niedziela, 5 października 2014

5# Oneshot "Nie zostawiaj mnie..."

Jak ja mogę się przywitać...? Postawmy na klasykę.
Cześć! (Lol, jestem taaka błyskotliwa i wgl the best, wymyślam najlepsze powitania ever <3) Nie mam co robić, a że nastąpił u mnie brak weny na WSS postanowiłam dodać ten oneshot, który z kolei stał się ciągiem dalszym "Be happy with your love~". Pisany także w chorobie xD Tak w ogóle mi samej było szkoda Onew ;_; A siostra mi groziła (nie raz - parę razy ;_;), że jak go nie uszczęśliwię, to mnie zabije. Więc tutaj możecie liczyć na happy end (taki tam spoiler), bo kto ich nie lubi? :D Dlatego zepnę poślady i zabiję parę osób w WSS, co Wy na taki układ? XD

TYTUŁ: Nie zostawiaj mnie... (2 część "By happy with your love~!")
ZESPÓŁ: SHINee
PARING: OnTae (jak w mordę strzelił <3)

TYP: Shonen-ai
UWAGI: może pojedyncze przekleństwa

***
     Codziennie patrzył na szczęśliwą twarz przyjaciela, a kiedy uśmiech był kierowany do niego, jego serduszko biło dziesięć razy szybciej, powodując lekkie wypieki na policzkach. Miewał też problemy z niekontrolowanym drżeniem rąk, gdy ten go przytulał. Prawda, Taemin zrobił się w stosunku do niego jeszcze śmielszy, lecz było to spowodowane radością, jaką odczuwał. W końcu osoba, którą kochał, odwzajemniała jego uczucie. Szatyn jednak nie mógł trwać w takiej euforii.
     Ostatnie, co poczuł, był ból. Nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Przeszywał go na wskroś, zaistniał w każdej komórce. W końcu nie spodziewał się tego. To był jedynie przypadek. Chłopak wystraszył go, wchodząc nagle do jego pokoju, a on odruchowo mocniej przyłożył ostrze do swojej ręki. Zamiast zamierzonej delikatnej ranki powstało głębokie nacięcie, z którego zaczęła silnie wypływać szkarłatna ciesz. Syknął pod nosem, upadając na kolana. Młodszy brunet natychmiast podbiegł do niego, klnąć siarczyście. Zaczął nawoływać pozostałych mieszkańców dormu, a po chwili wszyscy byli w jego pokoju. Wystraszony Taeminnie od razu podbiegł do niego, łapiąc w swoje ramiona ciało, które zaczęło bezwiednie upadać. Pozostali przetrząsali dom w poszukiwaniu wszelkich bandaży, a Jonghyun dzwonił na pogotowie i do menadżera. Pomoc przyjechała kilka minut później.
     - Próbowaliśmy choć trochę zatamować, ale cały czas się wykrwawia! - załkał Key, blady jak ściana w salonie. Starszy Kim przytulił go do siebie, będąc w podobnym stanie.
     - To i tak dobrze - odpowiedział lekarz, chcąc pocieszyć zdruzgotanych członków zespołu, patrzących jak wynoszą ciało chłopaka z dormu. - W innym wypadku straciłby jeszcze więcej krwi.
     - Proszę - szepnął maknae przez łzy. - Uratujcie go... On... On nie może umrzeć!
     - Zrobimy, co tylko w naszej mocy.
     I wyszli, zostawiając zrozpaczonych lśniących chłopców. Menadżer wypytywał każdego co się stało, lecz okazało się, że i tak to Minho wie najwięcej - widział, jak ich lider żyletką podciął sobie żyły. Jednak żaden nie znał powodu. W końcu na codzień był taki szczęśliwy i radosny, dlatego nikt nie przypuszczał, że za tą maską może kryć jakieś wewnętrzne problemy.
     - To był pierwszy raz?
     - Nie wiemy, nigdy wcześniej nie zauważyliśmy nic podejrzanego.
     - Aish... dlatego zawsze chciał długie rękawy... Nieważne, jedziemy do szpitala.
     Znaleźli się tam niedługo potem. Odszukali salę operacyjną. Przez grubą szybę widać było miotających się po pomieszczeniu lekarzy, wiele przyrządów i krew. Dużo krwi, na pewno nie należącej do osób, ratujących życie ciemnowłosego chłopaka, leżącego pośrodku sali. Był blady, a z jego wyrazu twarzy nie dało się wyczytać nic. Mogłoby się wydawać, że po prostu śpi. Dopiero teraz zauważyli jak bardzo schudł.
     Tylko Taemin jeszcze stał wytrwale, obserwując tą walkę. Pozostałych zmorzył sen przez długi płacz każdego z nich. Najbliższy przyjaciel lidera wpatrywał się to w chłopaka, to w lekarzy i, patrząc na ich poczynania, coraz bardziej chciało mu się płakać. Łzy niekontrolowanie płynęły po jego policzkach, spadając na kafelkową podłogę. Nie mogący wydobyć z siebie żadnego słowa szatyn patrzył na gwałtowne ruchy ludzi w białych kitlach, które okrywały błękitne folie.
     - Tracimy go!
     Przygryzł dolną wargę. Nie mógł teraz tak sobie samolubnie umrzeć. Obiecał mu, że zawsze będzie przy nim.
     - Proszę, walcz... - szepnął. - Nie zostawiaj mnie...
     Po paru próbach wszystko wróciło do normy. Lekarze odetchnęli z ulgą i zakończyli na spokojnie operację. Przeniesiono chłopaka na inny oddział, gdzie zaprowadzili jego przyjaciół. Za pozwoleniem weszli do pomieszczenia, powoli kierując się do łóżka. Przywykli do szpitalnego zapachu, który już tak bardzo nie drażnił ich nozdrzy. Usiedli na stołkach po obu stronach bruneta, patrząc na jego śpiącą twarz.
     - Co mu odbiło? - zapytał głośno Minho.
     - Jak możesz mówić, że mu coś odbiło?! - Zdenerwował się najmłodszy. - Może ma problemy, a my, głupi, nie zauważyliśmy, że nas potrzebuje.
     - Minnie ma rację, nie powinniśmy go oskarżać - dodał Key, ściskając rękę Jonghyuna, który kiwnął głową.
     - No dobrze.
     Przesiedzieli tak parę godzin, ale nie widząc żadnych zmian ani ruchu ze strony lidera, który zapadł w śpiączkę, postanowili wrócić do domu. No, oprócz Taemina. On siedział tam cały czas, nie zważając na grafik. Nie chciał występować w programach (gdzie musieli ukrywać zaistniałą sytuację), nie pojawiał się na próbach, nie jadł i nie pił. Kiedy po trzech dniach zaciągnęli go siłą do domu i wepchnęli mały kawałek marnej kanapki w usta, zamknął się w pokoju lidera i nikogo nie wpuścił, nawet swojego chłopaka. Leżał w bezruchu na łóżku, przytulając ulubioną poduszkę Onew w kształcie kawałka arbuza. Już nawet nie dawał rady płakać, tylko z zaschniętymi śladami łez na policzkach patrzył przed siebie. Pustym wzrokiem obrzucił biurko. Na moment zatrzymał się na jednej szufladzie, z której zamka wystawał kluczyk. Potem, zaciekawiony, podniósł się bardzo powoli i chwiejnym krokiem podszedł do mebla. Usiadł na krześle, wysuwając szufladę po jego prawej stronie. Zauważył tam tekturowe pudełeczko, z którego były wyciągnięte trzy chusteczki z dość widocznymi plamami zaschniętej krwi. Wniosek od razu się nasunął - to nie był pierwszy raz, kiedy chłopak się pociął. Drżącą dłonią sięgnął po tkwiący pod nimi czarny notatnik w twardej okładce. Położył go na blacie drewnianego biurka, odsuwając ramkę z ich wspólnym zdjęciem. Było idealne. Obaj uśmiechnięci, Taem oplatał od tyłu szyję siedzącego wokalisty. Oczy wyrażały niezmierną chęć do życia, a iskierki eforii radośnie migotały w jego czekoladowych źrenicach. Bardzo delikatnie przesunął palcem po szklanym policzku przyjaciela, jakby miał zaraz zniknąć z obrazka.
     - Jinki... dlaczego?
     Zapominając o swoim celu, ponownie się rozpłakał. Nigdy nie sądził, że tak bardzo będzie mu go brakować, ale to pewnie przez fakt, iż miał zostać z nim do końca życia. Schował twarz w swoich dłoniach nie wiedząc, co ma teraz począć.
     - Taemin, otwórz... - Usłyszał głos Minho. Chłopak po raz kolejny poruszył klamką, jakby miało to coś dać.
     - Daj mi spokój - mruknął czarnowłosy załamanym głosem.
     - Nie powinieneś teraz być sam.
     - Ale chcę.
     - Taemin...
     - Nie! Odczep się!
     Kiedy nie dostał odpowiedzi, zabrał notes z biurka i skierował się z powrotem na łóżko, kładąc w tej samej pozycji. Ostatni raz spojrzał w okno, za którym padał deszcz. Ta pogoda idealnie pasowała do jego nastroju. Jedną ręką przytulił arbuza, a drugą otworzył zeszyt, zatrzymując się na pierwszej zapisanej stronie. Na jej środku widniało jedno zdanie.

     Miłość czyni nas kłamcami.*

     Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Czyżby odrzuciła go dziewczyna, tak jak zaproponował Minho? Strona dziesiąta. Tym razem dwa zdania.

     Mógłbym zamknąć oczy, udawać, że wszystko jest w porządku. Wiem jednak, że nie da się żyć z zamkniętymi oczami.*

     Drgnął. Onew miał jakiś problem. Wpisy mówiły same za siebie. Dlaczego mu o niczym nie powiedział? Starcił do niego zaufanie? Znalazł sobie lepszego przyjaciela? Prawda, zaniedbywał go przez spotkania z Minho, lecz powienien zauważyć, że coś jest nie tak! Chyba że on też - tak jak Kibum - jest świetnym aktorem?
     Ponownie przewrócił parę kartek.

     ... bardzo łatwo jest stracić wszystko, co uważało się za dane na zawsze.* Dlatego staram się siedzieć cicho, nie dając ponieść emocjom...

     Czy dam radę to kiedyś powiedzieć? Nie chcę burzyć tego spokoju...

     Każda bajka kończy się szczęśliwie - pełna miłości i radości. Czy moja też się tak zakończy?

     Gdy próbuję się oddalić, tęsknię coraz bardziej... A gdy zbliżam - ogarnia mnie strach. Co mam robić?

     Spróbuję jeszcze raz. Zawsze powtarzasz, że nie wolno się poddawać! Ale... czy mi się uda?

     Koniec. The end. Fin. Przyjaciele? Wszystko, byle cię nie stracić.

     Znalazł się prawie na końcu notesu. Natrafił na treść, która ciągnęła się na parę stron, więc zaczął czytać.** Dłonie zaczęły mu drżeć, a oczy zaszkliły się. Pochłaniał informacje szybko i od razu zapamiętał każde słowo. Notatka była skierowana do jednej osoby. Już w pierwszym akapicie zdołał spostrzec, że adresatem jest właśnie on. Sam pamiętał bardzo dobrze ich pierwsze spotkanie. Był to słoneczny i radosny dzień. Wtedy podszedł do niego starszy brunet, uśmiechając się od ucha do ucha.
     Zaśmiał się przy wzmiance o nauczycielu. Prawda, chłopak by nie zrobił na tym kariery, ale to co umiał, to przekazał młodszemu. Potem kąciki ust Taemina opadły. Zagłębił się w lekturze, wczuwając w uczucia, jakie Onew przelał na kartkę. Po policzku popłynęła pierwsza łza, kończąca wędrówkę na poduszce. Więc osobą, którą kochał jego najlepszy przyjaciel nie była dziewczyna tylko... on sam? Nie mógł w to uwierzyć. Prędzej by powiedział, że jest zoofilem, jeśli chodzi o kurczaki, ale nie gejem. Zaczął ronić kolejne łzy, ledwo odczytując tekst. Głowa niemiłosiernie pulsowała, zmuszając do chwilowego przymknięcia powiek i uspokojenia się. Jednak gdy powracał wzrokiem do notesu, płacz wzrastał.
     Przypomniał sobie. Jak Jinki znalazł go pijanego w pokoju. Jak powiedział mu, że kocha Minho. Jak rzucił się na niego z ustami. Jak bardzo w tamtym momencie go pragnął. Jak... jak lider wyznał, że go kocha. Jak usnął bezpiecznie w jego ramionach. Jak bardzo go wtedy potrzebował - jego bliskości, zaufania, miłości. To było co innego niż przy boku Minho. Co prawda, czuł się kochany, ale to poczucie bezpieczeństwa i radość w sercu objawiało się w większości przy starszym Lee. Czyżby... sam nie zrozumiał własnych uczuć?

     Dzisiaj patrzę na Ciebie, cierpiąc w ukryciu. Twój śmiech, radość i szczęście sprawia, że czasem mimowolnie się uśmiecham. Potem jednak płaczę i obwiniam się, że nie zdołałem wcześniej wyznać Ci mych uczuć. Nie mam zamiaru psuć Twojego związku. Wyglądacie ładnie razem. Cieszę się, że Choi potrafi się Tobą zaopiekować i stara się być dla Ciebie jak najlepszy. Ciągle chcę być na jego miejscu, ale wiem, że mnie nie kochasz inaczej niż jak brata. Pomagam Ci jak tylko potrafię, robię to, o co poprosisz. Nie chcę Cię stracić. Wystarczy, że od czasu do czasu obdarzysz mnie swoim pięknym i szczerym uśmiechem i już czuję się szczęśliwy. Chcę byś był zawsze radosny i wesoły, nawet jeśli będę musiał cierpieć. Dopóki mam Cię przy sobie jako przyjaciela, nie potrzebuję nic więcej, niczego nie pragnę bardziej, niczego nie oczekuję. Nadal Cię kocham. Moje uczucie nie osłabło. Jest tak samo gorące od chwili, w której zrozumiałem moją miłość. Dlatego będę zawsze obok i będę Cię chronić. Może kiedyś przyznam Ci się do tych uczuć, lecz nie chcę burzyć Twego dotychczasowego spokoju. Jeszcze raz, mój kochany Taeminnie:
Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Bądź szczęśliwy ze swoją miłością~.

Twój Lee Jinki.

     Z trzema ostatnimi słowami wybuchł płaczem, upuszczając zeszyt na podłogę. Przytulił mocno do siebie arbuzową poduszkę, chowając w niej twarz. Nie mógł złapać oddechu, przez co prawie się dusił, ani powstrzymać łez, płynących po jego delikatnych policzkach, zaróżowionych od emocji. Ocknął się dopiero, gdy Jonghyun mocno nim potrząsnął. Wyjrzał zza materiału, obdarzając wokalistę wściekłym spojrzeniem.
     - Czego?!
     - T-Taeminnie...
     - Jak się tu dostałeś?!
     - Key i jego spinki, więcej chyba mówić nie muszę. Chciałem powiedzieć, że...
     - Nie mam na nic ochoty, wyjdź!
     - ... Onew się obudził.
     Niemal natychmiast poderwał się z miejsca, wypadając z pokoju. Za sobą słyszał tylko, by zaczekał, że pojadą zaraz razem, ale nie mógł czekać. Wziął po drodze pieniądze, telefon, ubrał buty i kurtkę, by się schronić przed deszczem.
     - Ubieraj się w ciepłą kurtkę, gdy pada deszcz. Wtedy się nie rozchorujesz, dobrze, Minnie?
     - Jasne, Onew hyung! Będę pamiętać!
     Zaczął biec wzdłuż ulicy, a gdy zauważył taksówkę - zatrzymał ją i wsiadł, rzucając kierowcy nazwę miejsca, w które ma się udać. Z niecierpliwością wyglądał przez okienko, próbując choć trochę poprawić swój wygląd. Nie mógł się pokazać Jinkiemu w takim stanie. W pewnym momencie zauważył, że na jednym skrzyżowaniu stoją bardzo długo.
     - Coś się stało? - zapytał.
     - Korek. Nic nie poradzę.
     - Dobrze. - Taemin wyciągnął parę banknotów, wręczając je kierowcy. - Proszę. Do widzenia!
     - Ale pada...!
     Zatrzasnął drzwi pojazdu i rzucił się po raz kolejny do biegu, znając drogę do szpitala. W końcu nie pierwszy raz tam szedł. Wcześniej odwiedzali Jonghyuna po wypadku, w którym złamał nos. Jego oddech przyspieszył, a włosy zaczęły robić się mokre od deszczu, który przybierał na sile. Wpadł przy okazji jeszcze na parę osób, wytrącając im z rąk parasole. Kulturalnie przepraszał i biegł dalej. Po kilkunastu minutach znalazł się przed budynkiem najlepszego prywatnego szpitala w Seulu. Wszedł do środka, witając recepcjonistkę, która uśmiechnęła się i ukłoniła.
     - Przepraszam! - zawołała. Czarnowłosy odwrócił się z pytającym wyrazem twarzy. - Może chce pan ręcznik? Jest pan cały mokry!
     - Nie, nie trzeba.
     - Nalegam.
     Jak na dobrą pielęgniarkę przystało, wyciągnęła spory ręcznik i podała chłopakowi. On odwdzięczył się przyjaznym spojrzeniem, rzucił krótkie "dziękuję" i pobiegł schodami na górę, nie chcąc czekać na windę. Po chwili znalazł się przed salą numer 187 i uchylił drzwi. Stanął w progu, patrząc przed siebie. Siedział na łóżku, tłumacząc innej pielęgniarce, że nie potrzebuje już nic więcej. Uśmiechał się do niej wesoło, a jego oczy stworzyły urocze łuki. Nagle serce Taemina zabiło szybciej, jak nigdy wcześniej. Był taki jak zwykle - radosny i nie okazujący żadnych problemów.
     - W razie czego, proszę wykonać telefon do recepcji.
     - Dobrze, dobrze. Noona, poradzę sobiee~! - Zaśmiał się.
     Maknae zrobił krok w tył, witając się z nią w progu. Gdy już poszła, wkroczył do pomieszczenia. Onew patrzył w przestrzeń za oknem. Mimo okropnej pogody, uśmiechał się łagodnie. Tancerz nie wytrzymał: zamknął za sobą drzwi i niemal w biegu dotarł do prawej strony łóżka chłopaka, w międzyczasie zrzucając z siebie mokrą kurtkę. Usiadł na posłaniu, wtulając się mocno w zdezorientowanego hyunga. Schował twarz w zagłębieniu jego szyi.
     - T-Taemin? Co ty tu robisz? I czego jesteś cały mokry? Rozchorujesz się! - Ręcznikiem, który chłopak miał na ramionach, począł go wycierać, zaczynając od włosów.
     - Proszę, nie rób tak więcej... - Tae ścisnął w piąstce materiał szpitalnej koszuli, w jaką ubrany był brunet. Onew w odpowiedzi objął go delikatnie, przyciągając bliżej.
     - To był wypadek, nic się nie stało - powiedział wesoło, patrząc smutnym wzrokiem na swoją zabandażowaną rękę.
     - Nie kłam.
     - Ja nie...
     - Widziałem notes. Nie oszukasz mnie. Nie ty. Nie teraz. Poza tym, trzeba było zamykać szuflady i chować klucze... - Młodszy Lee poczuł, jak chłopak ściska go mocniej. Widocznie trafił w czuły punkt. Podniósł na niego wzrok. - Wiem o wszystkim.
     - Ja... - Zaniemówił. Po paru sekundach puścił Taemina, odwracając głowę w stronę okna. - Proszę, zapomnij o tym.
     - Nie zapomnę - odszepnął, lecz z pewnością w głosie.
     - Nie chcę, byśmy przestali się przyjaźnić. Błagam...
     Odwrócił głowę bruneta, składając na jego ustach krótki, lecz czuły pocałunek. Onew otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
     - Nie chcę zapomnieć. Chcę, byś był obok mnie zawsze. Tak jak przyrzekałeś.
     - A-ale Minho... - zaczął, jąkając się. Co miał mu powiedzieć? By wracał do najwyższego członka zespołu? Sam tego nie chciał.
     - Z Minho to nie to samo - mruknął pod nosem, różowiąc się w swój słodki sposób. Mimo że już dawno był pełnoletni, jego urocza, dziecięca strona pozostała. Wydął usta w dzióbek. - Chcę być z tobą.
     - Taemin-ah, nie potrzebuję litości. - Lider zmarszczył brwi. - Ja chcę tylko, byś był szczęśliwy. A to może sprawić jedynie osoba, którą naprawdę kochasz i...
     - Ta osoba właśnie siedzi przede mną i próbuje się wymigać. - Odsunął się lekko i zrobił minę obrażonego dziecka. - To co? Już mnie nie kochasz? Hmf. Tamtego wieczoru mówiłeś co innego.
     - Pamiętasz? Ale byłeś pijany, a potem...
     - Pamiętam - odparł Lee, ponownie wtrącając się w zdanie.
     - Nie przerywa się, gdy ktoś starszy mówi - pouczył go, grożąc palcem. Taemin skulił się niewinnie.
     - Pseplasam, hyungnim... - Jego duże oczy zahipnotyzowały Jinkiego, który oczywiście nie mógł być dalej zły. Chociaż i tak nie był. Pokręcił jedynie głową z dezaprobatą. Czarnowłosy powrócił po krótkim momencie do poprzedniej postawy i z powagą mówił dalej. - Proszę, uwierz mi. To nie jest litość. Wtedy bym robił coś wbrew sobie, ale wiem, że ja tego naprawdę chcę. Potrzebuję cię. Bez ciebie jestem tylko wrakiem człowieka...
     Chłopak lepiej mu się przyjrzał i zauważył, że jego ukochany maknae miał podkrążone i zaczerwienione oczy, blade policzki, stał się chudszy, a już i tak fanki nazywały go patyczakiem. Zmartwił się. Co robił przez ten czas, kiedy on trwał w śpiączce? Postanowił mu zaufać. A przynajmniej stwarzać takie pozory.
     - A... co z Minho...?
     - Już przed tym wypadkiem nie mieliśmy świetnych relacji... Czuję, że kłamał mówiąc "kocham cię". Jakby to wymusił... - Spojrzał smutno na tors przyjaciela, lecz po chwili wrócił wzrokiem do jego oczu. - A ja w końcu sam zrozumiałem, kogo kocham. Kiedy jesteś przy mnie, nie muszę się niczego bać. To ty też najczęściej sprawiasz, że się śmieję. Uwielbiałem twoje towarzystwo. Nadal je uwielbiam. I będę uwielbiać. Skoro mnie kochasz, to proszę, nie odtrącaj mnie...
     Mówiąc to przybliżył się ponownie do Onew, nakładając swoje wargi na jego. Z początku musnął je delikatnie, dając chłopakowi czas na odsunięcie. Nie widząc jednak podobnej reakcji z jego strony, pogłębił pocałunek. Starał się być czuły i łagodny, tak jak sam Jinki. W końcu nie bez powodu miał on przezwisko Dubu. W jednym momencie zapomniał o całym świecie czując, jak ręce wokalisty obejmują go w pasie, przyciągając do siebie. Miał w końcu pewność i do jego uczuć, i do swoich. Czego nie odkrył tego wcześniej? Mogłoby to zapobiec tylu przykrościom.
     ~ Nieważne... - pomyślał. ~ Liczy się tu i teraz.
     Taemin oplótł szyję starszego, kiedy poczuł, jak ich języki splotły się w pocałunku, który z ostrożnego i delikatnego zamienił się w pełen pasji i namiętności. Przelewali w niego swoje uczucia. Jeden - długo skrywane, drugi - niedawno odkryte. Mimo to, kochali się tak samo, a z każdą chwilą coraz mocniej. W końcu mogli poczuć swoją bliskość, lecz w inny sposób. Było jak w zakończeniach bajek: po wielu przejściach para wyznaje sobie miłość i żyją długo i szczęśliwie. Czy życzenie Onew zaczyna się spełniać?
     Jinki wsunął dłoń w miękkie włosy tancerza, które zdążyły wyschnąć, chcąc poczuć go jeszcze bliżej, chociaż wiadomo było, że bliżej się nie da. Po jego policzku spłynęła łza, która zawieruszyła się gdzieś w kąciku oka. Łza smutku? Niee, był szczęśliwy jak cholera. Miał ochotę śmiać się, a Taemina wziąć w ramiona i już nigdy nie puścić. Jego usta były takie słodkie. Obaj trwali w dziwnym transie, którego za żadne skarby świata nie chcieli przerwać. Gdy jednak zaczęło brakować im tchu, odsunęli się o parę centymetrów, by zaczerpnąć powietrza. Stykali się nosami, patrząc w swoje zamglone przyjemnością oczy. Maknae pierwszy się uśmiechnął i jeszcze raz musnął wargi przyjaciela.
     - Czuję, że w domu skonfiskuję ci wszystkie ostre przedmioty - zażartował, z powrotem przytulając się do niego.
     - Dopóki jesteś przy mnie, nie musisz tego robić. - Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Jedną ręką objął ukochanego w pasie, a drugą ułożył na jego głowie, głaszcząc go powoli.
     - Mimo wszystko. - Zaśmiał się, wiedząc, że chłopak jest niesamowitą ciamajdą i potrafi połknąć się o własne nogi na prostej drodze. - To jak? Kochasz mnie?
     Uroczy uśmiech wystarczył do całkowitego zmiękczenia serca hyunga, który odwzajemnił gest i kiwnął delikatnie głową. Jinki ułożył się w pozycji półleżącej, by młodszy mógł spokojnie położyć obok niego. Czarnowłosy i tak wtulił się w jego tors, nie mając zamiaru puścić szpitalnej koszuli. Lider ciągle głaskał go po włosach, uśmiechając się do siebie jak idiota zamknięty w psychiatryku. Nawet słońce radośnie wyszło zza chmur, obdarzając Seul swoimi złocistymi promieniami. Zmęczony Taem usnął dość szybko, co nie przeszkadzało Onew w składaniu drobnych całusów na jego głowie. Co tu dużo mówić? Był szczęśliwy jak nigdy. W końcu miał przy sobie ukochanego chłopaka, o którym od dawna marzył. Tylko pozostaje jeden problem...
     ... Minho.
     Po niecałych pięciu minutach do pomieszczenia wparowała pozostała część zespołu. Brunet spojrzał na nich, unosząc palec wskazujący do ust.
     - Ciii...
     - Jak się czujesz, stary? - zagadał Jonghyun.
     - Ja ci dam stary. Znakomicie. - Uśmiechnął się Lee.
     - Ach, mój kochany syneczek śpi! - pisnął cichutko Kibum, niemal podskakując do łóżka. Choi i Dinozaur podążyli za nim. Blondwłosy wokalista starał się uspokoić szatyna, który widocznie dostał jakiegoś napadu. - Jjong, idź sobie.
     - Key, przestań się drzeć, bo go obudzisz i tyle będzie z jego spania. Dobrze, że w ogóle zasnął. Nie spał praktycznie od kilku dni.
     - Jak to? - Zdziwił się Jinki.
     - Tak to. Zamknął się u ciebie w pokoju, nie jadł, nie pił. Tylko leżał na łóżku i ryczał. Nie chciał też nikogo wpuścić. Dopiero Key znalazł jakąś wsuwkę, to się drzwi otworzyło - wyjaśnił spokojnie Żabol, patrząc na plecy swojego chłopaka. Uśmiechnął się.
     - Można by powiedzieć, że zrobił taką tragedię, jakbyś co najmniej umarł. - Jongie podrapał się w tył głowy, trzymając ręką kołnierz Kibuma, chcącego dostać się do swojego synka. - Dobrze, że nic ci się poważnego nie stało.
     - No... też się cieszę. - Zaśmiał się szczerze, patrząc na śpiącą twarz Taemina.
     - Co ty tak właściwie robiłeś z tą żyletką, hm? - Minho usiadł na brzegu łóżka, gładząc włosy maknae.
     - Chciałem obciąć nitki, które wystawały mi z bluzy, ale ty nagle wparowałeś i się przestraszyłem - wyjaśnił naprędce.
     - Dobra. Ustalmy, że ci wierzymy - powiedział Jonghyun, a Key i Płonąca Charyzma kiwnęli głowami.
     - Kiedy cię wypiszą?
     - Wieczorem.
     - Jadłeś coś?
     - Tak.
     - Kurczaka?
     - Owsiankę...
     - Jutro oficjalnie zabieramy cię na obiad! Tyle kurczaków przez całe życie nie zjesz! - Postanowili chłopcy, śmiejąc się wesoło. Onew zawtórował im.
     - Kurczaka nigdy za wiele - przyznał.
     - A jak tam sprawy z Tae? - zaczął najwyższy. - Przyznałeś się w końcu?
     - A-ale o co chodzi? - wyjąkał zdezorientowany brunet.
     - Jak to o co? Przecież to, że jesteś w nim zakochany, widać na kilometr z zamkniętymi oczami.
     - ... Czytaliście notes - wydedukował Jinki po chwili ciszy.
     - Nom. - Minho skinął głową.
     - Tak - odparł krótko Jonghyun.
     - Nuuu, jesteś pisarzem? - zapytał wniebowzięty Key, patrząc na pacjenta dziwnie rozmarzonym wzrokiem.
     - Nie zwracaj uwagi, za dużo prochów na uspokojenie - wytłumaczył starszy Kim, klepiąc młodszego po plecach.
     - Eee... - Dubu próbował parę razy zacząć jakiekolwiek zdanie, ale nie potrafił. Po prostu utkwiło mu w gardle.
     - No dalej! - Zaśmiał się Choi.
     - Czego ty się cieszysz? - wydusił w końcu. Nie była to odpowiedź, ale lepsze to niż nic.
     - No, bo chcemy wiedzieć, nie?
     - I ty to tak spokojnie przyjmujesz? To przecież twój chłopak. - Zdziwił się. Nic nigdy nie wiadomo, co odwali tej walniętej Żabie, ale to było po prostu... dziwne.
     - Tak, wiem, ale... No lubię go. Ale to ciebie kocha, a ty jego. Już to wcześniej zauważyłem, tylko on wyskoczył z tym, że chce być ze mną. Myślisz, że dlaczego gram w dramach?
     - ... bo jesteś tak kiepski, że nie chcą cię brać do filmów? - wtrącił Key.
     - Jestem świetnym aktorem, dlatego! - Minho obdarzył starszego kumpla poirytowanym spojrzeniem. - A że byłem zaskoczony, to po prostu się zgodziłem. Ale wyszedł z tego niezły bigos.
     - I sajgonki!
     - Kibum, zamknij się! Jong, weź go wyprowadź.
     - Żeby to było takie łatwe... - żachnął się blondwłosy. - Nie ty chodzisz z nim na zakupy...
     - Aish... W każdym bądź razie: ja go lubię, ty go kochasz, on kocha ciebie, jest twój i wszyscy są szczęśliwi, tak?! - Irytacja chłopaka sięgnęła zenitu, gdy szatyn usiadł obok niego i złapał w dłonie jego głowę, patrząc głęboko w oczy.
     - Kocham cię, Julio.
     - Zabieraj łapy!
     Wyszło na to, że Jinki zaczął się śmiać, Jonghyun siłą odciągał Key od Minho, który biegiem opuścił salę. Za nimi było słychać jedynie "Pocałuję cię, żabciu! Zamienisz się w księcia!", "Spierdalaj", "Weź się opanuj, masz mnie!" i "Boże, gwałcą się!". Brunet pokręcił głową i przeniósł wzrok na Taemina, który patrzył na niego swoimi dużymi, czarnymi oczami.
     - O, nie śpisz?
     - Myślisz, że da się w tym hałasie?
     - Nie.
     - No widzisz.
     Maknae uniósł się na łokciu i musnął prowokacyjnie wargi starszego.
     - Słyszałeś? Jestem wolny.
     - Słyszałem. Mam skorzystać z okazji?
     - Jeśli tego nie zrobisz, to chyba cię zabiję.
     Onew uśmiechnął się szeroko.
     - Jesteś mój.

◆◆◆
* cytaty z książki Cassandry Clare "Miasto Kości";
** odsyłam do Be happy with your love~.

8 komentarzy:

  1. Dodałam Twojego bloga do listy blogów o SHINee u mnie na its-just-shinee.blogspot.com
    Jeżeli uznajesz ten komentarz za spam - śmiało go usuń, ma on tylko cię poinformować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że napisałaś kontynuację tego opowiadania. Bardzo fajnie wyszła i nie wyglądała naciąganie ;p
    Ogólnie to mega! Tylko w sumie miałam nadzieję na jeszcze jakieś komplikacje w trójkąciku Minho-Taemin-Onew, ale Ty to tak pięknie wyjaśniłaś ;p
    Pozdrawiam
    Anakin ~~^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobało, uwielbiam jak piszesz <3 Cieszę się, ze się tak słodko zakończyło dncjkamca. I w ogóle to nie pozwalam nikogo uśmiercać w WSS :x
    Czekam na kolejne opowiadania! Pozdrawiam, Grellu c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejny rozdział WSS???? Czekam

    OdpowiedzUsuń
  5. Omo! To było piękne :'
    Naprawdę nie spodziewałam się tylu emocji! A trochę ich było xD
    Taemin taki uroczy *-* i naprawdę boski Kibum! Weź napisz one shota JongKey, w którym Key będzie po lekach uspokajających, bo takiego go od teraz lubię najbardziej xD
    Pisz dalej! Weny, weny, weny~~

    OdpowiedzUsuń
  6. Łał, jakie to piękne *o*
    A co do WSS... Pozwalam Ci uśmiercić każdego, nawet kochanego Kijaszka czy Dino, ale przed tym ma być jakiś lukier (bardziej słodki niż dotychczas) abym się popłakała C: Takim obrotem spraw nie poradzę :D Tak, dziwna jestem...
    Nio więc, czekam na więcej~!
    Pozdrawiam cieplutko i weny, ona jest najważniejsza! :')

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciesze się z tej kontynuacji :) to bylo naprawde bardzo piękne <3 jestem fsnka 2min a przekonalas mnie do OnTae xD

    OdpowiedzUsuń
  8. I znowu płaczę =.= Wszystkie 3 bloggerki się zmówiły na dramaty... Nieładnie wykorzystywać nadempatię :C Ryczałem pół godziny...

    OdpowiedzUsuń