poniedziałek, 28 sierpnia 2017

WSS rozdział 18

Bez zbędnych słów, zapraszam do czytania~

Koreańskie słówka w rozdziale:
• jinjja - naprawdę
• neh - tak
• aniyo - nie

***

Jonghyun's POV



     Podskoczyłem na swojej imitacji łóżka, gdy drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły, a następnie zamknęły z hukiem. Key wpadł do środka, od razu chwiejnym krokiem zmierzając do łazienki. Na jego twarzy zauważyłem grymas zdenerwowania, dlatego postanowiłem sprawdzić, co się stało. Nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu, gdyż chłopak zostawił uchylone drzwi. Mimo wszystko, zapukałem dla pewności. Nie miałem masochistycznych myśli, dziękuję. Wolałem żyć bez guzów na głowie.

     Odpowiedziała mi cisza przerywana łapczywym łapaniem powietrza. Zaalarmowany, wkroczyłem pewnie do łazienki. Blondyn, lekko pochylony, jedną ręką trzymał brzeg umywalki, a drugą złapał się za gardło. Widocznie zbladł. Natychmiast znalazłem się przy nim i objąłem dłonią w pasie.

     - Bummie, oddychaj powoli. No, dalej. Wdech, wydech. - Delikatnie odsunąłem jego grzywkę, aby móc dojrzeć twarz chłopaka. Szybko wciągał ustami powietrze. Gdy przymknął powieki, z kącików jego oczu popłynęły łzy. - Już dobrze. Jestem tutaj.

     Czekałem kolejne sekundy, aż się uspokoi, po czym wyciągnąłem go z obskurnego pomieszczenia. Finalnie osunął się na podłogę, a ja wraz z nim. Odzyskał miarowy oddech w miarę szybko, jednakże moje zaniepokojenie nie zniknęło. Widziałem w dzieciństwie jego atak astmy. To zdarzenie wyryło się głęboko w mojej pamięci. Czułem wtedy cholerną bezradność, dlatego od tamtego momentu studiowałem wszelkie informacje, które mogły pomóc mi w ewentualnej opiece nad Kimem. Tym razem ewidentnie był to początek jednego z nich, lecz zdołaliśmy go prędko opanować.

     - Poczekaj - powiedziałem, zanim Key zdołał wtulić się we mnie na dobre. Wstałem i powędrowałem szybkim krokiem do okna, które lekko uchyliłem. Była zimowa noc, więc nadmiar lodowatego powietrza mógłby mu tylko zaszkodzić. Wróciłem do chłopaka, aby z powrotem objąć go ramionami. Powoli wdrapał się na moje kolana. Postanowiłem przerwać nić niewiedzy. - Co się stało?

     - Nic, nieważne - mruknął w moje ramię, a ja zmarszczyłem brwi. Chyba nie myślał, że mu w to uwierzę?

     - Bummie, mnie nie oszukasz. Chcę tylko-

     - Rozumiem, hyung. I naprawdę, bardzo to doceniam. - Podniósł załzawione oczy. Słyszycie to? To odgłos mojego łamiącego się serca. Nienawidziłem widzieć młodszego w takim stanie. - Ale to ciebie nie dotyczy.

     - Mieszkasz w moim pokoju. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Miałeś atak w mojej obecności. Płaczesz. To automatycznie mnie dotyczy - wyjaśniłem. Przez rumieniec, jaki ozdobił jego delikatną twarz, miałem ochotę pisnąć. Aish, jinjja. Jakim cudem on był tak cholernie uroczy? - Proszę, powiedz mi.

     Dobre parę minut zajęło mu podjęcie decyzji, aczkolwiek czekałem cierpliwie. Głaskałem go po miękkich włosach z zamiarem uspokojenia. Zależało mi na jego zaufaniu. Zależało mi na nim. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym pozwolił mu zmagać się samemu z problemem, który doprowadził do niebezpiecznych duszności.

     - Pokłóciłem się z Woohyunem - burknął w końcu. Poczułem rosnącą wściekłość. Zanim jednak zdążyłem zapytać, jaki był tego powód, kontynuował. - Powiedział coś, czego nie powinien. Po tym, co mu opowiadałem, nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę z jego ust tak okropne słowa. Postawiłem się, ale on tego nie rozumiał. Myślałem, że rozpętam tam piekło. W trakcie poczułem, jak nagle... moje gardło się zaciska i ledwo mogłem wziąć oddech. Wróciłem tutaj. Resztę znasz.

