niedziela, 9 lutego 2014

2. Wyjazd

Witam, na wstępie wielkie przepraszam za ten rozdział ;_; Nuda totalna i pewnie błędy gdzieś się znajdą. Tak to jest, jak wena sobie idzie na kawkę. Dedykacja dla Ayi Jung-Wu i Venus Lee :)
________________________________________________________________

***

     „Z przyjemnością zawiadamiam, iż wygrała Pani międzynarodowy konkurs „SHINee’s Guest!”. Przez sto dni będzie Pani gościem wspomnianego wyżej zespołu muzycznego. By zapobiec wszelkim nieporozumieniom zatrudniony zostanie tłumacz, dzięki któremu będzie Pani mogła spokojnie porozumiewać się z innymi. Wszystkie koszty związane z podróżą będą opłacone, ubezpieczenie także. Termin wyjazdu jest ustalony na 27 czerwca 2014 roku o godzinie 13:05 z Lotniska Chopina w Warszawie. Godzinę wcześniej będzie tam czekać mój wspólnik razem z tłumaczem. Wszystkie szczegóły zostaną wyjaśnione przed odlotem. Przybliżona data powrotu to 8 październik 2014 roku.”
     Patrzyłam jak durna na ten list przez tydzień i nie mogłam wręcz uwierzyć w to, co widzę. Taka mała, biała kartka papieru (napisana po polsku), a jak cieszy! Chodziłam z jednego końca pokoju do drugiego, z drugiego do pierwszego i tak w kółko codziennie, dopóki mama nie przychodziła i nie kazała się uczyć.
     - Tydzień już tak latasz wte i wewte, weź ty się wreszcie za naukę – powiedziała znowu, po raz piętnasty zwracając mi uwagę. – Fizyka sama się nie poprawi, a to już koniec roku.
     - Spokojnie, tata załatwił mi na jutro korepetycje, to tak odpowiem tej Kwiatkowskiej, że szczęka jej opadnie! – Cała w skowronkach latałam po pokoju, potykając się w końcu o telefon (skąd się wziął na podłodze?) i wywracając na fotel. Komórka ciągle wydawała z siebie dźwięki piosenek SHINee.
     - Wiem, że jesteś szczęśliwa, w przeciwieństwie do taty, ale nigdzie cię nie puszczę, jak teraz olejesz sobie szkołę. Poza tym, we wrześniu też cię nie będzie, więc możesz mieć potem problem z nadrobieniem tego wszystkiego. Jak ostatnio, co byłaś chora. – No tak. Kochany tatuś nie śnił, że wygram, a teraz chodzi i tego żałuje. Buahaha.
     - Nie „ostatnio”, bo to było w tamtym roku i w dodatku nieprawda. Świetnie sobie radziłam, miałam drugą najlepszą średnią w klasie, chociaż to małe wyróżnienie przy tej bandzie idiotów. – Miałabym pierwsze, gdyby nie „kochany” pan od w-fu, który przez swoją nieuwagę nie wpisywał mi ocen z zaliczanych ćwiczeń, a następnie jedynki się posypały, tworząc mi dwóję na półrocze. Ryczałam przez cały wieczór, ponieważ zawsze z tego przedmiotu miałam szóstki i piątki.
     - Nie lubisz ich?
     - Jasne, większości nie, zwłaszcza dziewczyn. No, oprócz Mileny oczywiście. Chłopaki w większości też są w porządku, lepiej idzie się z nimi dogadać.
     - A Krzysio jak tam? Też? – zapytała z podstępnym uśmiechem, który natychmiast mnie zirytował. Jak ona mogła mi to robić? Wiedziała, iż mam go po dziurki w nosie i denerwuje mnie jego temat. W końcu jak nie mogło być dziwne to, że on sam moich rodziców perfidnie nazywał „teściami”? Gdy tylko o tym wspominam, mam ochotę coś kopnąć.
     - Ty się nade mną znęcasz?
     - Oczywiście.
     - Daj mi spokój. Mam go gdzieś. Kretyn jeden, pan mądraliński. Pf.
     - Wiedziałam, że to tak będzie. Niepotrzebne było to „chodzenie”. Teraz pewnie nie da się wytrzymać w jednej klasie. – Przytaknęłam. – Czego on poszedł do tej szkoły? Za tobą?
