przyrzekam.

     - Zapiszę to sobie. Na razie muszę iść, moja przerwa w pracy się kończy. Napisz mi godzinę i miejsce. Do jutra.

     - Jasne.

     Pozostawało tylko wymyślić mu dobry fałszywy życiorys, lecz w tej chwili nie było mi to dane. Do mojego gabinetu wkroczył mężczyzna, jakiego kojarzyłem tylko z widzenia. Po wymianie powitań, położył na moim biurku kilka kartek. Zerknąłem na nie, a z mojego gardła wydostało się bezwarunkowe westchnięcie. Z hukiem zmuszono mnie, by powrócić do przygotowań.

     Potrawy.




Nobody's POV



     - Wciąż nie wierzę, że dałem się na to namówić.

     Jonghyun po raz kolejny poprawił swój nowo zakupiony krawat. Nie podobało mu się, że Jinki zapłacił za cały garnitur. W ogóle nie odpowiadała mu cena, jaka się przy nim znajdowała. Gdy ją zobaczył, musiał usiąść. Oczywiście miał zamiar zwrócić mu całą wartość, co do wona. Nie tylko za ubranie, ale również za niepotrzebną stylizację włosów oraz subtelny makijaż. Uważał, że jego piękna nie trzeba dopracowywać kosmetykami.

     - Czuję się jak paw - narzekał dalej. - Czy ten fryzjer był konieczny? Chcesz mnie zadłużyć?

     - Tak, był konieczny. Jeśli chcesz być jednym z nich, odpicuj się do perfekcji. Musisz wejść w rolę, skup się - mruknął starszy, ciągnąc go przez korytarze. Na szczęście droga do sali balowej nie była długa. - Musimy ograniczyć twoje spotkanie z moimi rodzicami do minimum. Pamiętasz, kim jesteś?

     - Kim Jonghyun, moja rodzina posiada wielkie kompleksy wypoczynkowe w wielu państwach, głównie europejskich. Zaprzyjaźniliśmy się, gdy studiowaliśmy w Stanach Zjednoczonych. Zarządzanie i muzyka to mój konik. Planuję założyć własną wytwórnię.

     - Świetnie. Tyle wystarczy. Resztę wymyślimy na poczekaniu.

     - Nawet nie wiesz, jak ciężko będzie mi okłamywać twoich rodziców.

     - Uwierz mi, czuję to samo.

     Zatrzymali się przed ostatnim zakrętem, gdy tylko Jinki ujrzał swoich rodziców witających prawdopodobnie ostatnich gości przy wielkich, mahoniowych drzwiach, których krawędzie ozdobiono pozłacanymi, fantazyjnymi motywami. Poczuł szybsze bicie swojego serca.

     - Mogę się wycofać? - szepnął w stronę młodszego dostatecznie głośno, aby go usłyszał i wystarczająco cicho, by starsza para nie zorientowała się o ich obecności.

     - Teraz raczej nie za bardzo.

     - Pomocne.

     - Jak zawsze.

     - Okej. - Wyprostował się oraz wziął głęboki oddech. Przecież to nie tak, że szedł na ścięcie. Najwyżej palnie coś od rzeczy, przez co zrobi z siebie idiotę. Nic wielkiego. - Chodźmy.

     - Może do niego zadzwonić...? - zapytała kobieta w momencie, kiedy zza rogu wyszedł jej syn. Krocząc granitową podłogą, oświetlony nikłym światłem naściennych lamp, młody mężczyzna wyglądał w jej mniemaniu doprawdy olśniewająco. Twarz matki rozpromieniła się od szerokiego uśmiechu, ujawniając tym samym dotychczas zakryte pudrem zmarszczki. Do kącików oczu natomiast wpłynęły dumne łzy. - Jinki, kochanie! Martwiliśmy się, że zmieniłeś zdanie.

     - Ty się martwiłaś - wytknął jej zadowolony, elegancko ubrany mąż. Bal ten stanowił jeden z najważniejszych momentów w życiu jego dziecka, dlatego chętnie skorzystał z wszelkich porad, tym samym pokazując, iż, jak na starszego pana, miał klasę. - Ja byłem w stu procentach pewien, że się pojawi.

     - A kim jest ten młodzieniec? - spytała, ignorując gospodarza. Nie wypadało kłócić się przy gościach. Obserwowała, jak szatyn kłania się w pas z należytą gracją, co w pełni ją zadowoliło.

     - Dobry wieczór, pani Lee - przywitał się chłopak, ująwszy jej dłoń. Złożył na skórze delikatny pocałunek, a następnie z lekkim uśmiechem uścisnął rękę starszego mężczyzny. - Panie Lee.

     - Mamo, tato, to jest Kim Jonghyun. Poznaliśmy się i zaprzyjaźniliśmy, gdy studiowałem w USA.

