Oto 1 rozdział nowego opowiadania. Czuję o wiele więcej sił
niż wcześniej <3 Przepraszam jednak, że tak późno, ale małe komplikacje z bloggerem >.<
Z dedykacją dla Weroniki~! <3
Kroczyłem brukową
ścieżką jak na skazanie. W mojej głowie myśli ograniczały się do tej jednej:
"Idziesz odbyć służbę wojskową". Czułem, że nie wytrzymam, że nie dam
rady. Wiedziałem, iż jestem cholernie bezradny, jeśli o to chodzi, ale mimo
wszystko nie miałem zamiaru dać się zgromić pierwszego dnia. Słyszałem pewne
dziwne plotki na temat tego, co się tam dzieje, a teraz miałem okazję to
sprawdzić czy mają one w sobie coś realnego. Przerażająca wizja mundurów, broni
i codziennych treningów napawała mnie coraz większą obawą. Czułem, że ucieknę,
wyjadę za granicę i tyle będą mnie widzieć. Kij im w oko.
Wyprężyłem się na
samą myśl o swojej pewnego rodzaju odwadze, unosząc do góry podbródek.
- Nie udawaj, że
jesteś coś wart. Dopiero tam zrobią z ciebie prawdziwego mężczyznę.
Dotarły do mnie
słowa ojca, idącego obok. Wyrwany z własnych przemyśleń, ukradkiem spojrzałem
na niego ze smutkiem i nienawiścią. Jego ostre rysy twarzy nie zmieniły się od
lat, a twarda ręka jaka była taka pozostała. Brwi miał skierowane ku dołowi, a
ciemne oczy skupione na drodze. Odprowadzał mnie na miejsce mojej przyszłej
śmieci. Od dawna pragnął się mnie pozbyć i wreszcie mu się to udało, chociaż na
te dwa lata. Mogę przyznać, że dla mnie to też ulga, jednak nie byłem zachwycony
pobytem w wojsku. Moim zdaniem, powinno być to dla chętnych, w końcu nie każdy
marzy o zabijaniu się nawzajem.
Kiedy dotarliśmy
do mojego przyszłego lokum, obleciałem wzrokiem wygląd zewnętrzny. Otwieranej
bramy strzegli dwaj umundurowani i uzbrojeni faceci, mający na oko trzydzieści
parę lat. Obok stała nieduża budka, w której przesiadywał kolejny mężczyzna,
tylko ubrany mniej służbowo. Dzierżąc w jednej ręce sporą kanapkę, drugą
masował swój okrągły brzuch. W oddali zauważyłem parę wozów wojskowych,
zadziwiających swoją wielkością. Z budynku, przypominającego jakiś bunkier do
trzymania zakładników, wyszło kilku chłopaków, którzy dołączyli do dwóch
innych, biegających po wytyczonym torze. I ja też miałem tak latać? W taki
upał? Nie, dziękuję. Udam, że jestem umierający.
- Dzień dobry -
rzucił mój ojciec od niechcenia do mężczyzny w budce.
- Witam, w czym
mogę pomóc? - zapytał uprzejmie.
- Przyprowadziłem
młodego wojaka, bardzo chce się sprawdzić. - Szturchnął mnie. - Prawda?
- Nie bardzo... - mruknąłem pod nosem tak
cicho, by nie usłyszał. Opuściłem głowę.
- Odbędzie swoją
upragnioną służbę. Już dawno się do tego palił, tylko jest trochę nieśmiały. -
Uśmiechał się. Czułem, że uszy zaczynają mi się robić czerwone ze złości. - Są
jeszcze wolne miejsca, prawda?
- Oczywiście! -
Wstał i wyszedł z klitki, podchodząc do nas. Poczochrał mnie po włosach. -
Szkoda będzie je ścinać, nie?
- Ścinać...? -
zapytałem prawie bezgłośnie, podnosząc na niego przerażony wzrok.
- Tak, w końcu to wojsko.
- Nigdy! Ja tam
nie idę! - Zrobiłem w tył zwrot i chciałem zwiać, ale mocny ucisk ojca na moim
nadgarstku mnie zatrzymał.
- Żartuje sobie,
chłopak - zaśmiał się i nachylił nade mną tak, by tamten nic nie usłyszał. - Tylko
spróbuj zrobić coś nie po mojej myśli, to skończysz jak twoja matka. Ciesz się,
że jestem teraz tak wspaniałomyślny.
Zacisnąłem
szczęki i nic nie odpowiedziałem. Bałem się. Popchnął mnie w stronę mężczyzny,
który przyjaźnie oplótł swoją grubą rękę wokół mojej szyi, prowadząc mnie do
środka. Ciągnąc za sobą walizkę, zastanawiałem się, co mnie tam czeka.
- Idź najpierw do
fryzjera - rzekł do mnie, wskazując na małą, obskurną tabliczkę nad wejściem,
które wyglądało jak wejście do jakiegoś przedpotopowego burdelu.
- Nie.
- Słucham?
- Nie. Lubię
swoje włosy i wcale nie chciałem się tutaj znaleźć. To był pomysł mojego ojca.
Proszę, ja chcę stąd wyjść. - Spojrzałem na niego błagalnie. Pokręcił głową z
niesmakiem.
- Chyba nie
wiesz, co mówisz. Dzięki nam staniesz się mężczyzną i nie będziesz wyglądać jak
te panienki z telewizji.
- Wypraszam
sobie!
Zbulwersowałem
się, zrzucając z siebie jego ramię i odchodząc na bezpieczną odległość. Kroki
te zrobiłem tyłem i przez przypadek wpadłem na jakiegoś chłopaka. Odwróciłem
się do poszkodowanego, który popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, a następnie
przeczesał palcami swoją bujną blond czuprynkę i się uśmiechnął.
- Przepraszam,
nie chciałem - odezwałem się prędko.
- Nic nie
szkodzi, zdarza się - opowiedział mi, podając rękę. - Jestem Lee Taemin, a ty?
Jesteś nowy?
- Kim Kibum, ale
mów mi Key. I tak, niestety...
- Poradzisz
sobie, spokojnie!
- Taemin! Chodź
tutaj! - zawołał w oddali jakiś szatyn z włosami równie długimi co u Lee.
Blondynek się obejrzał i mu pomachał.
- Muszę lecieć,
do zobaczenia!
- Do zoba... Ej,
zaraz! A ty czego nie masz ściętych włosów?
- Bo nie chciałem
i... Ups, wkurzył się. Naprawdę muszę iść. - Zaczął biec. - Powodzenia!
- Uhm...
Dzięki...
Podążyłem za nim
wzrokiem, kiedy rzucił się na wyższego od siebie chłopaka, prawie zwalając go z
nóg. Pocieszna mała istotka, pomyślałem. Czułem, że mogłem się z nim
zaprzyjaźnić. Dobrze jest mieć kolegę w biedzie, prawda?
- Puk, puk. Jest
tam kto? - Łysy mężczyzna zapukał mi palcem w czoło.
- Co? Znaczy,
słucham?
- Zaprowadzę cię
do twojego pokoju. Rozgościsz się, a potem zgłosisz do fryzjera.
Z markotną miną
powlokłem się za nim. Minęliśmy strzelnicę i boisko, a następnie weszliśmy do
środka szarawego, prostokątnego budynku, który wcześniej wziąłem za więzienie
dla zakładników. Rozejrzałem się i nic mi nie przypadło do gustu. Na betonowej
podłodze nie było ani skrawka dywanu, a ściany - tak samo siwe jak na zewnątrz
- nie były ozdobione niczym, poza flagą Korei. Z pięć metrów od wejścia
znajdowała się recepcja, gdzie za ladą nudziła się niezbyt urokliwa starsza
pani, piłując swoje paznokcie pilnikiem. Gdy do niej podeszliśmy, zauważyłem
kilku chłopaków, którzy siedzieli na krzesełkach przyczepionych do ścian. Raz
po raz oblatywali mnie wzrokiem i aż miałem pewność, że zaczynają obgadywać
moją osobę.
- Wolny pokój dla
tego tutaj. - Usłyszałem, a następnie facet wręczył mi parę kluczy. - Pokój 32.
To na piętrze, po prawej stronie.
- Dobrze,
dziękuję...
Głównie z
grzeczności podziękowałem i zacząłem się wspinać po schodach, mrucząc pod
nosem, że szkoda im kasy na windę. Przy okazji usłyszałem dziwne szepty
niedowierzania tych facetów. Wzruszyłem ramionami. Firanki w oknach wyglądały
jak sprzed drugiej wojny światowej, a kurzu było tyle, jakby nikt tu nigdy nie
sprzątał. Syf, kiła i mogiła. Przynajmniej na piętrze ściany były ozdobione
jakimiś oznakami, medalami i tym podobne, dzięki czemu nie wydawało się takie
ponure. Szybko jednak zmieniłem zdanie, kiedy skręciłem do swojego lokum. W
korytarzu było ciemno jak w nocy, a numerki na drzwiach prawie wytarte.
Szczęśliwie odnalazłem swój i prędko wtargnąłem do środka, nie myśląc wiele nad
pukaniem. Oparłem się plecami o drzwi i odetchnąłem. Czułem, że nie zostanę tu
długo: albo ucieknę, albo mnie wyrzucą, albo umrę na polu chwały. Potargałem
swoją blond grzywkę i ponownie chwyciłem za walizkę.
- Czego?
Gwałtownie
spojrzałem przed siebie. Na środku obskurnego pomieszczenia stał niezbyt wysoki
brunet, zmieniający swoją białą koszulkę. Patrzył na mnie spod oka, jakbym mu
psa gazetą zabił. Nie dało się nie zauważyć tych niezwykle idealnie
wyrzeźbionych mięśni. Obrzuciłem go ponownie wzrokiem, a następnie spuściłem
głowę, zawstydzony. Poczułem wypieki na policzkach.