     - Pewnie tak. Idiota mówił „Pójdę na ekonomistę, skończę studia policyjne i będę budowlańcem”. To tak głupie, że chyba nie ma nic głupszego na świecie. – Kto mi nie przyzna w tym racji?
     - Hah, a wydawało się, że to jeszcze wczoraj zrobił mi kawę. – Zachichotała.
     - To ja ci wtedy zrobiłam, on tylko przyniósł, bo mi ją z ręki wyrwał! – Zdenerwowałam się ostatecznie, wypchnęłam śmiejącą się ze mnie matkę z pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam przy lekcjach. Pół godziny się uspakajałam.

     Następnego dnia w szkole zdecydowałam się powiedzieć Milenie o moim szczęściu. Moja bliska przyjaciółka, Wiktoria, wiedziała o tym od razu, chociaż i tak bardziej przejęta była swoim chłopakiem, który moim skromnym zdaniem jest do kitu i nie zasługuje nawet na chwilę jej uwagi. Taki o siedem lat starszy jest zawsze podejrzany. Dlatego ja, kilka miesięcy temu, martwiłam się co by było, gdyby Jonghyun był moim chłopakiem (ha, ha, chyba w snach. Ale serio – która by nie chciała?). Ale Jong jest poukładany! Przynajmniej w większości. Trochę. W jednej setnej. No okej, jest przystojny.
     - I co? W wakacje ciebie nie będzie? A co z praktykami? – zapytała ciemnowłosa dziewczyna mniej więcej mojego wzrostu.
     - Po prostu nie będę na nie jechać. Trudno się mówi. Zawsze przedłożyłabym SHINee przed praktyki. Nawet zagraniczne. Ach, to jest coś niesamowitego. Te ich wszystkie koncerty i występy. Proszę, jakie szczęście mnie spotkało! – Myślałam, że mój głos zrobił się piskliwy, ale tylko mi się wydawało. – Wyobraź to sobie: ja i SHINee przez trzy miesiące!
     - Moja siostra padnie z zazdrości. – Zaśmiała się, a ja razem z nią.
     - Żeby tylko twoja siostra! Wszystkie fanki zaczną mnie obrzucać obelgami, jeśli choćby na krok zbliżę się do ich idoli. Zwłaszcza te koreańskie. Za to moja mama będzie mieć spokój, bo już ma dość mnie i piosenek, które ciągle puszczam. Mam tylko nadzieję, że kupiła mi te koszulki polo, o które prosiłam.
     - Po co ci one?
     - Wiesz, lat, wygoda, ciepło… I Jonghyun, który lubi dziewczyny w takich koszulkach. – Ostentacyjnie rozejrzałam się po korytarzu, w którym stałyśmy, a następnie przeniosłam na nią wzrok i widząc jej minę, roześmiałam się. – Żartuję. Związek z supergwiazdą k-pop to coś, co graniczy z cudem. Poza tym, jest o siedem lat starszy. Staruszek.
     Pozostałe lekcje, czyli hiszpański, matematyka, wiedza o społeczeństwie i obsługa ekonomiczna minęły w miarę spokojnie. Pozostały tylko dwie godziny w-fu. Oczywiście kochałam ten przedmiot, ale w tej szkole łatwo go znienawidzić. Albo raczej nauczyciela. Wredna, tępa świnia. Gdy tylko go widzę, mam ochotę go udusić. Bo jak z szóstki na koniec gimnazjum może zrobić się dwója na półrocze pierwszej klasy technikum?
     Przebrałyśmy się z Mileną i razem z innymi dziewczynami weszłyśmy do sali gimnastycznej. Większość typowo nie ćwiczyła, bo pod koniec roku im się nie chciało. Co tam ta dodatkowa jedynka, prawda? Najpierw zrobiliśmy rozgrzewkę do piłki koszykowej, a potem rozpoczęliśmy grę. Wszyscy oprócz mnie byli przeciwni, ale co poradzić?
     Pod koniec drugiej lekcji facet zaczął dyktować propozycje ocen na koniec. Kiedy wyczytał moje nazwisko, zatrzymał się.
