czwartek, 11 października 2018

Koniec

Hello.
Jako że ten blog już od dawna wieje pustkami - zamykam go. Zawsze możecie znaleźć mnie na Wattpadzie: https://www.wattpad.com/user/Taemins_Chicken. Przenoszę się tam na stałe.
To chyba tyle...
Do widzenia.

środa, 22 listopada 2017

FHTL rozdział 4

To ostatni rozdział na dzisiaj. Mam nadzieję, że ktoś tu ze mną jeszcze jest :c 

Koreańskie słówka w rozdziale:
• umma - mama
• appa - tata
• -nim - sufiks dodawany do imienia, który w wolnym tłumaczeniu odpowiada naszemu "pan"/"pani"; może być też dodany do innego zwrotu (np. hyungnim), ogólnie oznacza szacunek dla rozmówcy 😂
• mianhae - przepraszam

***


Jinki's POV



     - Umma! Appa! Jestem w domu! - krzyknąłem, gdy tylko przekroczyłem próg. Zamknąłem za sobą drzwi, rzuciłem plecak na marmurową podłogę i zdjąłem kurtkę. Był wczesny ranek, słońce ledwo wstało. Postanowiłem zostawić Jonghyunowi jedynie wiadomość o moim powrocie oraz pieniądze za miesiąc mieszkania u niego, mimo iż przebywałem tam tylko parę dni. Czułem się zobowiązany do pomocy mężczyźnie, gdyż on, nawet nieświadomie, zrobił dla mnie wiele.

     Gdy odwieszałem wierzchnią część odzieży na złoty haczyk, usłyszałem odgłosy prędko stawianych kroków. W krótkim czasie przede mną ukazali się moi rodzice. Tata odetchnął jakby z lekką ulgą, a oczy mamy zaszły łzami. Jej jedwabny szlafrok zaszeleścił, kiedy rzuciła się w moją stronę z moim imieniem na ustach. Objęła rękami moją szyję i mocno przytuliła. Przez moment stałem niczym słup soli. Dopiero po chwili położyłem dłonie na jej plecach oraz odwzajemniłem uścisk. Kobieta odznaczała się niskim wzrostem, dlatego wtuliła twarz w moją klatkę piersiową. Poczułem, jak moczy mi koszulkę. Westchnąłem głęboko i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Mój ojciec zrobił krok w naszą stronę, aby poklepać mnie po plecach z lekkim uśmiechem.

     - Dobrze, że jesteś - powiedział łagodnym głosem. Zawsze odznaczał się spokojem, tak niezwykle potrzebnym w niekiedy niebezpiecznym świecie pędzącym za pieniędzmi.

     - N-nigdy więcej tak nie rób! - zaszlochała umma. Jej ramiona trzęsły się w spazmach płaczu. Puk, puk. Kto tam? Sumienie. Zagryzłem dolną wargę niemal do krwi. Posiadałem zdecydowanie zbyt miękkie serce. - Razem z appą zamartwialiśmy się na śmierć! M-myśleliśmy, że ktoś cię porwał i zgłosiliśmy to na policję! Twój telefon był w-wyłączony i... gdzie ty właściwie byłeś? Uciekłeś? Dlaczego?

     Odsunęła się, aby na mnie spojrzeć. W czekoladowych oczach zatańczył żal. Nienawidziłem krzywdzenia ludzi. Ani fizycznego, ani psychicznego. Nie mogłem ścierpieć, gdy jeden człowiek sprawiał drugiemu zawód oraz rozczarowanie. To nie należało do mojego stylu życia. Jednakże właśnie to zrobiłem. Skrzywdziłem uczucia moich rodziców. Zamiast być ze mnie dumni, na pewno czuli rozgoryczenie.

     W tym samym momencie ze schodów zbiegła młoda dziewczyna. Obcasy jej czarnych pantofelków wydawały charakterystyczny dźwięk, który roznosił się po bogato zdobionym holu. Podbiegła do naszej trójki i, gładząc rąbek czarno-białej, wykończonej falbankami sukienki, ukłoniła się w pas. Zabarwione na jaskraworudy kolor, długie włosy spięła w luźny kok z tyłu głowy. Musiała dopiero wstać, gdyż na bladym policzku dostrzegłem minimalne czerwone ślady odciśnięte przez zagięcia poduszki. Ciemnymi, zasypanymi oczyma błądziła po naszej trójce. Była to pokojówka wynajęta przez moich rodziców, kiedy to jeszcze myśleli, że w ten sposób zmienią moją orientację z powrotem na "właściwą", jeśli tylko ujrzę z bliska młodą, kobiecą urodę. Najwidoczniej gdy się to nie udało (zamiast uznać ją za romantyczny cel, połączyła nas przyjaźń), postanowili mnie ożenić.

     - Dzień dobry - przywitała się z należytym szacunkiem. Mogłem wyczytać z jej twarzy poranną dezorientację, lecz rozpromieniła się, jak mnie ujrzała. - Wstałam, gdy tylko usłyszałam głosy.

     - Niepotrzebnie, Seohyunnie - odpowiedziała z radością moja zapłakana mama. Mimo wszystko, traktowała pracowników bardzo dobrze. Nic dziwnego, że wielu pragnęło dostać posadę w ich firmie (tak, ich; chwilowo nie czułem z nią żadnego powiązania) czy naszym domu. - Ale skoro już wstałaś, zrób nam wszystkim, proszę, herbatę. Później możesz wrócić do łóżka, jeśli masz taką ochotę. Pracowałaś do późna, należy ci się odpoczynek.

     - Tak jest, proszę pani - powiedziała, kłaniając się po raz drugi. Zanim odeszła, spojrzała na mnie. - Dobrze, że Jinki-nim się znalazł.

     Opuściwszy naszą trójkę, zniknęła za rogiem. Powróciłem wzrokiem do mojego taty, który uśmiechnął się łagodnie.

     - Też tak myślimy - szepnął. - Chodźmy do jadalni, musimy pomówić.

     Westchnąłem głęboko w duchu, ale kiwnąłem głową. Gdy tylko się tam znaleźliśmy, zająłem miejsce przy brzegu, obok ojca i naprzeciwko mamy. Wyglądaliśmy, jakbym - znowu - coś przeskrobał, a oni szykowali się do udzielenia mi nagany. Tym razem jednakże atmosfera była inna. Niska kobieta wytarła chusteczką nos. Zaczerwienione oczy ułożyły się w łuki, kiedy posłała mi lekki uśmiech. Rzeczywiście cieszyła się z mojego powrotu. Musiałem okropnie wystraszyć ich swoją ucieczką. Aish, dlaczego moje sumienie gryzło tak mocno?

     - Zadziwiłeś nas swoją postawą, Jinki - zaczął tata. Był to wysoki mężczyzna, zmarszczki ozdabiały jego czoło oraz kąciki oczu, gdy się śmiał. Nie krył siwiejących włosów. Stawiał na naturalność. - I, nie ukrywając, rozczarowałeś. Co prawda, powinniśmy przygotować cię wcześniej, lecz wiem, że wychowaliśmy cię na odpowiedzialnego mężczyznę. Kochamy cię z całego serca. Pragniemy zapewnić ci dobrą przyszłość. Sądzę, że to rozumiesz.

     Pokiwałem głową z mizernym wyrazem twarzy, po czym wbiłem wzrok w stół. Słowa ojca trafiały w samo sedno. Uprzednio zapanowała nade mną wściekłość i nie myślałem trzeźwo. Teraz owe słowa stawały się zbyt sensowne.

     - Jesteś naszym jedynym dzieckiem. Musimy się o ciebie troszczyć - dodała umma.

     W tym samym momencie do jadalni wkroczyła Seohyun z trzema kubkami parującej herbaty. Zdjęła je z srebrnej tacy oraz postawiła po jednym przed każdym z nas, a następnie, gdy podziękowaliśmy, ukłoniła się z gracją i wyszła. Z pewnością wróci do łóżka. Wskazywały na to jej senne oczy.

     - Wszystko, co robimy, jest z myślą o tobie - ciągnęła kobieta. - Twoje dostatnie życie to nasz priorytet. Nie chcemy, aby ci czegokolwiek zabrakło. Może to brzmi, jakbyśmy cię rozpieszczali, ale kto nie chce oddać świata swojemu dziecku?

