Witam Was bardzo gorąco w to zimne, niedzielne popołudnie. Wcześniejszy wpis z tym rozdziałem był do bani i chciałam jeszcze raz przeprosić za swoje lenistwo. Teraz zapewniam, że sprawdziłam tekst (mimo że czytałam go mnóstwo razy, więc już mam go serdecznie dość xD) i nie powinno być tak dramatycznych błędów jak wtedy. Wstydu się tylko najadłam ;_; xD Na szczęście nie zawiedliście mnie i zwróciliście na to uwagę, za co jestem serdecznie wdzięczna.
Dedykacja jak wcześniej - dla mojej siostrzyczki <3
Aya, za ten komentarz pod ostatnim oneshotem wybierz sobie paring w SHINee i powiedz, co byś chciała przeczytać, a ja specjalnie dla Ciebie napiszę najlepszego oneshota, jakiego tylko potrafię. <3
Mam nadzieję, że nie zanudzam Was akcją tego opowiadania xD Żeby nie przedłużać - zapraszam do czytania i zostawienia po sobie śladu :)
***
- No, Taemin, nie płacz. To na pewno kłamstwo. On potrafi wiele sobie ubzdurać...
Siedziałem razem z chłopakiem w jego pokoju. Na łóżku, należącym do przebywającego w szpitalu Onew. Przytulałem go mocno do siebie, głaszcząc po miękkich włosach. Płakał już dobre pół godziny. Przemoczył mi praktycznie większą część koszulki. Ale nie to było najważniejsze.
- Jak on mógł? Naprawdę nie chce mnie widzieć? Ma mnie dość? Dlaczego nie powiedział mi tego prosto w oczy?
Jego pełen bólu wzrok spoczął na mnie, jakby wyczekując odpowiedzi. Oczy miał zaczerwienione, a w ich kącikach zbierały się kolejne łzy, płynące po bladych policzkach. Na ten widok zakuło mnie serce. Blondynek tyle razy mi pomógł, a ja nie byłem w stanie go nawet pocieszyć lub sprawić, by przestał płakać. Nie miałem też pewności co do słów dinozaura, bo nie chciało mi się wierzyć, że Onew mógł kiedykolwiek coś takiego powiedzieć. Z drugiej strony, Jonghyun nie skłamałby w takiej sprawie, aby tylko pozbyć się Taemina. Co myśleć? W co wierzyć? Westchnąłem głęboko, załamując nad tym ręce.
- Cokolwiek miałby na myśli, na pewno nie chciał cię krzywdzić - szepnąłem. - Przecież cię kocha...
- A co, jeśli już nie kocha? - Wciął mi się w słowo. - Może znudził się mną, a Jonghyun miał w jakiś sposób przekazać, że w jego życiu nie ma już miejsca dla mnie?
- Przestań lamentować. Za dużo widziałem, by w to uwierzyć. - Odsunąłem go od siebie, kładąc dłonie na jego ramionach i spojrzałem w brązowe oczy. - Jinki kocha cię nad życie. Nie jest typem osoby, która by się kimś znudziła. Widać to było w każdym geście skierowanym do ciebie. A gdy tylko znajdowałem się "zbyt blisko Taemina" - udałem głos szatyna - dostawałem półgodzinną reprymendę. Zazdrosny jak cholera.
W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Jong ze skruszoną miną. Szybko zamknął za sobą drzwi i podszedł do nas. Najpierw spojrzał na mnie, a potem na Tae, który ponownie skrył się w mojej bluzce. Z westchnieniem usiadł obok niego i pogłaskał po plecach niczym zatroskany ojciec.
- Jak dam ci adres, to przestaniesz płakać?
Młody delikatnie oderwał się od materiału i zaczął mierzyć bruneta wzrokiem, co trwało parę długich sekund. Nagle rozpromienił się i rzucił na chłopaka, prawie zwalając ich obu na podłogę.
- Tak!
Na początku otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, ale widząc radosną minę blondynka, począłem się śmiać razem z nimi. Jako że łóżka były złączone, mogliśmy spokojnie we trzech położyć się w poprzek. Patrząc na surowo biały sufit, zaczęliśmy rozmawiać.
- Ale jak się tam dostanę?
- Jutro załatwię ci przepustkę. Nie na długo, ale zdążysz pójść, spokojnie porozmawiać i wrócić.
- Jesteś kochany!
Usiadł na dowódcy naszego oddziału okrakiem, po czym nachylił się i obdarzył go całusem w policzek. Kąciki moich ust lekko opadły, widząc ten śmiały czyn. Poczułem, że się czerwienię, więc odwróciłem od nich głowę, przygryzając nerwowo dolną wargę.
- Złaź ze mnie, Minnie, nie jestem Onew. - Usłyszałem złość, ale i rozbawienie w głosie Jonghyuna. Często używał podobnego tonu w stosunku do mnie, chociaż mogłem się poszczycić, że bardziej delikatnie. Ale... "Minnie"?
Zaraz... czego to mnie w ogóle obchodzi?!
- Tak jest!
Przełknąłem ślinę, wracając do nich wzrokiem. Już nie leżeli, tylko siedzieli po turecku na pościeli i rozmawiali w najlepsze, kompletnie zapominając o mojej obecności. Zaczęli gadać o zawodowym śpiewaniu i tańczeniu, co jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyło. Uśmiechnięta twarz Kima emanowała czymś, czego nigdy nie wyczułem przy rozmowach ze mną. Kolejne ukłucie tego dnia, jeszcze bardziej nieprzyjemne, pojawiło się w moim sercu, gdy jak gdyby nigdy nic pociągnął blondyna w górę i kazał pokazać parę ruchów. Potem prawie idealnie je powtórzył. Z tego otępienia wyrwała mnie łza, która popłynęła po moim policzku. Zaskoczony, starłem ją wierzchem dłoni, a potem podniosłem się do siadu.
- Nie, Jjongie. To idzie tak. - Taemin dotknął jego rąk, by pomóc w wykonaniu jakiegoś nieznanego mi ruchu.
Jjongie? Zazwyczaj tylko ja mogłem tak na niego mówić. Nigdy nie pozwalał na to nikomu innemu. Nawet własnej matce.
- Chłopaki, musimy iść spać - mruknąłem. Niestety, jak grochem o ścianę. - Ej, słuchacie mnie?
- Zaraz, Kibum. - Brunet machnął ręką, kompletnie zajęty kolegą. Świetnie.