     - Tutaj masz piątki, ale na półrocze miałaś dwa.
     - Bo sor nie poprawił mi tamtych jedynek, a mówiłam panu, że ćwiczyłam i zaliczała, to pan nie słuchał i niesprawiedliwie postawił mi taką ocenę. – To koniec roku! Będę się kłócić, a co mi tam. Mama pozwoliła. Sama nazwała go „idiotą”.
     - Trzeba było przyjść do mnie i wyjaśnić.
     - Byłam u sora co najmniej trzy razy.
     - Dobra, to mimo że nie powinno się stawiać dwóch ocen wyżej, postawię ci dobry.
     - Yhym – mruknęłam i odeszłam od niego.
     - Dobra, zostało nam parę minut, nie ma nic do roboty… Możemy pogadać. Gdzie jedziecie na wakacje? – wtrąciła w-fistka (mamy dwóch nauczycieli, prowadzących lekcje w-f).
     - Ja do Niemiec – odezwała się któraś z dziewczyn po mojej lewej stronie.
     - Ja zostaję w domu – odpowiedziała większość.
     - Będę się wylegiwać na plaży nad morzem – pochwaliła się odważniejsza.
     Jako, że ja nie miała ochoty cokolwiek mówić, siedziałam cicho. Pech chciał, że „pan profesor” zauważyła moją obojętność i powtórzył pytanie zadane wcześniej, tylko celowo zwrócił się do mnie.
     - A pani Emilia gdzie jedzie?
     - Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.
     - Słyszałem, że jedna z uczennic pani Alicji wygrała jakiś konkurs i jedzie do Korei na całe wakacje.
     Pani Alicja była moją wychowawczynią. Miła, młoda, zabawna, trochę przy kości, ale to nic. Sama kilka miesięcy temu miała kompleksy, ale ja – genialna – schudłam dwadzieścia parę kilo. Niemożliwe? A jednak! Poza tym, świetnie się z nią można było dogadać. Tylko jedno mnie zaskoczyło: skąd w-fista o tym wiedział? Skąd ona wiedziała? Przecież nic nie mówiłam. Chyba że kochana mama zadzwoniła i poinformowała o przyczynie mojej przyszłej nieobecności przez miesiąc następnego roku. A ona pewnie pochwaliła się z kolei innym nauczycielom. Jak tak dalej pójdzie, życia mieć nie będę przez te dwa ostatnie tygodnie.
     Za to ludzie z mojej klasy także nie wydawali się zaskoczeni. Co jest?
     - Ty wygrałaś, prawda?
     - Taaak… Możemy iść?
     - Proszę bardzo.
     - Do widzenia, sorze! – zadudniły głosy dziewczyn, a ja bez słowa wyszłam na przedzie.
     Na szczęście szatnia, gdzie trzymaliśmy buty na zmianę, była otwarta, więc spokojnie się przebraliśmy. Pociąg miałam za pół godziny. Razem z Mileną szłyśmy na luzie w stronę perony, niedaleko którego ona miała przystanek autobusowy.
     - Boże, ale on mnie denerwuje.
     - Kto?
     - A kto? Kochany w-fista! Liczyłam na coś lepszego niż cztery.
     - Miałaś dwóję na półrocze, więc się ciesz, że i tak ci wyżej postawił. Ja jak miałam trzy, to mam jedynie jedną ocenę w górę, a chciałam piątkę.
     - Hmm… Jak stąd wyjadę, to bardzo chętnie będę mieć go daleko w nosie i nie mam zamiaru przejmować się absolutnie niczym oprócz tego, jak dogadać się z Koreańczykami. Czuję, że mogą być trudności.
     - Ha, ha. Już cię widzę, jak próbujesz coś im powiedzieć za pomocą gestów. – Śmiejąc się, zrobiła parę ruchów, które chyba miały oznaczać, że chce siku.
     - Co to było?
     - Jak to? „Chcę jeść”.
     - Oj. – Postarałam się o niewinną minę.
     - A ty co myślałaś?
     - Że koniecznie musisz do toalety. Ty z pewnością byś się nie dogadała. Poza tym, mam mieć tłumacza.
     - Boże, trzeba było tak od razu! A nie robię z siebie idiotkę na środku ulicy.