     Westchnąłem po raz kolejny tego dnia. Wyrzuty sumienia wręcz mną szarpały. Jedyne, co mogłem zrobić, to wynagrodzić im kilka ostatnich dni strachu, przez które przeszli.

     - Jeśli jednak-

     - Dobrze, zgadzam się - przerwałem ich wypowiedzi. Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. - Zgadzam się na to małżeństwo.

     Nastąpiła chwila ciszy. W moim przekonaniu trwała godzinami. Mama spojrzała na siedzącego obok męża, a on odwzajemnił gest. Postanowiłem mówić dalej.

     - Przepraszam za ucieczkę. Chciałem wszystko przemyśleć. Z początku było mi trudno zaakceptować tą sytuację, ale wiem, że zależy wam na moim szczęściu. Chcę tylko poznać moją narzeczoną przed ślubem.

     Pani domu rozpromieniła się w ułamku sekundy. Wstała, podbiegła do mnie i porwała w objęcia.

     - Mój synek jest taki mądry! - zaświergotała, niemal miażdżąc mi kark. Ucałowała moje czoło, po czym odsunęła się, dostawszy nakaz ze strony mężczyzny. - Oczywiście, że poznacie się przed ślubem.

     - Organizowaliśmy wam bal zaręczynowy, ale z powodu twojej nieobecności zawiesiliśmy przygotowania - dodał tata. - Wznowimy je. Cieszę się, że podjąłeś taką decyzję. Jestem z ciebie dumny, synu.

     Wspominałem już, jak bardzo uwielbiałem, kiedy takie słowa padały z ich ust?

     - Tylko... - zaczęła moja matka, w międzyczasie siadając na swoim miejscu. - To nie jest ona. Postanowiliśmy uszanować twoją orientację i-

     Musiałem jej przerwać.

     - Chcecie mi powiedzieć, że żenię się z facetem?

     Niemal szczęka mi opadła. Kompletnie nie miałem pojęcia, jak na to zareagować. Podziękować czy może odwołać swoją zgodę?

     - Nie martw się, nie zawiedziesz się. Wszystko uzgodniliśmy z jego rodzicami. - Upiła łyk herbaty. Rodzicami. A więc nie był zboczonym staruszkiem. O tyle dobrze. - Nie wyraża sprzeciwu. Dzięki temu nasze firmy się połączą i będziecie ubezpieczeni na całe życie. Co będzie pomiędzy wami, to wasza sprawa. Ale może akurat się zaprzyjaźnicie?

     - Może - mruknąłem bardziej do siebie niż do nich. Chyba nie usłyszeli, gdyż tata zabrał głos.

     - Wiem, że będziesz godnie reprezentował naszą rodzinę. Przed tobą pojawią się coraz trudniejsze decyzje, lecz widzę, iż jesteś na nie przygotowany. Dopijmy herbatę i wróćmy do łóżek. Musimy dopełnić przygotowań, więc lepiej, żebyś był wyspany.

     Pokiwał na mnie palcem, jak to miał w zwyczaju, gdy pouczał moją osobę jako kilkuletniego chłopca. Skinąłem głową, a następnie wziąłem do ręki kubek z gorącym naparem. Rozpoznawszy swój ulubiony rodzaj, rozluźniłem się. Zielona herbata działała cuda.

     - Z kim właściwie się żenię?

     Najważniejsza kwestia, a ja zapomniałem o to zapytać. Moje rozgarnięcie osiągało czasem poziom zerowy.

     - Dowiesz się na balu.

     Czyli później odmowa nie wchodziła w grę. Pięknie. Brzmiało jak niezła pułapka, lecz nic nie odpowiedziałem. Nie potrzebowałem kłótni. Oni zapewne także. Teraz powinienem był skupić się na obowiązkach, jakie miały niedługo na mnie spaść. Nie wiedziałem tylko, co okaże się gorsze - związek małżeński czy powolne przejęcie głównych obowiązków w firmie.







     - Nie będę ukrywać. Cholernie trudno jest się do ciebie dodzwonić, wiesz? - W głosie Jonghyuna wyczułem irytację. Gdy odebrałem, na ekranie widniało powiadomienie o ośmiu nieodebranych połączeniach i pięciu esemesach od niego, więc rozumiałem rozdrażnienie.

     - Mianhae, przygotowuję swój... bal zaręczynowy - mruknąłem zgodnie z prawdą. Usłyszałem w słuchawce, jak czymś się krztusi. - Spokojnie, oddychaj.

     - B-bal zaręczynowy? Nie mów mi, że jednak się żenisz! Opętało cię? Jeszcze wczoraj rano nie byłeś pewien, czy wrócisz do domu, a dzisiaj mówisz mi o jakimś pieprzonym balu? To żart?

     - Nie rozumiem twojego oburzenia - mruknąłem. - Miałeś mnie wspierać.

     - N-no i tak będzie! Tylko... sądziłem, że dogadasz się z rodzicami i nie dojdzie do żadnego ślubu.

     Wręcz widziałem, jak wydyma wargi.

     - Doszedłem do wniosku, że muszę dorosnąć. Poza tym, jestem dobrej myśli.

     - Jak możesz być dobrej myśli, gdy chcą cię zeswatać z jakąś babką, której wcale nie znasz?

     - Cóż, moi rodzice okazali się być bardziej wyrozumiali niż na to wyglądają, dlatego za jakiś czas będę mieć, uwaga, męża, a nie żonę.

     Nastała chwila ciszy, po której wydarł się do mojego ucha.

     - Co?! A jeśli to jakiś zboczony staruszek?!

     - Jest młodszy ode mnie - powiedziałem, zaznaczając na palecie kolory, jakie chciałbym ujrzeć na balu. Wziąwszy po uwagę wybór mojego nieoficjalnego narzeczonego, zakreśliłem głęboką czerwień i odcień podchodzący pod brąz. Według mnie idealnie komponował się z czernią. Sam wybrałbym jasne barwy, ale może chłopak miał jakieś mroczne skłonności. Albo stawiał na prostotę i elegancję. Lub wyrażał tym, jaki ma stosunek do naszych zaręczyn. Opcji było wiele.

     - A więc go znasz?

     - Nie. - Oddałem paletę czekającej na nią kobiecie ubranej w czarno-biały uniform. Ukłoniła się, po czym wyszła z mojego małego biura, który robił w firmie rodziców za "tymczasowy". - Poznam go dopiero na balu. Nawiasem mówiąc, ten bal ma jednocześnie być moją imprezą urodzinową. Wyobrażasz to sobie? Piękny prezent, ha ha.

     Zaśmiałem się sarkastycznie. Widocznie podzielał mój nastrój, gdyż usłyszałem z jego strony ciche prychnięcie. Postanowiłem złamać zasadę eleganckiego ubioru i zrzuciłem z siebie grafitową marynarkę. Poluzowałem czarny krawat oraz rozpiąłem dwa górne guziki białej koszuli. Nawet jeśli na zewnątrz szalał jesienny wiatr, w środku budynku panowała nadzwyczaj wysoka temperatura. Nie miałem zamiaru siedzieć kilka godzin w pełnym ubiorze. Jakkolwiek to brzmiało.

     - Więc sam organizujesz sobie imprezę?

     - Może nie do końca sam. Rodzice dopuścili mnie do opcji "wyboru" - uściśliłem, gdyż początkowo nie wyraziłem się do końca jasno. - Wystrój, jedzenie i te sprawy.

     - Na twoim miejscu skakałbym z radości.

     Od razu wyczułem ironię w jego głosie, co wywołało lekki uśmiech na mojej twarzy. Odchyliłem się na obrotowym krześle wyłożonym czarną, lśniącą skórą, aby odrobinę się rozprostować.

     - Właściwie dobrze, że zadzwoniłeś. Miałem sam to zrobić wieczorem, ale mnie uprzedziłeś.

     - Jeszcze jakieś świetne nowiny?

     - Tak.

     - Dawaj, zaskocz mnie.

     - Zapraszam cię na moje urodzinowe zaręczyny.

     - Myślisz, że się zjawię?

     - Tak.

     - Ja? Musiałeś mnie z kimś pomylić.

     - Ależ nie. Skoro ja będę musiał wytrzymać, to ty, jako przyjaciel, razem ze mną. Chyba nie nakażesz mi błagać na kolanach?

     - Proszę cię, biedak nie pokaże się wśród śmietanki towarzyskiej. Nie ma mowy, hyung.

     Byłbym głupi, gdybym nie wiedział, iż taka będzie jego odpowiedź. Cóż, moja desperacja zdecydowanie przewyższała zawstydzenie Jonghyuna.

     - Jutro idziesz ze mną kupić garnitur. Nie wywiniesz się. Wybierzesz też coś dla siebie, bez żadnych "ale". Przedstawimy cię jako kogoś obrzydliwie bogatego, hm? Nie możesz mnie zostawić. Obiecałeś.

     Wypomnienie jonghyunowej obietnicy stanowiło moją ostateczną broń. Nasłuchiwałem jego oddechu i niemal widziałem, jak zagryza w zdenerwowaniu wargę. Nie mogłem wytrzymać w miejscu, dlatego wstałem z fotela. Podszedłem do wielkich okien, tak typowych dla biurowców. Z tej wysokości mogłem dostrzec zielone lasy za obrzeżami miasta. Nieraz ośmielałem się porównać je z przejściem do wolności.

     - No... dobrze - powiedział, przełamując się. Tę rundę wygrałem. - Aish, nie wierzę, że się na to zgadzam. Obyś wiedział, co robisz. Jak przyniosę ci wstyd, nie zwalaj winy na mnie.

     - Nic się nie stanie, Jongie! Nie masz prawa tak mówić - zaćwierkotałem ze szczęścia. Naprawdę, kamień spadł mi z serca. - Ratujesz mi życie. Dostałbym zawału, gdybym miał być tam sam. Odwdzięczę się kiedyś, przyrzekam.

     - Zapiszę to sobie. Na razie muszę iść, moja przerwa w pracy się kończy. Napisz mi godzinę i miejsce. Do jutra.

     - Jasne.

     Pozostawało tylko wymyślić mu dobry fałszywy życiorys, lecz w tej chwili nie było mi to dane. Do mojego gabinetu wkroczył mężczyzna, jakiego kojarzyłem tylko z widzenia. Po wymianie powitań, położył na moim biurku kilka kartek. Zerknąłem na nie, a z mojego gardła wydostało się bezwarunkowe westchnięcie. Z hukiem zmuszono mnie, by powrócić do przygotowań.

     Potrawy.




Nobody's POV



     - Wciąż nie wierzę, że dałem się na to namówić.

     Jonghyun po raz kolejny poprawił swój nowo zakupiony krawat. Nie podobało mu się, że Jinki zapłacił za cały garnitur. W ogóle nie odpowiadała mu cena, jaka się przy nim znajdowała. Gdy ją zobaczył, musiał usiąść. Oczywiście miał zamiar zwrócić mu całą wartość, co do wona. Nie tylko za ubranie, ale również za niepotrzebną stylizację włosów oraz subtelny makijaż. Uważał, że jego piękna nie trzeba dopracowywać kosmetykami.

     - Czuję się jak paw - narzekał dalej. - Czy ten fryzjer był konieczny? Chcesz mnie zadłużyć?

     - Tak, był konieczny. Jeśli chcesz być jednym z nich, odpicuj się do perfekcji. Musisz wejść w rolę, skup się - mruknął starszy, ciągnąc go przez korytarze. Na szczęście droga do sali balowej nie była długa. - Musimy ograniczyć twoje spotkanie z moimi rodzicami do minimum. Pamiętasz, kim jesteś?

     - Kim Jonghyun, moja rodzina posiada wielkie kompleksy wypoczynkowe w wielu państwach, głównie europejskich. Zaprzyjaźniliśmy się, gdy studiowaliśmy w Stanach Zjednoczonych. Zarządzanie i muzyka to mój konik. Planuję założyć własną wytwórnię.

     - Świetnie. Tyle wystarczy. Resztę wymyślimy na poczekaniu.

     - Nawet nie wiesz, jak ciężko będzie mi okłamywać twoich rodziców.

     - Uwierz mi, czuję to samo.

     Zatrzymali się przed ostatnim zakrętem, gdy tylko Jinki ujrzał swoich rodziców witających prawdopodobnie ostatnich gości przy wielkich, mahoniowych drzwiach, których krawędzie ozdobiono pozłacanymi, fantazyjnymi motywami. Poczuł szybsze bicie swojego serca.

     - Mogę się wycofać? - szepnął w stronę młodszego dostatecznie głośno, aby go usłyszał i wystarczająco cicho, by starsza para nie zorientowała się o ich obecności.

     - Teraz raczej nie za bardzo.

     - Pomocne.

     - Jak zawsze.

     - Okej. - Wyprostował się oraz wziął głęboki oddech. Przecież to nie tak, że szedł na ścięcie. Najwyżej palnie coś od rzeczy, przez co zrobi z siebie idiotę. Nic wielkiego. - Chodźmy.

     - Może do niego zadzwonić...? - zapytała kobieta w momencie, kiedy zza rogu wyszedł jej syn. Krocząc granitową podłogą, oświetlony nikłym światłem naściennych lamp, młody mężczyzna wyglądał w jej mniemaniu doprawdy olśniewająco. Twarz matki rozpromieniła się od szerokiego uśmiechu, ujawniając tym samym dotychczas zakryte pudrem zmarszczki. Do kącików oczu natomiast wpłynęły dumne łzy. - Jinki, kochanie! Martwiliśmy się, że zmieniłeś zdanie.

     - Ty się martwiłaś - wytknął jej zadowolony, elegancko ubrany mąż. Bal ten stanowił jeden z najważniejszych momentów w życiu jego dziecka, dlatego chętnie skorzystał z wszelkich porad, tym samym pokazując, iż, jak na starszego pana, miał klasę. - Ja byłem w stu procentach pewien, że się pojawi.

     - A kim jest ten młodzieniec? - spytała, ignorując gospodarza. Nie wypadało kłócić się przy gościach. Obserwowała, jak szatyn kłania się w pas z należytą gracją, co w pełni ją zadowoliło.

     - Dobry wieczór, pani Lee - przywitał się chłopak, ująwszy jej dłoń. Złożył na skórze delikatny pocałunek, a następnie z lekkim uśmiechem uścisnął rękę starszego mężczyzny. - Panie Lee.

     - Mamo, tato, to jest Kim Jonghyun. Poznaliśmy się i zaprzyjaźniliśmy, gdy studiowałem w USA.

     - Neh - przytaknął szatyn. - Moja rodzina prowadzi kompleksy wypoczynkowe w kilku europejskich państwach. Obecnie mieszkam z nią w Londynie, lecz od czasu do czasu przyjeżdżam do Korei. Spotkaliśmy się z Jinkim hyungiem mimochodem i zostałem zaproszony na bal. Mam nadzieję, że moja obecność państwu nie przeszkadza?

     - Ależ nie! - zakrzyknęła kobieta. - To dobrze, że mój syn znalazł na studiach przyjaciół. Jednakże nic nam nie mówiłeś...?

     - Nie widziałem takiej potrzeby - odrzekł prędko młody brunet.

     W odpowiedzi jego ojciec kiwnął głową oraz skierował wzrok na nowo poznanego.

     - A więc jesteś młodszy?

     - Tak, panie Lee.

     - Jak się nazywają wasze kompleksy? Czasem wyjeżdżamy do Europy. Może je znam.

     Jonghyun poczuł, jak jego ręce zaczynają się pocić. Zebrał w sobie jak najwięcej silnej woli, aby przypadkiem nie zerknąć ze strachem na przyjaciela. Co miał zrobić? Tego nie przemyśleli. A co, jeśli mężczyzna zechce sprawdzić, jaki to wspaniały kompleks posiadają jego - nawiasem, nieżyjący - rodzice? Zostaną nakryci! Uchylił drżące usta.

     - N-nie mamy jakiejś specyficz-

     W tym samym momencie zza rogu wypadła Seohyun, nieświadomie ratując go z opresji. Podbiegła do czwórki, kłaniając się delikatnie. Parę kosmyków uwolniło się z zawiązanego z tyłu głowy koka i otuliły jej bladą twarz. Wzrok wszystkich padł na dziewczynę.