Urażony, wstałem i po prostu wyszedłem z pokoju, kierując kroki w stronę mojej sypialni. Kiedy już się tam znalazłem, przebrałem się szybko w spodnie dresowe, a także ciepłą koszulkę i wskoczyłem do łóżka, przykrywając szczelnie kołdrą. Co jak co, ale noce były bardzo zimne. Przypomniałem sobie obraz przyjaciół, czekając na sen. Zamiast błogo spać, zacząłem ryczeć jak moja mama przy komediach romantycznych. Pojawił się ból po lewej stronie głowy, który ciągle narastał. Każda sekunda czy minuta była okropna. Czekałem na pojawienie się współlokatora, jednak on nie nadchodził. Wykończony, w końcu zasnąłem.
***
- To było świetne, Minnie! - Klasnąłem w ręce, uradowany. Ten niepozorny chłopczyk krył w sobie wielki talent. Wobec niego czułem podziw, a wobec siebie dumę, że czegoś mnie nauczył, gdyż jestem tępy co do jakiejkolwiek nauki. Wszystkie ruchy, niby trudne i ciężkie do powtórzenia, okazały się bardzo łatwe, wystarczyło tylko poćwiczyć.
- Dzięki! A mówiłeś, że nie dasz sobie rady.
- To tylko dzięki tobie, jesteś świetnym instruktorem. - Poklepałem go po ramieniu.
- To twoje ćwiczenia dodały mi wytrzymałości.
- Dobrze, dobrze. Wmawiaj tak sobie. - Zaśmiałem się, po czym spojrzałem na zegarek. - Rany, ale późno! Trzeba iść, Ki... zaraz. Gdzie on jest?
- Nie zauważyłem kiedy, ale pewnie musiał wyjść. - Również się rozejrzał. - Byliśmy tak zajęci... myślisz, że się obraził? - Nagle się przejął.
- Ejże. Chociaż mi tu nie rycz znowu, okej? To rozkapryszona księżniczka, przejdzie mu, spokojnie.
Uśmiechnąłem się wesoło, czochrając go po blond włosach. Pożegnaliśmy się (w końcu poszedł spać u siebie) i wróciłem do swojego pokoju. Zapaliłem nikłe światełko. Zauważyłem, że Key już śpi, więc sam się szybko przebrałem w coś cieplejszego niż same bokserki. Chcąc szepnąć krótkie "dobranoc", podszedłem do posłania blondyna. Był zasłonięty materiałem, więc lekko go odkryłem, by się nie udusił przez przypadek. Zmarszczyłem brwi, widząc słone ślady łez.
- Kiedy ty wyszedłeś, hm...? - Delikatnie odkryłem jego twarz z kosmyków blond włosów. Wyglądał tak niewinnie - zapłakany, z zaróżowionymi policzkami. Naprawdę był zły za to, że poświęciłem więcej czasu Taeminowi? Przecież wcześniej sam chciał, żebym się z nimi zaprzyjaźnił. - Ty księżniczko... Myślisz jedno, mówisz drugie, robisz trzecie... Jak tu z tobą wytrzymać?
Zacząłem wpatrywać się w jego zamknięte powieki. Długie rzęsy były niesamowicie czarne. Zawsze nimi nieświadomie kusił. A może jednak świadomie? Nagle zmarszczył brwi i przybrał wyraz twarzy jakby śnił, że jest zdenerwowanym mordercą. Przestraszyłem się, kiedy nagle otworzył oczy i upadłem do tyłu. Wręcz mnie zmroziło od jego wzroku, ale nie dałem nic po sobie poznać i powoli wstałem.
- To ty nie śpisz?
Cisza. Drugie podejście.
- Płakałeś.
I znowu nic.
- Przyszedłem powiedzieć dobranoc.
- Dobranoc? To czego zacząłeś wyzywać mnie od księżniczek?!
Tak! Odezwał się.
- ... wyzywać? Nie, to było pieszczotliwie, Bummie.
Podniósł się na łokciu i uderzył mnie prosto w brzuch.
- Aua.
- To było pieszczotliwe?
- Bardzo.
Usiadłem obok i wskazałem na jego wargi.
- Krew ci leci, wiesz?
Normalnie sam bym go wytarł palcem, ale w takim stanie nie warto było ryzykować. On jak na zawołanie to sprawdził, a na jego dłoni pozostał szkarłatny ślad. Zaczął się wycierać.
- Chyba pamiętasz, by nie oblizywać ust w zimie?
- Hmf... - Prychnął pod nosem, wzruszając ramionami. Ta jego obojętność z reguły doprowadzała mnie do białej gorączki. Jednak parę głębokich oddechów i już czułem się lepiej.
- Masz popękane wargi. - Złapałem go za podbródek i naprowadziłem jego głowę tak, by na mnie spojrzał. - Nie uważasz, że trzeba je nawilżyć?
- Co...? - wyjąkał, jakby wyrwany z transu. Wspominałem już, że miał piękne, kocie, brązowe oczy? Zahipnotyzowany, przybliżyłem się.
- Nawilżyć - powtórzyłem, jeszcze trochę zmniejszając odległość między nami. - Nie uważasz?
- N-no... może trochę... - Opuścił zawstydzony wzrok. Słodko.
- No właśnie. Dlatego proszę, trzymaj.
Odsunąłem się, podając mu ochronny krem, który dzisiaj od niego pożyczyłem. Uśmiechnąłem się ciepło, chcąc pokazać, że się martwię. Zamiast podziękowania, dostałem po głowie.
- Aua, za co?!
- Za miłość do ojczyzny i cichy chód po ulicy. Spieprzaj na swoją połowę!
I położył się z powrotem, odwracając do mnie plecami. Wydąłem wargi i zmarszczyłem brwi. Miałem chyba prawo być zły? Ja chciałem dobrze, a tu proszę. Nawet zwyczajnego "dziękuję".
- Ja się staram o ciebie troszczyć, a ty co? - burknąłem.
- Nikt cię o to nie prosił, "Jjongie". - Zdrobnienie mojego imienia wypowiedział niczym Taemin w jego pokoju. Czyżby...?
- Key... jesteś zazdrosny. - Olśniło mnie.
- Wcale, że nie!
- Kya~! Jasne, że tak! - Szybko położyłem się obok niego, natychmiast otulając go ramieniem.
- Zostaw mnie, jaszczurko.
- Nope. Tak mi cieplej.
Przytuliłem go mocniej do siebie. Po paru próbach wyrwania się dał za wygraną, jednak nie powiedział ani słowa. Czułem, że jest nadąsany, ale i tak mi się nie oprze. Mi? Nie da rady. Zawsze wymiękał. Dłonią nakryłem jego dłoń, lecz zabrał ją szybko. Otuliłem oddechem jego szyję, a potem delikatnie musnąłem ją nosem, przez co zadrżał niekontrolowanie. Uśmiechnąłem się.
- To nor...
- ... normalna reakcja ciała - dokończyłem za niego. - Tak, tak. Znam tą śpiewkę.
Potem już nie odezwał się wcale, nawet kiedy wsunąłem rękę pod jego głowę, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej. Zima nie jest zbyt przyjemna, dlatego chciałem trochę go ogrzać, widząc wcześniej tą stertę materiału, ale dotykając jego skóry wydawało mi się, że jest rozpalony. Zaniepokoiłem się, więc dotknąłem jego czoła.
- Bummie, jesteś gorący.
- Wiem. Wiele osób mi to mówi - powiedział, jakby to były żarty.
- Nie o to chodzi. Źle się czujesz? Coś cię boli? Czujesz mdłości? Jesteś chory? - Podniosłem się, zasypując go pytaniami. Spojrzał na mnie spod oka, a potem wrócił do oglądania jednego punktu na ścianie.
- Nie. To przez...
Uciął. Spróbowałem go zachęcić.
- Przez...?
- ... przez koszulkę. Ciepła jest, nie ma co robić zamieszania.
Ja oczywiście uwierzyłem. By mu ulżyć, zacząłem pod pościelą powoli rozpinać jego guziki.
- Co ty wyrabiasz, zboczeńcu?! - Podniósł się nagle, odsuwając ode mnie.
- Mówiłeś...
- I co z tego?!
- Przecież niewygodne jest spanie w takim zaduchu.
- Chyba dla ciebie.
- Sugerujesz, że tak lubisz?
- Tak i nic ci do tego. Weź ty idź na swoje łóżko.
- Twoje jest wygodniejsze.
- Ach tak? Dobrze. - Wstał, zabierając ze sobą kołdrę. - To ja idę tam.
- Wygodniejsze, ale jedynie, gdy ty jesteś obok.
Zatrzymał się w połowie kroku, spuszczając głowę. Rozbawiony, również wstałem, doskakując do niego. Przytuliłem go od tyłu, całując pstonie w kark. Zauważyłem, że ponownie przeszły go dreszcze. Odsunąłem się, okrążając go. Stałem przed nim i się nachyliłem, by móc dojrzeć jego twarz. Wręcz płonął w rumieńcu. Poczochrałem go po włosach, zmuszając do położenia się na podłodze, a następnie przyparłem go do niej.
- Co ty robisz? - wymamrotał z wściekłością. - Ja chcę iść spać.
- Jak ja nie chcę sam spać - zaskomlałem i jak na zawołanie w moich oczach pojawiły się łzy. - Proszę~.
- A nie możesz iść do Taemina? - zapytał na odczepne.
- Ale ja chcę z tobą... - Niczym pies nachyliłem się i polizałem go po policzku. Zaczął się szamotać. - Ej, no weź.
- A sio, szczeniaku.
- To ty jesteś młodszy.
- No to dinozaurze. Pasuje?
- ... Sam się prosiłeś.
Zacząłem go łaskotać, przez co dostał napadu śmiechu. Jedną dłonią delikatnie zakryłem mu usta, aby nie sprowadził tu nikogo niepożądanego, a drugą kontynuowałem tortury. Wił się i szamotał. W pewnym momencie przestałem, dając mu odetchnąć.
- Mogę?
- Nie.
Miałem zamiar znów zacząć go łaskotać, ale gdy wyczuł, co zamierzam, od razu zmienił zdanie.
- Niech ci będzie, ale nie dotykaj mnie.
Uszczęśliwiony wygraną, pomogłem mu wstać. Odczekałem, by wybrał łóżko, a kiedy skierował się na moje, niczym cień podążyłem za nim. Ułożył się wygodnie, a ja powtórzyłem jego czynność na drugiej stronie posłania. Jednak nie wytrzymałem długo, bo wszystko mnie aż świerzbiło, dlatego oplotłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie. Wtuliłem się w zagłębienie nad obojczykiem, a gdy nie protestował, pocałowałem delikatnie jego szyję. Widząc kolejny brak sprzeciwu, uniosłem się na łokciu. Heh, spał. Na powrót położyłem głowę na poduszce. Po kilkunastu minutach bójki, w końcu mnie zmorzyło. Zdążyłem jeszcze wyłapać parę słów, wypowiedzianych szeptem.
- Nie nazywaj mnie więcej Kibum. Dobranoc, Jjongie.
I zasnąłem.
- To było świetne, Minnie! - Klasnąłem w ręce, uradowany. Ten niepozorny chłopczyk krył w sobie wielki talent. Wobec niego czułem podziw, a wobec siebie dumę, że czegoś mnie nauczył, gdyż jestem tępy co do jakiejkolwiek nauki. Wszystkie ruchy, niby trudne i ciężkie do powtórzenia, okazały się bardzo łatwe, wystarczyło tylko poćwiczyć.
- Dzięki! A mówiłeś, że nie dasz sobie rady.
- To tylko dzięki tobie, jesteś świetnym instruktorem. - Poklepałem go po ramieniu.
- To twoje ćwiczenia dodały mi wytrzymałości.
- Dobrze, dobrze. Wmawiaj tak sobie. - Zaśmiałem się, po czym spojrzałem na zegarek. - Rany, ale późno! Trzeba iść, Ki... zaraz. Gdzie on jest?
- Nie zauważyłem kiedy, ale pewnie musiał wyjść. - Również się rozejrzał. - Byliśmy tak zajęci... myślisz, że się obraził? - Nagle się przejął.
- Ejże. Chociaż mi tu nie rycz znowu, okej? To rozkapryszona księżniczka, przejdzie mu, spokojnie.
Uśmiechnąłem się wesoło, czochrając go po blond włosach. Pożegnaliśmy się (w końcu poszedł spać u siebie) i wróciłem do swojego pokoju. Zapaliłem nikłe światełko. Zauważyłem, że Key już śpi, więc sam się szybko przebrałem w coś cieplejszego niż same bokserki. Chcąc szepnąć krótkie "dobranoc", podszedłem do posłania blondyna. Był zasłonięty materiałem, więc lekko go odkryłem, by się nie udusił przez przypadek. Zmarszczyłem brwi, widząc słone ślady łez.
- Kiedy ty wyszedłeś, hm...? - Delikatnie odkryłem jego twarz z kosmyków blond włosów. Wyglądał tak niewinnie - zapłakany, z zaróżowionymi policzkami. Naprawdę był zły za to, że poświęciłem więcej czasu Taeminowi? Przecież wcześniej sam chciał, żebym się z nimi zaprzyjaźnił. - Ty księżniczko... Myślisz jedno, mówisz drugie, robisz trzecie... Jak tu z tobą wytrzymać?
Zacząłem wpatrywać się w jego zamknięte powieki. Długie rzęsy były niesamowicie czarne. Zawsze nimi nieświadomie kusił. A może jednak świadomie? Nagle zmarszczył brwi i przybrał wyraz twarzy jakby śnił, że jest zdenerwowanym mordercą. Przestraszyłem się, kiedy nagle otworzył oczy i upadłem do tyłu. Wręcz mnie zmroziło od jego wzroku, ale nie dałem nic po sobie poznać i powoli wstałem.
- To ty nie śpisz?
Cisza. Drugie podejście.
- Płakałeś.
I znowu nic.
- Przyszedłem powiedzieć dobranoc.
- Dobranoc? To czego zacząłeś wyzywać mnie od księżniczek?!
Tak! Odezwał się.
- ... wyzywać? Nie, to było pieszczotliwie, Bummie.
Podniósł się na łokciu i uderzył mnie prosto w brzuch.
- Aua.
- To było pieszczotliwe?
- Bardzo.
Usiadłem obok i wskazałem na jego wargi.
- Krew ci leci, wiesz?
Normalnie sam bym go wytarł palcem, ale w takim stanie nie warto było ryzykować. On jak na zawołanie to sprawdził, a na jego dłoni pozostał szkarłatny ślad. Zaczął się wycierać.
- Chyba pamiętasz, by nie oblizywać ust w zimie?
- Hmf... - Prychnął pod nosem, wzruszając ramionami. Ta jego obojętność z reguły doprowadzała mnie do białej gorączki. Jednak parę głębokich oddechów i już czułem się lepiej.
- Masz popękane wargi. - Złapałem go za podbródek i naprowadziłem jego głowę tak, by na mnie spojrzał. - Nie uważasz, że trzeba je nawilżyć?
- Co...? - wyjąkał, jakby wyrwany z transu. Wspominałem już, że miał piękne, kocie, brązowe oczy? Zahipnotyzowany, przybliżyłem się.
- Nawilżyć - powtórzyłem, jeszcze trochę zmniejszając odległość między nami. - Nie uważasz?
- N-no... może trochę... - Opuścił zawstydzony wzrok. Słodko.
- No właśnie. Dlatego proszę, trzymaj.
Odsunąłem się, podając mu ochronny krem, który dzisiaj od niego pożyczyłem. Uśmiechnąłem się ciepło, chcąc pokazać, że się martwię. Zamiast podziękowania, dostałem po głowie.
- Aua, za co?!
- Za miłość do ojczyzny i cichy chód po ulicy. Spieprzaj na swoją połowę!
I położył się z powrotem, odwracając do mnie plecami. Wydąłem wargi i zmarszczyłem brwi. Miałem chyba prawo być zły? Ja chciałem dobrze, a tu proszę. Nawet zwyczajnego "dziękuję".
- Ja się staram o ciebie troszczyć, a ty co? - burknąłem.
- Nikt cię o to nie prosił, "Jjongie". - Zdrobnienie mojego imienia wypowiedział niczym Taemin w jego pokoju. Czyżby...?
- Key... jesteś zazdrosny. - Olśniło mnie.
- Wcale, że nie!
- Kya~! Jasne, że tak! - Szybko położyłem się obok niego, natychmiast otulając go ramieniem.
- Zostaw mnie, jaszczurko.
- Nope. Tak mi cieplej.
Przytuliłem go mocniej do siebie. Po paru próbach wyrwania się dał za wygraną, jednak nie powiedział ani słowa. Czułem, że jest nadąsany, ale i tak mi się nie oprze. Mi? Nie da rady. Zawsze wymiękał. Dłonią nakryłem jego dłoń, lecz zabrał ją szybko. Otuliłem oddechem jego szyję, a potem delikatnie musnąłem ją nosem, przez co zadrżał niekontrolowanie. Uśmiechnąłem się.
- To nor...
- ... normalna reakcja ciała - dokończyłem za niego. - Tak, tak. Znam tą śpiewkę.
Potem już nie odezwał się wcale, nawet kiedy wsunąłem rękę pod jego głowę, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej. Zima nie jest zbyt przyjemna, dlatego chciałem trochę go ogrzać, widząc wcześniej tą stertę materiału, ale dotykając jego skóry wydawało mi się, że jest rozpalony. Zaniepokoiłem się, więc dotknąłem jego czoła.
- Bummie, jesteś gorący.
- Wiem. Wiele osób mi to mówi - powiedział, jakby to były żarty.
- Nie o to chodzi. Źle się czujesz? Coś cię boli? Czujesz mdłości? Jesteś chory? - Podniosłem się, zasypując go pytaniami. Spojrzał na mnie spod oka, a potem wrócił do oglądania jednego punktu na ścianie.
- Nie. To przez...
Uciął. Spróbowałem go zachęcić.
- Przez...?
- ... przez koszulkę. Ciepła jest, nie ma co robić zamieszania.
Ja oczywiście uwierzyłem. By mu ulżyć, zacząłem pod pościelą powoli rozpinać jego guziki.
- Co ty wyrabiasz, zboczeńcu?! - Podniósł się nagle, odsuwając ode mnie.
- Mówiłeś...
- I co z tego?!
- Przecież niewygodne jest spanie w takim zaduchu.
- Chyba dla ciebie.
- Sugerujesz, że tak lubisz?
- Tak i nic ci do tego. Weź ty idź na swoje łóżko.
- Twoje jest wygodniejsze.
- Ach tak? Dobrze. - Wstał, zabierając ze sobą kołdrę. - To ja idę tam.
- Wygodniejsze, ale jedynie, gdy ty jesteś obok.
Zatrzymał się w połowie kroku, spuszczając głowę. Rozbawiony, również wstałem, doskakując do niego. Przytuliłem go od tyłu, całując pstonie w kark. Zauważyłem, że ponownie przeszły go dreszcze. Odsunąłem się, okrążając go. Stałem przed nim i się nachyliłem, by móc dojrzeć jego twarz. Wręcz płonął w rumieńcu. Poczochrałem go po włosach, zmuszając do położenia się na podłodze, a następnie przyparłem go do niej.
- Co ty robisz? - wymamrotał z wściekłością. - Ja chcę iść spać.
- Jak ja nie chcę sam spać - zaskomlałem i jak na zawołanie w moich oczach pojawiły się łzy. - Proszę~.
- A nie możesz iść do Taemina? - zapytał na odczepne.
- Ale ja chcę z tobą... - Niczym pies nachyliłem się i polizałem go po policzku. Zaczął się szamotać. - Ej, no weź.
- A sio, szczeniaku.
- To ty jesteś młodszy.
- No to dinozaurze. Pasuje?
- ... Sam się prosiłeś.
Zacząłem go łaskotać, przez co dostał napadu śmiechu. Jedną dłonią delikatnie zakryłem mu usta, aby nie sprowadził tu nikogo niepożądanego, a drugą kontynuowałem tortury. Wił się i szamotał. W pewnym momencie przestałem, dając mu odetchnąć.
- Mogę?
- Nie.
Miałem zamiar znów zacząć go łaskotać, ale gdy wyczuł, co zamierzam, od razu zmienił zdanie.
- Niech ci będzie, ale nie dotykaj mnie.
Uszczęśliwiony wygraną, pomogłem mu wstać. Odczekałem, by wybrał łóżko, a kiedy skierował się na moje, niczym cień podążyłem za nim. Ułożył się wygodnie, a ja powtórzyłem jego czynność na drugiej stronie posłania. Jednak nie wytrzymałem długo, bo wszystko mnie aż świerzbiło, dlatego oplotłem go w pasie i przyciągnąłem do siebie. Wtuliłem się w zagłębienie nad obojczykiem, a gdy nie protestował, pocałowałem delikatnie jego szyję. Widząc kolejny brak sprzeciwu, uniosłem się na łokciu. Heh, spał. Na powrót położyłem głowę na poduszce. Po kilkunastu minutach bójki, w końcu mnie zmorzyło. Zdążyłem jeszcze wyłapać parę słów, wypowiedzianych szeptem.
- Nie nazywaj mnie więcej Kibum. Dobranoc, Jjongie.
I zasnąłem.
***
Od samego rana mnie nosiło. Właściwie nie tylko mnie, ale i Taemina, który ciągle skakał do Jonga, tłumaczącego mu drogę do szpitala. Potem razem poszli załatwić chłopakowi przepustkę. Wtedy zająłem się sobą. Nałożyłem świeże wojskowe ubranie. W łazienkowym lustrze poprawiłem swoje odbicie, zaznaczając eyelinerem oczy i zakryłem innymi kosmetykami bliznę w mojej prawej brwi. Potem trochę miodowego kremu na usta i byłem gotowy. Czas niby mijał mi powoli, ale i tak nieźle się spóźniłem, przez co oczywiście zostałem zbesztany przez zastępczego dowódcę naszego oddziału (przychodził, kiedy tamten nie mógł i mieliśmy prawdziwe tortury). Jonghyun jeszcze nie wrócił, co mnie nieco zaniepokoiło. Rozejrzałem się.
- A gdzie jest nasz dowódca? - zapytałem luźno, mając w nosie to, co może mi zrobić. I tak byłem wściekły za to obojętne "Kibum". Nawet zimno mi nie było.
- Jak ty się do mnie odzywasz, żołnierzu? - warknął, marszcząc brwi.
- Normalnie. Gdzie on jest?
- Nie twój zasrany interes, pieprzony szczeniaku. Za pyskowanie sto pompek, a potem pięćdziesiąt okrążeń!
Tym razem to ja zmarszczyłem nos, a potem skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej, patrząc na niego wyzywająco. Oj czuję, że sobie nagrabię.
- Nie, spadaj.
Pozostali tylko wybałuszyli oczy i otworzyli usta ze zdziwienia. Uniosłem podbródek i uśmiechnąłem się, widząc minę parę lat starszego ode mnie faceta. Zrobił się czerwony na twarzy i zazgrzytał zębami. Przez moment mierzyliśmy siebie wzrokiem, lecz on nagle uniósł swoją pięść i się na mnie zamachnął. Zamknąłem oczy, oczekując uderzenia, jednak nic nie poczułem. Podniosłem powieki. Jonghyun w połowie "drogi" zatrzymał go, łapiąc za nadgarstek, a następnie obdarzył surowym spojrzeniem.
- Musi wiedzieć, gdzie jego miejsce - wycedził zastępca przez zęby.
- U mnie się nikogo nie bije.
- Tutaj panują zasady. Jeśli tego nie zrobisz, gwarantuję ci stratę tej pozycji. Zobaczymy wtedy, kto zajmie twoje miejsce.
Co to miało znaczyć? Szantażował go? Brunet opuścił głowę, jakby myśląc. Następnie odwrócił się do niego tyłem, ignorując jego słowa.
- Czyli on jednak mówił prawdę. Zapowiada się piękny rozdział w nudnym życiu służby wojskowej. - Zaśmiał się czarnowłosy. Kim natychmiast zaczepił na nim wzrok. My jak zahipnotyzowani oglądaliśmy to "przedstawienie".
- Jaki "on"?
- Dowiesz się, kiedy będziesz musiał odejść.
- Ty...
- A, a, aa. - Machnął palcem. - Chyba że pokażesz temu smarkaczowi, gdzie jest jego miejsce.
Sam miałem ochotę z miejsca mu przywalić, ale oczywiście nie mogłem. Moje dłonie zadrżały, gdy Jonghyun ze skruszoną miną podszedł do mnie. W oczach widziałem niemoc i przeprosiny. Nim zdołałem cokolwiek powiedzieć, jego ręka zostawiła lekko czerwony ślad na moim lewym policzku. Złapałem się za niego, niedowierzając.
- Szeregowy Kim Kibum - powiedział ostro, jednak przy ostaniej sylabie głos mu się załamał. - Czterdzieści okrążeń. I żeby mi to było ostatni raz. Zrozumiano?
Chwilę staliśmy w ciszy, ponieważ nie mogłem zebrać się w sobie.
- Tak jest...
- Nie słyszałem~ - zanucił facet obok niego.
- Tak jest! - Zasalutowałem i zacząłem biec. Nie chciało mi się nawet płakać, a pewnie to w takiej sytuacji bym zrobił. Jedyne, co czułem, to gniew.
Od samego rana mnie nosiło. Właściwie nie tylko mnie, ale i Taemina, który ciągle skakał do Jonga, tłumaczącego mu drogę do szpitala. Potem razem poszli załatwić chłopakowi przepustkę. Wtedy zająłem się sobą. Nałożyłem świeże wojskowe ubranie. W łazienkowym lustrze poprawiłem swoje odbicie, zaznaczając eyelinerem oczy i zakryłem innymi kosmetykami bliznę w mojej prawej brwi. Potem trochę miodowego kremu na usta i byłem gotowy. Czas niby mijał mi powoli, ale i tak nieźle się spóźniłem, przez co oczywiście zostałem zbesztany przez zastępczego dowódcę naszego oddziału (przychodził, kiedy tamten nie mógł i mieliśmy prawdziwe tortury). Jonghyun jeszcze nie wrócił, co mnie nieco zaniepokoiło. Rozejrzałem się.
- A gdzie jest nasz dowódca? - zapytałem luźno, mając w nosie to, co może mi zrobić. I tak byłem wściekły za to obojętne "Kibum". Nawet zimno mi nie było.
- Jak ty się do mnie odzywasz, żołnierzu? - warknął, marszcząc brwi.
- Normalnie. Gdzie on jest?
- Nie twój zasrany interes, pieprzony szczeniaku. Za pyskowanie sto pompek, a potem pięćdziesiąt okrążeń!
Tym razem to ja zmarszczyłem nos, a potem skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej, patrząc na niego wyzywająco. Oj czuję, że sobie nagrabię.
- Nie, spadaj.
Pozostali tylko wybałuszyli oczy i otworzyli usta ze zdziwienia. Uniosłem podbródek i uśmiechnąłem się, widząc minę parę lat starszego ode mnie faceta. Zrobił się czerwony na twarzy i zazgrzytał zębami. Przez moment mierzyliśmy siebie wzrokiem, lecz on nagle uniósł swoją pięść i się na mnie zamachnął. Zamknąłem oczy, oczekując uderzenia, jednak nic nie poczułem. Podniosłem powieki. Jonghyun w połowie "drogi" zatrzymał go, łapiąc za nadgarstek, a następnie obdarzył surowym spojrzeniem.
- Musi wiedzieć, gdzie jego miejsce - wycedził zastępca przez zęby.
- U mnie się nikogo nie bije.
- Tutaj panują zasady. Jeśli tego nie zrobisz, gwarantuję ci stratę tej pozycji. Zobaczymy wtedy, kto zajmie twoje miejsce.
Co to miało znaczyć? Szantażował go? Brunet opuścił głowę, jakby myśląc. Następnie odwrócił się do niego tyłem, ignorując jego słowa.
- Czyli on jednak mówił prawdę. Zapowiada się piękny rozdział w nudnym życiu służby wojskowej. - Zaśmiał się czarnowłosy. Kim natychmiast zaczepił na nim wzrok. My jak zahipnotyzowani oglądaliśmy to "przedstawienie".
- Jaki "on"?
- Dowiesz się, kiedy będziesz musiał odejść.
- Ty...
- A, a, aa. - Machnął palcem. - Chyba że pokażesz temu smarkaczowi, gdzie jest jego miejsce.
Sam miałem ochotę z miejsca mu przywalić, ale oczywiście nie mogłem. Moje dłonie zadrżały, gdy Jonghyun ze skruszoną miną podszedł do mnie. W oczach widziałem niemoc i przeprosiny. Nim zdołałem cokolwiek powiedzieć, jego ręka zostawiła lekko czerwony ślad na moim lewym policzku. Złapałem się za niego, niedowierzając.
- Szeregowy Kim Kibum - powiedział ostro, jednak przy ostaniej sylabie głos mu się załamał. - Czterdzieści okrążeń. I żeby mi to było ostatni raz. Zrozumiano?
Chwilę staliśmy w ciszy, ponieważ nie mogłem zebrać się w sobie.
- Tak jest...
- Nie słyszałem~ - zanucił facet obok niego.
- Tak jest! - Zasalutowałem i zacząłem biec. Nie chciało mi się nawet płakać, a pewnie to w takiej sytuacji bym zrobił. Jedyne, co czułem, to gniew.
***
Blondyn kiwnął szybko główką i opuścił teren wojskowy. Już przyzwyczaił się do tamtych warunków, dlatego kiedy wyszedł, to od razu poczuł inne powietrze, mimo że było dokładnie takie samo. Zaczął iść wesołym krokiem, kierując się wskazówkami hyunga. Mijając kolorowe sklepy, odznaczające się na tle zimowego puchu, uśmiechał się coraz szerzej. Nigdy by nie pomyślał, że kiedykolwiek może być w przyjacielskich stosunkach ze swoim oddziałowym dowódcą. A to wszystko przez tą niepozorną Divę, która wręcz rozsiewa optymizm.
Kiedy dotarł do szpitala, westchnął głęboko. Jego nastawienie diametralnie się zmieniło. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a sam miał ponure myśli i zastanawiał się co zrobić, a także jak ma przekazać Onew swoje nowe postanowienie. Łzy same wpływały mu się do oczu, jednak starał się je zatrzymać. Wchodząc do środka, od razu skierował się w stronę recepcji. Miła pani w średnim wieku podała mu numer sali, w której znajduje się jego chłopak, więc mimo że windą byłoby szybciej, postanowił pójść schodami, chcąc mieć więcej czasu na przemyślenia.
- Wybacz mi, Jinki... - szepnął pod nosem, patrząc w białe drzwi pomieszczenia, do którego miał zamiar wejść. Wziął głęboki oddech i zapukał parę razy. Kiedy usłyszał ciche "proszę", drżącą ręką nacisnął klamkę. Zajrzał nieśmiało do środka, szukając łóżka Onew.
- Taemin? Co ty tu robisz? Skąd...
- Jonghyun hyung mi powiedział.
Blondynek zbliżył się powoli, siadając na błękitnym taboreciku obok posłania chłopaka. Spuścił głowę, widząc jego lekko zdenerwowany wzrok.
- Aish, mówiłem mu...
- To ja go zmusiłem, przepraszam.
- Uhm.
Ich ostatnia rozmowa wyglądała podobnie, co kompletnie przybiło młodszego. Nadal miał opuszczoną głowę i ponure myśli. Łzy cisnęły się do jego ciemnych oczu, w które Onew zawsze uwielbiał się wpatrywać. Tym razem nawet go nie dotknął. Nie przywitał się tak jak chciał, nie obdarzył pięknym uśmiechem. Patrzył w okno, za którym padały pojedyncze płatki śniegu. Nagle Tae zrobiło się bardzo zimno. Zadrżał, pocierając swoje ramiona i tak otulone ciepłą kurtką.
- Po co przyszedłeś?
- Ja... jak się czujesz? - Odważył podnieść na niego wzrok.
- Dobrze. Jutro pewnie wyjdę.
- To dobrze...
Przesiedzieli parę kolejnych minut w ciszy. Blondynek cieszył się, że w sali byli jedynie oni, gdyż w innym wypadku pewnie spłonąłby rumieńcem. W końcu Taemin podniósł się. Mimo wszystko zaciekawiony Jinki spojrzał na niego i jego poczynania. Chłopak usiadł na łóżku, przytulając się do niego. Starszy nie zareagował.
- Przepraszam, Minnie - zaczął, odsuwając go delikatnie od siebie - ale musimy porozmawiać.
Lee przełknął ślinę, ale skinął głową, wracając na taboret. Czuł, że nie będzie to łatwa rozmowa. Zaczął miąć rękaw swojej koszuli, patrząc tępo w swe buty. Przygryzł nerwowo wargę. Onew z ciężkim sercem powstrzymał się od złapania go w ramiona i zaczął swoją wypowiedź.
- Taemin, ostatnio... trochę się między nami zmieniło i... - Jego głos się trząsł i ledwo co mówił. - Może na jakiś czas od... odpoczniemy od siebie, c-co?
- T-tak! - Tae zaregował gwałtownie. - J-ja też nad tym myślałem... Możemy się też zamienić z kimś pokojami.
- Tak, zamieńmy się. - Jinki opuścił smutny wzrok, by młodszy go nie dostrzegł. - To...
- ... przyjaciele? - Blondynek wyciągnął swoją rękę w jego stronę. Po chwili oczekiwania kurczak ją uścisnął i znowu zapadła nieprzyjemna cisza. Tłumił w sobie chęć rozpłakania się i powrócenia do poprzednich relacji ze swoim chłopakiem. Aj, przepraszam. Byłym chłopakiem. Jego biedne serduszko pękało na kawałeczki, krwawiąc. Nie chciał tego, ale nie miał wyboru. Musiał chronić go przed konsekwencjami.
Nagle ciszę przerwało burczenie w brzuchu młodszego Lee. Spojrzeli po sobie i cicho się zaśmiali.
- Jadłeś śniadanie? - zapytał Onew.
- Nie... - przyznał się chłopak. - Szybko wyszedłem, by przyjść...
- Masz. - Podał mu parę banknotów. - Piętro niżej jest automat. Kup sobie coś do jedzenia. I mi też. Umieram z głodu. A tu nic, tylko jakieś papki z jabłkiem. Co ich wzięło na takie rzeczy? Przecież to nawet jadalne nie jest.
Taemin zaśmiał się pod nosem, wstał i zwyczajowo nachylił nad starszym, muskając delikatnie jego usta. Szybko jednak się odsunął, przywracając do porządku.
- Przepraszam, ja...
- Nic się nie stało. Leć.- Uśmiechnął się słabo.
Kiedy jego - jak do tej pory - największy skarb opuścił pomieszczenie, ukrył twarz w drżących dłoniach. Widział to. Widział ból i cierpienie w jego pięknych, czarnych oczach. Czuł się jak ostatni cham i idiota. Niemal miał ochotę mieć daleko w nosie tych kilka słów, jednak nie mógł tego zignorować ze względu na dalszą przyszłość Minnie'ego. Nie chciał i nie miał zamiaru mu jej psuć.
Rękawem wytarł szybko łzę, która gdzieś się zawieruszyła. W tym samym momencie do sali wrócił blondynek, niosąc pożądane przekąski. Usiadł i podał mu batonika, a sobie wziął drugiego. Oczywiście nie obyło się bez upomnienia, by więcej nie robił sobie takich śniadań, bo mu zaszkodzą. Tak zaczęli spokojnie rozmawiać, spędzając na tym cały wolny czas na przepustce.
Blondyn kiwnął szybko główką i opuścił teren wojskowy. Już przyzwyczaił się do tamtych warunków, dlatego kiedy wyszedł, to od razu poczuł inne powietrze, mimo że było dokładnie takie samo. Zaczął iść wesołym krokiem, kierując się wskazówkami hyunga. Mijając kolorowe sklepy, odznaczające się na tle zimowego puchu, uśmiechał się coraz szerzej. Nigdy by nie pomyślał, że kiedykolwiek może być w przyjacielskich stosunkach ze swoim oddziałowym dowódcą. A to wszystko przez tą niepozorną Divę, która wręcz rozsiewa optymizm.
Kiedy dotarł do szpitala, westchnął głęboko. Jego nastawienie diametralnie się zmieniło. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a sam miał ponure myśli i zastanawiał się co zrobić, a także jak ma przekazać Onew swoje nowe postanowienie. Łzy same wpływały mu się do oczu, jednak starał się je zatrzymać. Wchodząc do środka, od razu skierował się w stronę recepcji. Miła pani w średnim wieku podała mu numer sali, w której znajduje się jego chłopak, więc mimo że windą byłoby szybciej, postanowił pójść schodami, chcąc mieć więcej czasu na przemyślenia.
- Wybacz mi, Jinki... - szepnął pod nosem, patrząc w białe drzwi pomieszczenia, do którego miał zamiar wejść. Wziął głęboki oddech i zapukał parę razy. Kiedy usłyszał ciche "proszę", drżącą ręką nacisnął klamkę. Zajrzał nieśmiało do środka, szukając łóżka Onew.
- Taemin? Co ty tu robisz? Skąd...
- Jonghyun hyung mi powiedział.
Blondynek zbliżył się powoli, siadając na błękitnym taboreciku obok posłania chłopaka. Spuścił głowę, widząc jego lekko zdenerwowany wzrok.
- Aish, mówiłem mu...
- To ja go zmusiłem, przepraszam.
- Uhm.
Ich ostatnia rozmowa wyglądała podobnie, co kompletnie przybiło młodszego. Nadal miał opuszczoną głowę i ponure myśli. Łzy cisnęły się do jego ciemnych oczu, w które Onew zawsze uwielbiał się wpatrywać. Tym razem nawet go nie dotknął. Nie przywitał się tak jak chciał, nie obdarzył pięknym uśmiechem. Patrzył w okno, za którym padały pojedyncze płatki śniegu. Nagle Tae zrobiło się bardzo zimno. Zadrżał, pocierając swoje ramiona i tak otulone ciepłą kurtką.
- Po co przyszedłeś?
- Ja... jak się czujesz? - Odważył podnieść na niego wzrok.
- Dobrze. Jutro pewnie wyjdę.
- To dobrze...
Przesiedzieli parę kolejnych minut w ciszy. Blondynek cieszył się, że w sali byli jedynie oni, gdyż w innym wypadku pewnie spłonąłby rumieńcem. W końcu Taemin podniósł się. Mimo wszystko zaciekawiony Jinki spojrzał na niego i jego poczynania. Chłopak usiadł na łóżku, przytulając się do niego. Starszy nie zareagował.
- Przepraszam, Minnie - zaczął, odsuwając go delikatnie od siebie - ale musimy porozmawiać.
Lee przełknął ślinę, ale skinął głową, wracając na taboret. Czuł, że nie będzie to łatwa rozmowa. Zaczął miąć rękaw swojej koszuli, patrząc tępo w swe buty. Przygryzł nerwowo wargę. Onew z ciężkim sercem powstrzymał się od złapania go w ramiona i zaczął swoją wypowiedź.
- Taemin, ostatnio... trochę się między nami zmieniło i... - Jego głos się trząsł i ledwo co mówił. - Może na jakiś czas od... odpoczniemy od siebie, c-co?
- T-tak! - Tae zaregował gwałtownie. - J-ja też nad tym myślałem... Możemy się też zamienić z kimś pokojami.
- Tak, zamieńmy się. - Jinki opuścił smutny wzrok, by młodszy go nie dostrzegł. - To...
- ... przyjaciele? - Blondynek wyciągnął swoją rękę w jego stronę. Po chwili oczekiwania kurczak ją uścisnął i znowu zapadła nieprzyjemna cisza. Tłumił w sobie chęć rozpłakania się i powrócenia do poprzednich relacji ze swoim chłopakiem. Aj, przepraszam. Byłym chłopakiem. Jego biedne serduszko pękało na kawałeczki, krwawiąc. Nie chciał tego, ale nie miał wyboru. Musiał chronić go przed konsekwencjami.
Nagle ciszę przerwało burczenie w brzuchu młodszego Lee. Spojrzeli po sobie i cicho się zaśmiali.
- Jadłeś śniadanie? - zapytał Onew.
- Nie... - przyznał się chłopak. - Szybko wyszedłem, by przyjść...
- Masz. - Podał mu parę banknotów. - Piętro niżej jest automat. Kup sobie coś do jedzenia. I mi też. Umieram z głodu. A tu nic, tylko jakieś papki z jabłkiem. Co ich wzięło na takie rzeczy? Przecież to nawet jadalne nie jest.
Taemin zaśmiał się pod nosem, wstał i zwyczajowo nachylił nad starszym, muskając delikatnie jego usta. Szybko jednak się odsunął, przywracając do porządku.
- Przepraszam, ja...
- Nic się nie stało. Leć.- Uśmiechnął się słabo.
Kiedy jego - jak do tej pory - największy skarb opuścił pomieszczenie, ukrył twarz w drżących dłoniach. Widział to. Widział ból i cierpienie w jego pięknych, czarnych oczach. Czuł się jak ostatni cham i idiota. Niemal miał ochotę mieć daleko w nosie tych kilka słów, jednak nie mógł tego zignorować ze względu na dalszą przyszłość Minnie'ego. Nie chciał i nie miał zamiaru mu jej psuć.
Rękawem wytarł szybko łzę, która gdzieś się zawieruszyła. W tym samym momencie do sali wrócił blondynek, niosąc pożądane przekąski. Usiadł i podał mu batonika, a sobie wziął drugiego. Oczywiście nie obyło się bez upomnienia, by więcej nie robił sobie takich śniadań, bo mu zaszkodzą. Tak zaczęli spokojnie rozmawiać, spędzając na tym cały wolny czas na przepustce.
Tyle JongKey w tym rozdziale *O*
OdpowiedzUsuńNo i te małe niejasności się wyjaśniły i ten rozdział jest cudooooowny ^o^
Tak mi żal Taeminka.. :<<
Chyba to już pisałam wtedy.. ale nie pamiętam.. xD
Iiii aklhalkhdkaLHdcLKASC dziękuję <3
To dla mnie taki zaszczyt :D
To oczywiście mój ukochany paring w SHINee czyli 2Min <3
a co bym chciała poczytać.. ekhm.. WSZYSTKO CO NAPISZESZ ^o^
Tylko może coś takiego wesołego, albo.. no nie wiem.. xD
Jeszcze raz dziękuję Ci baaaaaardzo <33
Yeey!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazłam tego bloga~<3
Te opowiadanie jest...piękne *O*
Wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały i one shoty JongKey :3 (nie to, że nie lubię OnTae, gdyż jest to mój 2 ulubiony paring z SHINee :D)
Pomysł na opowiadanie świetny!
Czyżby "on" już pojawił się w poprzednich rozdziałach/rozdziale??? Hmm?
I dlaczego OnTae zerwali ja się pytam!!! Mam nadzieję (nie, w sumie nie chcę, by było to coś poważnego), że Jinki miał ważny powód, by zostawić Minniego :'(
Czekam na kolejne rozdziały!!
Weeny, weny i jeszcze raz weny~
Nio i dużo czasu na pisanie fanficzków :3
Pozdrawiam.
Zapraszam do mnieee --- > http://wajletwords.blogspot.com/
Pierwsza i ostatnia reklama :D
"- Aua, za co?!
OdpowiedzUsuń- Za miłość do ojczyzny i cichy chód po ulicy. Spieprzaj na swoją połowę!"
Hahahahahahahahahahahaha omg xD
A w ogóle to co się stało z Ontae???? Dlaczego?! Zgaduję, że niedługo się dowiemy ;)
Rany, mówiłam ci już, że kocham to opowiadanie? Jest na serio genialne!!!♡♥♡
I uwielbiam to jak piszesz! Tak.. tak... nie wiem jak to wyrazić, ale świetnie :D
Został jeszcze jeden shot do skomentowania, więc lecę! ;)