     Postanowiłem nie zadawać więcej pytań. Wystarczająco się przede mną otworzył. Jeśli zechce, powie mi więcej w swoim czasie, prawda? Zwyczajnie przysunąłem go bliżej, a gdy położył głowę w zagłębieniu mojej szyi, ja ułożyłem na niej policzek. Nie wiedziałem, ile tak siedzieliśmy. Pięć minut? Pół godziny? Godzinę? Całkowicie straciłem poczucie czasu. Przyjemne, bijące od niego ciepło działało kojąco i niemal miałem ochotę odsunąć go o milimetry, aby móc ponownie zasmakować jego ust, lecz chłodne, delikatne powiewy powietrza skutecznie ostudzały mój ognisty zapał oraz jeszcze bardziej płomienne myśli.

     - Chodźmy spać, porozmawiamy jutro, neh?

     Kiwnął głową na znak zgody. Pomogłem mu wstać i zaprowadziłem do łazienki, po czym podałem jego koszulkę oraz spodnie. Zaczekałem na zewnątrz - nie miałem zamiaru naruszać jego prywatności (cough przynajmniej nie teraz cough). Po półgodzinnym leżeniu zerknąłem w prawo. Drzwi się uchyliły, a Kibum z grobową miną wyszedł z pomieszczenia. Ubrania rzucił na losową półkę w szafce, co raczej było rzeczą niecodzienną. Uniosłem brew w górę, podnosząc się do siadu. Opadł jak kłoda na swoje łóżko; twarzą uderzył w poduszkę. Usłyszałem pomruk zniechęcenia, na co prychnąłem cicho.

     - Problemy egzystencjalne?

     - Nienawidzę kłótni - mruknął, choć ledwo go dosłyszałem.

     - Ohh... Chcesz się wygadać? - zaproponowałem i udałem, że poprawiam niewidzialne okulary na nosie. - Psycholog Kim Jonghyun cię wysłucha.

     Gdy uniósł się na łokciu i zerknął w moją stronę, poklepałem swoje kolana z szerokim uśmiechem. Widocznie starał się ukryć ten sam gest, ponieważ przygryzł dolną wargę zaraz po tym, jak kącik jego ust drgnął.

     - Kusząca propozycja, prawda? Indywidualna rozmowa z seksownym psychologiem. To jedyna taka okazja. Nie możesz jej przegapić - dodałem, zmuszając go tym samym do cichego chichotu. Powoli wstał ze swojego łóżka i, jakby nieśmiało, podszedł do mojego. Popatrzywszy na mnie krytycznie, krzyżował ramiona na klatce piersiowej. Musiałem wyglądać jak szczeniak, kiedy spoglądał na mnie z góry. Ba, sam się tak poczułem.

     - A więc... co masz mi do powiedzenia, doktorze Kim?

     - Chyba to ja powinienem o to najpierw zapytać. Jeśli mi nie powiesz, nie wystawię odpowiedniej diagnozy i nie podejmę odpowiedniego leczenia.

     Ponownie się uśmiechnął, co po raz kolejny zabiło mnie od środka.

     - Na razie pacjent nie chce nic mówić. Co z tym zrobisz?

     Wyszczerzyłem się, gwałtownie łapiąc go za rękę oraz ciągnąc w swoją stronę. Ze stłumionym okrzykiem wylądował na pościeli. Wiecie, jakie to uczucie, kiedy obiekt twoich westchnień leży w twoim łóżku? Nie? Otóż, bardzo przyjemne. Na tą myśl mój uśmiech pogłębił się i nawet nie poczułem żartobliwego uderzenia.

     - Yah! Który psycholog tak robi? I co to właściwe miało znaczyć? - zapytał, udając obrażonego. Przysięgam, nikt nie potrafiłby się oprzeć temu uroczemu grymasowi.

     - To oznacza propozycję spania we dwójkę. Emocje opadną, będzie cieplej, wygodniej i przyjemniej niż samemu - wyjaśniłem.