     - Przyjechało państwo Lee - oznajmiła.

     Na te słowa pan domu porzucił rozpoczęty z Kimem temat. Wziąwszy pod rękę swoją żonę, kazał zaprowadzić ich do uprzednio wspomnianych gości.

     - To oni, Jinki-ah - dodał. - Poczekaj tutaj.

     - Jonghyun może zostać, prawda? - zapytał prędko brunet, zanim zniknęli z pola ich widzenia.

     - Jeśli tylko chcesz.

     Zostali we dwójkę. Młodszy ustawił się tyłem do drzwi, natomiast zdenerwowany jubilat stanął przed nim, przez co korytarz całkowicie pozostał poza zasięgiem jego wzroku. Miał ochotę wyrwać sobie włosy z głowy.

     - Uspokój się i wyjmij tego kciuka z ust - warknął Jonghyun, gdy tylko zauważył, jak brunet z przejęcia przygryza paznokieć. - Będzie dobrze, nie martw się.

     - To nie ty żenisz się z kimś, kogo nie znasz.

     - Też racja. Ale panika w niczym ci nie pomoże. Myśl pozytywnie, sam mi to powiedziałeś - wypomniał. - Wciąż mam nadzieję, że to Hanbin nie mówił nam całej prawdy o sobie.

     - Wierz mi, też o tym pomyślałem.

     Jinki przestępował z nogi na nogę. Nie mógł powstrzymać zdenerwowania. Mimo wszystko, chciał wypaść jak najlepiej przed swoim przyszłym mężem. Nie wiedział, skąd pojawiła się ta nagła potrzeba, lecz pragnął wynagrodzić mu jakoś tę sytuację. W końcu nie tylko on został zmuszony do małżeństwa. Miał nadzieję dogadać się z nim i zostać przyjaciółmi, a z czasem... kto wie? Może jednak coś między nimi zaiskrzy? Im bardziej zagłębiał się w swoje myśli, tym mniejszy odczuwał strach przed spotkaniem. Jego serce zaczęło bić spokojnym rytmem, a na ustach pojawił się lekki uśmiech. Być może dzielili wspólne pasje? Lub chociaż wspólne zainteresowania? Nie mógł z góry go odrzucić.

     Trwałby dalej w zamyślonej pozie, gdyby nie niski głos ojca.

     - Jinki-ah, poznaj swojego narzeczonego, Lee Taemina.

     W chwili, w której się odwrócił, a jego spojrzenie napotkało wzrok czarnowłosego chłopaka, szok niemal odebrał mu władzę w nogach. Jego myśli o zaprzyjaźnieniu się z przyszłym mężem odeszły w zapomnienie. Zastąpił je czysty gniew oraz rozczarowanie. Słowa "prymityw" oraz "hołota" rozbrzmiały ponownie w głowie bruneta. Nie. To nie mogła być prawda.

     Jednocześnie uchylili usta.

     - To ty?!

FHTL rozdział 3

Nie trzymajmy Was w niepewności :3


Koreańskie słówka w rozdziale:
• mian - przepraszam/sory

***

Taemin's POV



     - Co za popieprzony dzień! - warknąłem, wchodząc do gabinetu znajdującego się na najwyższym piętrze budynku. Siedzący za wykonanym z najlepszego drewna biurkiem, chłopak spojrzał na mnie, a po chwili podniósł się z miejsca, gdy ja ulokowałem swoją osobę z głośnym westchnieniem na stojącej z boku pomieszczenia czerwonej, skórzanej kanapie. Powolnym krokiem wyjął z małego barku butelkę z bursztynowym alkoholem oraz kryształową szklankę. Położył obie rzeczy na niewielkim stoliku tuż przy meblu i usiadł obok mnie. Miałem ochotę się uśmiechnąć, lecz tego nie zrobiłem. Znał moje potrzeby, rozpoznawał, kiedy mój nastrój ulegał zmianie, zawsze wiedział, co czułem. Mimo wyglądania na przyjaciół, nigdy nie byliśmy sobie niewiarygodnie bliscy. Trzymałem go na dystans, na co nie narzekał. Widocznie myślał o mnie podobnie. - Mógłby już się skończyć.

     - Obstawiam, że nie chodzi o przegraną w bilarda? - zapytał, zakładając nogę na nogę. Aish, oddałbym prywatną wyspę, żeby tak było. Wziąłem do jednej ręki butelkę, a do drugiej szklankę i nalałem odrobinę whisky. Przystawiłem krawędź kryształu do ust, aby po chwili poczuć, jak piekąca ciecz spływa przez moje gardło. Nie miałem ochoty na powolną degustację. Szczerze mówiąc, mógł podać coś mocniejszego. Chciałem się upić.

     - Nie - syknąłem. Z racji, iż zaczęło mi się robić gorąco, zrzuciłem wierzchnią marynarkę wykonaną z grubszego materiału. Przygryzłem wargę. W głowie dudniły mi słowa rodziców. - Chodzi o coś wiele gorszego, Key.

     - A więc powiesz czy na złość sobie będziesz milczał? Wiesz, ja tam wiedzieć nie muszę.

     - Hmh - prychnąłem. Zdecydowanie, byliśmy podobni. Również nie namawiałbym go do spowiadania się przede mną. Żyłbym dalej. Westchnąłem i nalałem sobie kolejną porcję alkoholu. - Otóż, żenię się.

     Zasłonił się na moment ręką i, mimo jego powagi, widziałem chochliki w brązowych oczach. Naprawdę, to wcale nie było zabawne. Zmierzyłem go morderczym wzrokiem, po czym wlepiłem spojrzenie w okno po drugiej stronie biura.

     - Która cię zechciała? - zapytał, a ja usłyszałem nutę rozbawienia w jego głosie. Powstrzymałem się od zadania mu lekkiego ciosu z łokcia oraz wypowiedzenia ciętej riposty. Chciałem się mu wygadać, a nie rozpoczynać kłótnię.

     - Ha-ha - mruknąłem pod nosem. - Tak się składa, że to nie był mój pomysł, tylko moich rodziców. Nawet nie wiem z kim się żenię.

     Szczerze mówiąc, pragnąłem współczucia. Nie byłem aż tak bezduszny, za jakiego mnie mieli. Przed Kibumem mogłem się choć trochę otworzyć. Znał parę moich sekretów, a ja jego. Moim zdaniem uczciwy układ.

     Gdy na niego zerknąłem, chochliki zniknęły z ciemnych tęczówek. Wydawał się być zamyślony, lecz wyjątkowo nie potrafiłem nic wyczytać z jego spojrzenia.

     - Jak się z tym czujesz?

     - W sumie... jest mi to obojętne. - Wzruszyłem ramionami, wywołując u niego zdziwienie. - Robią to dla pieniędzy.

     - Mimo wszystko, chyba powinieneś mieć w tej sprawie jakieś zdanie? - zapytał i uniósł jedną brew w górę.

     - Zagrozili mi. Jeśli tego nie zrobię, wyrzucą mnie z domu, a tak się składa, że lubię życie "w willi z basenem". Powiedzieli mi tylko, że to nie jest kobieta. Jak myślisz, to kara za wyznanie im o byciu gejem?

     Rozważałem taką możliwość. Jakiś czas temu ogłosiłem im swoją orientację oraz pozostawiłem w głębokim szoku. Nie odzywali się do mnie przez parę tygodni. Widocznie w tym wypadku robiłem za szansę powiększenia majątku. Miałem to w dalekim poważaniu, chciałem jedynie dostatnio żyć. Lubiłem drogie przyjęcia i ekskluzywne wyjazdy na egzotyczne wyspy. Uwielbiałem budzić się jednego ranka nad błękitnym morzem, a drugiego oglądać spadający śnieg na tle gór. Nie robiłem za pasożyta, wiele razy pomagałem rodzicom w prowadzeniu interesów czy jeździłem z nimi na ważne spotkania. Mimo to, dziedziczyłem jedynie połowę. Druga należała się mojemu starszemu bratu, Taesunowi. Miał charakter po naszej matce, dlatego często nie potrafiliśmy się dogadać. Jako pierworodny miał też większe szanse decydowania o swoim życiu. Ja zostałem zamknięty za metaforycznymi kratami.

     - Czego się boisz, Taemin-ah?

     - Tego, że to może być stary pedofil? W takim wypadku wolałbym mieszkać pod mostem.

     Na krótki moment wywołałem uśmiech na jego twarzy.

     - Nie pozwolisz nikomu wyrzucić się na ulicę, trochę cię jednak znam. Ale... może nie będzie tak źle? Może temu facetowi także zależy na interesach? Niekoniecznie musi być starym, pomarszczonym erotomanem. Może po ślubie każdy z was będzie miał własne ścieżki i będziecie małżeństwem bez zobowiązań?

     Zaśmiałem się, lecz gdy tylko usłyszałem w swoim śmiechu rozżalenie, ucichłem. Naprawdę chciałbym, aby tak było. Czy prosiłem o zbyt wiele?

     - Lepiej, żebyś miał rację... Najgorsze jest to, że dowiedziałem się tego dzisiaj i kompletnie nic nie chcieli mi powiedzieć. Spotkam go dopiero za trzy tygodnie, na balu zaręczynowym. Byłem tak wściekły, że od razu przyjechałem tutaj - wyznałem, przez co przypomniałem sobie o nieprzyjemnej sytuacji sprzed kilkunastu minut. Wskazałem na garnitur. - Jeszcze na dodatek jakiś idiota mnie przewrócił i wylądowałem na brudnym chodniku. To Gucci!

     Jego oczy błysnęły. Podniósł się prędko z miejsca, przodem ustawiając w moją stronę. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.

     - Tylko nie Gucci!



Jinki's POV



     Na drugi dzień wieczorem rozsiedliśmy się z Jonghyunem przed telewizorem. On na kanapie, natomiast ja zająłem miejsce na dywanie. Aktualnie leciał jeden z programów rozrywkowych, jednak żaden z nas nie zwracał na niego pełnej uwagi. Zajęci rozmową, czekaliśmy na przyjście naszych znajomych. Tłumaczyłem mu - mimo niewielkiej wiedzy - jak powinien się zachowywać w stosunku do swojej dziewczyny. To on zdawał się być miłosnym ekspertem, lecz czasem wręcz prosił się o zerwanie. Niekiedy współczułem Miyeon jego brak zainteresowania w niektórych sprawach i nie dziwiły mnie jej pretensje.

     - Kochasz ją w ogóle? - zapytałem wprost. Po co bawić się w domysły? Słyszałem, jak przez chwilę się jąka, aż w końcu wzdycha boleśnie.

     - Nie wiem - odrzekł. - To nie jest to samo, co było wcześniej.

     - To nie lepiej zakończyć ten związek? Jeśli nic do niej nie czujesz, nie rób jej nadziei. Tak będzie lepiej i dla niej, i dla ciebie. Mimi znajdzie sobie kogoś innego, ty również.

     - A ty? Co zrobisz ze swoją sytuacją? - mruknął, a ja wyczułem pewną nutę złości w jego głosie. Najwidoczniej nie uśmiechała mu się opcja oddania dziewczyny komuś innemu. To znaczyło, że wcale nie była mu taka obojętna. Czy to dobrze, czy źle, pewnie okaże się później. - Wydaje mi się, że masz już kogoś na oku, a niedługo odbędą się twoje zaręczyny.

     Uniosłem jedną brew w górę.

     - Kogo niby?

     - Nie udawaj, że nie wiesz. Nasz Hanbinnie zgrywa twardego, ale przy tobie jest niebywale miłym aniołkiem. Można by powiedzieć, że to odwzajemnione uczucie - zaćwierkotał, a ja zapragnąłem go uderzyć.

     - Jakie uczucie? Czy ty siebie słyszysz, czy tylko bzyczy ci w uszach? - burknąłem, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Hanbin jest czasem uroczy, ale nie, nic do niego nie czuję. W każdym bądź razie, na tą chwilę.

     - A więc przyznajesz, że jest w twoim typie!

     Westchnąłem. Czasem miałem wrażenie, iż Jonghyun to stara plotkara.

     - Jest całkowicie w moim typie, ale nie sądzę, aby z tego coś wyszło. Poza tym, najwidoczniej jestem już zajęty.

     Zapadła cisza przerywana odgłosami wydobywającymi się z głośnika telewizora. To małżeństwo było dla mnie trudną sprawą, a Kim nie próbował sobie z tego chamsko żartować. Wręcz przeciwnie, czułem jego współczucie. Obiecał, iż wesprze moją osobę przy każdej podjętej przeze mnie decyzji. To było dla mnie bardzo ważne.

     Gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, Jong podniósł się z kanapy, aby otworzyć je gościom. Zrobił krok w ich kierunku i przystanął. Pochylił się nade mną, po czym poklepał po ramieniu. Odwróciłem głowę w jego stronę.

     - Mian za tą małą złośliwość. Nie martw się, hyung. Możesz na mnie liczyć, ale sądzę, że dasz sobie radę.

     Delikatny, pokrzepiający uśmiech tańczył na ustach chłopaka. Odwzajemniłem ten gest i zwróciłem się ponownie ku ekranowi, kiedy poszedł otworzyć drzwi. Usłyszałem donośny śmiech, na co prychnąłem z zadowoleniem. Nieczęsto mogłem spotkać się z przyjaciółmi. Musiałem poznawać teraźniejszych oraz - być może - przyszłych współudziałowców. Poza tym, rodzice o nich nie wiedzieli. Rzadko kiedy bogaci ludzie chcieli mieć do czynienia z tak zwaną "niższą warstwą społeczną". Nie mówiłem tutaj o egoizmie czy poczuciu wyższości mojego ojca i matki. Te cechy przejawiały się w nich nieznacznie. Organizowali mnóstwo akcji charytatywnych, a także pomagali anonimowo wielu potrzebującym ludziom. Gdyby jednak wiedzieli o moich znajomych, z pewnością zostałbym od nich odcięty, ponieważ "potrzebuję znajomości wśród bogatych rówieśników", aby moja przyszłość nie miała przeszkód w tym bezlitosnym świecie. Jak powiadali, znacznie łatwiej zaufać wspólnikowi, którego zna się od dawna. Lecz ja nie znosiłem tych wszystkich wystawnych przyjęć. Nie czułem się tam dobrze. Znacznie lepiej brzmiał wieczór karaoke z soju niż garnitur i szampan.

     Kilkuosobowa grupa wpadła do salonu jak huragan. Po radosnym przywitaniu oraz krótkich uściskach każdy rozpakował to, co przyniósł (między innymi alkohol czy jakieś przekąski), a później znalazł swoje ulubione miejsce. Ja - oczywiście - usiadłem na podłodze przy nogach Jonghyuna. Obok niego przysiadła Miyeon, a dalej Eunhyuk i Wonsik, którego zwaliśmy Ravi. Tron - czyli fotel - oraz władzę w postaci pilota przejął Seokjin, nasza grupowa gwiazdeczka. Na podłodze po mojej lewej stronie usadowiła się Hyoyeon. Uważałem ją za swoją siostrę, gdyż niezwykle dobrze się rozumieliśmy. Ze względu na podobieństwo zostaliśmy też ochrzczeni przez naszych przyjaciół mianem bliźniaków. Zwykle obok niej siedziała Yoona, jednak dzisiejszego wieczoru nie zjawiła się z powodów rodzinnych. Nie wnikaliśmy na siłę, postanowiliśmy poczekać, aż sama nam powie. Również Kyuhyun się nie pojawił - nocna zmiana w pracy nie pozwoliła mu na takie spotkanie. Natomiast po mojej prawej stronie usiadł nie kto inny jak Hanbin. Przez moment z chłodnym wyrazem twarzy wpatrywał się w ekran telewizora, lecz gdy dotknął swoim ramieniem mojego, odwrócił się w moją stronę. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, a na ustach zagościł malutki uśmiech. Uroczy.

     Wieczór spędzaliśmy tak, jak zwykle, gdy udawało mi się wymknąć z domu. Oglądanie programów rozrywkowych, gry, a po większej dawce alkoholu - karaoke i pokora przed sąsiadami za robienie hałasu. Aktualnie rozsiedliśmy się na podłodze oraz graliśmy w "5 palców". Przy tej grze każdy chował jedną z rąk za swoimi plecami i zaginał palec zgodnie z prawdą. Nie mogliśmy kłamać, znaliśmy się zbyt dobrze. Natomiast kiedy ktoś przegrywał, wypijał kieliszek soju.

     - Zagina palec ten, kto ma ciemnobrązowe włosy - mruknął Jonghyun rozpoczynając, bodajże, dwunastą rundę. Sam miał kosmyki w tym kolorze, jednak był chroniony prawem gry, które zwalniało osobę nakazującą z zagięcia palca. Prychnąłem. Naprawdę, nie miał już co wymyślać.

     Jeden palec.

     Następna była Miyeon. Myślała przez moment, aż nagle uśmiechnęła się przebiegle do innych i spojrzała na mnie, jakby chciała, żeby się na mnie uwzięli. Widziałem w jej oczach wyzwanie.

     - Zagina palec ten, kto kocha kurczaki.

     Zagryzłem wargę, próbując opanować szczerzące się zęby. A to wredna małpa. Oczywiście, żartobliwie mówiąc.

     Drugi palec.

     Błagalnie zerknąłem na kolejną osobę siedzącą po lewej stronie dziewczyny mojego najlepszego przyjaciela. Błysk w oku Hyoyeon nie świadczył o niczym dobrym.

     - Zagina palec ten, kto jest obrzydliwie bogaty - powiedziała, po czym pokazała mi język. Obrzuciłem ją wzrokiem, który ostrzegał: pożałujesz tego, siostro.

     Trzeci palec.

     - Zagina palec ten, kto... hmm... - Ravi udał, że intenstywnie myśli. Wyglądało to nadzwyczaj niecodziennie. W końcu otworzył usta, patrząc na mnie kątem oka. - Ten, kto studiował w Ameryce.

     Czwarty palec. Dzięki, Rav.

     Moja ostatnia nadzieja leżała w rękach Hanbina, którego nadeszła kolej. Tym razem moje błagalne spojrzenie spoczęło na nim, a nawet wydąłem wargę w geście prośby o litość. Jego wzrok mówił "uratuję cię, hyung". Zacząłem powoli dziękować chłopakowi w duchu, lecz, niestety, zbyt szybko się ucieszyłem.

     - Zagina palec ten, kto ma narzeczoną lub narzeczonego.

     Uśmiech zszedł z mojej twarzy, jednakże nie mogłem być na niego zły. Nie wiedział. Jedyną do tej pory, zaręczoną osobą był Eunhyuk hyung. Nie mogłem skłamać, gdyż Jonghyun znał prawdę. Westchnąłem cierpiętniczo.

     Piąty palec.

     - Piję - fuknąłem. Sięgnąłem po swój napełniony alkoholem kieliszek. Kiedy jednak go opróżniłem oraz odłożyłem na miejsce, wszyscy niemal patrzyli na moją osobę jak na Świętego Mikołaja, który jakimś cudem okazał się być prawdziwy. - Co?

     - J-jesteś zaręczony? - wydukał Hanbin, a ja niechętnie przytaknąłem.

     - Dlaczego dowiadujemy się w ten sposób? I kto to jest? - Hyoyeon wydawała się być zła. Nie lubiłem jej wkurzać, ponieważ potrafiła mocno uderzyć, lecz tej sytuacji nie potrafiłem zaradzić. Nie miałem ochoty im o tym mówić, aczkolwiek nie utrzymałbym swojego małżeństwa w tajemnicy na dłuższą metę.

     Przeprosiłem ich oraz opowiedziałem o co chodziło, pomijając szczegóły, które znał tylko Jonghyun. Słuchali mnie uważnie, za co byłem im wdzięczny. Czułem też zawstydzenie z powodu takiego zachowania. Moje lata wskazywały na to, że powinienem być choć odrobinę mądrzejszy. Niestety, nie wytrzymałem presji. Ich zrozumienie było wszystkim, czego potrzebowałem.

     - Co to ma być? Nie mogą kazać ci się ożenić tylko z powodu kasy - mruknęła Hyoyeon. - Te czasy dawno minęły.

     - Nic na to nie poradzę - odpowiedziałem. - Uciekłem z domu, aby pomyśleć, ale nie będę przecież tego robić w nieskończoność. To by było głupie, a w dodatku zawiódłbym rodziców. Nie chcę tego, mimo wszystko wiele dla mnie zrobili.

     - Hyung, masz prawo do własnego zdania. Każdy ma! - Hanbin pociągnął mnie za rękaw bluzki. Jego urocza postawa doprowadzała do szału. W pozytywnym sensie. Uśmiechnąłem się do niego smutno.

     - Każdy, oprócz tych, których uwięziły sidła pieniędzy. Wierz mi, nie jest łatwo się od nich odciąć. Dlaczego na świecie są wojny? Bo panuje chciwość i żądza władzy. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym prowadzić spokojne życie tak, jak wy.

     - Spokojne? Masz na myśli harowanie w pracy, aby ledwo się utrzymać? - zażartował Jonghyun, a ja przytaknąłem.

     - Przynajmniej wiedziałbym, ile jestem wart, zamiast wzbogacać się na pracy matki i ojca.

     Zapanowała cisza przerywana jedynie naszymi oddechami. Nie chciałem wprawić ich w zakłopotanie, ale taka była prawda. Czułem, jakbym żerował na tym, co zdobyli moi dziadkowie, a potem rodzice. Ale... czy to nie wspólne budowanie majątku? Nie, na pewno nie teraz. Miałem wiele wątpliwości i to nie raz. Często nie miałem pojęcia, co począć. Bunt przed ich zdaniem to jedyne, co dawało mi poczucie wolności.

     Przed wyjściem życzyli mi powodzenia. Nie wiedziałem do końca w czym - czy w małżeństwie, czy w ucieczce od niego. Jedyne, co dobrze zapamiętałem, to cisza ze strony Hanbina. Jego zraniony wyraz twarzy. Zaszklone oczy. Zaciśnięte, drżące wargi. A mimo to, zdobył się na delikatny uśmiech oraz pożegnał.

     - To musiało o czymś znaczyć - powiedział Jonghyun zanim położyliśmy się spać.

     Wzruszyłem ramionami, aby przekazać, iż nie byłem do końca przekonany. Mógł mnie lubić, ale nie musiał. Może po prostu było mu przykro - próbowałem sobie tłumaczyć. Nie chciałem się w nim zakochać. To byłoby zbyt bolesne, gdyż postanowiłem przestać zgrywać ofiarę losu oraz przyjąć sytuację "na klatę". Póki nie czułem do niego nic, prócz lekkiego zauroczenia, postanowiłem odciąć się od młodego Kima. Z pozostałymi przyjaciółmi też zapewne nie spotkam się przez jakiś czas. Błagałem ich w myślach o przebaczenie, gdy przykładałem głowę do poduszki. Chciałem odrzucić przykre myśli, co przychodziło mi z trudem.

     - Muszę wypocząć - mruknąłem do siebie, zamykając oczy.

     Zaczynałem stare-nowe życie, które miało stanowić dla mnie priorytet.

FHTL rozdział 2

Zaktualizuję dzisiaj FHTL do rozdziału 4! Jestem w trakcie pisania 5, więc... jakoś to będzie ^^'

Koreańskie słówka w rozdziale:
• neh - tak
• appa - tata
• arasseoyo - rozumiem
• jinjja - naprawdę

***

Jinki's POV



     Gdy tylko obudziłem się rankiem następnego dnia, w piżamie wyszedłem z niewielkiego pokoju gościnnego w poszukiwaniu Jonghyuna. Nie miałem nawet jak sprawdzić godziny; wczorajszego wieczora rodzice wydzwaniali do mnie bez przerwy, więc w końcu wyłączyłem telefon. Zajrzałem do jego pokoju, przeszedłem obok łazienki, minąłem pusty salon i zatrzymałem się w kuchni. Nigdzie go nie było. Zegar na ścianie wskazywał parę minut po ósmej. Zaspany, oparłem się o framugę drzwi i skrzyżowałem ramiona. Cóż, Jonghyun rzadko kiedy wstawał wcześniej niż po dziesiątej.

     Chociaż...

     Zerknąłem na świstek papieru położony na stole. Podszedłem bliżej, aby go podnieść oraz przeczytać znajdującą się na nim treść. Wynikało z niej, że Jong wyszedł wcześniej do pracy i wróci dopiero popołudniu. Zmarszczyłem brwi, przypominając sobie pewną drobnostkę, jaka mi uciekła - Kim przecież pracował. Nie dziedziczył milionów po rodzicach. Musiał sam zająć się zarabianiem na życie. Cieszyłem się, że się nie poddawał. Nie posiadał matki ani ojca, którzy by go wspierali. Miał za to mnie, Miyeon oraz paru innych oddanych przyjaciół. Swoją drogą, jeden z nich był naprawdę uroczy...

     Odłożyłem kartkę z powrotem na stół i zajrzałem do lodówki. Oprócz niepełnej butelki mleka, a także paru jajek nie widziałem w niej zupełnie nic. Westchnąłem, zamykając drzwiczki. Z chlebaka wyjąłem dwie kromki chleba tostowego i z szafki ponad blatem krem czekoladowy, o jakim wspomniał Jonghyun w papierowej wiadomości. Po śniadaniu pozwoliłem sobie przejrzeć zawartość reszty szafek. W większości były puste. Miałem nadzieję, że nie oszczędzał na jedzeniu, chociaż jego wygląd mówił sam za siebie. Schudł od ostatniego razu, kiedy się widzieliśmy. Przez to wywołał u mnie zmartwienie.

     Bliżej godziny czternastej przebrałem się w pożyczone (później się dowie) od Jonghyuna spodnie oraz kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem je zapasowym kluczem, jaki chował w swoim pokoju (pomińmy fakt, iż jego tajną kryjówką była szuflada z bielizną, ugh... nie to, że grzebałem mu po szafkach) i ruszyłem mu na spotkanie. Chciałem zrobić przyjacielowi małą niespodziankę, przychodząc po niego do pracy. Miałem zamiar zaopatrzyć go w jedzenie. Skoro mieliśmy razem mieszkać (przynajmniej dopóki mnie nie wyrzuci - ponoć posiadałem trudny charakter), to musieliśmy troszczyć się o siebie nawzajem. Poprawiłem cienką kurtkę, kiedy tylko uderzyło mnie chłodne powietrze. Zapowiadał się zimny i pochmurny dzień. Westchnąłem, dodając czapkę i szalik do listy moich zakupów.

     Przez jakiś czas przechadzałem się spokojnymi alejkami, aby w końcu wyjść na zatłoczone ulice. Ludzie wręcz biegli, ciągle gdzieś się spiesząc. Naciągnąłem pożyczoną od przyjaciela kaszkietówkę na twarz, aby uniknąć ciekawskich spojrzeń. Nie byłem żadną gwiazdą, ale zdarzali się tacy, którzy rozpoznawali mnie z charytatywnych bankietów urządzanych przez moich rodziców. Wciąż pamiętałem, jak pewnego razu jeden fotograf tak się mnie uczepił, że zostałem zmuszony wezwać policję. Ani on nie miał z tego przyjemności, ani ja. Od tamtej pory unikałem otwartego pokazywania się na ulicy.

     Wstąpiłem do jednego z mniejszych sklepów spożywczych, aby zrobić szybkie zakupy. Nerwowo spoglądałem na stary zegar, jaki wisiał na ścianie przy kasjerce, jednym uchem słuchając nieznajomej staruszki, która mnie zaczepiła. Z początku tych parę zamienionych z nią słów było jak najbardziej w porządku... potem jednak zaczęła rozwijać różne historie o swojej wnuczce.

     - Na moje oko jesteście nawet w tym samym wieku! - zaszczebiotała i pociągnęła mnie na policzek. Poczułem się jak przy swojej staromodnej ciotce, przyjeżdżającej do nas od czasu do czasu. Z tą różnicą, iż ta kobieta miała zadziwiająco więcej siły.

     - U-um, neh - wydukałem i odsunąłem się ostrożnie. - Ch-chętnie bym jeszcze porozmawiał, a-ale muszę już iść...

     - Arasseoyo... - mruknęła, aczkolwiek uśmiech na jej zmęczonej, pokrytej zmarszczkami twarzy pozostał delikatny i pobłażliwy. - Cóż, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy...

     Przybliżyła się i położyła drżącą dłoń na moim ramieniu. Tym samym zmusiła mnie do pochylenia się, a gdy to zrobiłem, poczułem dziwną, zmieszaną z innym zapachem woń chmielu.

     - Nie działaj pochopnie, mój drogi. Pamiętaj, że nie każdy jest w stanie udźwignąć wielkie brzemię, jednak tego nie okazuje. Czasem trzeba komuś pomóc, aby zobaczyć, co ukrywa.

     Odsunęła się i skierowała do drzwi. Kiedy się pożegnała, odmachałem jej niepewnie. Spojrzałem na swój koszyk z zakupami. Zwróciłem uwagę na to, jak wcześniej go zlustrowała wzrokiem. Ja jednak nie widziałem w nim nic niezwykłego. Może wybrałem zły rodzaj jajek? Wzruszyłem ramionami. Nie raz spotkałem równie nawiedzoną starszą panią czy pana. Mogłem powiedzieć, że byłem przyzwyczajony. W dodatku wydawało mi się, iż miała parę promili we krwi.

     Po zrobieniu zakupów i spakowaniu ich do plecaka, ruszyłem do miejsca pracy Jonghyuna. Po drodze przyglądałem się wszystkiemu w najdrobniejszych szczegółach. Rzadko kiedy miałem ku temu okazję. Moje życie zazwyczaj było pędzącym pociągiem, dlatego tym razem cieszyłem się z powolnego przechadzania ulicami stolicy. Mogłem odetchnąć ze spokojem.

     Droga do miejsca pracy przyjaciela nie zajęła mi sporo czasu. Już po paru minutach zauważyłem spory szyld, więc podszedłem bliżej. Postanowiłem usiąść na pobliskiej ławce i na niego poczekać. Przeglądałem się, jak mały chłopiec kopie piłkę na podwórku po drugiej stronie szosy. Jego szeroki uśmiech sprawił, że kąciki moich ust również uniosły się ku górze. Wyglądał na zaledwie kilka lat. Był widocznie szczęśliwy, zwłaszcza, kiedy dołączył do niego wysoki mężczyzna, prawdopodobnie jego ojciec. Bawił się ze swoim synem jak przykładowy appa. Poczułem lekką zazdrość, gdyż moi rodzice poświęcali mi stosunkowo mało czasu. Nie to, że byli źli i wcale nie zwracali na mnie uwagi. Starali się być ze mną, kiedy mogli, wiedziałem to. Zajęci pracą oraz powiększaniem majątku pozostawionego przez moich zmarłych dziadków, których nigdy nie poznałem, po prostu skupiali się na mojej przyszłości... jednakże z tym małżeństwem odrobinę przesadzili.

     - A ty co tu robisz?

     Podskoczyłem na ławce, a serce niemal wyskoczyło mi z piersi. Odwróciłem się powoli, gotów zobaczyć doradcę mojego ojca. Poczułem niesamowicie wielką ulgę, gdy ujrzałem nad sobą zdziwionego Jonghyuna. Cóż, ich głosy były trochę podobne, a że byłem pogrążony we własnych myślach, brzmiały dla mnie niemal identycznie.

     - Czekam na ciebie - burknąłem. - Ale więcej tego nie zrobię. Niemal zawału dostałem. Nie zachodzi się ludzi od tyłu, wiesz?

     - Przepraszam - powiedział, śmiejąc się. Śmiał się! Ja tu prawie zszedłem, a on się bezczelnie śmiał! Poczekaj, Kim Jonghyunie, jeszcze się z tobą policzę. - Co tutaj robisz?

     - Pomyślałem, że miłoby było, gdybym przyszedł po ciebie do pracy. - Wstałem z ławki i podniosłem reklamówkę, jaką trzymałem w dłoni. - Przy okazji zrobiłem zakupy.

     - N-niepotrzebnie - wyjąkał z zakłopotaniem w głosie. Podrapał się w kark oraz spojrzał na mnie z rumieńcami na twarzy. Oczywiście, że nie.

     - Jakbyś nie pamiętał, mieszkamy razem. Nie wiem, jak ty, ale ja nie chcę umrzeć z głodu - prychnąłem, po czym ruszyłem w stronę powrotną do jego mieszkania. Ukradkiem widziałem, jak czerwień prędko schodzi z jego policzków, uśmiecha się z niedowierzaniem i dorównuje mi kroku.

     - Nie złość się. Złość piękności szkodzi, a ty, jako dziedzic wielkiej fortuny, musisz się jakoś prezentować. - Szturchnął mnie w ramię, na co fuknąłem pod nosem z irytacją. Wiedział przecież, w jakim stopniu drażnił mnie ten tytuł. - Aż tak cię przestraszyłem?

     - Myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. Brzmiałeś jak ktoś od mojego ojca. Nie rób mi tak więcej, jasne? Bo źle się to dla ciebie skończy, obiecuję.

     - Bez nerwów, staruszku. Zmarszczek dostaniesz.

     - Yah! Dinozaury już dawno wyginęły, wiesz?

     - Moment... Czy to nie moje ubrania?

     - Moooże...

     - Zginiesz, obiecuję ci to.

     Po kilku minutach żartobliwego grożenia sobie nawzajem, płynnie zmieniliśmy temat. Śmialiśmy się, wymienialiśmy informacjami oraz dyskutowaliśmy. Czas leciał, jednak tego nie zauważyłem. Powolnym krokiem pokonywaliśmy ulice, które zrobiły się jeszcze bardziej tłoczne niż wcześniej. Mimo to, cieszyła mnie ta chwila wolności. Brak głupich zasad, brak przytłaczających luksusów, brak wymagających rodziców. Wszystko było jak sen, z którego w każdej sekundzie mogłem się obudzić. Póki co wolałem słodko bujać w obłokach, zanim los nakaże mi wracać do rzeczywistości.

     Minęliśmy kolejny zakręt. Przed nami wyrosły wysokie wieżowce, bogato ozdobione i z zewnątrz, i w środku, kilkugwiazdkowe restauracje oraz najlepsze markowe sklepy. Ludzie z "niższych sfer" przechodzili tędy, karmiąc oczy niesamowitymi widokami. Ukradkiem patrzyli - niemalże z zazdrością - na majętne osobistości. Z pewnością pragnęli zamienić się z nimi miejscami. Jednakże, jak szybko by to otrzymali, tak szybko chcieliby powrócić do dawnego, spokojnego życia.

     - Tęsknisz? - szturchnął mnie Jonghyun, a ja potrząsnąłem głową. - Zapatrzyłeś się.

     - Nie tęsknię - odpowiedziałem pewnie. Naciągnąłem kaszkietówkę bardziej na czoło, aby zakrywała mi większość twarzy. - Współczuję ludziom, którzy myślą, że bycie cholernie bogatym jest wspaniałe. Z jednej strony może i tak, ale niesie to za sobą wiele-

     Nie dokończyłem. Poczułem, jak zderzam się z czymś, a potem w ciągu ułamka sekundy ląduję na ziemi. Jęknąłem z bólu. Czapka zleciała mi z głowy, całkiem niszcząc fryzurę. Gdy podniosłem wzrok, naprzeciw mnie ujrzałem siedzącego młodego mężczyznę o ciemnych włosach. Miał na sobie garnitur, tak czarny, jakby dopiero go zakupił. Wyglądało na to, że właśnie wyszedł z czarnego luksusowego auta stojącego na uboczu. Rzucił mi nienawistne spojrzenie oraz zacisnął wargi. Przeprosiłem, jednak on to zignorował i pozwolił, aby pojawiający się obok mężczyzna pomógł mu wstać. Następnie zaklął cicho pod nosem, widząc przybrudzone kurzem spodnie.

     - Hyung - mruknął Kim.

     Podał mi swoją dłoń, którą chętnie przyjąłem. Podniosłem się z kostki, zbierając z ziemi kaszkietówkę oraz otrzepując tył dżinsów. Mogłem bardziej uważać, to prawda. Odsunąłem wpadającą do moich oczu grzywkę i przybrałem skruszony uśmiech. Skłoniłem się delikatnie przed czarnowłosym nieznajomym.

     - Bardzo mi przykro, zagapiłem się i-

     - Masz szczęście, że jest ci przykro - syknął w moją stronę. Natychmiast się wyprostowałem, obrzucając go zdziwionym spojrzeniem. Jego brwi ściągnięte były do dołu. Wyglądał, jakby miał zamiar się na mnie rzucić i rozszarpać moje gardło. - Spójrz tylko, co narobiłeś! Mój Gucci jest teraz go wyrzucenia! Jesteś z siebie dumny, prymitywie?! Aish, jinjja... Tylko tego można się spodziewać po takiej hołocie jak wy.

     W tamtym momencie się we mnie zagotowało. Również zmarszczyłem brwi. Zacisnąłem usta, a przez nos wziąłem głęboki oddech. Jonghyun musiał wyczuć moją gotowość do obrony własnej dumy, gdyż złapał mnie za rękę, po czym pociągnął lekko w swoją stronę. Miałem ochotę co najmniej potrząsnąć tym egoistycznym dupkiem. Mocno.

     - Przepraszamy, naprawdę - wymamrotał Jongie, zyskując tym samym moją uwagę. Dlaczego to robił? Dlaczego go przepraszał? Nie słyszał, jak się do nas zwrócił? Teraz to on ukłonił się przed mężczyzną. - Wybacz nam. To się już nie powtórzy. Nigdy więcej nas nie spotkasz.

     - Mam nadzieję, ugh - mruknął od niechcenia czarnowłosy.

     Wydawał się być zadowolony z reakcji mojego przyjaciela, kiedy odwracał się do nas tyłem, jednocześnie zapominając o naszym istnieniu. Ruszył ze świtą w swoją stronę, do wysokiego biurowca. Odczekałem, aż zniknie za drzwiami, by wyładować złość na Jonghyunie. Uderzyłem go lekko w ramię.

     - Co ty odwalasz?! Co to miało być? Dajesz tak sobą pomiatać? - warknąłem.

     Westchnął i wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni.

     - Taka jest kolej rzeczy. My, biedniejsi, usługujemy bogatszym.

     - Jakim prawem?! - To, co mówił, było dla mnie kompletnie niedorzeczne. Nie poznawałem go. Ruszyliśmy z powrotem do jego mieszkania. Cóż, właściwie to on ruszył, a ja za nim. Wymachiwałem rękoma w powietrzu z niedowierzaniem.

     - Niektórych nie stać na to, aby się im przeciwstawić.

     - O czym mówisz?

     - Takim ludziom lepiej schodzić z drogi. Mają wystarczająco dużo pieniędzy, by pogrążyć ubogiego człowieka na zawsze. Oczywiście, nie wszyscy tacy są, jesteś żywym dowodem, jednak każdy z nich jest wrzucany przez społeczność do jednego worka, nie zgodzisz się ze mną?

     Przestałem się rzucać i opuściłem głową, pozwalając grzywce osłonić moje oczy. Miał rację. Sytuacja sprzed paru minut oraz słowa przyjaciela pozwoliły mi dojrzeć, co tak naprawdę stanowiło przyczynę mojej samotności. To nie była moja wina. Niczemu nie zawiniłem. Wina leżała po stronie osób, które zostały oślepione przez pieniądze i żyją tylko po to, aby je zdobywać, gromadzić, powiększać. Osób, które uważają się za lepsze, gdyż urodziły się w majętnych rodzinach. To właśnie przez nie zostałem z góry osądzony. Skazany na samotność, fałszywość i pogardę.

     - Przepraszam, że się uniosłem - szepnąłem. - Masz rację.

     Po chwili poczułem, jak chłopak zarzuca rękę na moje ramiona i przyciąga bliżej do swojego boku. Jego szczery uśmiech był naprawdę pokrzepiający.

     - Nic się nie stało. Od czego są przyjaciele? Masz moje wsparcie.

     Uśmiechnąłem się szeroko. To doświadczenie odkryło przede mną parę prawd.

     - I wzajemnie, Jjongie.