     - To było zabawne, muszę przyznać. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty?
     Po naszej krótkiej rozmowie, znów musiałam biec na pociąg. Czy był jakiś plus z tego dnia? Tak, owszem. Nie musiałam nosić munduru. Powiedzieli, że czerwiec to zbyt ciepły miesiąc na te ciuchy. Mi tam jedynie spodnie nie pasowały. Bez szelek lub paska ani rusz, inaczej z tyłka spadają. Reszta spoko.
     Pociąg oczywiście przyjechał parę minut po czasie. Jak zwykle wsiadłam i poleciałam szukać miejsca. Typowe nudne popołudnie. Znalazło się, więc dopadłam go jak czarna pantera ofiarę. Rozciągnęłam się wygodnie na siedzeniu, zdjęłam dżinsową kurtkę i położyłam ją obok plecaka moro. Oparcie jak zwykle było zimne, ale nie zmartwiło mnie to, tylko cieszyłam się słońcem, jakie zaglądało przez szybę. Zaraz po odjeździe, do przedziału wszedł dobrze znany mi chłopak. Widząc, że wszędzie siedziały po dwie osoby, a ja sama, podszedł i zapytał:
     - Można?
     - Nie – mruknęłam. On sobie nic z tego nie zrobił i usiadł naprzeciwko. Po co pytać, skoro i tak się nie ma zamiaru przystosować do odpowiedzi? Tępak.
     - Nie gadaliśmy już od pół roku.
     Wzruszyłam ramionami. Było mi to całkowicie obojętne. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Nie wiedziałam tylko, czy on to wiedział.
     - Wiesz, że ja cię nadal kocham?
     Nie mogąc wytrzymać, prychnęłam z nutą rozbawienia. Tak bardzo mnie kochał, że olewał sobie to wszystko przez ten cały czas? O nie, dziękuję za taką miłość. Założyłam nogę na nogę, skrzyżowałam ramiona i skierowałam twarz w kierunku krajobrazu za szybą. Co z tego, że po drodze były jedynie pola. Co z tego, że słońce niemiłosiernie paliło mi oczy. Byleby nie patrzeć na niego.
     - Proszę cię, odezwij się do mnie.
     - Daj mi spokój – warknęłam, jednak głos mi się lekko załamał. On, jakby wyczuł pewną słabość, pochylił się i złapał moją dłoń. Rozdrażniona, przestałam nad sobą panować. Zabierając rękę, rąbnęłam go po głowie. Jedynie powstrzymałam się, aby nie krzyknąć brzydkiego słowa. Następnie złapałam za słuchawki. Gdy tylko w moich uszach rozbrzmiała piękna melodia „One” SHINee, moja złość zaczęła mijać. Potem „Obsession”, „Lucifer”, „JoJo”, „Kiss Kiss Kiss”, „One Minute Back”. Na szczęście dano mi spokój. Przy „I don’t know” Taemina, wyszłam pędem z pociągu, który zatrzymał się na peronie w mojej miejscowości. Gdy dotarłam do domu, chciałam całować ziemię.
     - Obiad masz na stole – krzyknęłam mama, która szła do ogrodu za naszym dość dużym żółtym domem z czerwonym dachem. Był to bliźniak; obok nas mieszkali jej rodzice, a moi dziadkowie. – Dobrze by było, gdybyś zaczęła szykować niektóre rzeczy na swój wyjazd. Albo chociaż zrobiła listę tego, co musisz zabrać.
     - Dzięki, jasne. Postaram się zrobić coś takiego.
     Jak mi poleciła, wypisałam na kartce rzeczy, które koniecznie chciałam wziąć. A nawet musiałam. Przy tym, rozmawiałam z moją koleżanką, poznaną w Internecie. Również była fanką SHINee i strasznie mi zazdrościła wygranej, ale była szczęśliwa razem ze mną. Obiecałam jej, iż codziennie będę do niej dzwonić. Była ona z Anglii, więc musiałam ostrożnie wybierać godzinę, by nie zadzwonić jej na lekcji w szkole. A miała na imię Cassandra.

     Okazało się, że lot miałam w dniu zakończenia roku szkolnego. Hah, peszek. Jednak rodzice przed podrzuceniem mnie do Warszawy, co by zajęło ze trzy godziny dobrej jazdy, powiedzieli, że na pół godziny wstąpię do szkoły. Po co? Nie wiem, najpewniej moje świadectwo im w głowie. Na szczęście krótkie przedstawienie zaczęło się bardzo rano, czyli o ósmej. Nudne ogłoszenie dyrektorki. Zdążyłam na sam koniec, a następnie przenieśliśmy się do klas. W mojej jak zwykle był hałas i krzyki radości z powodu dwóch miesięcy wolnego czasu. Ha, ja miałam trzy. Ale dziwnie się czułam, gdy wszyscy wokół ubrani byli na czarno-biało, a ja jedyna w kolorowej sukience w paski. Aj, machnąć ręką na to. Pani Alicja zaczęła gadać o zakończonym roku, który był przyjemny, że ma nadzieję na nasz powrót w tym samym składzie (ja za to liczyłam, że ktoś sobie pójdzie), by te wakacje były ciepłe, miłe i jakieś inne pierdoły. Zniecierpliwiona, czekałam na świadectwa, aż w końcu nadeszła upragniona chwila.
     - Emilka – powiedziała, patrząc na kartkę. Niestety, bez czerwonego paska. Ale dla mnie ważne było to, że w ogóle zdałam.
     Podeszłam z uśmiechem, a ona podała mi dłoń, którą uścisnęłam. Nie spodziewałam się, że rzuci się na mnie z ramionami. Po krótkim i niezręcznym momencie oderwała się i wręczyła mi świadectwo.
     - Wróć do nas bezpiecznie.
     - Dziękuję. Wrócę. – Zapewniłam, lekko dygnęłam i wróciłam do ławki. Sekundę potem do klasy weszła moja mama. Zbawienie!
     - Dzień dobry, czy mogłabym odebrać córkę? Spieszymy się na samolot. – Pełny przesadnej słodkości zaciesz na jej twarzy wywołał tą samą reakcję u nauczycielki.
     - Ach, dzień dobry. Proszę bardzo. Emilka, możesz iść.
     Skinęłam głową, wzięłam kartkę i ruszyłam do drzwi.
     - Co za klasa, nawet się nie pożegna. – Znów głos pani Alicji.
     - Cześć.
     - Na razie.
     - Pa.
     Wręcz kocham ich kretyńskie reakcję. Spojrzałam w stronę Mileny i uśmiechnęłam się, a ona zrobiła to samo. Szybko przeleciałam wzrokiem po klasie, a gdy zobaczyłam twarz mojego byłego, odwróciłam się na pięcie, odpowiedziałam „pa” i „do widzenia” i wyszłam. Zaraz potem wybuchłam śmiechem nie do opanowania. Idąc do samochodu, mama patrzyła na mnie jak na wariatkę, która uciekła z zakładu dla psychicznie chorych.

     Jak się spodziewałam, w Warszawie ludzi jak mrówek. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie, ponieważ w moim małym miasteczku („wieś” nie byłaby dobrym określeniem, chociaż całkiem blisko do tego) dużo ludzi jest, ale przy Biedronce w poniedziałki. Oblężenie wtedy na maksa. Ale wróćmy do teraźniejszości.
     Szłam właśnie z rodzicami w stronę wejścia do terminalu lotniczego, kiedy nagle dopadło mnie kilkanaście dziewczyn. Zaczęły coś piszczeć, drzeć się, bełkotać, marudzić. Niewiele z tego usłyszałam, ale na pewno w ich zdaniach były wyrazy, takie jak: „szczęściara”, „mój”, „SHINee”, „Taemin”, „pożałujesz” i „Onew”. Nie zdziwiłabym się, jeśli miałyby się okazać jakimiś pseudofankami. Szczerze? Poczułam się jak jakaś gwiazda, zauważona na spokojnych ulicach miasta. Tylko w moją stronę były rzucane obelgi. W większości przynajmniej. Więc w takim razie nie jak gwiazda,  ale jak wróg publiczny numer jeden.
     - Jeśli spróbujesz choć na krok zbliżyć się do Minho, to pożałujesz!
     - Albo do Taemina!
