poniedziałek, 28 lipca 2014

WSS rozdział 1

Oto 1 rozdział nowego opowiadania. Czuję o wiele więcej sił niż wcześniej <3 Przepraszam jednak, że tak późno, ale małe komplikacje z bloggerem >.<

Z dedykacją dla Weroniki~! <3

***

     Kroczyłem brukową ścieżką jak na skazanie. W mojej głowie myśli ograniczały się do tej jednej: "Idziesz odbyć służbę wojskową". Czułem, że nie wytrzymam, że nie dam rady. Wiedziałem, iż jestem cholernie bezradny, jeśli o to chodzi, ale mimo wszystko nie miałem zamiaru dać się zgromić pierwszego dnia. Słyszałem pewne dziwne plotki na temat tego, co się tam dzieje, a teraz miałem okazję to sprawdzić czy mają one w sobie coś realnego. Przerażająca wizja mundurów, broni i codziennych treningów napawała mnie coraz większą obawą. Czułem, że ucieknę, wyjadę za granicę i tyle będą mnie widzieć. Kij im w oko.
     Wyprężyłem się na samą myśl o swojej pewnego rodzaju odwadze, unosząc do góry podbródek.
     - Nie udawaj, że jesteś coś wart. Dopiero tam zrobią z ciebie prawdziwego mężczyznę.
     Dotarły do mnie słowa ojca, idącego obok. Wyrwany z własnych przemyśleń, ukradkiem spojrzałem na niego ze smutkiem i nienawiścią. Jego ostre rysy twarzy nie zmieniły się od lat, a twarda ręka jaka była taka pozostała. Brwi miał skierowane ku dołowi, a ciemne oczy skupione na drodze. Odprowadzał mnie na miejsce mojej przyszłej śmieci. Od dawna pragnął się mnie pozbyć i wreszcie mu się to udało, chociaż na te dwa lata. Mogę przyznać, że dla mnie to też ulga, jednak nie byłem zachwycony pobytem w wojsku. Moim zdaniem, powinno być to dla chętnych, w końcu nie każdy marzy o zabijaniu się nawzajem.
     Kiedy dotarliśmy do mojego przyszłego lokum, obleciałem wzrokiem wygląd zewnętrzny. Otwieranej bramy strzegli dwaj umundurowani i uzbrojeni faceci, mający na oko trzydzieści parę lat. Obok stała nieduża budka, w której przesiadywał kolejny mężczyzna, tylko ubrany mniej służbowo. Dzierżąc w jednej ręce sporą kanapkę, drugą masował swój okrągły brzuch. W oddali zauważyłem parę wozów wojskowych, zadziwiających swoją wielkością. Z budynku, przypominającego jakiś bunkier do trzymania zakładników, wyszło kilku chłopaków, którzy dołączyli do dwóch innych, biegających po wytyczonym torze. I ja też miałem tak latać? W taki upał? Nie, dziękuję. Udam, że jestem umierający.
     - Dzień dobry - rzucił mój ojciec od niechcenia do mężczyzny w budce.
     - Witam, w czym mogę pomóc? - zapytał uprzejmie.
     - Przyprowadziłem młodego wojaka, bardzo chce się sprawdzić. - Szturchnął mnie. - Prawda?
     - Nie bardzo... - mruknąłem pod nosem tak cicho, by nie usłyszał. Opuściłem głowę.
     - Odbędzie swoją upragnioną służbę. Już dawno się do tego palił, tylko jest trochę nieśmiały. - Uśmiechał się. Czułem, że uszy zaczynają mi się robić czerwone ze złości. - Są jeszcze wolne miejsca, prawda?
     - Oczywiście! - Wstał i wyszedł z klitki, podchodząc do nas. Poczochrał mnie po włosach. - Szkoda będzie je ścinać, nie?
     - Ścinać...? - zapytałem prawie bezgłośnie, podnosząc na niego przerażony wzrok.
     - Tak, w końcu to wojsko.
     - Nigdy! Ja tam nie idę! - Zrobiłem w tył zwrot i chciałem zwiać, ale mocny ucisk ojca na moim nadgarstku mnie zatrzymał.
     - Żartuje sobie, chłopak - zaśmiał się i nachylił nade mną tak, by tamten nic nie usłyszał. - Tylko spróbuj zrobić coś nie po mojej myśli, to skończysz jak twoja matka. Ciesz się, że jestem teraz tak wspaniałomyślny.
     Zacisnąłem szczęki i nic nie odpowiedziałem. Bałem się. Popchnął mnie w stronę mężczyzny, który przyjaźnie oplótł swoją grubą rękę wokół mojej szyi, prowadząc mnie do środka. Ciągnąc za sobą walizkę, zastanawiałem się, co mnie tam czeka.
     - Idź najpierw do fryzjera - rzekł do mnie, wskazując na małą, obskurną tabliczkę nad wejściem, które wyglądało jak wejście do jakiegoś przedpotopowego burdelu.
     - Nie.
     - Słucham?
     - Nie. Lubię swoje włosy i wcale nie chciałem się tutaj znaleźć. To był pomysł mojego ojca. Proszę, ja chcę stąd wyjść. - Spojrzałem na niego błagalnie. Pokręcił głową z niesmakiem.
     - Chyba nie wiesz, co mówisz. Dzięki nam staniesz się mężczyzną i nie będziesz wyglądać jak te panienki z telewizji.
     - Wypraszam sobie!
     Zbulwersowałem się, zrzucając z siebie jego ramię i odchodząc na bezpieczną odległość. Kroki te zrobiłem tyłem i przez przypadek wpadłem na jakiegoś chłopaka. Odwróciłem się do poszkodowanego, który popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, a następnie przeczesał palcami swoją bujną blond czuprynkę i się uśmiechnął.
     - Przepraszam, nie chciałem - odezwałem się prędko.
     - Nic nie szkodzi, zdarza się - opowiedział mi, podając rękę. - Jestem Lee Taemin, a ty? Jesteś nowy?
     - Kim Kibum, ale mów mi Key. I tak, niestety...
     - Poradzisz sobie, spokojnie!
     - Taemin! Chodź tutaj! - zawołał w oddali jakiś szatyn z włosami równie długimi co u Lee. Blondynek się obejrzał i mu pomachał.
     - Muszę lecieć, do zobaczenia!
     - Do zoba... Ej, zaraz! A ty czego nie masz ściętych włosów?
     - Bo nie chciałem i... Ups, wkurzył się. Naprawdę muszę iść. - Zaczął biec. - Powodzenia!
     - Uhm... Dzięki...
     Podążyłem za nim wzrokiem, kiedy rzucił się na wyższego od siebie chłopaka, prawie zwalając go z nóg. Pocieszna mała istotka, pomyślałem. Czułem, że mogłem się z nim zaprzyjaźnić. Dobrze jest mieć kolegę w biedzie, prawda?
     - Puk, puk. Jest tam kto? - Łysy mężczyzna zapukał mi palcem w czoło.
     - Co? Znaczy, słucham?
     - Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Rozgościsz się, a potem zgłosisz do fryzjera.
     Z markotną miną powlokłem się za nim. Minęliśmy strzelnicę i boisko, a następnie weszliśmy do środka szarawego, prostokątnego budynku, który wcześniej wziąłem za więzienie dla zakładników. Rozejrzałem się i nic mi nie przypadło do gustu. Na betonowej podłodze nie było ani skrawka dywanu, a ściany - tak samo siwe jak na zewnątrz - nie były ozdobione niczym, poza flagą Korei. Z pięć metrów od wejścia znajdowała się recepcja, gdzie za ladą nudziła się niezbyt urokliwa starsza pani, piłując swoje paznokcie pilnikiem. Gdy do niej podeszliśmy, zauważyłem kilku chłopaków, którzy siedzieli na krzesełkach przyczepionych do ścian. Raz po raz oblatywali mnie wzrokiem i aż miałem pewność, że zaczynają obgadywać moją osobę.
     - Wolny pokój dla tego tutaj. - Usłyszałem, a następnie facet wręczył mi parę kluczy. - Pokój 32. To na piętrze, po prawej stronie.
     - Dobrze, dziękuję...
     Głównie z grzeczności podziękowałem i zacząłem się wspinać po schodach, mrucząc pod nosem, że szkoda im kasy na windę. Przy okazji usłyszałem dziwne szepty niedowierzania tych facetów. Wzruszyłem ramionami. Firanki w oknach wyglądały jak sprzed drugiej wojny światowej, a kurzu było tyle, jakby nikt tu nigdy nie sprzątał. Syf, kiła i mogiła. Przynajmniej na piętrze ściany były ozdobione jakimiś oznakami, medalami i tym podobne, dzięki czemu nie wydawało się takie ponure. Szybko jednak zmieniłem zdanie, kiedy skręciłem do swojego lokum. W korytarzu było ciemno jak w nocy, a numerki na drzwiach prawie wytarte. Szczęśliwie odnalazłem swój i prędko wtargnąłem do środka, nie myśląc wiele nad pukaniem. Oparłem się plecami o drzwi i odetchnąłem. Czułem, że nie zostanę tu długo: albo ucieknę, albo mnie wyrzucą, albo umrę na polu chwały. Potargałem swoją blond grzywkę i ponownie chwyciłem za walizkę.
     - Czego?
     Gwałtownie spojrzałem przed siebie. Na środku obskurnego pomieszczenia stał niezbyt wysoki brunet, zmieniający swoją białą koszulkę. Patrzył na mnie spod oka, jakbym mu psa gazetą zabił. Nie dało się nie zauważyć tych niezwykle idealnie wyrzeźbionych mięśni. Obrzuciłem go ponownie wzrokiem, a następnie spuściłem głowę, zawstydzony. Poczułem wypieki na policzkach.
     - Zabłądziłeś?
     Usłyszałem kroki, jednak nie śmiałem podnieść na niego spojrzenia. Zamiast tego, wbiłem plecy mocno w drzwi.
     - Jesteś niemową?
     Ułożył dłoń tuż obok prawej strony mojej głowy i mimo wzrostu nachylił się do mnie. Zacząłem niespokojnie szukać oczami miejsca, w które mógłbym zatrzymać wzrok. Myślałem, że moje rozszalałe serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej, mając jego mięśnie tak blisko siebie. Mogłem dokładnie się im przyjrzeć, wręcz podziwiać każdy skrawek.
     - Potrafię mówić... - wyjąkałem śmiesznie. Chciałem ugryźć się w język. - Jestem twoim współlokatorem.
     - Chyba żartujesz.
     Uderzył pięścią w to samo miejsce, na jakim przed chwilą trzymał rękę. Zaprzeczyłem delikatnie ruchem głowy. Brunet wyskoczył z pokoju jak oparzony, zostawiając mnie samego. Dzięki temu, mogłem się lepiej przyjrzeć tej urokliwej sypialni.
     Ściany miały ciemny odcień szarości, a wystrój ograniczony do niewygodnych metalowych łóżek, które wyglądały na więzienne, metalowych szafeczek i starej szafy na ubrania. W łazience było jedno lustro, wymazane śladami palców i pokryte grubą warstwą kurzu. Brodzik przypominał… A właściwie niczego nie przypominał, bo go nie było. Jedynie odpływ w podłodze nad zardzewiałym prysznicem. Umywalka także nie wyglądała na najlepszą, nie wspominając o kibelku. Myślałem, że nie ma nic gorszego od toalety mojej staromodnej ciotki, a jednak.
     Położyłem walizkę obok szafy i usiadłem na pościelonym łóżku. Rozejrzałem się jeszcze raz po nędznym pokoju i doszedłem do wniosku, że wolałbym mieszkać w psiej budzie.
     Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanął umięśniony brunet. Spojrzał na mnie niechętnie i westchnął głośno.
     - Widocznie jesteśmy na siebie skazani.

4 komentarze:

  1. Dla mnie? ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    Dziękuję, to zaszczyt ♡♡♡♡♡♡♡♡♡
    Przechodząc do treści komentarza WOW *-*
    Naprawdę świetny rozdział! Najbardziej podobał mi się kawałek kiedy Jjong nachylił się nad Kibumem awww ^-^
    Napisałaś to genialnie! Masz talent! :*
    Tak więc będę oczekiwać drugiego rozdziału (błagam, nie pisz go tyle czasu ile ja!) z niecierpliwością.
    Weny, weny, weny i co najważniejsze chęci ♡♥~^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze? Wyszło ci o wiele lepiej niż myślałam. I jakoś tak lepszy styl niż kiedy pisałaś poprzednie opowiadanie, albo mi się zdaję xD ale ciekawiej napisane, albo po prostu dawno nie czytałam twoich opowiadań i to dlatego, haha.
    Tatusiek Key mnie denerwował i to nie powiem jak bardzo ;-; chciałam go uderzyć kamienień, czy coś. Jak można zmuszać syna do wojska, grr.. Dobrze, że przynajmniej uratował się od ścięcia włosów. Na początku myślałam, jak on będzie wyglądał bez włosów i jak wtedy poleci na niego Jonghyun? Bo mimo wszystko włosy dają dużo człowiekowi xD nie wyobrażam sobie mnie łysej, fuj. Wole swoje długie włosy po dupe, jestem tak do nich przywiązana, że nie mogłabym ich teraz obciąć.
    Taeminek taki słodki, awww *-* i dobrze, że on tez ma włosy, ufff.
    Jonghyun taki mrrr się tu wydaje i już go lubię. Jesteś drugą autorką, której JongKey mi się podoba, a normalnie z własnej woli to nie czytam tego paringu xD nie żeby tu było jakos przymuszone, po prostu lubię twój styl pisania a tym rozdziałem mnie urzekłaś.
    Czekam na drugi rozdział, bo zapowiada się ciekawie ^^
    Weny kochana ♥'
    A, i zapraszam do siebie. Odwiesiłam bloga i dodałam prolog nowego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ekstra! Wowowo patrze na poprzednie komentarze i myślę, że mój będzie o wiele krótszy o.O
    no nic..
    bardzo mi się podoba pomysł i ten początek! już przeczuwam, że to będzie mega opowiadanie :3
    Fighting!

    OdpowiedzUsuń