- Zabłądziłeś?
Usłyszałem kroki,
jednak nie śmiałem podnieść na niego spojrzenia. Zamiast tego, wbiłem plecy
mocno w drzwi.
- Jesteś niemową?
Ułożył dłoń tuż
obok prawej strony mojej głowy i mimo wzrostu nachylił się do mnie. Zacząłem
niespokojnie szukać oczami miejsca, w które mógłbym zatrzymać wzrok. Myślałem,
że moje rozszalałe serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Zaczerwieniłem się jeszcze
bardziej, mając jego mięśnie tak blisko siebie. Mogłem dokładnie się im
przyjrzeć, wręcz podziwiać każdy skrawek.
- Potrafię
mówić... - wyjąkałem śmiesznie. Chciałem ugryźć się w język. - Jestem twoim
współlokatorem.
- Chyba
żartujesz.
Uderzył pięścią w
to samo miejsce, na jakim przed chwilą trzymał rękę. Zaprzeczyłem delikatnie
ruchem głowy. Brunet wyskoczył z pokoju jak oparzony, zostawiając mnie samego.
Dzięki temu, mogłem się lepiej przyjrzeć tej urokliwej sypialni.
Ściany miały
ciemny odcień szarości, a wystrój ograniczony do niewygodnych metalowych łóżek,
które wyglądały na więzienne, metalowych szafeczek i starej szafy na ubrania. W
łazience było jedno lustro, wymazane śladami palców i pokryte grubą warstwą
kurzu. Brodzik przypominał… A właściwie niczego nie przypominał, bo go nie
było. Jedynie odpływ w podłodze nad zardzewiałym prysznicem. Umywalka także nie
wyglądała na najlepszą, nie wspominając o kibelku. Myślałem, że nie ma nic
gorszego od toalety mojej staromodnej ciotki, a jednak.
Położyłem walizkę
obok szafy i usiadłem na pościelonym łóżku. Rozejrzałem się jeszcze raz po
nędznym pokoju i doszedłem do wniosku, że wolałbym mieszkać w psiej budzie.
Nagle drzwi się
otworzyły, a w nich stanął umięśniony brunet. Spojrzał na mnie niechętnie i
westchnął głośno.
- Widocznie
jesteśmy na siebie skazani.
Dla mnie? ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńDziękuję, to zaszczyt ♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Przechodząc do treści komentarza WOW *-*
Naprawdę świetny rozdział! Najbardziej podobał mi się kawałek kiedy Jjong nachylił się nad Kibumem awww ^-^
Napisałaś to genialnie! Masz talent! :*
Tak więc będę oczekiwać drugiego rozdziału (błagam, nie pisz go tyle czasu ile ja!) z niecierpliwością.
Weny, weny, weny i co najważniejsze chęci ♡♥~^^
Szczerze? Wyszło ci o wiele lepiej niż myślałam. I jakoś tak lepszy styl niż kiedy pisałaś poprzednie opowiadanie, albo mi się zdaję xD ale ciekawiej napisane, albo po prostu dawno nie czytałam twoich opowiadań i to dlatego, haha.
OdpowiedzUsuńTatusiek Key mnie denerwował i to nie powiem jak bardzo ;-; chciałam go uderzyć kamienień, czy coś. Jak można zmuszać syna do wojska, grr.. Dobrze, że przynajmniej uratował się od ścięcia włosów. Na początku myślałam, jak on będzie wyglądał bez włosów i jak wtedy poleci na niego Jonghyun? Bo mimo wszystko włosy dają dużo człowiekowi xD nie wyobrażam sobie mnie łysej, fuj. Wole swoje długie włosy po dupe, jestem tak do nich przywiązana, że nie mogłabym ich teraz obciąć.
Taeminek taki słodki, awww *-* i dobrze, że on tez ma włosy, ufff.
Jonghyun taki mrrr się tu wydaje i już go lubię. Jesteś drugą autorką, której JongKey mi się podoba, a normalnie z własnej woli to nie czytam tego paringu xD nie żeby tu było jakos przymuszone, po prostu lubię twój styl pisania a tym rozdziałem mnie urzekłaś.
Czekam na drugi rozdział, bo zapowiada się ciekawie ^^
Weny kochana ♥'
A, i zapraszam do siebie. Odwiesiłam bloga i dodałam prolog nowego opowiadania :)
Zapowiada się ekstra! Wowowo patrze na poprzednie komentarze i myślę, że mój będzie o wiele krótszy o.O
OdpowiedzUsuńno nic..
bardzo mi się podoba pomysł i ten początek! już przeczuwam, że to będzie mega opowiadanie :3
Fighting!
Tego ojca ukatrup, ok?
OdpowiedzUsuń