     - Neh - przytaknął szatyn. - Moja rodzina prowadzi kompleksy wypoczynkowe w kilku europejskich państwach. Obecnie mieszkam z nią w Londynie, lecz od czasu do czasu przyjeżdżam do Korei. Spotkaliśmy się z Jinkim hyungiem mimochodem i zostałem zaproszony na bal. Mam nadzieję, że moja obecność państwu nie przeszkadza?

     - Ależ nie! - zakrzyknęła kobieta. - To dobrze, że mój syn znalazł na studiach przyjaciół. Jednakże nic nam nie mówiłeś...?

     - Nie widziałem takiej potrzeby - odrzekł prędko młody brunet.

     W odpowiedzi jego ojciec kiwnął głową oraz skierował wzrok na nowo poznanego.

     - A więc jesteś młodszy?

     - Tak, panie Lee.

     - Jak się nazywają wasze kompleksy? Czasem wyjeżdżamy do Europy. Może je znam.

     Jonghyun poczuł, jak jego ręce zaczynają się pocić. Zebrał w sobie jak najwięcej silnej woli, aby przypadkiem nie zerknąć ze strachem na przyjaciela. Co miał zrobić? Tego nie przemyśleli. A co, jeśli mężczyzna zechce sprawdzić, jaki to wspaniały kompleks posiadają jego - nawiasem, nieżyjący - rodzice? Zostaną nakryci! Uchylił drżące usta.

     - N-nie mamy jakiejś specyficz-

     W tym samym momencie zza rogu wypadła Seohyun, nieświadomie ratując go z opresji. Podbiegła do czwórki, kłaniając się delikatnie. Parę kosmyków uwolniło się z zawiązanego z tyłu głowy koka i otuliły jej bladą twarz. Wzrok wszystkich padł na dziewczynę.

     - Przyjechało państwo Lee - oznajmiła.

     Na te słowa pan domu porzucił rozpoczęty z Kimem temat. Wziąwszy pod rękę swoją żonę, kazał zaprowadzić ich do uprzednio wspomnianych gości.

     - To oni, Jinki-ah - dodał. - Poczekaj tutaj.

     - Jonghyun może zostać, prawda? - zapytał prędko brunet, zanim zniknęli z pola ich widzenia.

     - Jeśli tylko chcesz.

     Zostali we dwójkę. Młodszy ustawił się tyłem do drzwi, natomiast zdenerwowany jubilat stanął przed nim, przez co korytarz całkowicie pozostał poza zasięgiem jego wzroku. Miał ochotę wyrwać sobie włosy z głowy.

     - Uspokój się i wyjmij tego kciuka z ust - warknął Jonghyun, gdy tylko zauważył, jak brunet z przejęcia przygryza paznokieć. - Będzie dobrze, nie martw się.

     - To nie ty żenisz się z kimś, kogo nie znasz.

     - Też racja. Ale panika w niczym ci nie pomoże. Myśl pozytywnie, sam mi to powiedziałeś - wypomniał. - Wciąż mam nadzieję, że to Hanbin nie mówił nam całej prawdy o sobie.

     - Wierz mi, też o tym pomyślałem.

     Jinki przestępował z nogi na nogę. Nie mógł powstrzymać zdenerwowania. Mimo wszystko, chciał wypaść jak najlepiej przed swoim przyszłym mężem. Nie wiedział, skąd pojawiła się ta nagła potrzeba, lecz pragnął wynagrodzić mu jakoś tę sytuację. W końcu nie tylko on został zmuszony do małżeństwa. Miał nadzieję dogadać się z nim i zostać przyjaciółmi, a z czasem... kto wie? Może jednak coś między nimi zaiskrzy? Im bardziej zagłębiał się w swoje myśli, tym mniejszy odczuwał strach przed spotkaniem. Jego serce zaczęło bić spokojnym rytmem, a na ustach pojawił się lekki uśmiech. Być może dzielili wspólne pasje? Lub chociaż wspólne zainteresowania? Nie mógł z góry go odrzucić.

     Trwałby dalej w zamyślonej pozie, gdyby nie niski głos ojca.

     - Jinki-ah, poznaj swojego narzeczonego, Lee Taemina.

     W chwili, w której się odwrócił, a jego spojrzenie napotkało wzrok czarnowłosego chłopaka, szok niemal odebrał mu władzę w nogach. Jego myśli o zaprzyjaźnieniu się z przyszłym mężem odeszły w zapomnienie. Zastąpił je czysty gniew oraz rozczarowanie. Słowa "prymityw" oraz "hołota" rozbrzmiały ponownie w głowie bruneta. Nie. To nie mogła być prawda.

     Jednocześnie uchylili usta.

     - To ty?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz