Dedykacje:
specjalna dedykacja dla Weroniki: mam nadzieję, że wyjazd był udany! :) Mój prezent, jakim jest ten rozdział, trochę się opóźnił, ale zawsze lepiej później niż wcale :)
dla Kimiko: gadając z Tobą nie mogę powstrzymać się, by nie walnąć czegoś głupiego w opowiadaniu xD Tak dobrze mi się z Tobą rozmawia :D Mam nadzieję, że kiedyś wcielimy w życie opowiadanie OnTae, którzy wychowują kota i świnki, mieszkając na farmie xD
specjalna dedykacja dla Weroniki: mam nadzieję, że wyjazd był udany! :) Mój prezent, jakim jest ten rozdział, trochę się opóźnił, ale zawsze lepiej później niż wcale :)
dla Kimiko: gadając z Tobą nie mogę powstrzymać się, by nie walnąć czegoś głupiego w opowiadaniu xD Tak dobrze mi się z Tobą rozmawia :D Mam nadzieję, że kiedyś wcielimy w życie opowiadanie OnTae, którzy wychowują kota i świnki, mieszkając na farmie xD
→←→←→←→←→←→←→←→←→←→
Z samego rana patrzyłem na twarz chłopaka, smacznie śpiącego obok mnie. Promienie dopiero wschodzącego słońca padały na jego delikatną twarz. Długie czarne rzęsy, idealne usta, zgrabny nosek, w który od zawsze lubiłem go całować z zaskoczenia. Robił wtedy dziwne miny, śmiesznie się krzywiąc. Miałem niezły ubaw. Wrzeszczał, że następnym razem mnie zabije, ale nawet nie potrafił dogonić mistrza sprintu, Jonghyuna. Ach, ten Kibum.
Nagle pod naszym oknem rozbrzmiał bardzo głośny dźwięk dzwonka, oznaczającego zbiórkę dla każdej grupy. Ja już się przyzwyczaiłem, jednak Key drgnął przestraszony, otwierając kocie oczy. Uniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju, niezupełnie kontaktując. Jego oddech przyspieszył, jak gdyby zobaczył ducha.
- Spokojnie. - Pogłaskałem go po nagich plecach, wywołując u niego gęsią skórkę. Uśmiechnąłem się, kiedy zadrżał. Był taki delikatny. To, że tu przyszedł, musiało być dla niego tragedią. Spojrzał na mnie z chęcią mordu.
- Co to było?
- Moja ręka.
- Nie to! Ten dźwięk!
- Dzwonek na zbiórkę - odpowiedziałem, zataczając palcem małe kółka na linii jego kręgosłupa.
- Zbiór... Przecież ja nawet nie wiem, gdzie mam iść!
Jego dłonie spoczęły na bladych policzkach, dokładnie je zakrywając. Zaczął się rozglądać, kompletnie nie potrafiąc zorganizować. Zaśmiałem się pod nosem.
- No i co cieszysz gębę, niedorobiona jaszczurko? - rzekł wściekle, patrząc na mnie spode łba. - Zabieraj te zboczone łapy!
Odkręcił się do mnie przodem i próbował wbić w łóżko za ramiona. Jako że byłem silniejszy, to złapałem go w pasie i przekręciłem tak, że to ja nachylałem się nad nim. Przywdziewając uroczy uśmiech na twarz, poruszyłem dwukrotnie brwiami chcąc pokazać, jak ta sytuacja wygląda.
- Spadaj, muszę iść. Tobie też radzę, jeśli nie chcesz dostać od 'górki' - mruknął pod nosem, odwracając wzrok w innym kierunku, byleby na mnie nie patrzeć. Ku jego zdziwieniu i jeszcze bardziej zaczerwienionej twarzy, pochyliłem się nad jego uchem.
- Możemy złamać trochę reguł, co ty na to? - szepnąłem, a następnie lekko przygryzłem jego płatek, wywołując u przyjaciela drżenie na całym ciele. Zaczął niekontrolowanie wymachiwać rękami.
- Co ty sobie myślisz, napalona skamielino?! Puść mnie!
Po tym, jak dostałem w klatkę piersiową, wprost musiałem się odsunąć. Myślałem, że po ostatniej akcji rana się wygoiła, lecz dała o sobie znać. Złapałem się za bolące miejsce, odruchowo delikatnie naciskając mostek i marszcząc brwi. Cicho syknąłem po nosem. Kibum podniósł się do siadu i myśląc, że udaję, prychnął pod nosem.
- Jak zwykle, świetny aktor. - Klasnął w dłonie.
- Nie tak świetny jak ty.
Rozmasowałem powoli lekkie zaczerwienienie, wydostając się spod ciepłej kołdry. Początek lata początkiem lata, ale takiej duchoty to w tym okresie jeszcze nie było. Key zerknął na mnie, wstając z posłania, jednak nagle na nie wrócił, uważnie przyglądając się mojej klatce piersiowej. W pewnym momencie zamarł.
- Co ci się stało?! - pisnął z przerażeniem. Odsunął moje dłonie z torsu i bardziej się przyjrzał. - Wczoraj nie zauważyłem tego szwu! Co to ma być?!
- Mała bitka, nic ważnego - mruknąłem, nie za bardzo chcąc o tym rozmawiać. - Lepiej szykuj się, bo się spóźnisz. I w dodatku najpierw leć po swój plan zajęć i dowiedz się z jaką grupą masz.
- Gdyby nie to, że się spieszę, śpiewałbyś jak nut.
Na powrót zszedł z łóżka, kierując się do naszej starej, drewnianej szafy, którą o dziwo jeszcze nie zajęły się mole, termity czy inne robale. Otworzył drzwiczki i wyjął czarne rurki, a także białą koszulkę. Już miał ściągać spodnie od piżamy, kiedy się odezwałem.
- No, no. To jesteśmy na takim etapie, że się przy mnie rozbierasz?
Spojrzał na moją osobę rozdrażniony i z przekleństwem na ustach zniknął w łazience. Zaśmiałem się pod nosem, a następnie sam przebrałem. Długie spodnie moro były dość wygodne, pomijając szelki, zwisające spokojnie po bokach. Kolejna biała koszulka leżała pięknie złożona w kostkę i od razu domyśliłem się kogo to sprawka. Założyłem ją i biorąc ze sobą bluzę i pas, wyszedłem z pokoju.
Nagle pod naszym oknem rozbrzmiał bardzo głośny dźwięk dzwonka, oznaczającego zbiórkę dla każdej grupy. Ja już się przyzwyczaiłem, jednak Key drgnął przestraszony, otwierając kocie oczy. Uniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju, niezupełnie kontaktując. Jego oddech przyspieszył, jak gdyby zobaczył ducha.
- Spokojnie. - Pogłaskałem go po nagich plecach, wywołując u niego gęsią skórkę. Uśmiechnąłem się, kiedy zadrżał. Był taki delikatny. To, że tu przyszedł, musiało być dla niego tragedią. Spojrzał na mnie z chęcią mordu.
- Co to było?
- Moja ręka.
- Nie to! Ten dźwięk!
- Dzwonek na zbiórkę - odpowiedziałem, zataczając palcem małe kółka na linii jego kręgosłupa.
- Zbiór... Przecież ja nawet nie wiem, gdzie mam iść!
Jego dłonie spoczęły na bladych policzkach, dokładnie je zakrywając. Zaczął się rozglądać, kompletnie nie potrafiąc zorganizować. Zaśmiałem się pod nosem.
- No i co cieszysz gębę, niedorobiona jaszczurko? - rzekł wściekle, patrząc na mnie spode łba. - Zabieraj te zboczone łapy!
Odkręcił się do mnie przodem i próbował wbić w łóżko za ramiona. Jako że byłem silniejszy, to złapałem go w pasie i przekręciłem tak, że to ja nachylałem się nad nim. Przywdziewając uroczy uśmiech na twarz, poruszyłem dwukrotnie brwiami chcąc pokazać, jak ta sytuacja wygląda.
- Spadaj, muszę iść. Tobie też radzę, jeśli nie chcesz dostać od 'górki' - mruknął pod nosem, odwracając wzrok w innym kierunku, byleby na mnie nie patrzeć. Ku jego zdziwieniu i jeszcze bardziej zaczerwienionej twarzy, pochyliłem się nad jego uchem.
- Możemy złamać trochę reguł, co ty na to? - szepnąłem, a następnie lekko przygryzłem jego płatek, wywołując u przyjaciela drżenie na całym ciele. Zaczął niekontrolowanie wymachiwać rękami.
- Co ty sobie myślisz, napalona skamielino?! Puść mnie!
Po tym, jak dostałem w klatkę piersiową, wprost musiałem się odsunąć. Myślałem, że po ostatniej akcji rana się wygoiła, lecz dała o sobie znać. Złapałem się za bolące miejsce, odruchowo delikatnie naciskając mostek i marszcząc brwi. Cicho syknąłem po nosem. Kibum podniósł się do siadu i myśląc, że udaję, prychnął pod nosem.
- Jak zwykle, świetny aktor. - Klasnął w dłonie.
- Nie tak świetny jak ty.
Rozmasowałem powoli lekkie zaczerwienienie, wydostając się spod ciepłej kołdry. Początek lata początkiem lata, ale takiej duchoty to w tym okresie jeszcze nie było. Key zerknął na mnie, wstając z posłania, jednak nagle na nie wrócił, uważnie przyglądając się mojej klatce piersiowej. W pewnym momencie zamarł.
- Co ci się stało?! - pisnął z przerażeniem. Odsunął moje dłonie z torsu i bardziej się przyjrzał. - Wczoraj nie zauważyłem tego szwu! Co to ma być?!
- Mała bitka, nic ważnego - mruknąłem, nie za bardzo chcąc o tym rozmawiać. - Lepiej szykuj się, bo się spóźnisz. I w dodatku najpierw leć po swój plan zajęć i dowiedz się z jaką grupą masz.
- Gdyby nie to, że się spieszę, śpiewałbyś jak nut.
Na powrót zszedł z łóżka, kierując się do naszej starej, drewnianej szafy, którą o dziwo jeszcze nie zajęły się mole, termity czy inne robale. Otworzył drzwiczki i wyjął czarne rurki, a także białą koszulkę. Już miał ściągać spodnie od piżamy, kiedy się odezwałem.
- No, no. To jesteśmy na takim etapie, że się przy mnie rozbierasz?
Spojrzał na moją osobę rozdrażniony i z przekleństwem na ustach zniknął w łazience. Zaśmiałem się pod nosem, a następnie sam przebrałem. Długie spodnie moro były dość wygodne, pomijając szelki, zwisające spokojnie po bokach. Kolejna biała koszulka leżała pięknie złożona w kostkę i od razu domyśliłem się kogo to sprawka. Założyłem ją i biorąc ze sobą bluzę i pas, wyszedłem z pokoju.
***
Chciałem się zapaść pod ziemię, chociaż właściwie bez powodu. Obaj jesteśmy facetami, prawda? I to on przez całą noc paraduje jedynie w bokserkach. Lecz przez tą jego nagłą śmiałość, robiłem się czerwony i wprost musiałem schować się w tej paskudnej łazience. Z niesmakiem przebrałem się szybko i spojrzałem w przybrudzone lustro. Niesforna blond grzywka opadała mi falami na czoło, a moje oczy wydawały się strasznie zmęczone, mimo że wcale tak się nie czułem. Wróciłem po swój zestaw w nagłych przypadkach (przy okazji zauważając nieobecność Jonghyuna) i doprowadziłem się do względnego ładu. Po raz kolejny wbiłem wzrok w swoje odbicie. Uznałem, że wyglądam całkiem nieźle. Musiałem zrobić coś z tą nudną fryzurą, jednak w innym terminie.
Wylazłem po jakichś dwudziestu minutach, co było dla mnie rekordem i natychmiast wybiegłem z tej ruiny. Nie wiedziałem co robić, gdzie iść i do kogo. Zacząłem rozglądać się po okolicy. Grupki chłopaków już od dawna zawzięcie trenowali i biegali. Chciałem wyłapać jakieś znajome twarze, ale nie było mi to dane. Nikogo nie znałem. Sami obcy.
- Annyeong, Key~!
Nagle zza pleców wyskoczył mi ten kruchy blondynek, śmiejąc się wesoło. Nie powiem, wystraszyłem się. Chociaż kto mnie zna ten wie, że to bardzo łatwe.
- Cześć, Taemin. - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że ci kogoś przedstawię?
- Ne. - Kiwnąłem głową, dopiero zauważając osobę stojącą obok niego.
- To jest Lee Jinki.
- Wolę Onew. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą serdecznie uścisnąłem.
- Kim Kibum. Dla przyjaciół Key. - Uśmiechnąłem się, a następnie szybko zlustrowałem go wzrokiem.
Mężczyzna miał łagodny wyraz twarzy, przyjazne oczy i radosny uśmiech. Jego średniej długości jasnobrązowe włosy związane były w krótki kucyk z tyłu głowy, a grzywka opadała na prawą stronę twarzy. Nie powiem, był przystojny. Nawet bardzo. Ale nie mój typ.
- Jest starszy od ciebie o dwa lata. I jeśli chodzi o dobór dodatków do kurczaka, pytaj tylko jego.
Kiwnąłem głową z uśmiechem.
- Taemin, gdzie przydzielają do grupy i te inne rzeczy? - zapytałem, przypominając sobie o powodzie wyjścia z pokoju.
- To wczoraj tego nie załatwiłeś? - zdziwił się. Wyczuwam, że będę miał kłopoty.
- Jakoś... nie było kiedy. - Podrapałem się w kark. - Mógłbyś mnie zaprowadzić?
- Przykro mi, jeśli się spóźnię na ćwiczenia, dostanę dodatkowo sto okrążeń jak ostatnio - zaczął marudzić.
- Spokojnie, Taeminnie - odezwał się Onew, oplatając go ramieniem. - Ja go zaprowadzę. Jedno spóźnienie mi nie zaszkodzi.
- No... dobrze. To ja lecę. Do zobaczenia!
Pomachał i zniknął nam z oczu. Uroczy chłopaczek. Wydaje się taki słodki i niewinny. Gdyby o coś ładnie poprosił, od razu bym mu to dał. Nawet z odsetkami. Chciałem mieć takiego młodszego braciszka. Uroczy i zawsze uśmiechnięty blondynek. Ale może to lepiej. W innym wypadku biedne dziecko byłoby torturowane przez ojca.
- Co? - odezwał się Lee. - Fajny jest, prawda?
- No... - odparłem nierozumnie, gdyż za bardzo go nie słuchałem. - Ale co?
- Taemin. - Spojrzałem na niego, a on zmroził mnie swoim wzrokiem. - Jest zbyt ufny, ale jeśli...
- Spokojnie, zazdrośniku. - Uniosłem ręce w geście niewinności. - Taemin rzeczywiście jest zbyt ufny, ale ja nie mam zamiaru nic mu zrobić. Jest na to zbyt uroczy.
Uśmiechnąłem się na widok jego czerwieniącej się twarzy. Czyżby darzył młodszego czymś więcej niż zwykła przyjaźń?
- Taki mały braciszek, którego zawsze chciałem mieć.
- Nie masz rodzeństwa? - Ożywił się. Pokręciłem głową. - Ja też jestem jedynakiem. Za to Taemin ma starszego brata, Taesuna.
- Takiemu to dobrze.
- Racja.
Rozmowa, jaką odbyliśmy w czasie spaceru do 'dyrekcji', zaczęła nam się dłużyć i znaleźliśmy dużo wspólnych tematów. Śmialiśmy się, dyskutowaliśmy o polityce (czego nigdy w życiu nie robiłem), zdążyliśmy nawet zagrać w papier-kamień-nożyce. On przewrócił się jeszcze ze dwa razy. W pewnym momencie stanęliśmy przy drewnianych drzwiach do niedużego budynku. Przygryzłem wargę, a hyung poklepał mnie współczująco po plecach.
- Lepiej nie narób sobie kłopotów. Wierz mi, nie chcesz się tam znaleźć w innej sytuacji niż ta. Powodzenia!
- Dzięki... - mruknąłem, odprowadzając go wzrokiem.
Odetchnąłem głęboko i zapukałem. Kiedy usłyszałem ciche "proszę", złapałem na srebrną klamkę i ją nacisnąłem. Wchodząc do środka, od razu rzuciła mi się w oczy ogromna różnica wystroju wnętrza tego budynku, a blokiem z pokojami dla marionetkowych żołnierzyków. Skrzywiłem się na myśl, że będą chcieli zrobić takiego i ze mnie. Wkroczyłem dalej, zamykając na sobą drzwi. Ukłoniłem się starszemu panu, ubranemu w elegancki mundur przyozdobiony różnymi odznakami. Miał surowy wyraz twarz, siwe włosy i widać było, że nad czymś pracował. Siedział za starym biurkiem, na którym stała lampa, stos dokumentów, długopis, starannie zaostrzone ołówki i inne przybory. Uniósł na mnie wzrok ciemnych tęczówek i kiwnął głową. Wskazał krzesło przed sobą, na jakim następnie usiadłem. Lekko się denerwowałem, przez co zacząłem wyłamywać palce.
- Jak się nazywasz, chłopcze? - zapytał. Przez moment zapomniałem języka w ustach, jednak szybko się zreflektowałem.
- Kim Kibum.
- Hmm... - Zamyślił się, grzebiąc w jakiejś kartotece. W końcu wyciągnął jedną teczkę. - Ach, to ty jesteś ten nowy. Czego wczoraj się nie zjawiłeś?
- Um... No... Ja...
- Przepraszam, to moja wina.
Zza drzwi, znajdujących się za plecami mężczyzny, wyłonił się Jonghyun, schludnie ubrany w mundur moro. Na nogach widniały czarne, idealnie wypastowane oficerki. Kto jak kto, ale po nim bym się tego nie spodziewał. Zwłaszcza, że wczoraj zastałem w szafie istny bajzel. Znaczy w większości. Kiedy chłopak na mnie spojrzał, od razu się uśmiechnął.
- Twoja wina? - Starszy pan wyjrzał zza ramienia.
- Tak. Proszę wybaczyć. To pierwszy i ostatni raz.
- Gdybym cię nie znał, pewnie dostałbyś naganę, Jonghyun-ssi. - Zaśmiał się przyjaźnie i na powrót zlustrował moją osobę. - Wydaje mi się, że przydzielimy cię do...
- Proszę o przydzielenie go do mojego oddziału.
Jak to? To on tu nie odbywa służby? Jakim cudem? Jjong, co przede mną ukrywałeś?
- Jonghyun... Masz już dużą grupę, nie...
- Dam sobie radę. Proszę we mnie uwierzyć.
Delikatne uniesienie kącików jego ust wystarczyło, by zmiękczyć serce umundurowanego staruszka. Widać to było gołym okiem. Westchnął głęboko pod nosem, poprawiając prostokątne okulary. Podrapał się po siwych włosach, a następnie sięgnął do szuflady, wyciągając pojedynczą kartkę i podał mi ją. Przeleciałem wzrokiem po czarnym druku.
- To twój plan zajęć w skrócie. Słyszałem, że jesteście razem w pokoju, więc jeśli czegoś nie zrozumiesz, możesz go zapytać.
Mimo wszystko wydał mi się miły. Słyszałem wiele strasznych opowieści o tym miejscu, a tu takie przyjemne zaskoczenie.
- A teraz... baczność! - Jego głos zmienił się w ostry i surowy. Dostałem dreszczy i natychmiast wstałem, a moje ciało ułożyło się w idealną linię. Dłonie spoczęły po moich bokach. Mój wzrok padł na swobodnego jak zwykle Jonghyuna. - W tył zwrot!
Niezgrabnie odwróciłem się do niego tyłem, prawie zahaczając butem o wystającą deskę. Na sto procent zrobiłem się purpurowy na twarzy.
- Już wiesz, od czego zacząć naukę - szepnął w stronę bruneta, chociaż i tak wszystko słyszałem. - Odmaszerować!
- Tak jest!
Wojskowym krokiem wyszedłem z pomieszczenia, jak i z budynku. Stanąłem w osłupieniu i zacząłem myśleć, że jak tu przetrwam to będzie cud. Nagle poczułem szturchnięcie.
- Nie śpij, bo cię ukradną - mruknął Jonghyun. - A tego chyba byśmy nie chcieli, prawda?
- Co jak co, ale ja tu nie wytrzymam. Po tygodniu będziesz zbierać moje zwłoki, ja ci to obiecuję.
Kontynuowałem marudzenie, wymachując rękami. Zacząłem iść w niewiadomą mi stronę chyba jedynie dlatego, by czymś się zająć. Powinienem właściwie iść zacząć pierwszy dzień służby, a nie tłumacząc Blingowi jak ma wyglądać mój pogrzeb. On wywrócił ostentacyjnie oczami i objął mnie ramieniem.
- A ja ci obiecuję, że ci pomogę. Ale ciii... Nie możesz się wygadać, jasne?
- Dobra, dobra... Ty lepiej powiedz, co tu robisz?
Zaczęliśmy iść dość szybkim krokiem w stronę jakiegoś placu, na którym stała grupka chłopaków. Wydawało mi się, czy się rozciągali do czekających ich męczarni?
- Skończyłem służbę jakieś dwa lata temu i... zostałem. Nie miałem co robić, więc ojciec załatwił mi miejsce jako opiekun oddziału. Szkolę i wyciągam z nich ostatnie poty. Z ciebie też zacznę, Bummie. Ale nie będzie tak, żebyś miał konać.
Ostatni raz przesłał mi uśmiech, nim stanęliśmy przy tych kilkunastu osobach. Każdy miał przystrzyżone na krótko włosy. Prawie każdy. Zauważyłem, że wśród nich stoi Taemin i Onew. Kiedy spostrzegli Jonghyuna, stanęli na baczność w pięknym szeregu. Uniosłem jedną brew w górę.
- Brawo... Już po kilku dniach - powiedział jakby do siebie, ustawiając się przed nimi. - Dzisiaj dołącza do nas kolega.
Spojrzeli na mnie współczująco, kiedy stanąłem obok bruneta.
- Nazywa się Kim Kibum i mam nadzieję, że dobrze się nim zajmiecie.
- Mówisz jak nauczyciel, dinozaurze.
On obdarzył mnie takim wzrokiem, jakiego nigdy w życiu nie doznałem, nawet ze strony własnego ojca. Przeraziłem się nie na żarty. I widocznie nie tylko ja. Taemin aż zbladł.
- Na sam początek zachciało ci się podpadać? W takim razie sto kółek dookoła boiska. Proszę bardzo, możesz zacząć. A wy, pięćdziesiąt razy w tę i z powrotem po jego długości.
Ruszyli niemal natychmiast, jednak ja nie potrafiłem. Patrzyłem z niedowierzaniem na bruneta, który nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Za co? Co to miało znaczyć? Czy to zemsta za to, że nie chciałem mu wyprać gaci?
- Dlaczego?
- Nie odzywaj się niepytany. To dodatkowe dziesięć kółek. Chyba jesteś głodny, nie? Wykonaj zadanie, a będzie śniadanie.
- Co ty...
- Dwadzieścia.
Zacząłem biec z grymasem na twarzy, wyrażającym głębokie niezadowolenie, a w kącikach moich oczu, mimo woli, pojawiły się łzy. Piach zgrzytał pode mną, a jego drobinki wpadały do moich butów. Po trzech okrążeniach zaczęło mi się robić duszno i brakować tchu. Nic dziwnego, to było dla mnie zbyt wiele. Po dwóch kolejnych moje płuca odmówiły współpracy i rozpalił się w nich czysty ogień. Musiałem stanąć. Pochyliłem się, kładąc dłonie na kolanach. Oddychałem szybko i nierówno. Myślałem, że umieram. Upadłem na kolana, kaszląc cicho.
- Wstawaj i kończ. Pozostało ci sto piętnaście.
To dolało oliwy do ognia. Coś we mnie pękło. I on był moim przyjacielem? Poczułem, że nie chcę go znać. Nie miałem zamiaru też stać się kimś takim jak on. Ucieknę. Już wiedziałem, że to zrobię.
- Pieprz się... - mruknąłem pod nosem, próbując wstać.
- Jako, że jesteś nowy, udam, że tego nie słyszałem. Powtórzę więc: wstawaj i dokończ.
- Ja też powtórzę: pieprz się!
Wstałem z klęczek i skierowałem swoją pięść w jego kierunku, co na pewno było dość gwałtowne i nierozważne. Złapał moją dłoń dosłownie tuż przed swoją twarzą i ze stoickim spokojem ją odsunął.
- Dołącz do reszty.
Odwrócił się na pięcie i skierował wzrok na pozostałych. Zdziwiłem się, że nic mi nie zrobił ani nie wysłał do tego ważniaka w tandetnych goglach. Tylko jak on mógł tak mnie potraktować? Po tym, co kilka minut wcześniej powiedział? Całkowicie odechciało mi się czegokolwiek. Najchętniej zaszyłbym się w jakiejś kanciapie z małą lodówką i telewizorem. Zacząłem biec razem z innymi, od razu dołączając do blondynka i jego przyjaciela.
- Łagodnie cię potraktował - wydyszał. - Nie kazał ci... kończyć.
- Łagodnie? Chyba... sobie żartujesz.
- Na początku nie skojarzyłem... o kogo ci chodziło... kiedy mówiłeś, że... dzielisz pokój z napakowanym bufonem...
W odpowiedzi mruknąłem tylko coś pod nosem. Resztę 'rozgrzewki' ukończyliśmy w ciszy. Potem była mała musztra, przy której wręcz bałem się, że stracę równowagę i polecę na ciemnowłosego chłopaka po mojej prawie stronie, a teoretycznie mówiąc, byłbym jedynym. No, pomijając Onew, ale on się nie liczy. Potem poszliśmy na śniadanie, składające się z dość pożywnego posiłku, który pewnie miał dodać nam energii i nas wzmocnić. Miałem jedno zastrzeżenie - smak. Był on zbliżony do tych nędznych szpitalnych owsianek. Następnie ćwiczyliśmy na torze przeszkód, który wcale nie był taki prosty jak mi się wydawało. Czołgając się pod drutem kolczastym zahaczyłem bluzką o kolec, spadłem do zbiornika wodnego, przechodząc nad nim po desce, prawie ześlizgnąłem się ze ścianki wspinaczkowej, a lina, na której miałem przelecieć niczym Tarzan, odmówiła współpracy i zerwała się, a ja wylądowałem tyłkiem na ziemi. Byłem ubrudzony, smutny oraz kompletnie nie do życia. Chciałem zakopać się pod kołdrą i nie wstawać. Po kolacji o późnej porze, każdy niczym strzała pobiegł do swojego pokoju. Ja zostałem sam w szarej i przygnębiającej stołówce, przyglądając się niebu zza okna. Powoli pojawiały się na nim srebrne gwiazdy, mające zamiar dzielnie towarzyszyć nadchodzącej pełni.
~ Jesteś gdzieś tam, prawda, mamo? I pilnujesz mnie jak obiecałaś?
- Co tak siedzisz?
Nagły kuksaniec w bok wyrwał mnie z przemyśleń. Gwałtownie spojrzałem na napastnika, jakim okazał się być Jonghyun. Już nie miał na sobie bluzy, jednak dziwnie się go przeraziłem, chociaż spojrzał na mnie przyjaźnie tak jak wczoraj i dzisiaj rano. Odsunąłem się lekko na ławce, unikając jego kolejnego dotyku, który mimo iż był delikatny, palił mnie jakbym dostał co najmniej pięścią z zamachu.
- Key? Co jest? A w ogóle chodź. Pogadamy w pokoju. Tutaj ktoś mógłby nas zobaczyć.
- Co? - zainteresowałem się.
- No wiesz, muszę mieć nienaganną opinię, żeby podopieczni nie sprzeciwiali się rozkazom i nie myśleli, że jesteśmy na ty. Zastanawiam się też, czy dzisiejszy trening nie był zbyt ulgowy.
- Ulgowy...? - Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. - Opinię...? Ty chyba sobie żartujesz.
Wstałem od stolika z zamiarem odejścia, jednak on przytrzymał mnie za nadgarstek.
- Odczep się.
- Huh, przynamniej nie 'pieprz się'. Kibummie, przestań. Ja chcę dla ciebie dobrze.
- To zniknij z mojego życia.
Wyrwałem się i podbiegłem do korytarza, a następnie schodami na górę. Nie patrzyłem na to, że mogę na kogoś wpaść. I dlatego po kilku sekundach zderzyłem się z Jinkim, który razem ze mną znalazł się na podłodze. Dopiero gdy usiadłem, zauważyłem, że siedzę na nim okrakiem, a on patrzy na mnie ze śmiechem na ustach. Zaczerwieniłem się po uszy i niezdarnie z niego zszedłem.
- Wyglądasz na padniętego, stary.
- Padniętego? Ja umieram, Onew. A ty? Jesteś wręcz tętniący życiem!
- Dzisiejszy trening był nadzwyczaj łagodny. Akurat, kiedy ty się zjawiłeś. Powiedz, co mu zrobiłeś? Szantażujesz go czymś?
- Łagodny, pf... Nie. Widocznie ma do mnie słabość jak zawsze.
- Znacie się? Czyli wcześ...
- Tak, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Woah... To co? Już nie jesteście?
Wzruszyłem ramionami, pomagając mu wstać. Wymieniliśmy pożegnania oraz uśmiechy i poszliśmy do swoich pokojów. O dziwo brunet nie wchodził na górę, więc sypialnia była pusta. Czyżby poszedł ze skargą na mnie do pana "baczność i odmaszerować"? Nie zaprzątałem sobie tym swojej ślicznej główki, tylko przebrałem się w piżamę, a następnie położyłem na łóżku. Było tak samo niewygodne jak wczoraj wieczorem, ale przecież po takiej kłótni nie miałem zamiaru pakować się pod jego koc. Po tak wyczerpującym dniu na pewno zasnę szybko i nie będę zwracać uwagi na te sprężyny. Zamknąłem oczy i czekałem, aż sen nadejdzie.
Kiedy byłem bliski odpłynięcia, usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwiami i szuranie stóp po podłodze. Nie unosiłem powiek - nie potrzebowałem kolejnej zbędnej gadki z tym gościem. Zacisnąłem jedynie pięści na kocu, próbując skupić się na sobie. Nie wyszło mi to, gdy materac po prawej stronie ugiął się pod ciężarem ciała chłopaka. Usiadł on obok i czułem jego wzrok na sobie. Było to okropnie denerwujące. Po krótkim momencie dłoń Jonghyun spoczęła na moich włosach, głaszcząc je delikatnie. Miałem ochotę go ugryźć.
- Nie wiem, za co jesteś zły, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz - zaczął szeptać. - Nie chciałem dzisiaj dla ciebie źle. Dałem lżejszy trening. Bummie... jesteś taki delikatny. Nie chciałem na początek cię przemęczać, jednak widzę, że mi się to nie udało. Obiecałem sobie cię chronić, więc pomogę ci przetrwać służbę. Tylko proszę...
Poczułem dotyk jego chłodnych warg na swoim gorącym już policzku.
- ... zaufaj mi.
Ostatni raz pogładził kosmyki moich włosów i oddalił się na swoje łóżko, po drodze wyłączając światło. Serce zaczęło mi bić niespokojnie, a ja zacząłem się zastanawiać jak ja teraz usnę.
Chciałem się zapaść pod ziemię, chociaż właściwie bez powodu. Obaj jesteśmy facetami, prawda? I to on przez całą noc paraduje jedynie w bokserkach. Lecz przez tą jego nagłą śmiałość, robiłem się czerwony i wprost musiałem schować się w tej paskudnej łazience. Z niesmakiem przebrałem się szybko i spojrzałem w przybrudzone lustro. Niesforna blond grzywka opadała mi falami na czoło, a moje oczy wydawały się strasznie zmęczone, mimo że wcale tak się nie czułem. Wróciłem po swój zestaw w nagłych przypadkach (przy okazji zauważając nieobecność Jonghyuna) i doprowadziłem się do względnego ładu. Po raz kolejny wbiłem wzrok w swoje odbicie. Uznałem, że wyglądam całkiem nieźle. Musiałem zrobić coś z tą nudną fryzurą, jednak w innym terminie.
Wylazłem po jakichś dwudziestu minutach, co było dla mnie rekordem i natychmiast wybiegłem z tej ruiny. Nie wiedziałem co robić, gdzie iść i do kogo. Zacząłem rozglądać się po okolicy. Grupki chłopaków już od dawna zawzięcie trenowali i biegali. Chciałem wyłapać jakieś znajome twarze, ale nie było mi to dane. Nikogo nie znałem. Sami obcy.
- Annyeong, Key~!
Nagle zza pleców wyskoczył mi ten kruchy blondynek, śmiejąc się wesoło. Nie powiem, wystraszyłem się. Chociaż kto mnie zna ten wie, że to bardzo łatwe.
- Cześć, Taemin. - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że ci kogoś przedstawię?
- Ne. - Kiwnąłem głową, dopiero zauważając osobę stojącą obok niego.
- To jest Lee Jinki.
- Wolę Onew. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą serdecznie uścisnąłem.
- Kim Kibum. Dla przyjaciół Key. - Uśmiechnąłem się, a następnie szybko zlustrowałem go wzrokiem.
Mężczyzna miał łagodny wyraz twarzy, przyjazne oczy i radosny uśmiech. Jego średniej długości jasnobrązowe włosy związane były w krótki kucyk z tyłu głowy, a grzywka opadała na prawą stronę twarzy. Nie powiem, był przystojny. Nawet bardzo. Ale nie mój typ.
- Jest starszy od ciebie o dwa lata. I jeśli chodzi o dobór dodatków do kurczaka, pytaj tylko jego.
Kiwnąłem głową z uśmiechem.
- Taemin, gdzie przydzielają do grupy i te inne rzeczy? - zapytałem, przypominając sobie o powodzie wyjścia z pokoju.
- To wczoraj tego nie załatwiłeś? - zdziwił się. Wyczuwam, że będę miał kłopoty.
- Jakoś... nie było kiedy. - Podrapałem się w kark. - Mógłbyś mnie zaprowadzić?
- Przykro mi, jeśli się spóźnię na ćwiczenia, dostanę dodatkowo sto okrążeń jak ostatnio - zaczął marudzić.
- Spokojnie, Taeminnie - odezwał się Onew, oplatając go ramieniem. - Ja go zaprowadzę. Jedno spóźnienie mi nie zaszkodzi.
- No... dobrze. To ja lecę. Do zobaczenia!
Pomachał i zniknął nam z oczu. Uroczy chłopaczek. Wydaje się taki słodki i niewinny. Gdyby o coś ładnie poprosił, od razu bym mu to dał. Nawet z odsetkami. Chciałem mieć takiego młodszego braciszka. Uroczy i zawsze uśmiechnięty blondynek. Ale może to lepiej. W innym wypadku biedne dziecko byłoby torturowane przez ojca.
- Co? - odezwał się Lee. - Fajny jest, prawda?
- No... - odparłem nierozumnie, gdyż za bardzo go nie słuchałem. - Ale co?
- Taemin. - Spojrzałem na niego, a on zmroził mnie swoim wzrokiem. - Jest zbyt ufny, ale jeśli...
- Spokojnie, zazdrośniku. - Uniosłem ręce w geście niewinności. - Taemin rzeczywiście jest zbyt ufny, ale ja nie mam zamiaru nic mu zrobić. Jest na to zbyt uroczy.
Uśmiechnąłem się na widok jego czerwieniącej się twarzy. Czyżby darzył młodszego czymś więcej niż zwykła przyjaźń?
- Taki mały braciszek, którego zawsze chciałem mieć.
- Nie masz rodzeństwa? - Ożywił się. Pokręciłem głową. - Ja też jestem jedynakiem. Za to Taemin ma starszego brata, Taesuna.
- Takiemu to dobrze.
- Racja.
Rozmowa, jaką odbyliśmy w czasie spaceru do 'dyrekcji', zaczęła nam się dłużyć i znaleźliśmy dużo wspólnych tematów. Śmialiśmy się, dyskutowaliśmy o polityce (czego nigdy w życiu nie robiłem), zdążyliśmy nawet zagrać w papier-kamień-nożyce. On przewrócił się jeszcze ze dwa razy. W pewnym momencie stanęliśmy przy drewnianych drzwiach do niedużego budynku. Przygryzłem wargę, a hyung poklepał mnie współczująco po plecach.
- Lepiej nie narób sobie kłopotów. Wierz mi, nie chcesz się tam znaleźć w innej sytuacji niż ta. Powodzenia!
- Dzięki... - mruknąłem, odprowadzając go wzrokiem.
Odetchnąłem głęboko i zapukałem. Kiedy usłyszałem ciche "proszę", złapałem na srebrną klamkę i ją nacisnąłem. Wchodząc do środka, od razu rzuciła mi się w oczy ogromna różnica wystroju wnętrza tego budynku, a blokiem z pokojami dla marionetkowych żołnierzyków. Skrzywiłem się na myśl, że będą chcieli zrobić takiego i ze mnie. Wkroczyłem dalej, zamykając na sobą drzwi. Ukłoniłem się starszemu panu, ubranemu w elegancki mundur przyozdobiony różnymi odznakami. Miał surowy wyraz twarz, siwe włosy i widać było, że nad czymś pracował. Siedział za starym biurkiem, na którym stała lampa, stos dokumentów, długopis, starannie zaostrzone ołówki i inne przybory. Uniósł na mnie wzrok ciemnych tęczówek i kiwnął głową. Wskazał krzesło przed sobą, na jakim następnie usiadłem. Lekko się denerwowałem, przez co zacząłem wyłamywać palce.
- Jak się nazywasz, chłopcze? - zapytał. Przez moment zapomniałem języka w ustach, jednak szybko się zreflektowałem.
- Kim Kibum.
- Hmm... - Zamyślił się, grzebiąc w jakiejś kartotece. W końcu wyciągnął jedną teczkę. - Ach, to ty jesteś ten nowy. Czego wczoraj się nie zjawiłeś?
- Um... No... Ja...
- Przepraszam, to moja wina.
Zza drzwi, znajdujących się za plecami mężczyzny, wyłonił się Jonghyun, schludnie ubrany w mundur moro. Na nogach widniały czarne, idealnie wypastowane oficerki. Kto jak kto, ale po nim bym się tego nie spodziewał. Zwłaszcza, że wczoraj zastałem w szafie istny bajzel. Znaczy w większości. Kiedy chłopak na mnie spojrzał, od razu się uśmiechnął.
- Twoja wina? - Starszy pan wyjrzał zza ramienia.
- Tak. Proszę wybaczyć. To pierwszy i ostatni raz.
- Gdybym cię nie znał, pewnie dostałbyś naganę, Jonghyun-ssi. - Zaśmiał się przyjaźnie i na powrót zlustrował moją osobę. - Wydaje mi się, że przydzielimy cię do...
- Proszę o przydzielenie go do mojego oddziału.
Jak to? To on tu nie odbywa służby? Jakim cudem? Jjong, co przede mną ukrywałeś?
- Jonghyun... Masz już dużą grupę, nie...
- Dam sobie radę. Proszę we mnie uwierzyć.
Delikatne uniesienie kącików jego ust wystarczyło, by zmiękczyć serce umundurowanego staruszka. Widać to było gołym okiem. Westchnął głęboko pod nosem, poprawiając prostokątne okulary. Podrapał się po siwych włosach, a następnie sięgnął do szuflady, wyciągając pojedynczą kartkę i podał mi ją. Przeleciałem wzrokiem po czarnym druku.
- To twój plan zajęć w skrócie. Słyszałem, że jesteście razem w pokoju, więc jeśli czegoś nie zrozumiesz, możesz go zapytać.
Mimo wszystko wydał mi się miły. Słyszałem wiele strasznych opowieści o tym miejscu, a tu takie przyjemne zaskoczenie.
- A teraz... baczność! - Jego głos zmienił się w ostry i surowy. Dostałem dreszczy i natychmiast wstałem, a moje ciało ułożyło się w idealną linię. Dłonie spoczęły po moich bokach. Mój wzrok padł na swobodnego jak zwykle Jonghyuna. - W tył zwrot!
Niezgrabnie odwróciłem się do niego tyłem, prawie zahaczając butem o wystającą deskę. Na sto procent zrobiłem się purpurowy na twarzy.
- Już wiesz, od czego zacząć naukę - szepnął w stronę bruneta, chociaż i tak wszystko słyszałem. - Odmaszerować!
- Tak jest!
Wojskowym krokiem wyszedłem z pomieszczenia, jak i z budynku. Stanąłem w osłupieniu i zacząłem myśleć, że jak tu przetrwam to będzie cud. Nagle poczułem szturchnięcie.
- Nie śpij, bo cię ukradną - mruknął Jonghyun. - A tego chyba byśmy nie chcieli, prawda?
- Co jak co, ale ja tu nie wytrzymam. Po tygodniu będziesz zbierać moje zwłoki, ja ci to obiecuję.
Kontynuowałem marudzenie, wymachując rękami. Zacząłem iść w niewiadomą mi stronę chyba jedynie dlatego, by czymś się zająć. Powinienem właściwie iść zacząć pierwszy dzień służby, a nie tłumacząc Blingowi jak ma wyglądać mój pogrzeb. On wywrócił ostentacyjnie oczami i objął mnie ramieniem.
- A ja ci obiecuję, że ci pomogę. Ale ciii... Nie możesz się wygadać, jasne?
- Dobra, dobra... Ty lepiej powiedz, co tu robisz?
Zaczęliśmy iść dość szybkim krokiem w stronę jakiegoś placu, na którym stała grupka chłopaków. Wydawało mi się, czy się rozciągali do czekających ich męczarni?
- Skończyłem służbę jakieś dwa lata temu i... zostałem. Nie miałem co robić, więc ojciec załatwił mi miejsce jako opiekun oddziału. Szkolę i wyciągam z nich ostatnie poty. Z ciebie też zacznę, Bummie. Ale nie będzie tak, żebyś miał konać.
Ostatni raz przesłał mi uśmiech, nim stanęliśmy przy tych kilkunastu osobach. Każdy miał przystrzyżone na krótko włosy. Prawie każdy. Zauważyłem, że wśród nich stoi Taemin i Onew. Kiedy spostrzegli Jonghyuna, stanęli na baczność w pięknym szeregu. Uniosłem jedną brew w górę.
- Brawo... Już po kilku dniach - powiedział jakby do siebie, ustawiając się przed nimi. - Dzisiaj dołącza do nas kolega.
Spojrzeli na mnie współczująco, kiedy stanąłem obok bruneta.
- Nazywa się Kim Kibum i mam nadzieję, że dobrze się nim zajmiecie.
- Mówisz jak nauczyciel, dinozaurze.
On obdarzył mnie takim wzrokiem, jakiego nigdy w życiu nie doznałem, nawet ze strony własnego ojca. Przeraziłem się nie na żarty. I widocznie nie tylko ja. Taemin aż zbladł.
- Na sam początek zachciało ci się podpadać? W takim razie sto kółek dookoła boiska. Proszę bardzo, możesz zacząć. A wy, pięćdziesiąt razy w tę i z powrotem po jego długości.
Ruszyli niemal natychmiast, jednak ja nie potrafiłem. Patrzyłem z niedowierzaniem na bruneta, który nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Za co? Co to miało znaczyć? Czy to zemsta za to, że nie chciałem mu wyprać gaci?
- Dlaczego?
- Nie odzywaj się niepytany. To dodatkowe dziesięć kółek. Chyba jesteś głodny, nie? Wykonaj zadanie, a będzie śniadanie.
- Co ty...
- Dwadzieścia.
Zacząłem biec z grymasem na twarzy, wyrażającym głębokie niezadowolenie, a w kącikach moich oczu, mimo woli, pojawiły się łzy. Piach zgrzytał pode mną, a jego drobinki wpadały do moich butów. Po trzech okrążeniach zaczęło mi się robić duszno i brakować tchu. Nic dziwnego, to było dla mnie zbyt wiele. Po dwóch kolejnych moje płuca odmówiły współpracy i rozpalił się w nich czysty ogień. Musiałem stanąć. Pochyliłem się, kładąc dłonie na kolanach. Oddychałem szybko i nierówno. Myślałem, że umieram. Upadłem na kolana, kaszląc cicho.
- Wstawaj i kończ. Pozostało ci sto piętnaście.
To dolało oliwy do ognia. Coś we mnie pękło. I on był moim przyjacielem? Poczułem, że nie chcę go znać. Nie miałem zamiaru też stać się kimś takim jak on. Ucieknę. Już wiedziałem, że to zrobię.
- Pieprz się... - mruknąłem pod nosem, próbując wstać.
- Jako, że jesteś nowy, udam, że tego nie słyszałem. Powtórzę więc: wstawaj i dokończ.
- Ja też powtórzę: pieprz się!
Wstałem z klęczek i skierowałem swoją pięść w jego kierunku, co na pewno było dość gwałtowne i nierozważne. Złapał moją dłoń dosłownie tuż przed swoją twarzą i ze stoickim spokojem ją odsunął.
- Dołącz do reszty.
Odwrócił się na pięcie i skierował wzrok na pozostałych. Zdziwiłem się, że nic mi nie zrobił ani nie wysłał do tego ważniaka w tandetnych goglach. Tylko jak on mógł tak mnie potraktować? Po tym, co kilka minut wcześniej powiedział? Całkowicie odechciało mi się czegokolwiek. Najchętniej zaszyłbym się w jakiejś kanciapie z małą lodówką i telewizorem. Zacząłem biec razem z innymi, od razu dołączając do blondynka i jego przyjaciela.
- Łagodnie cię potraktował - wydyszał. - Nie kazał ci... kończyć.
- Łagodnie? Chyba... sobie żartujesz.
- Na początku nie skojarzyłem... o kogo ci chodziło... kiedy mówiłeś, że... dzielisz pokój z napakowanym bufonem...
W odpowiedzi mruknąłem tylko coś pod nosem. Resztę 'rozgrzewki' ukończyliśmy w ciszy. Potem była mała musztra, przy której wręcz bałem się, że stracę równowagę i polecę na ciemnowłosego chłopaka po mojej prawie stronie, a teoretycznie mówiąc, byłbym jedynym. No, pomijając Onew, ale on się nie liczy. Potem poszliśmy na śniadanie, składające się z dość pożywnego posiłku, który pewnie miał dodać nam energii i nas wzmocnić. Miałem jedno zastrzeżenie - smak. Był on zbliżony do tych nędznych szpitalnych owsianek. Następnie ćwiczyliśmy na torze przeszkód, który wcale nie był taki prosty jak mi się wydawało. Czołgając się pod drutem kolczastym zahaczyłem bluzką o kolec, spadłem do zbiornika wodnego, przechodząc nad nim po desce, prawie ześlizgnąłem się ze ścianki wspinaczkowej, a lina, na której miałem przelecieć niczym Tarzan, odmówiła współpracy i zerwała się, a ja wylądowałem tyłkiem na ziemi. Byłem ubrudzony, smutny oraz kompletnie nie do życia. Chciałem zakopać się pod kołdrą i nie wstawać. Po kolacji o późnej porze, każdy niczym strzała pobiegł do swojego pokoju. Ja zostałem sam w szarej i przygnębiającej stołówce, przyglądając się niebu zza okna. Powoli pojawiały się na nim srebrne gwiazdy, mające zamiar dzielnie towarzyszyć nadchodzącej pełni.
~ Jesteś gdzieś tam, prawda, mamo? I pilnujesz mnie jak obiecałaś?
- Co tak siedzisz?
Nagły kuksaniec w bok wyrwał mnie z przemyśleń. Gwałtownie spojrzałem na napastnika, jakim okazał się być Jonghyun. Już nie miał na sobie bluzy, jednak dziwnie się go przeraziłem, chociaż spojrzał na mnie przyjaźnie tak jak wczoraj i dzisiaj rano. Odsunąłem się lekko na ławce, unikając jego kolejnego dotyku, który mimo iż był delikatny, palił mnie jakbym dostał co najmniej pięścią z zamachu.
- Key? Co jest? A w ogóle chodź. Pogadamy w pokoju. Tutaj ktoś mógłby nas zobaczyć.
- Co? - zainteresowałem się.
- No wiesz, muszę mieć nienaganną opinię, żeby podopieczni nie sprzeciwiali się rozkazom i nie myśleli, że jesteśmy na ty. Zastanawiam się też, czy dzisiejszy trening nie był zbyt ulgowy.
- Ulgowy...? - Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. - Opinię...? Ty chyba sobie żartujesz.
Wstałem od stolika z zamiarem odejścia, jednak on przytrzymał mnie za nadgarstek.
- Odczep się.
- Huh, przynamniej nie 'pieprz się'. Kibummie, przestań. Ja chcę dla ciebie dobrze.
- To zniknij z mojego życia.
Wyrwałem się i podbiegłem do korytarza, a następnie schodami na górę. Nie patrzyłem na to, że mogę na kogoś wpaść. I dlatego po kilku sekundach zderzyłem się z Jinkim, który razem ze mną znalazł się na podłodze. Dopiero gdy usiadłem, zauważyłem, że siedzę na nim okrakiem, a on patrzy na mnie ze śmiechem na ustach. Zaczerwieniłem się po uszy i niezdarnie z niego zszedłem.
- Wyglądasz na padniętego, stary.
- Padniętego? Ja umieram, Onew. A ty? Jesteś wręcz tętniący życiem!
- Dzisiejszy trening był nadzwyczaj łagodny. Akurat, kiedy ty się zjawiłeś. Powiedz, co mu zrobiłeś? Szantażujesz go czymś?
- Łagodny, pf... Nie. Widocznie ma do mnie słabość jak zawsze.
- Znacie się? Czyli wcześ...
- Tak, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Woah... To co? Już nie jesteście?
Wzruszyłem ramionami, pomagając mu wstać. Wymieniliśmy pożegnania oraz uśmiechy i poszliśmy do swoich pokojów. O dziwo brunet nie wchodził na górę, więc sypialnia była pusta. Czyżby poszedł ze skargą na mnie do pana "baczność i odmaszerować"? Nie zaprzątałem sobie tym swojej ślicznej główki, tylko przebrałem się w piżamę, a następnie położyłem na łóżku. Było tak samo niewygodne jak wczoraj wieczorem, ale przecież po takiej kłótni nie miałem zamiaru pakować się pod jego koc. Po tak wyczerpującym dniu na pewno zasnę szybko i nie będę zwracać uwagi na te sprężyny. Zamknąłem oczy i czekałem, aż sen nadejdzie.
Kiedy byłem bliski odpłynięcia, usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwiami i szuranie stóp po podłodze. Nie unosiłem powiek - nie potrzebowałem kolejnej zbędnej gadki z tym gościem. Zacisnąłem jedynie pięści na kocu, próbując skupić się na sobie. Nie wyszło mi to, gdy materac po prawej stronie ugiął się pod ciężarem ciała chłopaka. Usiadł on obok i czułem jego wzrok na sobie. Było to okropnie denerwujące. Po krótkim momencie dłoń Jonghyun spoczęła na moich włosach, głaszcząc je delikatnie. Miałem ochotę go ugryźć.
- Nie wiem, za co jesteś zły, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiesz - zaczął szeptać. - Nie chciałem dzisiaj dla ciebie źle. Dałem lżejszy trening. Bummie... jesteś taki delikatny. Nie chciałem na początek cię przemęczać, jednak widzę, że mi się to nie udało. Obiecałem sobie cię chronić, więc pomogę ci przetrwać służbę. Tylko proszę...
Poczułem dotyk jego chłodnych warg na swoim gorącym już policzku.
- ... zaufaj mi.
Ostatni raz pogładził kosmyki moich włosów i oddalił się na swoje łóżko, po drodze wyłączając światło. Serce zaczęło mi bić niespokojnie, a ja zacząłem się zastanawiać jak ja teraz usnę.
Opowiadanie było cudowne. *^*
OdpowiedzUsuńKońcówka urocza, chyba zaraz przeczytam ja drugi raz. </3 Genialnie Ci to wyszło. A ten tekst "niedorobiona jaszczurko" hahahaha. Mistrz. ^_^ /~Kimiko Huang
Dziękuję ♡♥♡♥
OdpowiedzUsuńOnew jest taki uroczy... *-* uwielbiam go!
Za to Jonghyun to jakiś tyran! I nie spodziewałam się, że będzie opiekunem. Myślałam, że odbywa służbę jak reszta chłopaków O.o
Ale przynajmniej chciał dobrze! Tyle, że mu nie wyszło! (jesteśmy pod tym względem podobni xD)
Z drugiej strony rozumiem też Key, chociaż ja bym w takim momencie wydrapała Jjongowi te boskie brązowe oczy, w których można utonąć! XD
I wydaje mi się czy rozdział dłuższy? :)
W każdym razie cudowny! Opłacało się na niego czekać^^
Na dodatek tak dobrze napisany!! Przez to opowiadanie jesteś jedną z moich ulubionych blogerek yaoi, więc nie obijaj się i pisz więcej! Wiesz może ile będzie rozdziałów?
Czekam na kolejny part! Weny, weny~~
Onew zawsze jest uroczy :D o to chodziło :D miałam dodać jego zdjęcie i zapomniałam D:
OdpowiedzUsuńHaaa, co do Jonga to miało rzeczywiście miało być zaskoczenie :D
Rozdział dłuższy, bo jakoś tak pisałam, pisałam i nie widziałam końca xD
Dziękuję! Spinam poślady i idę pisać dalej! XD
Co do ilości partów to nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Ale raczej nie będzie to coś tak długiego jak twoje, że planujesz nawet 3 sezon, a dopiero 2 zaczęłaś xDD
Ale moje rozdziały są strasznie krótkie, dlatego muszę dobić przynajmniej 60! ;)
UsuńWowowowo nie spodziewałam się takiego obrotu akcji! o.O
OdpowiedzUsuńtotalnie mnie zaskoczyłaś, ale to na plus oczywiście.
Dooobra.. jakoś nie mam wany rozpisywać się w komentarzy więc po prostu FIGHTING! WENY!
Czekam na kolejny rozdział ,3
Awww, to takie słodkie :ccccc najpierw taki kochany poranek Key, który budzi się w ramionach Jonga, i ta jego ręka<3 Umarłabym, serio xD
OdpowiedzUsuńDobrze, że Dino zabrał naszego Kibuma do swojej grupy, nawet jeśli tak bardzo jest brutalny ;-; Ale czego się nie robi dla miłości? Wytrzymasz Key, wierze w cb, a ty Jong ogarnij dupcie z tymi ćwiczeniami! Divusia jest delikatna, i to bardzoooooo :c
Key i Onew jakoś mi tak pasują, też są słodcy no! xD czemu ty mi to robisz, Onew ma być z Tae, więc dlaczego chce go szipować z Key? hahaha
Końcówka słodziutka, że ommomomomomomom cukier, za dużo cukru. Aż moja woda, która jest kwaśna stała się słodka ;-; Ale i tak tacy kochani<3 JongKey 4ever!
Weny, weny, weny! Dodaj szybko kolejny rozdział, proszę T.T
PS. Dodałam kolejny rozdział na swojego bloga :)
[PRZYPOMNIENIE]
OdpowiedzUsuńNowy rozdział: http://yaoi-kpop-worlds.blogspot.com/2014/08/vs-rozdzia-2.html?m=1
Pokochałam to opowiadanie i nie mogę się doczekać kolejnej części! <3 Jongkey jest cudowne a tematyka jest swietna. Od dawna chciałam ficzka związanego z wojskiem. Ahh mam nadzieje ze mnie nie zawiedziesz w kolejnych partiach. Pozdrawiam Grellu ^^
OdpowiedzUsuń[PRZYPOMNIENIE]
OdpowiedzUsuńOstatni rozdział: http://yaoi-kpop-worlds.blogspot.com/2014/08/vs-rozdzia-3.html
Słodziutki koniec.
OdpowiedzUsuń