sobota, 24 stycznia 2015

7# Oneshot "I will always help you"

Annyeong! Oto obiecany oneshot! Jak mówiłam: paring królewski :>> Nie przedłużam, tylko zapraszam do czytania!

TYTUŁ: I will always help you
ZESPÓŁ: SHINee
PARING: JongKey (głównie) + JongHo (pobocznie)
TYP: Yaoi
UWAGI: scena erotyczna

Gorąca dedykacja dla Weroniki i mojego maknaełka z fejsa~ <3

Scena z Minho wymyślona na poczekaniu~ *zwala winę na późnogodzinną głupawkę i zmęczenie*

***

Zawsze będę Ci pomagać... Nieważne, jaka przeszkoda stanie na drodze... Ja ją ominę.

***

     Po kolejnej audycji Blue Night wracałem z radia powolnym krokiem. Podziwiałem rozświetlone ulice Seulu, ziewając od czasu do czasu w rękaw. Mimo tak późnej godziny i zimna, nie chciałem wracać samochodem. To miasto, pokryte białym puchem, było zbyt piękne, aby oglądać je przez ciemną szybę. Otulony grubym kołnierzem kurtki i ciepłym, pistacjowym szalikiem, pachnącym liliami, zatrzymałem się na chwilę, aby z małego mostu popatrzeć na wspaniałe, kolorowe światełka na budynkach. Oparłem się o barierkę i mimowolnie uśmiechnąłem, lecz jedynie na krótki moment.
     Jak by wyglądało moje życie, gdybym nie został gwiazdą? Gdybym teraz nie śmiał się z wpadek Onew? Gdybym nie uwielbiał naszego zespołowego maknae? Gdybym nie oglądał meczów razem z Minho tylko po to, by go drażnić, kibicując przeciwnej drużynie? Gdybym przez głupią kłótnię nie rozstał się z ukochanym Kibumem? Nie wiedziałem, co bym wolał - czy aby zostało tak, jak jest, czy cofnąć czas i pozostać wśród zwykłych, ale szczęśliwych ludzi. Rozłąka z Key sprawiła, że rzadziej się uśmiechałem, ale to nie przeszkadzało mi w patrzeniu na niego w czasie koncertów. Wciąż byłem smutny i zły na niego, to prawda. Nie potrafiłem tego naprawić, chociaż wiedziałem, że tym samym źle postępuję. Bałem się odezwać do chłopaka choćby słowem. Na scenie robiłem to z przymusu. Bez pełnej swobody mówiłem to, co miałem powiedzieć. Dukałem wykute na pamięć regułki. Przez to chodziłem coraz bardziej przygnębiony. Chłopaki wiedzieli, próbowali pocieszyć, cytowali znane słowa: "wszystko będzie dobrze". Zauważyłem, że Kibum kombinował w jaki sposób nawiązać ze mną choćby krótką rozmowę, próbował zaczepiać, wstawiał na portal społecznościowy nasze stare fotki. Zachowywał przy tym ostrożność, widziałem to gołym okiem. Lecz ja pozostawałem oschły na te sygnały. Urażona duma po prostu mi na to nie pozwalała. Gdybym miał się do niego odezwać, zrobiłbym to z sarkazmem.
     - Aish... Dlaczego moje życie jest takie skomplikowane? - mruknąłem do siebie.
     Uniosłem głowę w górę. Spadające szybko płatki śniegu nie dawały mi spokojnie pooglądać nocnego nieba, które zasypały tysiące gwiazd. Wzrokiem powróciłem na miasto i jeszcze raz westchnąłem, poprawiając kaptur. Odsunąłem się od barierki, a kroki skierowałem w stronę dormu. Jutro nie miałem żadnych innych zajęć, prócz kolejnej audycji. Mogłem spać tyle, ile dusza zapragnie. Gdy skręciłem w ulicę, na której znajdowało się nasze mieszkanie, zauważyłem Kibuma, który chwiejnym krokiem szedł w tą samą stronę. Pokręciłem głową. Przez pewien czas wracał w takim stanie, jednak ja nie miałem zamiaru mu pomagać. Pozwoliłem na to, by mnie wyprzedził oraz jednocześnie nie zauważył, że powoli za nim idę. Słyszałem, jak czasem kaszle lub pociąga nosem. Wiedział, co robi. Nie raz mu mówiłem, aby nie wychodził bez odpowiednio ciepłego ubrania. Wolał dbać o to, jak wygląda, a nie o swoje zdrowie. Bywało to okropnie irytujące.
     W momencie, gdy on zniknął za drzwiami budynku, ja odczekałem trochę, by nie wrócić zaraz po nim. Chodziłem w miejscu, grzejąc dłonie schowane w rękawiczkach. Wydostałem usta spod szalika i chuchnąłem w zimne powietrze, wytwarzając parę. Po paru minutach po chodniku przeszedł jakiś mężczyzna, ubrany na ciemno. Ukłonił się, co odwzajemniłem. Widocznie także wracał z pracy. Zmęczony krok rozpoznam wszędzie.
     W końcu wróciłem do mieszkania, od razu zdejmując chłodną kurtkę i resztę wierzchniego ubrania. Po drodze do pokoju zrobiłem sobie herbatę, a z szafki złapałem kilka truskawkowych ciasteczek. Onew przestrzegł mnie, że ostatnio wyglądam na zbyt wychudzonego, więc wziąłem to sobie do serca. Ciastka może nie były najlepszym sposobem - zwłaszcza, że po nakręceniu MV przestałem ćwiczyć - ale w niektórych sytuacjach trudno myśleć o właściwej diecie. Miałem nadzieję zastać w sypialni śpiącego Taemina, jednak on najpewniej wyfrunął na drugi koniec dormu do łóżka naszego lidera. Niee, oni na sto procent nie są razem. Kto by tak pomyślał? Pff. Przecież tylko kleją się do siebie na każdym kroku. Nie, co wy. OnTae nie istnieje. Ja nawet nie wiem, skąd się to wzięło.
     Z sarkastycznymi myślami przebrałem się w piżamę. Chwyciłem laptopa w ręce i położyłem się, włączając pierwszy lepszy film. Skończywszy jeść, ziewnąłem. Patrząc na szczęśliwą, drugoplanową parę aż zachciało mi się wymiotować. Dlaczego nie mogłem być tak samo wesoły? Nie było mi to dane? Miałem umrzeć w samotności? Z irytacją wyłączyłem urządzenie i położyłem je na stoliku. Opatuliłem się szczelnie kołdrą. Miałem nadzieję szybko zasnąć, mimo wielu skomplikowanych, życiowych myśli.
     Parę dni później sytuacja się powtórzyła. Wracałem na piechotę do dormu, a przede mną spotkałem idącego z baru Kibuma. Zawsze miał słabą głowę do picia, więc szybko się upijał. Tym razem wydawało mi się, że bardziej kontaktował, jednak ostrożność zachowałem. Nie chwiał się, a kiedy odwrócił głowę, ja schowałem twarz pod swoją nową czapką. Rozejrzał się dookoła i, jakby niepewnie, przyspieszył krok. Nie spodobało mi się to, dlatego również powędrowałem wzrokiem wokół siebie - gotowy ruszyć na ratunek - i zlustrowałem okolicę. Oprócz idącej za mną pary starszych kobiet nie zauważyłem żywej duszy. Czyżby Wszechmocny Key bał się płci żeńskiej? A może wypił coś mocniejszego i ma zwidy? Wzruszyłem ramionami. Nie moja sprawa, co on ze sobą robi. Ponownie zostałem na zewnątrz, a mężczyzna w czerni, wracający z pracy, po raz drugi się ukłonił. Odwzajemniłem gest. To miało się stać moją codziennością? Audycje Blue Night były trochę męczące z racji godziny. Czasem kompletnie nie miałem na nie ochoty i wyczekiwałem, kiedy się zakończą. Westchnąłem, wracając do dormu.
     Od progu powitała mnie ubierająca się trójka. Wszyscy uśmiechnięci, zakładali szaliki. Taemin podszedł bliżej i szturchnął moje ramię, kiedy chciałem zdjąć czapkę.
     - Mieliśmy już iść bez ciebie.
     - Gdzie? - Uniosłem jedną brew w górę.
     - Zapomniałeś? Zapomniałeś! - Zaśmiał się, powracając do Onew. - Przecież idziemy do "Moonlight" uczcić twoją solową płytę!
     - A. Racja... - Pacnąłem się w czoło. - Sory. Żyję tamtym rokiem.
     - Widać. To rozstanie z Key nie wychodzi ci na... au! No co? - Maknae potarł swoje ramię, gdyż dostał w nie od Jinkiego. Pokręciłem głową ze smutnym uśmiechem. Najstarszy z nas zabrał głos.
     - Idziemy?
     - Jasne!
     Pół godziny później siedzieliśmy w barze, wznosząc toast za moją pierwszą solową płytę. Prawdę mówiąc, na początku nie sądziłem, że to wypali. Taemin miał zadatki do solowych występów, ja lepiej czułem się w grupie. Jednak z czasem przyzwyczaiłem się do sytuacji i dzielnie uczestniczyłem w każdej sesji czy nagraniu. Starałem się jak najbardziej oddać uczucia w piosenkach, a teledysk - moim zdaniem - wypadł nie najgorzej. I tak zabijam fanki samym spojrzeniem, więc... no.
     Mój kieliszek napełniał troskliwy Minho, co rusz patrzący na przechodzące obok nas dziewczyny. Cieszyłem się, że ten klub był stworzony z myślą o takich jak my - by saesangi nie wdarły się z piskiem i telefonami, a każdy, kto tu przychodzi, musi zapisać swoje dane przy wejściu. Śmieszne, ale pomocne. Spojrzałem na wysokiego bruneta. Był już nieźle naprany, a jego przydługie ręce zaczęły błądzić po moich kolanach. Od czasu do czasu je spychałem, by sobie nie myślał. Kiedy to nie skutkowało, wzrokiem próbowałem odszukać Onew i Taemina, którzy w międzyczasie zniknęli w tłumie tańczących ludzi.
     - Minho, weź się opanuj - warknąłem, uderzając go w ramię. On cicho syknął i potarł bolące miejsce.
     - Hmmhhh... - mruknął po chwili. Gdy utkwił swoje spojrzenie w moich oczach, po plecach przeszły mi dreszcze. Zapamiętać: nigdy więcej nie pozwolić mu się tak upić. Albo chociaż nie być w tym czasie w jego towarzystwie. - Daj spokój, nie chcesz się zabawić...? Zerwałeś z Key, więc musisz się czuć samotnie. Ale nie martw się. Mogę dać ci więcej szczęścia i...
     - Choi Minho. - Złapałem go za ramiona i lekko odsunąłem, patrząc na niego poważnie. - Lecz się.
     - Bardzo śmieszne. - Wstał z kanapy, by moment później uwalić się na moich kolanach. Zbliżył twarz, układając usta w typowo pijany uśmiech. - Hyung, nikomu nie powiemy...
     - Złaź ze mnie, żabo.
     - Kibum mógł robić z tobą co chciał. Skoro już z nim nie jesteś, daj nacieszyć się sobą komuś innemu.
     Pokręciłem głową z niezadowoleniem. Co on bredził? Mówi się, że pijany gada w większości prawdę. Jednak jakim cudem on na mnie leci? Zawsze jeździł po moim wzroście, przez co czasem miałem ochotę przywalić mu na wizji. Czy za tym mogło kryć coś więcej? Wolałem nie myśleć o czymś takim. Od razu odrzucało mnie to od chłopaka na co najmniej dwadzieścia metrów. Oby to była wina nadmiernej ilości alkoholu.
     - Upiłeś się. Idź do dormu spać.
     - Mmm... - zamruczał prowokująco. Cóż, do Key mu daleko. - Jjong, nie daj się prosić... Zadowolę cię lepiej niż ta suczkowata diva.
     W tym samym momencie wpił się w moje usta, a ja - oniemiały - otworzyłem szeroko oczy. Cały zdrętwiałem i nie mogłem nawet poruszyć palcem. Jednocześnie zrobiło mi się niewyobrażalnie gorąco i oblała fala zimna. Nigdy nie sądziłem, że może kiedykolwiek dojść do takiej sytuacji. Co się dzieje z tym facetem? Trwałbym dalej w tej niekorzystnej pozycji, gdyby nie to, że zaraz później brunet próbował wsunąć swój język między moje wargi, a jego ręce podwinęły delikatnie moją koszulkę. Jakby poparzony, gwałtownie zepchnąłem go z siebie i, zabierając po drodze swoje rzeczy, skierowałem się do wyjścia. W międzyczasie wytarłem dokładnie usta, czując dreszcze obrzydzenia. Nie to, że coś do niego mam, ale... Nie, wróć. Mam coś do niego. Ten przerośnięty płaz na każdym kroku wypomina mi mój wzrost, więc mam go w głębokim poważaniu. Wyciągnąłem telefon i szybko wystukałem wiadomość do Onew, że wyszedłem wcześniej. Nie chciałem, by pozostała dwójka się martwiła, a i tak będą mieć dużo zachodu z przyprowadzeniem Minho z powrotem do dormu.
     Kiedy wróciłem, uwaliłem się na kanapie w salonie i włączyłem telewizor. Akurat leciały same nudne dramy i programy, które mnie nie interesowały. Walnąłem głową w czarną poduszkę. Na wspomnienie o pocałunku Choi aż mną potrząsnęło. Mam nadzieję, że to było jedynie przez to, że się uchlał jak świnia. Wstałem z kanapy, aby przejść do łazienki, kiedy na drodze spotkałem Kibuma. Spojrzał na mnie lekko zdziwionym wzrokiem. Przyjrzałem się lepiej. Miał podkrążone oczy, blade policzki i suche usta. Włosy trwały w całkowitym nieładzie, nie wspominając już o byle jak założonej pierwszej lepszej piżamie. Uchyliłem wargi, aby coś powiedzieć, jednak nie potrafiłem nic z siebie wykrztusić. Z tego powodu, lekko zarumieniony i zmieszany, skierowałem się tam, gdzie miałem iść. Niełatwo było mieszkać ze swoim byłym we wspólnym mieszkaniu. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do umywalki. Kilka razy dokładnie umysłem zęby, usta i całą twarz, po czym zajrzałem do lustra. Mokrą blond grzywkę przeczesałem palcami do góry, odsłaniając czoło. Westchnąłem. Od tych wszystkich zmartwień zmarszczek dostanę.
     Kiedy na drugi dzień opowiedziałem skacowanemu Minho o tym, że rzucił się na mnie z warami, położył się na kanapie i schował twarz w dłoniach. Zaczął przepraszać za wszystko co robił i mówił, niemal płacząc. Wyglądał na zdruzgotanego.
     - Nic nie pamiętam... - mruknął na koniec, pospiesznie chowając się za drzwiami łazienki. Usłyszałem, jak odkręca wodę i szoruje dokładnie usta. Pokręciłem głową z dezaprobatą. W tym domu wariatów nie da się nudzić.
     Nagle usłyszałem uporczywe pukanie do drzwi. Jako że nikt łaskawie się nie ruszył, by je otworzyć, ja z ociąganiem wstałem z kanapy. Po chwili nasz menadżer zaczął latać po całym mieszkaniu, jakby był opętany. Minęło dobre kilka minut zanim się uspokoił. To dobrze, już miałem go wywalić z powrotem za drzwi.
     - Jonghyun! Minho! Do mnie! - zawołał, jakbyśmy byli psami. Spojrzałem na niego jak na idiotę i po prostu go ominąłem, kierując się w stronę swojego pokoju. Pech chciał, że złapał mnie za kołnierz i pociągnął na kanapę. Moment później w salonie pojawił się też i raper, próbujący ukryć ból głowy. Mężczyzna, prawie stający w płomieniach, nakazał mu usiąść obok mnie, co ten posłusznie wykonał. Chwilę pochodził w jedną i drugą stronę, a następnie, oddychając głęboko, przystanął przed nami. Wyciągnął rękę, w której trzymał jakieś zdjęcie. - Co to ma być?!
     Przyjrzałem się bardziej i z przerażeniesz odkryłem, że na fotografii widniałem ja razem z brunetem na kolanach w jednoznacznej sytuacji. Spuściłem głowę, a twarz schowałem w dłoniach. Boże, czy to się naprawdę dzieje?
     - No! Czekam na wyjaśnienia!
     - Hyung, to nie tak jak myślisz... - zaczął Minho.
     - A skąd ty możesz wiedzieć, co ja myślę? - warknął. Był wściekły. - Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, to zdjęcie obejdzie niedługo cały świat! I proszę, czego mi wcześniej nie powiedzieliście...?
     Wyczułem swego rodzaju rozpacz w jego głosie. Natychmiast uniosłem ręce i nimi zamachałem.
     - Nie! On był pijany i się na mnie rzucił! Przysięgam! Ja go nawet nie lubię! - wyjaśniłem prędko. Przyjaciel spojrzał na mnie spod oka.
     - Dzięki za męską solidarność.
     - To za te gadki o moim wzroście.
     - Zaraz... czyli nie jesteście razem? - Menadżer wydał się troszeczkę podniesiony na duchu.
     - W życiu! - Choi też chciał coś powiedzieć, ale chamsko wtrąciłem się w słowo. - On jest taki brzydki, że jakby się go rzuciło na pożarcie lwu, to ten by go jedynie powąchał i uciekł.
     - Co?!
     - Mniejsza. Ja i on: never. Poszliśmy wczoraj do klubu, by uczcić moją płytę, ale, jak widać, ktoś ma uczulenie na alkohol także i poza dramą. - Spojrzałem znacząco na chłopaka. Ten wzruszył ramionami.
     - Przeprosiłem.
     - Dobra. Chociaż tyle sobie wyjaśniliśmy. Nie obchodzi mnie, jak to naprawicie, ale macie coś wymyślić. - Mężczyzna zatupał i usiadł na krześle w kuchni. - Wyleją mnie. Jak nic mnie wyleją...
     - My też będziemy skończeni... - mruknął Minho. - Naprawdę sory. Nie wiem, co mi odwaliło. Na dodatek nic a nic nie pamiętam.
     - Dobra, dobra... - Machnąłem ręką do niego i wziąłem fotografię w dłoń. Przyjrzałem jej się lepiej. - Hmm... W sumie twarze mamy zakryte. Jedyne, co może świadczyć, że to my, to nasze ubrania.
     - Możemy powiedzieć, że to nie my. - Brunet kiwnął głową, rozpromieniając się. - To jest jedyne zdjęcie?
     - Tak - powiedział ożywiony menadżer, wstając z krzesła. Skierował się w naszą stronę. - Znaczy było więcej, ale na innych nie widać was aż tak bardzo. Potrzebne jest tylko mocne alibi.
     - Ale skąd my je weźmiemy? - zapytałem. W tym samym momencie do salonu wpadł Taemin, a za nim Key. Ten drugi zaczął drzeć się coś o zajebanej kosmetyczce, lecz kiedy zauważył Choi Jina, od razu ucichł i się ukłonił.
     - Dzień dobry.
     - Dzień dobry, menadżer hyung! - zawołał wesoło Tae, chowając się za jego plecami. Ten popatrzył na dwójkę i pokręcił głową.
     - Co znowu?
     - Ukradł mi kosmetyki - mruknął Kibum, drapiąc się w tył głowy. Unikał kontaktu wzrokowego ze mną jak tylko mógł.
     - Taemin... Ile razy ci mówiłem, żebyś używał swoich pieniędzy, a nie zabierał jego rzeczy? - Westchnął Jin.
     - Uhm... dobrze...
     - A co tutaj robisz, hyung? - Po odzyskaniu swojej własności, Kim usiadł obok Minho. Jakżeby inaczej.
     - Nie twoja sprawa - szepnąłem do siebie, jednak widocznie usłyszał, bo fuknął coś pod nosem. Spojrzałem na menadżera. Wyglądał, jakby nagle dostał olśnienia, a wyimaginowana żarówka zaświeciła nad jego włosami.
     - No oczywiście! Ty - wskazał na mnie - i Kibum zrobicie sobie zdjęcie i wstawicie na te wasze portale społecznościowe z podpisem kiedy i gdzie.
     Wyśmiałem go.
     - I to ma pomóc? - Zaśmiałem się kpiąco.
     - A ja? - wtrącił Minho.
     - W co wy chcecie mnie wplątać? - Key był wyraźnie niezadowolony.
     - Nic takiego. Po prostu zrobisz sobie zdjęcie z Jonghyunem i wstawisz na instagrama. Tyle - zarządził i skierował się do wyjścia. - A Minho załatwimy krótki wyjazd. Spakuj się.
     - Tak jest - jęknął brunet i powlókł nogami do swojego pokoju.
     Taemin już dawno gdzieś wyparował, dlatego siedzieliśmy sami. We dwóch. Po przeciwnych stronach kanapy. Wpatrzeni w wyłączony telewizor przed sobą. Bez słowa przez te cholernie długie pięć minut. Myślałem, że wyjdę z siebie, gdyż zrobiło się okropnie gorąco. Hm, w końcu pomyśleli o ogrzewaniu?
     - Co zrobiliście, że mam cię teraz kryć? - Usłyszałem, kiedy miałem zamiar wstać i pójść do siebie. Serce prawie podskoczyło mi do gardła, gdyż naprawdę dawno nie rozmawiałem z nim sam na sam, a mój żołądek zrobił fikołka. Miłości do niego nie potrafiłem się wyzbyć przez jeden dzień. Nadal czułem, że go kocham, dlatego moja reakcja objawiła się w rumieńcu, który niemal boleśnie odczułem na policzkach.
     - Ktoś zrobił zdjęcie mi i Minho w dość dziwnej sytuacji i teraz trzeba to po prostu uporządkować, by sprawa ucichła - wyjaśniłem prędko.
     - Nie to, że jestem ciekawy, pff... - mruknął ciszej - ... ale o jaką dziwną sytuację ci chodzi?
     - Nieważne. - Machnąłem ręką i wstałem z kanapy z zamiarem udania się do swojej oazy spokoju. Nagle poczułem ucisk na nadgarstku. Przełknąłem ślinę i kątem oka spotkałem na szatyna. Jakby obudzony z transu, powoli puścił moją rękę. Ze zmieszaniem podrapał się w tył głowy.
     - Sory, ale... Hyung kazał zrobić zdjęcie... - Przypomniał.
     - Racja...
     Trochę nieśmiało włączyłem telewizor, aby rozluźnić atmosferę, i razem z Key usiedliśmy na czarnym meblu. Przedtem zasunąłem jeszcze zasłony, aby zdjęcie choć trochę wyglądało na robione w nocy. Chłopak wyjął z kieszeni swoją komórkę, która - jak zwykle - ubrana była w fikuśną obudowę. Usadowiłem się wygodnie po lewej stronie Kibuma, który wyciągnął rękę przed siebie, ustawiając aparat. Między nami było dobre dwadzieścia centymetrów odległości, co nie prowadziło do idealnej fotografii. Chcąc mieć to za sobą, drżącą dłonią złapałem chłopaka w pasie i delikatnie przyciągnąłem w swoim kierunku.
     - Przysuń się - powiedziałem dodatkowo. Czułem, jak policzki mnie palą. - Inaczej będzie to dziwnie wyglądać.
     - Mhm... - odmruknął. Ułożył palec na przycisku, a ja w tym samym czasie zarzuciłem rękę na jego ramię i przysunąłem się jeszcze bliżej. Mieliśmy wyglądać na kumpli, tak? Kiedy jednak on nagle zamarł, wyrwałem mu komórkę i sam postanowiłem zrobić to cholerne zdjęcie. Wstrzymałem się, widząc jego zdezorientowaną minę na ekraniku telefonu.
     - Ej. Uśmiechnij się chociaż.
     Szturchnąłem go delikatnie. On opuścił głowę, lecz po chwili próbował unieść kąciki swoich ust w górę. Szło mu to tak nieudolnie, że zdziwiłem się jakim cudem jest takim dobrym aktorem. Postanowiłem coś z tym zrobić, chociaż mogło się to wydać kompletnie nie na miejscu. Odłożyłem ciągle włączony aparat na stolik. Dłonią powędrowałem do podbródka Kibuma, by unieść go lekko do góry. Z szybko bijącym sercem zbliżyłem się i nakryłem jego usta swoimi, pozwalając wyobraźni szaleć. Powoli i dokładnie badałem strukturę jego warg, jakbym robił to po raz pierwszy. Były takie jak zawsze - miękkie i delikatne, a ich smak od razu ścinał z nóg. Słodycz, zawarta w tym pocałunku, oblała mnie od czubka głowy aż po kolana. Myślałem, że zaraz wyjdę z siebie i pozwolę na dalszy rozwój wydarzeń. Key, przez moment bierny, odwzajemnił gest, kładąc rękę na moim barku. Niepewnie uchylił usta, zaczepnie trącając moją dolną wargę językiem. W pierwszej chwili pomyślałem, że nie dam rady się odsunąć. Z sekundy na sekundę zacząłem pragnąć więcej, dlatego jak najszybciej zwiększyłem odległość między nami, tym samym odrywając się od jego niesamowitych warg. Prawda jest taka, że mógłbym go całować codziennie do utraty tchu, lecz wytworzyło się we mnie coś, co ostatecznie pozwalało na odsunięcie się od niego. Uspokoiłem przyspieszony oddech i z powrotem sięgnąłem po telefon, wyciągając go przed siebie. Tak jak wcześniej, rękę zawiesiłem na ramieniu Kibuma, który nieśmiało spojrzał w ekran. Miał piękne, kocie oczy. Kolejna rzecz, za którą tak bardzo tęskniłem.
     - Uśmiech.
     Wyszczerzyłem się, a Key po chwili delikatnie uniósł kąciki ust w górę, odsłaniając górny rząd równiutkich ząbków. Położył głowę na moim ramieniu, a ja pstryknąłem szybko zdjęcie. Oddałem chłopakowi aparat, aby zobaczył jak wyszło.
     - Jest git. Jaki mam dać podpis? - zapytał nieśmiało. Takie zachowanie bardzo mu pasowało, jednak byłem niemal pewny, że to tylko maska. Zazwyczaj zachowywał się jak ciągle niewyżyta diva, gotowa porozstawiać wszystkich po kątach.
     - Na przykład, że do czwartej w nocy oglądaliśmy jakiś film, nie wiem. Wymyśl coś. Jesteś w tym dobry - wytknąłem mu.
     Wstałem z kanapy i ruszyłem do swojego pokoju. Nie chciałem dłużej tam siedzieć. To wszystko za bardzo bolało. Wspomnienie jego ciepłych warg było niczym przyjemna, chłodna bryza w upalny dzień, a jednocześnie objawiała się jako mroźne ostrzę, które wrzynało się w moje serce. Ale co mogłem innego zrobić? Nie rozśmieszyłbym go, a to było pierwsze, co wpadło mi do głowy. Nie chciałem grać na jego uczuciach. Oczywiście, jeśli jakiekolwiek jeszcze ma.
     Usiadłem na swoim łóżku, nie zwracając uwagi na Taemina, który próbował dopytać się o jakąś płytę z filmem. Kolana podciągnąłem do podbródka i schowałem w nich twarz. Nie płakałem. Dlaczego miałbym to robić? Po prostu myślałem. Co by było, gdybym nadal starał się przekonać Key do siebie? Wróciłby do mnie? Co prawda, nasz związek nie rozpadł się z mojej winy, lecz widocznie jedynie ja tak uważałem. Codziennie błagałem go o wytłumaczenie. On pozostał nieugięty i nawet nie spróbował wysłuchać. Zerwał ze mną na miejscu, od tak, jakby - równie dobrze - pstryknął palcami. Kochałem w nim tą zaciętość i stawianie na swoim, ale czasem mógłby zrobić wyjątek. Zwłaszcza w tak poważnej sprawie. Nie miałem pojęcia, komu uwierzył, jednak powinien przynajmniej ze mną porozmawiać. Kiedy po wielu staraniach doszedłem do wniosku, że nic nie wskóram, odpuściłem. Każde kolejne odrzucenie bardzo bolało, więc obiecałem sobie, iż będę powoli i małymi kroczkami pozbywał się tego uczucia. Problem był jeden: nie dawałem rady. A co by było, gdyby sam chciał do mnie wrócić? Nie miałem pojęcia. Pewnie pozwoliłbym mu na to. Ale czy byłoby tak samo?
     Za kilka dni miałem mieć swój debiut. Ponownie tkwiłem w studiu radiowym, gadając w Blue Night. Kiedy audycja się zakończyła, znów wracałem samotnie do dormu, podziwiając spadające płatki śniegu, które iskrzyły się od kolorowych świateł. Szedłem powoli ulicą, by niedługo skręcić w prawo, jednak nagle drogę przebiegła mi jakaś osoba. Dosłownie szurnęła mi przed oczami i zniknęła za rogiem. Biegła w tą stronę, jaką miałem zamiar iść. Postanowiłem wzruszyć ramionami - takie rzeczy czasem się zdarzają. Skierowałem się w prawo, o mało co nie zderzając się z drugim osobnikiem. Był nim ten sam facet, którego ostatnio widziałem o tej porze. Miał czarne buty, czarne spodnie, czarną kurtkę, czarny szalik i czapkę, które szczelnie ukrywały jego tożsamość. Delikatnie skłonił się i ruszył dalej. Zdziwiłem się trochę, próbując przyjrzeć pierwszej osobie, gdyż nie zdążyła zejść z mojego widoku. Chwilę później rozpoznałem w niej Kibuma po charakterystycznej dla niego kurtce. Było grubo po drugiej w nocy, on ucieka, a za nim biegnie nieznany mężczyzna. Te trzy rzeczy sprawiły, że sam wystartowałem jak z procy. Nieważne, że w pewnym momencie zleciała mi czapka. To działo się szybko i nie miałem czasu na myślenie. Po kolejnym zakręcie zdołałem ich dogonić. Przyspieszyłem, kiedy moich oczu sięgnął fakt, że szatyn zostaje siłą wciągany do jakiegoś samochodu. Z zaskoczenia uderzyłem faceta, który opadł na asfalt pokryty śniegiem. Kibuma odciągnąłem od pojazdu. Zaczął dziwnie kaszleć. Opadł na kolana, dysząc ciężko. Uklęknąłem obok niego i wyciągnąłem z kieszeni inhalator. Podałem mu, a on odetchnął parę razy, odzyskując spokojny oddech. Już przez długi czas nie miał ataku astmy, ale ja zawsze miałem przy sobie to małe urządzenie. Na wszelki wypadek. Objąłem go ramieniem widząc, jak mężczyzna pakuje się do auta, a potem odjeżdża.
     - Wszystko w porządku? - zapytałem.
     - Uhm... - Pokiwał głową, opuszczając ją w dół.
     - Co ty robisz o tej godzinie?
     - Ja... byłem w klubie i...
     - To wszystko wyjaśnia - mruknąłem. - Ty zawsze w coś się wpakujesz.
     - Nieprawda...
     Nie trzeba było długo czekać na inny samochód, który zatrzymał się tuż przy nas. Drzwi się otworzyły, a zza nich wyłonił się Woohyun. Uśmiechnął się przyjaźnie i wysiadł.
     - Cześć wam. - Pomachał dłonią. - Key, coś ty taki przerażony? - Zaśmiał się.
     - Prawie go porwano, a ty się cieszysz? I co cię tu sprowadza o drugiej rano? Masz z tym coś wspólnego? - Zacząłem zasypywać go pytaniami. On wzruszył ramionami i przytulił Kibuma.
     - Mówiłem, że kiedyś sprawię, że podniesie ci się ciśnienie.
     - To ty to zaplanowałeś?! - Nerwy mi puściły. - Przez ciebie Key dostał ataku astmy! Mądry ty jesteś?! Myślisz trochę?! - wydarłem się na niego, a następnie puknąłem w czoło.
     - Ty... masz astmę? - zapytał szatyna, przybierając zdezorientowany grymas twarzy. Kim pokiwał głową.
     - Idiota! - warknął, wyrywając się z jego objęć, ale po chwili uniósł kąciki ust w górę. - Następnym razem cię zabiję.
     - Trzymam za słowo~. - Zaśmiał się brunet. Wzniosłem oczy ku niebu. Ja tu o mało co zawału nie dostałem, a on tak prędko mu wybacza? Na mnie by się złościł co najmniej dwa tygodnie.
     - Naprawdę... Jesteście siebie warci - prychnąłem.
     Odwróciłem się do nich plecami. Skierowałem krok w stronę dormu, do którego już nie było daleko. Usłyszałem za sobą jeszcze pojedyncze wołanie, ale to tylko utwierdziło mnie w mojej złości. Pamiętam, jak nie podobało mi się to całe Toheart. Dodatkowo, Key nie pisnął nikomu ani słówka o tym duecie. Dowiedziałem się po fakcie. Potem zaczął spędzać z Woohyunem sporo czasu, a ja często szedłem w odstawkę. Zerwaliśmy mniej więcej dwa, trzy miesiące po tej znajomości. Ach, poprawka. On ze mną zerwał. Zacząłem myśleć, czy to nie sprawka Nama, który patrzył na mnie jak na przeszkadzającego robaka, jakiego trzeba natychmiast zgnieść. Z głupimi myślami wpadłem do pokoju. Taemin już spał w łóżeczku, dlatego szybko przebrałem się w piżamę i zająłem swoje posłanie.

***
     - Jonghyun... - szepnął Key, gotowy do biegu za chłopakiem. Woo złapał go za ramię, zatrzymując w miejscu.
     - Kibum - powiedział, patrząc na niego poważnym wzrokiem. - Chcesz za nim iść? Po tym, co ci zrobił? Przecież cię zdradził!
     - Nigdy nie rozmawiałem z nim o tym... - Zamyślił się szatyn. - Nie dałem mu szansy na wyjaśnienia. Jaki ja jestem głupi...
     - Dobrze zrobiłeś. - Nam poklepał przyjaciela po plecach. - Takiemu nie powinno się wybaczać.
     - Ale... - Bliski płaczu, Bummie zatrzymał na nim swój wzrok. Był w nim smutek i żal, chociaż tliła się nikła nadzieja. Postanowił porządnie porozmawiać z Jonghyunem. Może, gdy go dociśnie, opowie mu wszystko, co się wtedy zdarzyło. Może to było przez przypadek? Może ona się na niego rzuciła? - ... ja go nadal kocham.
     - No chyba sobie żartujesz - prychnął Woo, krzyżując ramiona na piersi. - Tamto zdjęcie to był dowód! Chyba nie zaczynasz wątpić? Pokazałem ci je bardzo dokładnie. To był on, wiesz o tym.
     Key zastanowił się na moment. Ponad pół roku temu członek Infinite przyszedł do niego. Pokazał zdjęcie dobrej jakości, przedstawiające dwie osoby. Jedna z nich, mężczyzna, oplatała w pasie drugą, którą była dziewczyna o prostych, kasztanowych włosach, sięgających jej do pasa. Stała do fotografa tyłem, miała ciekawsze zajęcie - odpowiadała na pocałunki chłopaka, który posturą do złudzenia przypominał Jonghyuna. Był on nawet ubrany w jego ciuchy, na głowie lśniły blond włosy, a zarys szczęki był praktycznie taki sam jak na zdjęciach do różnych sesji SHINee. Szatyn wyjął obrazek z kieszeni. Od tamtej pory codziennie na niego patrzył, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo pomylił się co do Jjonga. Przyjrzał się lepiej, dostrzegając na jego skórzanej kurtce dziwną naszywkę. Co jak co, ale znał ubrania każdego z zespołu i nigdy nie widział, by miał coś takiego na ramieniu.
     - Woohyun... - mruknął, nie zaszczycając kumpla spojrzeniem. - Czy ty podrobiłeś to zdjęcie?
     Brunet nie wydał się być zaskoczony. Westchnął przeciągle, drapiąc się w tył nieokrytej głowy. Po chwili ułożył dłonie na ramionach Kibuma, aby zmusić go do popatrzenia na niego. Kiedy ten tak zrobił, wziął głęboki oddech.
     - Wysłuchaj mnie. Już dawno chciałem...
     - Zrobiłeś to! - wykrzyknął zdenerwowany Key i, nie zważając na śliski chodnik, gwałtownie wyrwał się do tyłu. Jego równowaga na moment została zachwiana, lecz sekundę później ją utrzymał. - Jak mogłeś?! Ty, mój przyjaciel?!
     - Kibummie, posłuchaj... - Nam spróbował się zbliżyć, jednak ten mu na to nie pozwolił.
     - Nie dotykaj mnie! I tylko Jonghyun może tak na mnie mówić! - Kim zrobił się czerwony ze złości. Jego kocie oczy błyskały; gdyby mógł, zabiłby go wzrokiem. Wąskie usta złożyły się w dzióbek. - Po co to zrobiłeś?!
     - Bo ja... - zaczął słabo Woohyun. - Ja cię kocham, Key. Proszę, daj mi szansę...
     - Ty... co? - Szatyna zaskoczyła wypowiedź byłego przyjaciela. Otworzył usta ze zdziwienia. Dlaczego tego wcześniej nie zauważył? Te wszystkie przesłodzone gadki i komplementy. Te sytuacje, które czasem stawiały go w zawstydzeniu. Te gesty, jakich nie powstydziłaby się każda szczęśliwa para. - Wiedziałeś, jak bardzo kocham Jonghyuna. A mimo to postanowiłeś, by mnie zranić? Wiesz, jak to bolało? Nawet nie dałem mu wyjaśnić. Byłem taki wściekły... Przez ciebie z nim zerwałem.
     - Key, proszę... - szepnął błagalnie Woo. - Daj mi tą jedną szansę. Chcę cię uszczęśliwiać. Chcę patrzeć, jak się uśmiechasz. Chcę...
     - Daruj sobie. - Chłodny ton młodszego sprawił, że bruneta przeszły dreszcze. - Na razie nie chcę cię znać. Zejdź mi z oczu.
     - Ale...
     - Spadaj!
     Wściekły Kibum kopnął go w kostkę, kiedy starszy próbował ponownie go dotknąć, i odwrócił się na pięcie, odchodząc. Łzy bezsilności popłynęły po jego policzkach. Jak mógł być tak głupi i tego nie zauważyć? Swoim uporem i tym, że nie dał się wytłumaczyć jego chłopakowi, zerwał z nim jedynie przez to przerobione zdjęcie. Wtedy zabolało okropnie. Myśl, że bliska osoba ma kogoś na boku, była straszna. Przesiąknęła jego umysł, zawładnęła nim. Nie chciał być oszukiwany, dlatego zadziałał tak odruchowo. Przez parę długich miesięcy, z dnia na dzień coraz bardziej tęsknił za ciepłym i bezpiecznym uściskiem, miłymi słowami, spragnionymi pocałunkami, za nim. Widząc, że Kim się od niego odwrócił, próbował nawiązać choćby krótką rozmowę. Teraz miał pewność, że musi go przeprosić. Nie chciał, by do niego wracał na siłę. Pragnął jedynie, aby mu przebaczył ze względu na jego wybuchowy charakter. By mogli znów bez spięcia porozmawiać.

***
     - Jongie...
     Nagle obudził mnie cichy szloch. Poczułem, jak ktoś rzuca się na moje łóżko. Materac zaskrzypiał z powodu ciężaru. Lekko otworzyłem zaspane oczy, nie mogąc przyzwyczaić się do światła lampki. Podniosłem się do siadu, a 'napastnik' objął mnie mocno rękami wokół pasa. Schował głowę w moim torsie, znosząc się płaczem. Kiedy światło przestało drażnić moje oczy, zauważyłem kto taki mnie napadł. Ze zdziwieniem rozpoznałem w nim Key. Skulony, niszczył swoją fryzurę.
     - Co się dzieje? - zapytałem niemrawo. Serce mi przyspieszyło. - Ciii, obudzisz Taemina...
     - Jego tu nie ma - mruknął między głębokimi oddechami. Gdyby nie fakt, że moczył mi koszulkę, pomyślałbym, że po prostu przebiegł maraton. Spojrzałem na łóżko dalej. Rzeczywiście, było puste. Kiedy on się wymknął?
     - Uhm... - Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czekałem, aż on się odezwie. W bezruchu. Bo co się stało, że Kim Kibum przyleciał do mnie z płaczem?
     - Przepraszam... - Usłyszałem, choć ledwo. Później słowa leciały z niego szybko, jakby strzelał z armaty. - Za to wszystko, przepraszam. Woohyun dał mi przerobione zdjęcie ciebie i jakiejś laski, jak się całujecie. Uwierzyłem mu. Byłem taki wściekły... Naprawdę myślałem, że mnie zdradzasz. Jak ja mogłem inaczej zareagować? Wiesz, jaki jestem, to był impuls. Nie chciałem cię widzieć, znać... - Zaczerpnął powietrza, niemal się nim krztusząc. Objąłem go ramionami, kładąc policzek na jego głowie. - Przyznał się. To on to podrobił. Powiedział, że... że mnie kocha...
     Trochę mnie to tknęło. Dobra, Key miał świetne wytłumaczenie dlaczego mnie zostawił. Jest strasznie wybuchowy, a na takie coś ja sam bym zareagował podobnie. Co do Woohyuna: wiedziałem, co czuje. Nie powiedział tego wprost, ale zauważyłem to od razu. Ta zazdrość w jego oczach, kiedy Kibum mnie obejmował, przytulał, całował. Każda udana próba odciągnięcia go ode mnie. Każdy triumfujący uśmiech. Więc tak to rozegrał... Czułem, że później sobie z nim poważnie porozmawiam. Teraz... miałem ważniejsze sprawy na głowie.
     - A ty co zrobiłeś? - zapytałem zaciekawiony. Oczekiwałem odpowiedzi, która by mnie zadowoliła. Nie chciałem nawet myśleć, że mój Key mógłby coś do niego poczuć.
     - ... Kopnąłem go w kostkę. - Zachlipał po chwili milczenia. Zaśmiałem się pod nosem. - No i co rżysz? Ja tu przeżywam załamanie nerwowe.
     - Tylko mi tu w depresję nie wpadnij... - Przytuliłem go mocno. Key objął mnie szczelniej szczupłymi rękami. Aigoo, jak mi tego brakowało.
     - Dlaczego nosisz przy sobie inhalator? Lekarz stwierdził, że to niepotrzebne. - Zagadał w pewnym momencie. Uśmiechnąłem się.
     - Ja zawsze go przy sobie noszę. Mimo tego, co lekarz mówił.
     Tak, to prawda. Pan doktorek powiedział, że jego zdrowie uległo znacznemu polepszeniu, dlatego nie musieliśmy przy sobie nosić tego urządzenia. Jednak nie wybaczyłbym sobie, gdyby Key dostał ataku w moim pobliżu, a ja nie mógłbym nic z tym zrobić. Dlatego zawsze będę mu pomagać, nieważne z czym będę musiał się zmierzyć.
     - Jonghyun hyung... - szepnął w moje ramię.
     - Hm...? - Pogłaskałem jego miękkie i pachnące brzoskwiniami włosy.
     - Przepraszam. Proszę, wybacz mi, ja... Uhm. Ja nie wiedziałem... Gdybym mógł cofnąć czas... Pozwól mi być twoim przyjacielem. By wszystko było tak jak dawniej. Byśmy normalnie rozmawiali. Śmiali się. Oglądali głupie filmy. Czytali moje gazety o modzie. Byś mnie znów zmuszał do pójścia z tobą na siłownię... - Delikatnie się odsunął i spojrzał w moje oczy. - Możemy się przyjaźnić?
     Nie potrzebowałem namysłu. Niemal od razu odpowiedziałem.
     - Nie chcę się z tobą przyjaźnić - odparłem zgodnie z prawdą. Opuścił głowę, ale widziałem, że oczy zaszły mu łzami. Lekko się uśmiechnąłem. Podobnie wyglądałem, kiedy ze mną zerwał. Tylko wtedy wróciłem do swojego pokoju, przy okazji przewracając wszystko, co mi stanęło na drodze, łącznie z Minho. Uniosłem dłoń, chwytając między palce kosmyk jego włosów, aby się nim pobawić. - Chcę czegoś więcej, Kibummie.
     Może po mimice jego twarzy nie dało się tego wyczytać, jednak oczy zdradzały wszystko, w tym dawną, psotną iskierkę, która tam zagościła. Uśmiechnięty i lekko zaróżowiony na policzkach, rzucił się mi na szyję. Ja, zamiast go przytulić, od razu przywarłem tęsknie do jego miękkich ust. Nie bawiłem się w przypominanie naszego pierwszego pocałunku - niepewnego i czułego. Był raczej jak te ostatnie przed zerwaniem. Zachłanny, namiętny, bez zbędnej delikatności. Wsunąłem język między jego wargi, próbując go pogłębić. Nie sprzeciwiał się, wręcz przeciwnie. Przyciągnął mnie do siebie bliżej. Bałem się, że usłyszy w jakim tempie bije moje serce. Zmusiłem go do położenia na łóżku, schodząc ustami niżej. Muskałem jego skórę, pragnąc coraz więcej. Słysząc przyjemne dla ucha westchnienia kochanka, uśmiechnąłem się i zaprzestałem czynności. Odsunąłem się odrobinę, aby na niego spojrzeć. Lekko uchylone kocie oczka osłonione były kotarą długich, czarnych rzęs. Kiedy uchylił wyżej powieki, zawiesiłem wzrok w ciemnych tęczówkach, które zawsze sprawiały, że byłem w stanie zrobić dla niego wszystko. Wydął usta, jakby niezadowolony z powodu zaprzestania przeze mnie dotychczasowych czynności. Kąciki moich ust z powrotem powędrowały w górę, a następnie cmoknąłem go w czubek idealnego noska. Widząc małe oburzenie z jego strony, wróciłem do warg chłopaka. Gdyby zaczął gadać, to by nie przestał, dlatego wolałem temu zaradzić. Dłonie Key zaczęły wędrować po moich plecach, jednak nieuchronnie sunęły w dół. Zaczął podwijać moją koszulkę w momencie, kiedy przygryzłem delikatnie dolną wargę szatyna. Poczułem satysfakcję, słysząc ciche westchnienia, i przyjemność z racji tego, że mogłem znów napawać się jego bliskością. Chcąc się z nim podroczyć, "przez przypadek" otarłem kolanem o jego krocze. Kolejny, tym razem głośniejszy, pomruk wydostał się z jego gardła. Zaśmiałem się, ostatni raz całując go w usta, a potem położyłem obok niego. On, zdezorientowany, uniósł się na łokciach i popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
     - Hm?
     - Robisz mi na złość, tak? - zapytał z irytacją w głosie. Pokręciłem głową.
     - Nie śmiałbym. - Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
     - Jak coś się zaczyna, to się kończy - mruknął prawie niedosłyszalnie pod nosem, odwracając do mnie plecami. Bez namysłu oplotłem go w pasie, przyciągając bliżej siebie. Przytuliłem go mocno i pocałowałem w policzek, a potem przygryzłem płatek jego ucha. On machnął dłonią, jakby chciał się odgonić od natrętnej muchy.
     - Wstajemy wcześniej, więc trzeba iść spać - szepnąłem. Po chwili kiwnął delikatnie głową. Wtulił się we mnie plecami, a ja wyszczerzyłem się do siebie. W końcu miałem ukochaną osobę z powrotem przy sobie. Szczęśliwszym chyba już nie da się być. - Mój Bummie... Dobranoc.
     - Dobranoc - odpowiedział nieśmiało. Trochę się zdziwiłem, gdyż jego zachowanie zazwyczaj było inne. Zawsze drapieżny, ukazujący pazurki, gotowy do rywalizacji, wytykający prosto z mostu każdą wadę (oczywiście nie swoją), biorący to, co mu się podoba. Teraz był bardziej jak pełna słodkości, zakochana nastolatka. Taka odmiana była naprawdę urocza, jednak każdy ma różne gusta. Ja zdecydowanie wolałem mojego nieposkromionego Kibuma, który myślał, że wszystko mu wolno. Miałem wtedy przyjemne wrażenie, że to ja byłem tym, który zdołał ujarzmić bestię. Ale oczywiście taki czy taki, to bez znaczenia. Pragnąłem tylko, aby został przy mnie już zawsze.

***
     - Key, co ty robisz? - zapytał leżący na łóżku Jonghyun, który spokojnie czytał sobie książkę. Patrzył jednak na swojego chłopaka, wchodzącego do pokoju i zamknąwszy za sobą drzwi, westchnął głośno. Odwrócił się do niego przodem i uśmiechnął nieśmiało.
     - Ja? Nic. - Podszedł do Jjonga i usiadł na brzegu. Opuścił głowę, chcąc zakryć zarumienione policzki. - Wiesz, jesteśmy prawie sami w domu, więc... um... chciałbym spędzić z tobą trochę czasu.
     - Mhm. - Blondyn pokiwał sarkastycznie głową i zamknął oczy. Postanowił pójść w jego ślady i drażnić go tym samym zachowaniem, jednocześnie chcąc przypomnieć, jaki był kiedyś. - No to porozmawiajmy.
     - Hę? - Zdziwił się Kibum, który już nachylał się, by go pocałować. Spojrzał na zamknięte powieki blondyna. Porozmawiajmy? Że co?!
     - O czym chcesz gadać?
     - Uhm.. Ja... to znaczy... myślałem o czymś innym. - Wysłowił się w końcu. Jonghyun otworzył oczy i podniósł się do siadu.
     - Chcesz w coś pograć? Minho ostatnio ściągnął fajne wyścigi... - Już miał podnosić się z miejsca, kiedy zatrzymała go dłoń szatyna.
     - Nie. Chodzi mi o coś, co... my dwaj możemy robić tylko ze sobą... - mruknął, drapiąc się w tył głowy. Zarumienił się. Wiedział, że Jonghyun lubi delikatność, więc postanowił trochę zmienić swoje zachowanie. Chciał, aby ten patrzył jedynie na niego, jedynie nim się interesował. Dla niego mógłby zmienić wszystko.
     - Hmm... - Starszy Kim udał zastanowienie. - W takim razie nie mam pojęcia o czym mówisz.
     - Wiesz dobrze - uparł się Kibum.
     - To może mi powiesz? - Jong uniósł jedną brew w górę. Popatrzył z uśmiechem na chłopaka, który zaczął miąć róg swojej bluzki.
     - Oj, no... Gdy dwoje ludzi naprawdę się kocha, to... - Spojrzał na wokalistę, którego twarz znajdowała się zaledwie parę centymetrów od jego.
     - Taaak?
     - ... Już ty wiesz! - Zbulwersował się krzyżując ramiona na piersi.
     - Może i wiem. Ale nie wiem, czy mam rację.
     - Jjong.
     - Powiedz to - zażądał, poprawiając jego grzywkę.
     - Prze... się... mną... - wymamrotał pod nosem. Sam nie wiedział, co się z nim stało. Kiedyś wprost by powiedział czego chce. Teraz coś go blokowało. Odzwyczaił się od swobodnej rozmowy z Jonghyunem. Nagle, z reguły łatwy dla niego temat, sprowadził na niego zakłopotanie.
     - Co? Nie słyszałem.
     - Prze... się... ze mną... - powtórzył głośniej, jednak blondyn wciąż miał trudność ze zrozumieniem jego słów, dlatego złapał go za podbródek i zmusił, by na niego spojrzał.
     - Key, nic nie słyszę. - Uśmiechnął się.
     - Skoro tak, to idź do laryngologa - warknął, wyrywając się. Cały czerwony, odwrócił wzrok. Poczuł, jak starszy obejmuje go w pasie i całuje powoli jego szyję. Zamruczał niekontrolowanie i odchylił głowę, aby dać chłopakowi lepszy dostęp do siebie. Pozwolił mu odsunąć kołnierz bluzki i zjechać ustami na ramiona. Po plecach przeszły go dreszcze. W komórkach ciała odczuł dawne pożądanie. Gdy Jjong zjechał dłonią do jego paska, odwrócił się do niego przodem. Spojrzał prosto w jego oczy, a następnie wpił mocno w jego wargi, które chętnie oddały pocałunek. W końcu mógł dać się ponieść, czując nieodpartą żądzę, jaka przejawiała się w jego ciasnych spodniach.
     - Kibum, nie odpowiedziałeś mi. - Przypomniał Jonghyun, odsuwając się na parę centymetrów. Szatyn zaśmiał się pod nosem na swój stary sposób i prowokująco oblizał wargi, zmuszając starszego do położenia się na plecach. Usiadł wygodnie na jego udach, sunąc dłońmi po umięśnionej klatce piersiowej.
     - Tak bardzo chcesz wiedzieć? - wymruczał mu do ucha. Zadowolony z obrotu spraw, wokalista pokiwał głową. Pozbywając się resztek nieśmiałości, Key zaczął rozpinać koszulę dinozaura. Dmuchnął w grzywkę, która, jak na złość, zakrywała mu oczy. - Prześpij się ze mną.
     - Hm? Możesz jeszcze raz? - zapytał Jonghyun, chcąc się jeszcze z nim podroczyć.
     - Prześpij się ze mną, ty skurczona skamielino. - Powtórzył donośnie. Popatrzył na niego z wyższością i rozpiął ostatni guzik. Starszy podniósł się do pozycji siedzącej i objął chłopaka jedną ręką w pasie. Zbliżył się do jego twarzy.
     - Jesteś pewny? - prychnął.
     - Jak, kurwa, tego, że słońce świeci. - Zniecierpliwiony, pchnął blondyna z powrotem na poduszki i obnażył jego tors. Przygryzł dolną wargę. - Zerżnij mnie, Jjongie.
      Jonghyun widział, jak Key spokojnie i bez pośpiechu siada na jednym jego udzie, a następnie poczyna lekko pocierać o nie swoim kroczem. Perwersyjny jęk przyjemności wydobył się z jego ust, na co starszy zareagował szerokim uśmiechem. Bywało nie raz, że raper najpierw zaspokajał swoje potrzeby, by dopiero później łaskawie zająć się partnerem. Jednak rosnące podniecenie sprawiało, iż ten mu na to pozwalał. Po prostu czekał, aż skończy, wsłuchując się w głośne jęki rozkoszy. Nagle poczuł dłoń, która sunęła wprost do męskości mężczyzny. Key zaczął nią przesuwać: na początku wolno, potem coraz szybciej. Kim wzdychał od czasu do czasu, nie mogąc skupić się na pokrytej czerwienią twarzyczki kochanka, który ręką skutecznie doprowadzał go do szaleństwa. Zespołowa diva, czując nadchodzące spełnienie, wzięła w usta jeden palec Blinga i oblizała go dokładnie, patrząc na niego zamglonym wzrokiem. Doszedł w materiale swoich spodni, opadając na nagą klatkę piersiową partnera. Jego dłoń, która do tej pory pocierała krocze hyunga, opadła na białą pościel w małe tygryski. Oddychał szybko, jakby przebiegł parę kilometrów. Polizał spierzchnięte wargi i położył się tuż obok, odwracając do niego plecami. Zdziwiony i niezaspokojny, chłopak podniósł się na łokciach.
     - Co to miało być?
     - Hyung, jest późno. Trzeba iść spać~ - zaćwierkotał młodszy ze zgryźliwym uśmiechem, wypominając jego słowa. Ten rozkapryszony książę uwielbiał najpierw wzbudzać w nim pożądanie, a potem po prostu zostawiać na lodzie.
     - Key - mruknął niezadowolony Jonghyun i odwrócił go do siebie. Nachylił się nad nim, składając na jego wargach soczysty pocałunek.
     - Mhm. Dobranoc, kochanie.
     - Nie myśl sobie, że teraz tak łatwo się mnie pozbędziesz. - Dinozaur pogroził mu palcem. - Wezmę sobie to, co mi się należy. Czy ci się podoba, czy nie.
     Obrócił go na siłę do siebie i ponownie nakrył jego usta swoimi, od razu dołączając język. Zadowolony Kibum zarzucił ręce na jego kark. Wiedział, że nie odpuści, a przecież sam tego chciał. Moment sprowadzenia go na zły tor i po części wkurzenie było zawsze jego planem idealnym na mile spędzoną noc.
     Jonghyun szybko uwinął się z poplamionymi spodniami i bokserkami Key, rzucając je gdzieś w kąt. W międzyczasie pozwolił chłopakowi na rozwiązanie jego problemu, jakim była okropnie mała ilość przestrzeni w jego dżinsach. Poczuł, jak wargi chłopaka powoli zaciskają się na jego męskości. Kiedy szatyn przyspieszył ruchy, wokalista zaczął cicho wzdychać. Zamknął oczy, oddając się przyjemności, którą obdarowywał go kochanek. Czując, że niedługo dojdzie, złapał go drapieżnie za włosy i docisnął jego głowę do swojego ciała, osiągając spełnienie. Biała ciecz rozlała się w gardle młodszego, który spił wszystko do ostatniej kropelki. Prowokująco zajrzał w ciemne oczy blondyna, ponownie biorąc dwa palce do buzi. Zaczął je lizać, nie spuszczając z niego wzroku, za którym kryła się czysta perwersja. Po chwili wpił się w wargi Jonghyuna. Ułożył jedną dłoń na jego karku, przyciskając go do siebie, a drugą wsunął w blond włosy. Pozwolił mu na powolne krążenie wokół swojego wejścia, a gdy poczuł, jak ten wsuwa w niego jeden palec, jęknął w jego usta.
     Starszy chciał jak najszybciej zacząć zabawę, gdyż Key był jak świeże bułeczki - gorący i może szybko ostygnąć. Jednak z racji tego, iż mieli długą przerwę, postanowił trochę go przygotować. Nie chciał mu zrobić krzywdy, broń Boże. Oczywiście mógłby bezpośrednio w niego wejść i zadowolić swoje pragnienie, ale czym wtedy byłaby miłość do Kibuma, gdyby mu się coś stało? Pamiętał, jak za pierwszym razem dostał wyrzutów sumienia. Ból przysłonił jego chłopakowi przyjemność. Teraz także nie chciał widzieć łez w jego pięknych, ciemnobrązowych oczach. Dlatego dopiero w odpowiednim momencie dodał drugi palec, a potem trzeci, przyzwyczajając Key do dyskomfortu. Kiedy zauważył, że jest gotowy i lekko podenerwowany, obrócił go tak, aby plecami spoczął na łóżku. Delikatnie naparł członkiem na wejście szatyna, który od razu zarzucił mu ręce na kark oraz przyciągnął do pocałunku. Powoli zaczął w niego wchodzić, obserwując reakcje rapera. Słysząc, jak wzdycha z rozkoszy, wszedł w niego do końca. Błądził dłońmi po jego ciele, aby odsunąć od ukochanego myśli o jakimkolwiek bólu. Zębami lekko przygryzł dolną wargę młodszego, który zaczął domagać się więcej. Poruszył się w nim, wywołując u divy dreszcze przyjemności. Nie mogąc się powstrzymać, niedługo potem przyspieszył i odsunął od Kibuma, by móc spojrzeć na jego twarz. Wzrokiem zarejestrował uroczo czerwone policzki i ciemne, zamglone oczy. Z jego idealnych ust zaczęły wydostawać się coraz głośniejsze westchnienia. Nie zwracali uwagi na to, że pozostali mogą ich usłyszeć. Niech sobie słyszą. Niech żałują. Niech im zazdroszczą.
     Key pozwolił, aby blondyn jedną dłonią oplótł jego męskość i, nie spiesząc się, zaczął nią poruszać. Jęki szatyna stały się pewniejsze i nie wydawał ich jedynie z fal rozkoszy, które przechodziły wzdłuż jego kręgosłupa, ale z czystej chęci rozpalenia kochanka do czerwoności, wywołania u niego jeszcze większego pożądania. Zdał sobie sprawę, że kto by mu nie wmawiał, kto by mu nie zakazał, kto by go nie odciągał, zawsze będzie kochać tego przykurczonego dinozaura. Takie przeznaczone szczęście nie nie spotyka każdego, a idiotyzmem byłoby pozwolić odebrać sobie tak gorący towar. Z uśmiechem podniósł się na łokciach, by móc złączyć ich wargi. Chciał, aby Jonghyun odczuł jego emocje, uczucie, jakim go darzy. Aby dostrzegł, że już nigdy nie potraktuje go tak jak wcześniej. To był jego największy błąd, lecz wiedział, że nie popełni go po raz drugi.
     Czując, że już dłużej nie wytrzyma, opadł na poduszki oraz odchylił głowę w tył, kiedy starszy postanowił zadbać o swoje i przyssał się do jego szyi, zostawiając na niej czerwony ślad. Niech tylko dowie się, że Woohyun położył swoje łapy tam, gdzie nie trzeba, a już widział siebie wybierającego dla niego trumnę. Key nie mógł powstrzymać głośnego krzyku, kiedy obaj doszli w swoich ramionach. Ich ciała przeszły gorące dreszcze przyjemności. Po chwili Jong opadł na łóżko tuż obok swojego chłopaka, który ułożył głowę na jego klatce piersiowej. Przytulił go mocno, a następnie złożył krótki pocałunek na jego lśniących od potu włosach.
     - Kocham cię, wiesz? - szepnął z rumieńcami na twarzy.
     - Naprawdę? - Kibum zaczął udawać zdziwienie. - Patrz, nie wiedziałem.
     - To teraz już wiesz - prychnął pod nosem, czochrając grzywkę młodszego. Rozczulił się, kiedy spojrzały na niego piękne, kocie oczy, które zaczęły mienić się różnymi odcieniami brązu.
     - Wtedy... - zaczął. - Byłem na ciebie bardzo zły. To było okropne, widzieć, jak całujesz kogo innego.
     - Ja jakoś muszę się powstrzymywać, kiedy ty grasz w...
     - Zamknij się. To co innego.
     - Okej, już nic nie mówię. - Jonghyun ze śmiechem udał, że zamyka usta na klucz.
     - Na początku byłem masakrycznie wściekły i przekonany, że to zdjęcie jest prawdziwe. Później chciałem podejść, pogadać lub to wszystko wyjaśnić, ale... Woohyun mnie powstrzymywał. - Zmarszczył brwi. - Wydawało mi się, że jest prawdziwym przyjacielem, że mnie wspiera. Jakiś czas dawałem sobie radę przez tą złość. Ale potem... - Wziął głęboki oddech. - Myślałem o tobie cały czas. Odechciewało mi się żyć, jak nie byłeś obok. Zacząłem wspominać każdy dzień, który razem spędziliśmy. Patrzyłem na twoje zdjęcia i łzy same wpływały mi do oczu. Nie mogłem zasnąć, kiedy nie słyszałem twojego słodkiego głosu. Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Każdego ranka miałem nadzieję zobaczyć cię obok roześmianego, móc się wtulić bezpiecznie w twoje ramiona. Czułem się taki samotny... - Z jego oczu popłynęły łzy bezsilności, jaka towarzyszyła mu przez okres rozłąki. Widząc to, Jonghyun szybko je starł i musnął wargi szatyna.
     - Ciii. Zapomnijmy o tym, co było. Liczy się to, co jest teraz. A teraz jestem przy tobie i nigdzie cię nie puszczę. - Blondyn przytulił go mocno. Uspokojony Key uśmiechnął się delikatnie.
     - Kocham cię, Jjongie.

12 komentarzy:

  1. Jezuuuu! Umarłam!! TO BYŁO....ZAJEBISTE!!! Przepraszam ale nie umiem inaczej powiedzieć. Poprostu tak mi brakowało JongKey<3 Jesteś wspaniała:****** Czekam na kolejny rozdział WSS! Pozdrawiam.xoxo.EMI<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. No i w końcu scena erotyczna (powinny być w każdym rozdziale) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale to nie jest blog z samymi pornolami. Takich to proszę sobie poszukać gdzie indziej.

      Usuń
    2. Nie trzeba brać wszystkiego dosłownie :D Potrafisz bardzo dobrze opisywać uczucia, co jest wg. mnie darem. Nie robisz literówek i potrafisz zbuować akcję.

      Usuń
    3. O. No i takie komentarze wolę xD
      a literówki się zdarzają każdemu ~

      Usuń
    4. Szczególnie mojej facetce od angola :d

      Usuń
  3. Bardzo fajny oneshot i widać, że długo nad nim pracowałaś, bardzo fajny pomysł i JongKey <3333
    tak bardzo miasz rację pisząc królewski paring :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany! Dziękuję bardzo za nominację!!! <3 i przepraszam, ale nie mam czasu na zbytnie rozpisywanie się ;( fizyka wzywa...
    Wiedz jednak, że bardzo, ale to bardzo mi się podobało! :*
    Nominuję cię do Liebster Award!
    Więcej dowiesz się tutaj-----> http://my-little-yaoi-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah znalazłam, wolną chwilę na skomentowanie, więc jestem :D
    One shot bardzo mi się podobał, był taki typowy, ale to bardzo dobrze. Czasami naprawdę dobrze przeczytać coś zwykłego, takiego uroczego i po prostu typowego ^^ No i jeszcze pluz za to, że Jongkey ahh, miłość do paringu tak bardzo~
    Nominowałam Cię do Libster Award! :D Pozdrawiam, Grellu~

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham twojego bloga <3 JongKey <3 Seksy <3 Nie mogę doczekać się następnego rozdziału WSS :3
    Nominowałam Cię do Libster Award ^^
    Więcej informacji na moim blogu ->http://jongkey-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. JoooongKeeey <3
    Otp tak bardzo. Chociaż nie wiem no... Tak jakoś przeczytałem ale bez większych emocji, wybacz, ten oneshot akurat do mnie nie przemawia. ;-; Może dlatego, że już powoli nudzą mi się takie krótkie, urocze i przewidywalne rzeczy, ale jako że to JongKey to musiałem dotrwać do końca. Wybacz, wybacz, nie bij, bo inne twoje teksty naprawdę mi się podobają. Tylko tutaj było jakoś... za bardzo schematycznie.
    Ale tego no, rozdział kolejny to bym sobie przeczytał, więc wiesz (nic nie sugeruję, nie pospieszam ;-;).
    Hwaiting~ xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham! XD
    Nie żałuję, że znalazłem tego bloga ^^

    OdpowiedzUsuń