czwartek, 25 sierpnia 2016

SM rozdział 2

Save Me nie powinno być długą rozdziałówką. Chciałam, aby miało jedynie kilka rozdziałów, więc akcja będzie raczej dziać się dość szybko i mogą występować spore odstępy czasu.

Akcja dzieje się w 2014 roku.

Dedykacja dla: Sunia enter :)
***



Taemin's POV



     Po tamtym wydarzeniu moje relacje z Jinkim uległy znacznej zmianie. Nasi przyjaciele wydawali się tego nie zauważyć, jednak miałem wrażenie, że Kibum zaczął coś podejrzewać. Nic dziwnego, kiedy ja i lider robiliśmy się niemal purpurowi na niestosowne żarty Jonghyuna w towarzystwie lub woleliśmy siąść przy kimś innym niż przy sobie. Na osobności ograniczaliśmy się do cichych „cześć” oraz „pa”. Przestaliśmy spędzać razem czas. Przestaliśmy rozmawiać. Przestaliśmy nazywać się najlepszymi przyjaciółmi. Przestaliśmy… być najlepszymi przyjaciółmi. Poczucie winy zżerało mnie od środka za każdym razem, gdy tylko na niego spojrzałem. Jak było możliwe to, że jedna sytuacja zmieniła moje życie o sto osiemdziesiąt stopni w takim tempie? Nie raz chciałem wykrzyczeć przeprosiny prosto w jego twarz, nie mogąc oglądać w lustrze swojego odbicia. Zawsze, gdy się do tego zbierałem, nagle ogarniał mnie strach i zawstydzenie. Na dodatek Minho hyung rzadko kiedy odstępował go choćby na krok - doprowadzało to moją osobę do szewskiej pasji. Widział, jak bardzo się oddaliliśmy i zwyczajnie to wykorzystał. Od dawna przypatrywał się naszemu liderowi maślanymi oczami. To było takie denerwujące! Jego złośliwe uśmieszki oraz wyzywające spojrzenia... Miałem wrażenie, że wiedział o moich uczuciach. Tych, które starałem się ukryć przed światem. Przed Jinkim. A z początku przed samym sobą. Chciałem się ich pozbyć... ale one były silniejsze. Dlatego miałem czasem nieodpartą ochotę zabrać Onew od rapera, wykrzykując mu kulturalnie w twarz, że byłem pierwszy.

     Po nocach śniłem o delikatnych dotykach, gorących ustach i troskliwych ramionach, które szczelnie mnie obejmowały. Nie potrafiłem o nich zapomnieć tak samo, jak o tamtym poranku. Popełniłem wtedy duży błąd. Teraz nie znałem nawet sposobu w jaki mógłbym go naprawić. Wszystko potoczyło się zbyt szybko. Zawstydzenie wzięło górę. Tak bardzo chciałem powiedzieć co innego, wyznać mu swoje uczucia i marzyć o ich odwzajemnieniu.

     - T-to ja przepraszam. To pewnie n-nie powinno się wydarzyć...

      - N-neh!

     Często wracałem myślami do tego, jak prędko się ze mną zgodził. Może to było spowodowane zażenowaniem, a może po prostu tego żałował. Nie mogłem powiedzieć, że mnie to nie zabolało. Wcześniej w jego oczach widziałem coś więcej niż tylko pożądanie... A może mi się przywidziało? Było zdecydowanie za dużo „może” do rozpatrzenia. Pragnąłem jedynie jego ciepła i miłości. Kiedy brakowało mi łez, które mogłem wypłakać, zasypiałem ze zmęczenia. Budziłem się z podkrążonymi oczami. Zacząłem mniej jeść. Na treningach jedynie odtwarzałem nasze układy. Nie potrafiłem już tańczyć z pasją. Ciągle nawiedzały mnie myśli o Onew. Nawet, gdy nie znajdował się w zasięgu mojego wzroku.

     Po niecałych dwóch miesiącach miałem tego serdecznie dość. Byłem zmęczony, senny i miałem wrażenie, że przez tą całą nerwową sytuację robiło mi się niedobrze. Nie chciałem się pochorować, ale nie miałem na to wpływu. Zacząłem wszystko robić automatycznie - tańczyć z trudem na próbach, odpowiadać głupoty na pytania innych, nawet odmawiać jedzenia, kiedy spojrzałem na lidera i Minho, który lepił się do niego jak rzep do psiego ogona. Raz byłem tak wściekły, że zrobiłem na ostatnich nagraniach aferę (według wszystkich o nic), a potem wróciłem do domu pierwszą taksówką. Chyba nigdy w życiu nie słyszałem, by nasz menadżer tak krzyczał...

     Dzisiejszą kolację spędzaliśmy razem (zazwyczaj któryś z nas miał harmonogram do późna). W ogóle mnie to nie cieszyło. Powiedziałbym nawet, że wcale nie miałem ochoty spędzać z nimi tego wieczoru. Wolałem zakopać się w łóżku z telefonem i dobrą dramą. Odpocząć od natrętnego Kibuma, wścibskiego Jonghyuna czy wkurzającego Minho. Odciąć się na krótki moment. Pozwolić sobie zapomnieć o sprawie z Onew. Ale nie. Musiałem zostać przyciągnięty przez Key siłą do kuchni i usadzony na jednym z krzeseł. Pech chciał, że lider siedział przede mną, więc po całym pomieszczeniu musiałem szukać miejsca, gdzie mógłbym zawiesić wzrok.

     - Wszyscy mieliśmy dzisiaj inne zajęcia - zaczął Jonghyun, pomagając wysokiemu raperowi w nakładaniu jedzenia. Wydawało mi się, czy ostatnio przejął pałeczkę zespołowej divy i zaczął zachowywać się jak nasza mama? - Jak wam minął dzień? Taemin-ah?

     Ah, neh. Od jakiegoś czasu przygotowywaliśmy się do comebacku, który wstępnie zaplanowano na następny rok. Miał to być pełny album, co oznaczało więcej pracy, zwłaszcza dla Jonghyuna, który przygotowywał się do swojego solowego debiutu. Zdarzało się jednak, że mieliśmy oddzielne harmonogramy, dlatego nie mieliśmy czasu na spotkania całą piątką.

     - Dobrze - odpowiedziałem krótko i odkaszlnąłem cicho, aczkolwiek znacząco. Wokalista widocznie załapał aluzję, gdyż kiwnął szybko głową. Podsunął Kibumowi talerz pełen jedzenia oraz spojrzał na Onew.

     - A ty, hyung? Mówiłeś ostatnio, że boli cię gardło. Wszystko w porządku?

     Momentalnie uniosłem wzrok na naszego lidera. Kilka miesięcy temu przechodził poważną operację strun głosowych. Bałem się wtedy jak diabli, ponieważ gdyby coś poszło nie tak (albo jeśli wcale nie wykryliby polipów), mógł stracić swój głos. Wiedziałem, że to byłby dla niego potężny cios. Dla nas, dla mnie, również. Mimo mojej pracy nad Ace, starałem się być przy nim w każdej wolnej chwili i pomóc mu pozbyć się wszelkich obaw, chociaż sam je posiadałem. Nie mógł mówić przez ponad trzy długie miesiące, ale był na większości moich solowych występów. To sprawiło, że serce zaczynało mi bić dziesięć razy szybciej niż normalnie.

     W tym momencie zrobiło się równie niespokojne. Mimo wszystko martwiłem się o niego, a na każdy - nawet najmniejszy - problem z gardłem reagowałem nadopiekuńczo oraz zasypywałem tonami troskliwych pytań. Teraz jednak w milczeniu przyglądałem się, jak brunet zamieszał nieśmiało widelcem w swoim daniu i uśmiechnął się z zakłopotaniem. W końcu podniósł głowę na Jonghyuna, biorąc głęboki oddech.

     - Wszystko w porządku. To tylko zwykły ból gardła. Za szybko wypiłem zimne piwo. Już jest dobrze - wytłumaczył, jednak w niewielkim stopniu mnie to uspokoiło. Przesunął wzrokiem po Kibumie i Minho, a następnie zatrzymał go na mojej osobie. Szybko spojrzałem w inne miejsce, czując na swoich policzkach rosnące rumieńce. Przez moment miałem wrażenie, że nie mogę oddychać, ale kiedy tylko zauważyłem, jak rozmawia z pozostałymi, odetchnąłem z pewną ulgą. Moje myśli skierowały się do tej jednej nocy. Wciąż słyszałem jego ciche, przepełnione namiętnością słowa. Jak szeptał je do mojego ucha. Wciąż czułem jego umięśnione ciało pod opuszkami swoich palców. Wciąż chciałem go mieć jedynie dla siebie, chociaż na te parę chwil.

     A-aish, nie wypadało myśleć o czymś takim przy jedzeniu… Pragnąłem uderzyć się w czoło. Mocno.

     - Jonghyun-ah, jak przygotowania do albumu? - zapytał Jinki zmieniając temat. Nigdy nie lubił, gdy pełna uwaga skupiała się na nim. To był okropny błąd, ponieważ na nią zasługiwał.

     - Świetnie! Kończymy dopracowywać teledysk - odrzekł Jong z zadowoleniem i zaczął oczywiście o nim opowiadać. Ja pogrążyłem się we własnych myślach, mając dość jego narzekania na bezsenność. Jinjja, mógłby przestać komponować po nocach i po prostu spać! Ale nie, lepiej łazić oraz denerwować ludzi. Dzielenie z nim pokoju było prawdziwą udręką. Już wcześniej chciałem się z kimś zamienić, lecz nikt jakoś nie był skory do zamiany.

     Nawet nie zauważyłem, kiedy Kibum podstawił mi pod nos swój widelec z kawałkiem kurczaka. Zauważył mój brak reakcji, przez co szturchnął mnie łokciem, wyrywając z transu. Zamrugałem parę razy, a następnie spojrzałem na niego pytająco.

     - Jedz, musisz jeść- powiedział ze zmartwioną twarzą. Wróciłem wzrokiem na swój talerz. C-cóż... Jak tak patrzeć... to rzeczywiście nic nie zjadłem. Jednak nie chciało mi się jeść. Wolałem zaszyć się w pokoju i tańczyć do upadłego. Lub od razu upaść oraz zasnąć. - Taeminnie, źle się czujesz?

     - A-aniyo, wszystko w porządku, hyung. Naprawdę - burknąłem, nie mając ochoty na dalszą rozmowę. Posunąłem się nawet do rzeczy, której w stosunku do nich nie chciałem robić. - Jadłem wcześniej.

     Skłamałem.

     - O-oh... - Key odsunął się bez dalszego drążenia tematu. Ja natomiast odłożyłem sztućce i miałem zamiar wstać, jednak on złapał mnie za nadgarstek. - Idziemy dzisiaj do kina. Załatwiłem pięć biletów na ponoć najlepszy horror tego roku. Za godzinę wychodzimy.

     - Nigdzie nie idę - warknąłem.

     Wszyscy spojrzeli na mnie dziwnie, jakby zobaczyli jakiegoś ducha. Kibum hyung otworzył usta ze zdziwienia i puścił moją rękę. Prędko wstałem, po czym opuściłem kuchnię, niemal biegnąc do swojego pokoju. Gdy się w nim znalazłem, zamknąłem za sobą drzwi i rzuciłem na łóżko w ubraniu. Naciągnąłem na siebie kołdrę, czując napływające do moich oczu łzy. Tak bardzo chciałem zachowywać się normalnie w ich obecności, ale to było ponad moje siły. Nie potrafiłem udawać, że nic się nie dzieje. Nie mogłem tak po prostu zapomnieć o sytuacji między mną a Onew, kiedy właściwie ze sobą nie rozmawialiśmy. Dlatego coraz częściej płakałem po nocach w swoją poduszkę, ściskając w dłoniach materiał kołdry czy koca. Miałem cichą nadzieję, że w końcu mi przejdzie. Mama nigdy nie ocierała moich łez. Powiadała, iż płacz jest lekiem na wszelkie rany. Trzeba było wylać z siebie wszystkie złe emocje, aby poczuć się lepiej i stawić czoła problemom. Rzecz w tym, że liczba moich złych emocji sięgała po sufit sali koncertowej. Ja... nie dawałem sobie z nimi rady.

     Minuty leciały, a moje oczy robiły się coraz bardziej czerwone i coraz bardziej piekły. Próbowałem uspokoić oddech, jednak za każdym razem coś we mnie pękało. Nowe łzy spływały mi po policzkach, znacząc na nich mokre ścieżki od kącików oczu do wzorków na poduszce. Poczułem się senny. Przymknąłem powieki i po chwili wszystko wokół ucichło. Miałem wrażenie, że leżę w bańce, która chroni mnie przed światem zewnętrznym. Skuliłem się bardziej na łóżku, ale powoli mój oddech uspokajał się. Nagle wymyślona bańka pękła, gdy przez jej ścianki przedarł się głos Kibuma.

     - Onew! Gotowy jesteś czy nie?!

     Otworzyłem oczy, przyzwyczajając je do światła lampki nocnej. Nie miałem siły się podnieść. Mogłem jedynie nasłuchiwać rozmów, które dobiegały z wnętrza naszego dormu. Usłyszałem kroki obok swojego pokoju, jednak zaraz ucichły.

     - Nie idę - powiedział Onew, a moje serce przyspieszyło rytm bicia. Spróbowałem wyostrzyć słuch, aby nie pominąć żadnego słowa.

     - Już zapłaciłem za bilety!

     - Oddam ci, naprawdę. Nie potrafię iść spokojnie do kina, kiedy... wiesz.

     Kiedy... co?

     - Aish, arasseo... Tylko zrób z nim coś. Pogadaj. W końcu to ty jesteś liderem. Musisz...

     - Wiem, Kibum - wciął się mu w zdanie. W jego głosie wyczułem... zdenerwowanie? - Poradzę sobie. Możecie iść.

     - Jeśli coś się będzie działo...

     - ... to mam do ciebie zadzwonić. Rany, jesteś gorszy niż nadopiekuńcza matka.

     - Kibummie, chodźmy już. - Usłyszałem Jonghyuna. Niemal miałem przed oczami, jak ciągnie zespołową divę za ramiona w stronę drzwi. - Bo spóźnimy się na film.

     - Na pewno nie idziesz z nami, hyung? Byłoby o wiele zabawniej.

     Zagryzłem dolną wargę. Minho strasznie działał mi na nerwy. Przez niego miałem ochotę płakać i uderzyć go jednocześnie. Starał się spędzać jak najwięcej czasu z Jinkim. Nic dziwnego, kiedy my się od siebie oddaliliśmy. A-ah, to powinno było potoczyć się całkiem inaczej!

     - Na pewno. Zostaję.

     Wymienili krótkie pożegnania, po czym odgłos zamykanych drzwi rozniósł się po dormie. Zrobiło się cicho. Nie słyszałem nic oprócz swojego oddechu. Przełknąłem ślinę i odwróciłem się tyłem do drzwi. Nie widziałem, czy mam ochotę na rozmowę. W tym momencie byłem zbyt rozdygotany, aby cokolwiek wypowiedzieć. Nie chciałem, żeby widział mnie w takim stanie, ale z drugiej strony... gdzieś w głębi duszy cieszyłem się, że został i nie poszedł do kina, gdzie Minho z pewnością by to wykorzystał.

     Zamarłem, kiedy usłyszałem skrzypnięcie i cichy szmer. Zamknąłem oczy, udając, że śpię. Po chwili materac po drugiej stronie łóżka ugiął się, wyraźnie dając mi do zrozumienia, iż nie byłem sam. Mocniej wtuliłem twarz w poduszkę oraz zacisnąłem szczękę. A-aish, dlaczego w takim momencie zaczął mnie boleć brzuch? Byłem tak podenerwowany, iż niekontrolowanie zadrżałem.

     - Taemin-ah. Wiem, że nie śpisz - mruknął Onew zza moich pleców. Wydawał się być urażony i chyba nie chciał dać tego po sobie poznać, ale... znałem go zbyt dobrze. W końcu byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. - Słyszałem, że ostatnio niewiele jesz.

     Nie odpowiedziałem, bo co miałem mówić? Głupio było zaprzeczać, ponieważ nie lubiłem go okłamywać. Postanowiłem leżeć cicho, podczas gdy wzrokiem wypalałem dziury w ścianie. Tak bardzo bałem się na niego spojrzeć. Przerażało mnie to, że mogę nie wytrzymać i po prostu rzucić się na niego, a potem zostać odepchniętym jak natrętny sasaeng. Już nie wiedziałem, co robić. Byłem żałośnie bezsilny, a znikąd żadnej pomocy. Poczułem, jak moje oczy ponownie się zaszkliły.

     - Musisz coś jeść. Martwimy się o ciebie.

     Dotknął mojego ramienia i powoli przesunął dłonią po jego długości. Nie wytrzymałem, pozwalając kolejnym łzom popłynąć po moim nosie oraz policzku wprost na miękki materiał. Próbowałem... próbowałem przestać go kochać, lecz to sprawiało, że kochałem go coraz bardziej. Ze złością zacisnąłem palce na prześcieradle. Przez swoje zachowanie musiałem być dla niego niczym innym, jak rozkapryszonym dzieciakiem, który nie da sobie rady, jeśli ktoś się nim nie zajmie. To było takie poniżające... ale silniejsze ode mnie. Musiałem się zebrać w sobie i z tym walczyć.



Jinki's POV



     - P-przepraszam - szepnął Taemin, kiedy podniósł się do pozycji siedzącej i odwrócił w moją stronę. Przyjrzałem mu się ze strachem. Miał podkrążone, czerwone oczy, mokre policzki od łez, które wciąż po nich płynęły, i uchylone, drżące usta. Łapczywie łapał oddech, pociągając nosem. Chyba nigdy w życiu nie poczułem się bardziej winny.

     Pokręciłem głową w momencie, gdy przysunąłem się bliżej niego i przytuliłem go mocno. Jedną ręką ciasno objąłem go w pasie, a drugą ułożyłem na jego włosach. Z początku się wahał, lecz w końcu wtulił ufnie swoją twarz w moją szyję. Mogłem spokojnie przyznać, że cholernie mi tego brakowało. Od tamtej sytuacji w hotelu rozmawialiśmy coraz mniej, a ostatnio prawie wcale. Czułem, że go tracę, dlatego teraz nie chciałem puścić go tak łatwo. Miałem zamiar naprawić ten błąd. Byliśmy zespołem. Najlepszymi przyjaciółmi. Nie mogłem patrzeć, jak z każdym dniem oddala się ode mnie. Nie zniósłbym dnia, w którym spojrzałby na mnie z nienawiścią.

     - Nie masz za co, Taeminnie.

     Poczułem jak zadrżał w moich ramionach. To sprawiło, że przycisnąłem go bliżej siebie i złożyłem mocny pocałunek na jego głowie. Tak mi tego brakowało. Jego bliskości. Tego, że znów mogłem zwracać się do niego pieszczotliwie bez jakiejkolwiek obawy. Nie chciałem go puszczać.

     - To ja przepraszam - wyrwało się z moich ust i poczułem, jak jakiś ciężar spada mi z serca. Odetchnąłem głęboko z lekkim uśmiechem. Przytulałem chłopaka dalej, głaskając po czarnych włosach. Miałem nadzieję, że nasz kontakt wróci do tego poziomu, na jakim wcześniej się znajdowaliśmy. Nie miałem jednak zamiaru zawstydzać go (i przy okazji siebie) jeszcze bardziej, dlatego kiedy odrobinę ochłonął, odsunąłem się. On uniósł w górę swoją twarz, więc mogłem na nią spojrzeć. W momencie, gdy uchylił usta, zmarszczyłem brwi.

     - Wyglądasz strasznie blado - powiedziałem, odruchowo dotykając jego czoła. Czy byłem na jego punkcie odrobinę przewrażliwiony? Raczej nie. Byłem tylko... liderem. - Źle się czujesz? Coś cię boli? Mogę ci jakoś pomóc?



Taemin's POV



     N-naprawdę byłem aż tak blady? Onew dotknął mojego czoła, a ja na samą jego troskę poczułem, jak się rumienię. Zawsze był taki opiekuńczy. Robił wszystko, aby nikt się nie rozchorował ani nie czuł źle. Za każdym razem, kiedy lecieliśmy samolotem, zabierał swoją ananasową torbę, PINee, w której nosił podręczne rzeczy. Troszczył się o nas jak potrafił. Podziwiałem jego siłę i spryt. To, że musiał szybko stać się dorosłym oraz zapanować nad czterema roztrzepanymi dongsaengami.

     - J-Jinki-ah... n-nic mi nie jest. Jestem tylko trochę zmęczony.

     - Chcesz spać? Mam wyjść? - zapytał i już szykował się do opuszczenia pokoju, lecz złapałem go za rękaw. A-aish, teraz na pewno wyglądałem jak burak! Czułem na swoich policzkach gorące wypieki. Spojrzał na mnie, a ja wydukałem pierwsze co mi ślina na język przyniosła.

     - A-aniyo! Z-zostań. Proszę - wyjąkałem, po czym wypuściłem niepewnie materiał z ręki. Czekałem na reakcję z niecierpliwością i gdybym mógł, pewnie zacząłbym obgryzać paznokcie ze zdenerwowania. Może oczekiwałem na zbyt wiele? Jinki wstał z łóżka, jednak uśmiechnął się delikatnie.

     - Pójdę po coś do jedzenia. Zaraz wrócę.

     - A-ale...

     Zanim zdążyłem zaprzeczyć, zniknął za drzwiami. Przygryzłem dolną wargę, próbując opanować szalejące myśli. Znów byliśmy przyjaciółmi? Mogłem jak gdyby nigdy nic przytulić się do niego? Chyba niczego nie pragnąłem bardziej. Wcześniej chciałem wyjaśnić z nim tamtą noc, ale zawstydzenie ponownie wzięło górę. Jeśli on nie chciał o tym wspominać, byłem gotowy się na to zgodzić. Byle byśmy pozostali przyjaciółmi, a stosunki między nami powróciły do normalności.

     Mój pokój znajdował się blisko kuchni, dlatego słyszałem jak się po niech krzątał. Ostatni raz pociągnąłem nosem oraz wytarłem swoją twarz. Najwidoczniej słowa mamy się sprawdziły - naprawdę czułem się lepiej. Wiedziałem jednak, że było to spowodowane tylko i wyłącznie pogodzeniem się z Onew. Wstałem z łóżka i z delikatnym uśmiechem podszedłem do szafki. Z pierwszej szuflady wyjąłem dresowe spodnie, a z drugiej pierwszą z brzegu koszulkę, tworząc dla siebie prowizoryczną piżamę. Normalnie paradowałbym w samych bokserkach, ale tym razem mogło być to niekomfortowe i dla niego, i dla mnie. Pomińmy fakt, że wcześniej robiłem to specjalnie, aby zwrócić na siebie jego uwagę.

     Szybko się przebrałem oraz wyszedłem z sypialni, kierowany pięknymi zapachami. Zajrzałem z korytarza do niewielkiego pomieszczenia. Jinki stał przy kuchence, odwrócony do mnie plecami. Smażył coś na patelni, a ja po samej woni mogłem zgadnąć co to takiego było. Przygryzłem wargę, próbując powstrzymać szeroki uśmiech. Na stole leżał pokrojony w plasterki banan i rozpoczęta tabliczka gorzkiej czekolady. A-ah... Wiedział, jak bardzo kocham naleśniki. Wszedłem cicho do kuchni, a następnie zbliżyłem się do niego oraz zajrzałem mu przez ramię.

     - Mmm, ale ładnie pachnie!

     - O Boże, Taemin! Nie strasz mnie! - wykrzyknął. Odwrócił się w moją stronę z wyrzutem wypisanym na twarzy, przez co wybuchłem głośnym śmiechem. - Bardzo zabawne.

     - Mianhae~. Nie mogłem się powstrzymać.

     Pokręcił głową, ale zauważyłem, jak delikatny uśmiech tańczy na jego ustach. Odsunąłem się, oddając mu jego przestrzeń osobistą. Nie miałem zamiaru pomagać w robieniu jedzenia, ponieważ zawsze, gdy tylko próbowałem kucharzyć, musiałem coś zepsuć. Dlatego też wyjąłem jedynie mały rondelek do rozpuszczenia czekolady oraz podałem go liderowi. On ustawił go na palniku, a ja - za jego poleceniem - wrzuciłem ciemnobrązowe kostki do metalowego naczynia. Kilkanaście minut później siedzieliśmy przy stole i zajadaliśmy się słodkim daniem, które wręcz rozpływało się w moich ustach. Miałem ochotę mruczeć z tej przyjemności.

     - Mówiłeś, że nie jesteś głodny - wytknął mi nagle Jinki. Spojrzałem na niego, oblizując kącik górnej wargi z czekolady. W jego oczach było coś, czego nie potrafiłem odczytać.

     - Każdy może się mylić - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami. Cóż, miałem zdecydowanie lepszy humor! Miałem wrażenie, że mogłem z nim żartować oraz swobodnie rozmawiać... i to robiłem. Dzięki temu szybko zapomniałem o sytuacji z hotelu. - Poza tym... twoje naleśniki są niezastąpione.

     Wybełkotałem to z pełnymi ustami, więc gdy Onew na mnie zerknął i się uśmiechnął, ja czułem, jak oblewa mnie rumieniec.

     - Miło mi to słyszeć.

     Reszta kolacji minęła nam na luźnej rozmowie - tak jak robiliśmy to wcześniej. Potem pomogłem mu posprzątać i zgodnie stwierdziliśmy, że możemy obejrzeć film w domu, a nie w kinie. Podążyłem za nim do jego pokoju - miał dwa razy większy telewizor niż ja! - włączyliśmy jeden z naszych ulubionych, a potem jak gdyby nigdy nic ułożyliśmy się na jego łóżku. Oglądaliśmy, komentowaliśmy i rozmawialiśmy - nie tylko na temat horroru. Cieszyłem się, że potrafiliśmy dojść do zgody w tak szybkim tempie. To oznaczało koniec samotnych, pełnych łez wieczorów. Koniec strachu. Koniec tęsknych spojrzeń w jego stronę. Kiedy w drugiej połowie seansu do Jinkiego przyszedł esemes, w moim przekonaniu oznaczało to także początek czegoś innego.

     - Co tam? - zapytałem, z początku zaciekawiony. On najwidoczniej coś odpisał i odłożył telefon na swoją szafkę nocną, tuż obok lampki. Wzruszył ramionami, wracając wzrokiem do ekranu.

     - Minho napisał. - Ugh, mogłem się tego spodziewać... - Chciał umówić się na kolejne lekcje.

     Moja ciekawość była zbyt wielka, aby ją zaspokoić. No i... robiłem się odrobinę zazdrosny.

     - Jakie lekcje?

     - Śpiewu. Takie, jakie zazwyczaj udzielałem tobie.

     - Uhm.

     O-okej, w tamtym momencie się przestraszyłem. Ja także prosiłem go o te lekcje. Z początku zależało mi na poprawie swojego głosu. Z czasem, kiedy śpiewałem coraz lepiej, chciałem jedynie spędzać z nim jak najwięcej czasu. Ostatnio też często graliśmy razem na pianinie, przez co stykaliśmy się bokami oraz co jakiś czas dotykaliśmy dłońmi, sunąć palcami po klawiszach. Na sam koniec obejmował mnie swoimi ramionami i żartował o czym popadnie. Jeśli jego lekcje z Minho wyglądały tak samo, miałem ochotę urwać raperowi łeb.

     Kończyliśmy oglądać film, a ja siedziałem z kiepskim nastrojem i głową pełną pomysłów, jak mogły wyglądać ich lekcje. Może zacząłem histeryzować, ale nie mogłem panować nad swoimi uczuciami. Chyba byłem bardziej zazdrosny niż myślałem, kiedy obruszyłem się na jego dotyk. Zrzuciłem z ramienia jego dłoń oraz fuknąłem coś pod nosem.

     - Taemin? Zrobiłem coś nie tak?

     Spojrzałem na niego i cała moja złość w jednej chwili uleciała. Otworzyłem usta z zamiarem powiedzenia czegoś - cokolwiek - lecz potrafiłem jedynie wydukać jedno słowo.

     - M-m-mianhae...

     - Ani. Nic się nie stało - odrzekł. Zerknął na mnie, wyłączając telewizor; i tak leciały już same napisy. - Zamyślony?

     - U-uhm...

     - Myślałem, że nasz bujający w obłokach maknae na dobre zniknął. - Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Yah, lider-nim! - Trochę mi go brakowało.

     - Pff...

     Prychnąłem z udawanym oburzeniem. Szturchnął mnie łokciem i zrobił głupią minę, przez co nie mogłem powstrzymać śmiechu. Pabo hyung... Wiedział, jak rozbawić nawet najsmutniejszego człowieka na świecie. I jak tu miałem się nie zakochać? Uroczy, pomocny, troskliwy, miły, a jednocześnie taki przystojny! Poczułem na swoich policzkach buchający ogień. Aish, niedługo ten facet będzie przyczyną mojej śmierci.

     - Dziękuję ci, że ze mną zostałeś - oznajmiłem, próbując ulotnić się z sypialni. Wstałem i podszedłem do drzwi. - To było naprawdę miłe z twojej strony.

     Nie spodziewałem się, że chłopak powędruje za mną, a następnie przyciągnie mnie do siebie i mocno przytuli. Na początku stanąłem jak słup soli. Po chwili jednak zmusiłem ramiona do objęcia go niepewnie w pasie. Wtuliłem policzek w jego tors. Mogłem słyszeć równomierne bicie jego serca. Było takie głośne...

     - Cieszę się, że znów jesteśmy przyjaciółmi - szepnął, a ja zarumieniłem się jeszcze bardziej. Co ten człowiek ze mną robił? - Brakowało mi tego.

     - M-mi t-też - wyjąkałem.

     Chciałem tak zasnąć - w jego silnych ramionach, z ustami przy uchu, szepczącymi moje imię. Teraz jednakże było na to zbyt wcześnie. Nie chciałem, byśmy czuli się niekomfortowo. Jak już... to małymi krokami do celu, neh? Na razie nie potrzebowałem dużo. Wystarczył jeden jego promienny uśmiech. Odsunąłem się więc i - posyłając mu nieśmiałe spojrzenie - sięgnąłem za klamkę.

     - Dobranoc, Jinki hyung.

     - Dobranoc, Taeminnie.


     Szczęśliwy (a nawet niemalże w skowronkach), wróciłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku, natychmiast zakopując pod kołdrą. Przygryzłem dolną wargę, a kąciki mych ust skierowały się w górę. Tak... Ten delikatny uśmiech z pewnością pojawi się dzisiaj w moich snach.

1 komentarz:

  1. OMG. Przeczytałam na wattpad'zie i dopiero teraz sprawdziłam tu.
    Dziękuję Ci za dedykację. Aż mi się cieplutko na sercu zrobiło. Kochana jesteś <3 Tulę mocno i czekam na kolejny, wspaniały rozdział.

    OdpowiedzUsuń