W poprzednim krótkim poście napisałam, że mimo maturalnej klasy nie zawieszę bloga. Czasem trzeba się odstresować i coś napisać... Więc kiedy tylko będę mogła (i wena będzie łaskawa, a chyba zrobiła sobie wakacje) to coś dodam. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i... nie zapomnicie o mnie, chlip ;;;;
Hwaiting i do przodu! :')
***
Jonghyun's POV
Nigdy nie sądziłem, że kanapa w salonie jest taka wygodna, dopóki nie użyłem jej zamiast łóżka, gdy wręcz zmusiłem Kibuma do zajęcia mojego pokoju (chociaż najpierw musiałem przeprosić za bałagan - gdyż nieczęsto miewałem gości - i trochę go ogarnąć). Mimo ostrego języka, którego niegdyś często używał, teraz na każdym kroku ukazywał, iż potrafi być niemożliwie wstydliwy. Próbował wszystkiego odmawiać, lecz kiedy zagroziłem, że oddam go Sunghyu z powrotem, ostatecznie przyjmował drobne, pomocne gesty z mojej strony. Co prawda, trochę nieładnie, ale jedynie to działało.
Była może druga w nocy, kiedy zza rogu mojej sypialni wyszedł Kibum.
- Hyung... - szepnął, a ja podniosłem się na łokciach i spojrzałem na niego. Wyglądał uroczo w pożyczonej ode mnie, ciut przydużej koszulce i luźnych, dresowych spodniach. - Mógłbym napić się wody?
- Aish, jasne. Przecież nie musisz się mnie pytać - odpowiedziałem.
Zapeszony, przemknął przez salon i schował się w kuchni. Położyłem głowę z powrotem na poduszce, przysłuchując się odgłosom odkręcanej butelki oraz szumowi wlewanej do szklanki wody. Mimo późnej godziny, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - mógłbym się od tego uzależnić.
Gdy wyszedł z pomieszczenia i zgasił za sobą światło, ruszył do pokoju. Musiał wyczuć na sobie mój wzrok, ponieważ zatrzymał się i spojrzał na mnie nieśmiało.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał, a na moją twarz wstąpił delikatny, ale wstydliwy uśmiech.
- Wiesz... Jak by to tak ładnie ująć... Cierpię na bezsenność. - Skrzywiłem się i podniosłem do pozycji siedzącej. W końcu głupio było leżeć, podczas gdy on stał. - Od około... półtorej roku?
Kibum wydawał się nad czymś zastanawiać, po czym usiadł na fotelu, tuż obok mojej kanapy. Zdziwiłem się i uniosłem jedną brew w górę. Miałem pewność, że był zmęczony. Odpoczynek oraz spokój zwyczajnie mu się należały, a ja chciałem zapewnić to, czego do tej pory nie posiadał.
- Dlaczego nie idziesz spać? - zapytałem, intensywnie przypatrując się chłopakowi. Może odrobinę zbyt intensywnie, gdyż wtulił plecy w oparcie.
- N-nie mógłbym zasnąć, p-podczas gdy ty tak tutaj leżysz... - mruknął. Już chciałem odpowiedzieć, jednak mnie uprzedził. - Poza tym... Mam ten sam problem.
Nastała pomiędzy nami niezręczna cisza. Z jednej strony chciałem zapaść się pod ziemię, z drugiej okropnie mu współczułem, a jeszcze z innej się cieszyłem, mimo iż nie powinienem. Cóż... ktoś dzielił ze mną tę samą przypadłość. Poczułem się mniej samotnie. Do tej pory uchodziłem za dziwaka, a moją bezsenność i jej konsekwencje tolerował jedynie Onew, znany i kochany wokalista, do którego swoją drogą nie było łatwo dotrzeć. Czy mogłem uznawać go za przyjaciela?
Uniosłem głowę i, przygryzając dolną wargę, wydostałem się spod koca, a później przesunąłem na kanapie bliżej fotela, jaki zajął Key. Wpatrywał się w trzymaną w dłoniach szklankę. Gdyby potrafił, roztopiłby ją swoim kocim wzrokiem.
- To może... chciałbyś pogadać? Albo coś obejrzymy?
- Możemy coś obejrzeć - odpowiedział cicho.
Kiwnąłem głową i sięgnąłem po pilota. Włączyłem telewizor, a na ekranie pojawił się pierwszy lepszy horror, puszczany w tak późnych godzinach. Na innych programach nawet nie warto było szukać czegoś poza niskobudżetowymi filmami, nudnymi dramami czy wiadomościami. Mimo to zwróciłem się do chłopaka z pytaniem.
- Co byś chciał obejrzeć?
- Um... To, co włączysz - powiedział. Skrzywiłem się nieznacznie.
- Kibum-ah - mruknąłem. - Tutaj nie musisz się nikomu podporządkowywać. Masz - podałem mu pilota - wybierz coś.
Przez chwilę się wahał, jednak skierował przedmiot w stronę telewizora i nacisnął jeden z przycisków. Najwidoczniej jego też nie interesował przepełniony wojną film, dlatego przełączył na kolejny program. I kolejny. I kolejny. Przez cały ten czas ukradkiem go obserwowałem, dlatego w pewnym momencie trudno było przeoczyć tą małą iskierkę w jego oku, gdy na ekranie pojawił się pokaz najnowszych, pełnych fantazji strojów, w których (aż zanadto) szczupłe kobiety pewnym krokiem szły po wybiegu. Zaraz jednak wrócił do zmieniania kanałów, a jego twarz przybrała skamieniały wyraz. Czułem, że mam przed sobą dużo roboty. Pokręciłem głową, marszcząc brwi.
- Wróć.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja dopiero w tamtym momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo się zmienił. Kiedyś po prostu wyrywał pilota z rąk i nastawiał to, co jemu się podobało, nie zważając na marudzenie pozostałych. Kiedyś robił co chciał i nie pytał o pozwolenie. Kiedyś był buntownikiem. Kiedyś wyrażał swoje zdanie jasno i dobitnie. Kiedyś... był szczęśliwy.
- Chcesz obejrzeć ten pokaz, prawda?
- A-aniyo! - Zarumienił się aż po uszy. Musiałem przyznać, że to był niecodzienny widok. - Nigdy nie lubiłeś mody... N-nie sądzę, by ci to przeszło.
O-oh... pamiętał?
- Aish... Chodź tutaj.
Poklepałem miejsce obok siebie. Widocznie nie miał najmniejszego zamiaru się ruszyć, bo jego twarz okupowała zmieszana mina. Wstałem więc i złapałem go za ręce. Pociągnąłem za nie w górę, a potem na kanapę. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi na lekko przestraszone, pytające spojrzenie. Moje dłonie znalazły swoje miejsce na jego bokach, by zacząć go niemiłosiernie łaskotać.
- Nie! Hahaha, przestań! Proszę! Hahahaha!
Śmiał się głośno, a ja razem z nim. Wspominałem już, jak bardzo uwielbiałem jego śmiech? Mógłbym słuchać go całymi dniami, ale Key też potrzebował oddechu, dlatego niedługo potem zaprzestałem swych działań. Oddychał płytko i szybko, próbując się uspokoić. Nic nie mówił, patrzył zawzięcie w sufit. Gdy sięgnąłem dłonią i delikatnie dotknąłem jego ramienia, obruszył się oraz automatycznie odsunął o parę centymetrów. Westchnąłem głęboko.
- Chcę być kimś, na kim możesz polegać - szepnąłem.
Kibum powoli podniósł się do siadu, wzrokiem uciekając na wszystkie możliwe strony, aby tylko nie spojrzeć na mnie. Jego ciemnobrązowe oczy przysłoniła potargana grzywka. Jak mogłem do niego dotrzeć? Jak mogłem sprawić, aby się mnie nie bał?
- O-oh - kiwnął głową.
Cichutka zgoda sprawiła, że wina twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Pragnąłem wziąć go w ramiona, mocno przytulić i nie puścić, jednak nie chciałem, by czuł się tutaj osaczony. To miał być dla niego nowy początek, więc wszystko w swoim czasie, prawda? Aish, łaskotanie go nie było najlepszym pomysłem... Odsunął się dalej, podciągając nogi pod brodę i obejmując je rękami. Westchnąłem bezgłośnie, a później złapałem za pilota, aby zmienić program.
- Obejrzymy ten pokaz razem, neh? - zapytałem, śląc w jego stronę delikatny uśmiech. Zawahał się, ale ponownie kiwnął głową. Zauważyłem, jak kąciki jego ust unoszą się lekko ku górze. To była połowa sukcesu.
Jako że był to program o modzie, za jednym pokazem leciał kolejny. Szczerze mówiąc, niektóre kreacje były całkiem ciekawe, dlatego tak do końca się nie nudziłem. Co rusz za to zerkałem na Kibuma, widząc u niego oznaki zmęczenia. Powieki opadały mu coraz częściej, aż - prawie o trzeciej nad ranem - zamknął oczy i już ich nie otworzył. Obserwowałem jego klatkę piersiową, widząc jak spokojnie oddycha. Może to były tylko moje odczucia, ale pozycja, w której usnął, wydała mi się dość niewygodna. Posiadając więc świetny pretekst, podniosłem się ze swojego miejsca. Najdelikatniej jak tylko mogłem, ułożyłem szatyna na kanapie oraz przykryłem go ciepłym kocem. Kiedy kucnąłem na podłodze, mogłem lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Miał łagodne rysy, mały nosek i idealnie wykrojone, niemal jak u laleczki, usta, które posiadały jeden defekt - niewielką, ale powoli gojącą się ranę. W ogóle nie podobała mi się myśl, że mógł ją zrobić jeden z jego klientów. Wnioskując po jego zachowaniu, nie obchodzili się z nim delikatnie. Znikający ślad na szyi, zapewne po sporym siniaku, tylko utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Następna niechciana myśl, że ja byłem jego kolejnym „klientem” doprowadzała mnie do szału. Oczami wyobraźni ciągle widziałem, jak bierze mnie w usta, a ja nie potrafię go nawet odepchnąć. I nie, wcale nie miałem zamiaru tego usprawiedliwiać szokiem, mimo że po części tak było... Ale tylko po części. W większej połowie zawiniła... przyjemność. Miał nieziemsko gorące wargi, a także niezwykle zwinny, mokry język. Poczułem, jak na mych policzkach tworzą się dorodne rumieńce. Gwałtownie wstałem i potrząsnąłem głową. Byłem na siebie cholernie zły. Jak Kibum miał się u mnie poczuć swobodnie, skoro doszło między nami do takiego... zbliżenia?
Nie chciałem więcej o tym myśleć, dlatego wyłączyłem telewizor i przemknąłem do swojego gabinetu, po drodze gasząc światło w salonie. Usiadłem przy zamkniętym pianinie, a potem sięgnąłem po czystą kartkę papieru i długopis. Nie mogłem zapominać o pracy, nawet w takiej sytuacji. Wystukując cicho rytm palcami, zamknąłem oczy. Skupiłem się na płynących słowach, które niedługo później przenosiłem na kartkę. Postanowiłem tym razem skomponować opowieść o zapomnianej miłości... skoro te o złamanym sercu się nie podobały. O dziwo zapełniłem papier szybciej niż myślałem, zamieniając tekst w romantyczną balladę, której melodię grałem już w głowie. Oczywiście musiałem wszystko porządnie dopracować, dlatego nie marnowałem czasu. Ułożyłem tekst przed sobą i otworzyłem pokrywę instrumentu. Delikatne dźwięki wypełniały pokój z krótkimi przerwami, kiedy to zapisywałem nuty w specjalnym zeszycie.
Nie miałem pojęcia, ile czasu tam spędziłem. Przerwały mi dopiero ciche odgłosy dochodzące z salonu. Zaniepokojony, odszedłem od pianina. Wyszedłem ze swojego gabinetu, zauważając niewyraźnie mamroczącego we śnie Kibuma. Podszedłem bliżej, kiedy przekręcił się na drugi bok, przodem do mnie. Wyraz jego twarzy przyprawił moją osobę o jeszcze większe zmartwienie. Był widocznie przestraszony, ciągle marszczył brwi, na gładkie czoło wstąpiły kropelki potu i cały drżał, przytulając do siebie kawałek koca.
- Nie... proszę... - mruknął w końcu, a ja nie za bardzo wiedziałem, co mam robić. - Z-zostaw...