     Jego twarz ani trochę nie wyrażała chęci. Prędzej, jakby chciał zadzwonić do psychiatryka, aby ktoś stamtąd po mnie przyjechał. Auć.

     - Już ja wiem, o co ci chodzi - powiedział, a mnie przeszedł dreszcz. To raczej niemożliwe, aby wiedział o moich uczuciach. Moje policzki okryły się czerwienią, a sam przez moment chciałem zapaść się pod ziemię. Mogłem oczekiwać wszystkiego. Nie przygotowałem się na odrzucenie. - Zimno ci i chcesz mnie wykorzystać jako dodatkowy koc, pf.

     Szczerze mówiąc, kamień spadł mi z serca, a jednocześnie byłem odrobinę zawiedziony. Nie chciałem, aby on mi o tym mówił. Pragnąłem samemu mu to przekazać. Tylko jeszcze nie teraz. Mój zawód z kolei spowodowany był faktem, iż najwidoczniej nie domyślał się, jakie żywiłem wobec niego uczucia. Postanowiłem więc odrobinę go naprowadzić. Musiałem tylko obmyślić jakiś plan.

     - Chcę cię wykorzystać w inny sposób - mruknąłem, obserwując jego reakcję.

     Zmrużył oczy i ściągnął brwi do dołu. Automatycznie cofnął się, gdy wyciągnąłem w jego stronę rękę. Był jednak zbyt wolny, dzięki czemu zdołałem zacisnąć palce na jego przedramieniu. Szarpnąłem chłopaka w swoją stronę. Ze zduszonym krzykiem upadł na łóżko, a ja z uśmiechem odciąłem mu wszystkie drogi ucieczki. Zadrżał pode mną i zamrugał parę razy, jakby nie dowierzał, co się właśnie działo.

     - Czego chcesz? - szepnął zdecydowanie zbyt cicho.

     Nie miałem za cel go przestraszyć. Znaczy... Aż tak. Uniosłem dłoń. Zauważyłem, jak zamyka oczy, jakby oczekiwał ciosu. Głupek. Myślał, że potrafiłbym go uderzyć? Okej, tamto to był jedyny raz, lecz nie miałem wyboru. Nigdy więcej to się nie powtórzy. Nawet, jeśli by mnie do tego zmuszano.

     Delikatnie pogłaskałem blady policzek Key. Otworzył jedno oko i w odpowiedzi otrzymałem zmieszane spojrzenie. Posłałem mu łagodny uśmiech, po czym wygodnie ułożyłem głowę na jego klatce piersiowej.

     - Będziesz moją poduszką.

     Przez krótki moment mogłem napawać się jego słodkim zapachem. Później jednak poczułem uderzenie i spadłem na podłogę. Nie chciałem czuć dumy, lecz ona mnie wręcz rozpierała. Dzięki moim ćwiczeniom stawał się silniejszy. Nie ignorował mnie za plecami, dawał z siebie wszystko. Miałem nadzieję, że psychicznie był równie silny. Tutaj stanowiło to podstawę.

     - Jesteś okropny - burknął, gdy podniosłem się do siadu oraz  oparłem łokcie o brzeg łóżka. Wyszczerzyłem zęby.

     - Przecież nic złego nie zrobiłem. - Wydąłem wargi. - Chciałem tylko spędzić z tobą trochę czasu. Ostatnio tylko Woohyun się liczył.



Key's POV



     Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Szybko przeanalizowałem kilka minionych dni i z zażenowaniem odkryłem, iż miał rację. Nie chciałem sprawić mu przykrości. Po prostu wyznanie uczuć pod wpływem chwili oraz odrzucenie nie stanowiło części mojego planu. Najwidoczniej przez to nieświadomie odsunąłem się od niego. Zagryzłem wargę.

     - Um... Spiskowaliśmy? - rzuciłem w odpowiedzi.

     - Przeciwko komu?

     - Tobie.

     - Aishh...