     - Proszę się odsunąć, bo zrobimy to siłą! – Usłyszałam zza tłumu. Po kilku minutach, jakichś dwóch mężczyzn w ciemnych okularach i garniturach odsunęło ode mnie i moich rodziców tabun psychicznych fanek. Następnie podszedł facet, który nie wyglądał na Koreańczyk jak ci dwa. Miał czarne spodnie w kant, białą koszulę i ciemny krawat. Wyglądał na około sześćdziesiąt lat. Zdradzały to siwe włosy po obu stronach głowy i wiele zmarszczek, a także staromodne okulary z czarnymi oprawkami. Przypominał mi miłego, starszego dziadunia z filmów, który zawsze pomaga wnuczętom. Obok niego kroczył kolejny skośnooki pan, ubrany podobnie.
     - Jak sądzę, Emilia Zawadzka? – odezwał się po polsku ten pierwszy. Jego słowa nadal były trochę zagłuszane przez krzyki dziewczyn. Kiwnęłam głową. – Jestem pani tłumaczem. Nazywam się Tomasz Szczepanowski – jeeee! Polak! – a to jest asystent pana Choi Jin, menadżera SHINee, pan Nakamura Origawa. Jest Japończykiem.
     Ukłoniłam się lekko. Moi rodzice stali jak słupy soli, co było bardzo zabawne.
     - Witam, nazywam się Nakamura Origawa. Pracuję razem z menadżerem SHINee, więc podczas podróży zapoznam panią z regułami i ogólnie wyjaśnię, co panią czeka – przetłumaczył pan Szczepanowski. Kiwnęłam głową. Następnie spojrzał on na zegarek, powiedział coś do Japończyka i skinął na mnie. – Musimy szykować się do odlotu. – Spojrzał na rodziców. – Proszę się nie martwić. Będzie w dobrych rękach. Pożegnajcie się, bo za trzydzieści minut lecimy prosto do Seulu. – Uśmiechnął się lekko, przez co wydał mi się jeszcze milszy, gdy jego zmarszczki w kącikach oczu się pogłębiły.
     Nastąpiła durna, wzruszająca moją mamę chwila, w której ściskała mnie z całych sił. Powtarzałam „aua” co rusz, a i tak to nic nie dało. Jak mnie trzymała, tak trzymała. A puścić? Gdzie tam! Dla niej to pewnie dopiero rozgrzewka. Ku mojemu zdziwieniu, nawet tata nie chciał się za bardzo rozdzielać. Hm, zazwyczaj na mnie wrzeszczy. Co to za nagła zmiana?
     - Dobra, puszczajcie mnie. Chcę polecieć do Korei w jednym kawałku.
     Gdy w końcu zostałam uwolniona, ja i moi przewodnicy wręcz pobiegliśmy do miejsca, gdzie odbywała się odprawa. Wcześniej sprawdzali każdy szczegół, ale w moich bagażach nie znaleźli niczego podejrzanego. No bo niby co? Właściwie same ciuchy. No, prawie. Usiadłam na siedzeniu w samolocie i jak na złość zaczął mnie boleć brzuch. Nigdy nie latałam takim ustrojstwem. W ogóle nigdy niczym nie latałam. Raczej mam lęk do maszyn, które przy pierwszej lepszej awarii moją się rozbić.
     - Zamknij oczy i nie myśl o niczym, prócz tego, że masz spotkać SHINee – podsunął mi pomysł mój tłumacz. On usadowił się obok i sam zrobił to, co mi kazał. Posłuchałam się.
     I ten cholerny moment grozy, gdy samolot rusza.
     - Czeka nas dość długa podróż. Mam nadzieję, że przygotowałaś sobie jakieś zajęcie, bo tłumaczenie panience tego, co panią czeka, nie zajmie dużo czasu.
     - Tak, przygotowałam, proszę pana.
     - Ależ błagam, mów mi Tomek. Skoro mamy współpracować, to lepiej nawiązać dobry kontakt. Postaram się także to samo uczynić między członkami SHINee a panią.
     - Skoro tak, to ja jestem Emilia. I dziękuję.
     Dowiedziałam się, że mam należeć do rodziny SHINee, że będę z nimi wyjeżdżać wszędzie, na każdy koncert, a także robić za szóstego członka zespołu. Było to tak dziwne i nierealne, że kiedy to mówił, myślałam, iż oczy mi z orbit wyjdą. Całą sytuację kamerował facet, którego wcześniej przy lotnisku nie zauważyłam. Siedział na fotelach przed nami, z kamerą skierowaną na mnie. Zapewne musiała wyglądać bardzo dziwne, jak to ja.
     Lecz gdy usłyszałam o drugim zwycięzcy, mój uśmiech zniknął z twarzy. Poprosiłam o natychmiastowe zaprzestanie nagrywania. Facet posłuchał, wyłączył urządzenie i usiadł wygodnie, patrząc na krajobraz za okienkiem.
     - Jak to drugim? – Pan Tomek musiał zauważyć, że jestem niezadowolona. Świadczyła o tym jego zatroskana mina. – Nic nie było wspomniane o takim czymś.
     - To zostało ustalone w trakcie ogłaszania zwycięzcy. Szczerze mówiąc, sam byłem wstrząśnięty, bo to wszystko nie wiadomo po co. Będę miał dwa razy więcej do przetłumaczenia.
     - Skąd ten ktoś jest i kto to w ogóle?
     - To ma także być dziewczyna, chyba w twoim wieku. Z Polski, ponieważ nie chcieli tracić więcej kasy na kolejnego tłumacza. – Zrobił minę, jakby był obrażony. – Nie rozdwoję się przecież, a i tak nie zapłacą dodatkowo.
     - Mhm… Wiadomo może, jak się nazywa?
     - Ma na imię Patrycja. Ma przylecieć jutro wieczorem, my będziemy tam po ósmej rano. Po nią wysłali kogoś mniej ważnego niż asystent menadżera. Chyba jakiegoś zwykłego przewoźnika. W końcu to drugi gość. Nie będzie włączona do SHINee. Oglądałaś może… Eee… Jak to się nazywało? Światowa randka z SHINee?
     - Ach, wiem o co chodzi. Oglądałam. Były tylko trzy odcinki, a i tak występowali tam jedynie Jonghyun i Key.
     - Właśnie. Ona będzie jedynie takim gościem. Ty masz być ważniejsza.
     - To po co takie coś zrobili?
     - Nie wiem, mają chore umysły, to dlatego.
     Zaczęłam poważnie obawiać się o tą całą Patrycję. Chociaż kto wie? Przecież jej nie znam. Może się zaprzyjaźnimy?

4 komentarze:

  1. Dziękuję za dedykacje!! Naprawdę miło <3
    Co tam 7 lat różnicy..
    między mną a Krisem też jest 7 a mną i Yonghwą 8 a jeden z nich będzie moim mężem xD
    W następnym rozdziale będą SHINeaczki ;3
    A ta druga dziewczyna.. mam wrażenie, że będzie jakaś spina..
    Czekam na kolejny rozdział ^^
    Fighting!!

    http://cnbluestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle wygrać *-* 100 dni z SHINee, tłumacza i jeszcze wolne od szkoły ( przynajmniej takiej polskiej xD )
    Ja bym patrzyła na ten list przez miesiąc i nawet jakbym dojechała, to by do mnie nie docierało, że zobaczę całe SHINee i spędzę z nimi 100 dni :D
    Nienawidzę fizyki ;-; nie wiem jakim cudem mam z niej 5 XD
    "Teście" Hahaha XD Krzysio fajny kolo, lubie go. Jeszcze wyrywa kawę z rąk. Ahh ten wychowany Krzysio! :D
    Jonghyun. Całe 1,70cm czystego seksu XD Przepraszam Jong, musiałam.
    Przecież "chce jeść" i "chce do toalety" jest takie podobne XD Haha, rozwaliłaś mnie.
    Zakończenie roku.. Przez ciebie chce już wakacje XD
    Taki fajny tłumacz *-* Haha, chciałabym się nauczyć Koreańskiego :c
    Szósty członek SHINee. Matko, jak ja bym tak chciała!
    Druga babka, która wygrała? Że co? Haha, to widze będzie ostra rywalizacja o serca szajniaków <3
    Weny, weny, weny ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba 173 cm czystego seksu xD pasowałby, jestem niższa... XD

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam ważne, że czystego sexu :D

      Usuń