Przygryzłem dolną wargę i usiadłem na brzegu, delikatnie nim potrząsając. Zacząłem się o niego poważnie bać. Nie chciałem, żeby przez całe życie nawiedzały go okropne wspomnienia. Zasługiwał na znacznie więcej. Przez głowę przeleciała mi nawet myśl, aby zabrać go do psychologa... ale czułem, że by mnie tylko znienawidził. Postanowiłem więc zatrzymać go u siebie oraz pomóc mu wrócić do dawnego Kim Kibuma. Może to zbyt dużo, jak na pierwszy dzień spotkania po tylu latach, lecz pragnąłem mieć towarzystwo. A jego towarzystwo jak najbardziej mi odpowiadało.
Po trzeciej próbie obudzenia go, zruszył się i - roztrzęsiony - podniósł do pozycji siedzącej. Spojrzał na mnie, a w jego oczach ujrzałem czysty strach. Nie potrafiłem sprzeciwić się swojemu nadopiekuńczemu instynktowi, więc przysunąłem go bliżej i przytuliłem mocno do siebie. Może znów zrobiłem to zbyt gwałtownie. Zaczął się szarpać i wyrywać. Płakał, krzyczał, abym go zostawił. Moje serce krwawiło, widząc chłopaka w takim stanie.
- Shh, shhh.... Spokojnie, Kibummie... - wyszeptałem mu do ucha. Zadrżał, lecz nie przestał się wyrywać. - Ze mną nic ci nie grozi... Nigdy tam nie wrócisz.
- P-puść...
- Nie pozwolę, by coś ci się stało. Ochronię cię.
Po jakimś czasie uspokoił się. Pozwoliłem mu wtulić się w zagłębienie mojej szyi. Czułem, że był zmęczony. Jego uścisk na mojej koszulce robił się coraz słabszy, aż w końcu dłoń Key opadła na koc. Głaskałem go powoli po włosach i co rusz szeptałem pokrzepiające słowa. Jego oddech się wyrównał, a głowę bezwiednie położył na moim ramieniu. W tamtym momencie poczułem się... potrzebny. I miałem zamiar mu pomóc, choćbym musiał poruszyć niebo i ziemię.
- Śpij, Kibummie. Będę obok, pamiętaj.
Nie kwestionował. Spojrzałem na jego twarz. Miał zamknięte oczy, spierzchnięte usta i zaróżowione, mokre policzki. Przetarłem je dłonią, odsuwając brązowe kosmyki włosów, które opadły na jego czoło. Miałem ochotę go pocałować. Wyglądał tak niewinnie oraz cholernie słodko. Mój własny skarb, który powinienem chronić za wszelką cenę. W myślach przelatywały mi obrazy, jak razem jemy posiłki, jak się śmiejemy, jak wychodzimy na spacery czy gdziekolwiek indziej, jak obdarza mnie swoim uroczym uśmiechem i... A-aish, o czym ja w ogóle myślałem?!
Potrząsnąłem głową, przywracając się do porządku. Byłem niesamowicie wdzięczny, że Kibum ponownie zasnął, gdyż nie mógł zobaczyć wielkich rumieńców, jakie pojawiły się na moich policzkach. Ułożyłem nas w wygodniejszej pozycji, opierając się o oparcie rozłożonej kanapy. Przyciągnąłem chłopaka bliżej siebie. Nie przerywałem dotychczasowej czynności i dalej głaskałem go po głowie, dopóki sam nie odpłynąłem do krainy snów.
Oby następne dni wyglądały lepiej.
Wracam do Ciebie Unni :3
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3
So cute~ Ogółem to w rozdziale wcale nie dzieje się mało. Mamy wspomnienia, napad paniki, rozmyślenia... (no i Jjongi pisze piosenkę *q*)
I need more ( ͡° ͜ʖ ͡° ) - dlatego życzę weny, DUŻO WENY i powodzenia w szkole!
Btw: Wiem, jestem straszna. Tyle czekałam na coś od Ciebie, a jak zrobiłaś aktualizacje, mi padł net.
Potem byłam zajęta i nie miałam na nic czasu - czytanie odpadało na drugi plan T^T - i tak mijał dzień za dniem.
Aish, muszę nadrobić wszystkie zaległości ff i komentarzy~ . Tym bardziej, że widziałam nowy tytuł ^^ oraz dedykację dla mnie, za którą baaaaaaaardzo dziękuję. Nie spodziewałam się i dzięki tamu zrobiło mi się ciepło na serduszku <//3
Dziękuję za rozdział, liczę na więcej i 'Hi! Już jestem ;D '
Unni to jest boskie <3 Czekam na next :3
OdpowiedzUsuń