     Gwałtownie wstał, po czym rzucił się na mnie niczym wygłodniałe zwierzę na swoją ofiarę. Jego dłonie powędrowały na moje boki, przygotowując się do wyciągnięcia ostatecznej broni. Łaskotek. Wspominałem już, jak bardzo ich nie cierpię? Nic nie mogłem poradzić na to, że byłem na nie zbyt wrażliwy. Zacząłem więc płakać ze śmiechu i błagać o litość. Jego usta rozpięły się w złowieszczym uśmiechu, lecz po wystarczająco długiej, jak dla mnie, chwili postanowił odpuścić. Dyszałem ciężko, jakbym właśnie przebiegł maraton lub... mniejsza o to.

     - Nadal będziesz spiskował? - zapytał, unosząc jedną brew w górę.

     - A-aniyo. - Potrząsnąłem prędko głową. Zdecydowanie wystarczyło mi tych tortur. Na dłuuuugie lata. - Proszę, więcej nie.

     Przewrócił oczyma i odsunął się ode mnie, a ja odetchnąłem z ulgą.

     - Ale zostaniesz ze mną?

     Spojrzałem na Jonghyuna z dołu, gdy tylko usłyszałem jego głos. Przez chwilę mierzyłem go wzrokiem. Dostałem wyrzutów sumienia za zbicie psa.

     - C-co to za głupie pytanie? - wydukałem. Moje policzki oraz uszy z pewnością pokryły się czerwienią, ale uparcie patrzyłem w te szczenięce oczy. - M-mam swoje łóżko, dziękuję.

     - Niekoniecznie o łóżko mi chodzi - mruknął, a gdy uniosłem brew do góry, kontynuował. - Cokolwiek się stanie, będziesz ze mną, prawda? Nie odwrócisz się?

     Zamrugałem, jakbym miał przed sobą certyfikowanego głupka. Czy on siebie w ogóle słyszał? Wiedział, jak absurdalnie brzmiało to w jego ustach?

     - To chyba ja powinienem o to pytać - prychnąłem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Wziąłem głęboki oddech. - Po tym, co widziałeś w święta? Nadal boję się, że zmienisz zdanie i... znienawidzisz mnie.

     Niby zwykłe słowa, a tak trudno przechodziły przez moje gardło. Nie dopuszczałem do siebie opcji - lub raczej nie chciałem dopuścić - że pewnego dnia Jonghyun może odwrócić się do mnie plecami i starannie obrać drogę w przeciwnym kierunku. Zniszczyłoby mnie to całkowicie. Był jedyną osobą, której bezgranicznie ufałem.

     Musieliśmy chyba czegoś przypadkiem się nawąchać, gdyż w kolejnej sekundzie chłopak obejmował mnie mocno wokół ramion, a ja oplotłem go rękami w pasie oraz przycisnąłem bliżej siebie. Żaden z nas nie miał zamiaru puszczać. To utwierdziło mnie w przekonaniu, iż moje obawy były zbędne. Nie mogłem w niego wątpić. Właśnie! Przecież mu ufałem.

     - Na zawsze razem, nie? - Zaśmiał się, przypominając naszą dziecięcą obietnicę. Ochoczo pokiwałem głową.

     - A nawet i dłużej - dodałem, po czym połączyłem nasze małe palce u dłoni.

     Niby niewiele, lecz czasem wystarczył jeden drobny gest, aby uszczęśliwić człowieka. Aby podnieść go na duchu. Aby uwierzył w swoją wartość. Aby szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Potrzebowałem takiego odświeżenia. Prędko zapomniałem o przykrym incydencie z Woohyunem. Jonghyun wynagradzał to swoją obecnością. Pozwoliłem, po obowiązkowym, krótkim marudzeniu, ułożyć się z powrotem na pościeli oraz wykorzystać jako poduszkę do przytulania. Oczywiście, nie miałem nic przeciwko. Sam czerpałem z tego korzyści. Któż nie pragnął poczuć choć odrobiny jego ciepła? Lub usłyszeć równomiernego, kojącego bicia serca? Te dwie zmiksowane ze sobą rzeczy stanowiły aktualnie moją osobistą kołysankę, która po raz kolejny przeniosła mnie w świat snów i marzeń. Tam, gdzie byłem odważniejszy. Tam, gdzie nic złego nie mogło mnie dosięgnąć. Nim jednak całkowicie odpłynąłem, poczułem na głowie delikatny pocałunek.

     - Dobranoc.

     Dopóki trwał przy mnie, wiedziałem, że nic mi się nie stanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz