Witam, na wstępie wielkie przepraszam za ten rozdział ;_; Nuda totalna i pewnie błędy gdzieś się znajdą. Tak to jest, jak wena sobie idzie na kawkę. Dedykacja dla Ayi Jung-Wu i Venus Lee :)
________________________________________________________________
***
„Z
przyjemnością zawiadamiam, iż wygrała Pani międzynarodowy konkurs „SHINee’s
Guest!”. Przez sto dni będzie Pani gościem wspomnianego wyżej zespołu
muzycznego. By zapobiec wszelkim nieporozumieniom zatrudniony zostanie tłumacz,
dzięki któremu będzie Pani mogła spokojnie porozumiewać się z innymi. Wszystkie
koszty związane z podróżą będą opłacone, ubezpieczenie także. Termin wyjazdu
jest ustalony na 27 czerwca 2014 roku o godzinie 13:05 z Lotniska Chopina w
Warszawie. Godzinę wcześniej będzie tam czekać mój wspólnik razem z tłumaczem.
Wszystkie szczegóły zostaną wyjaśnione przed odlotem. Przybliżona data powrotu
to 8 październik 2014 roku.”
Patrzyłam jak
durna na ten list przez tydzień i nie mogłam wręcz uwierzyć w to, co widzę.
Taka mała, biała kartka papieru (napisana po polsku), a jak cieszy! Chodziłam z
jednego końca pokoju do drugiego, z drugiego do pierwszego i tak w kółko
codziennie, dopóki mama nie przychodziła i nie kazała się uczyć.
- Tydzień już
tak latasz wte i wewte, weź ty się wreszcie za naukę – powiedziała znowu, po
raz piętnasty zwracając mi uwagę. – Fizyka sama się nie poprawi, a to już
koniec roku.
- Spokojnie,
tata załatwił mi na jutro korepetycje, to tak odpowiem tej Kwiatkowskiej, że
szczęka jej opadnie! – Cała w skowronkach latałam po pokoju, potykając się w
końcu o telefon (skąd się wziął na podłodze?) i wywracając na fotel. Komórka
ciągle wydawała z siebie dźwięki piosenek SHINee.
- Wiem, że
jesteś szczęśliwa, w przeciwieństwie do taty, ale nigdzie cię nie puszczę, jak
teraz olejesz sobie szkołę. Poza tym, we wrześniu też cię nie będzie, więc
możesz mieć potem problem z nadrobieniem tego wszystkiego. Jak ostatnio, co
byłaś chora. – No tak. Kochany tatuś nie śnił, że wygram, a teraz chodzi i tego
żałuje. Buahaha.
- Nie
„ostatnio”, bo to było w tamtym roku i w dodatku nieprawda. Świetnie sobie
radziłam, miałam drugą najlepszą średnią w klasie, chociaż to małe wyróżnienie
przy tej bandzie idiotów. – Miałabym pierwsze, gdyby nie „kochany” pan od w-fu,
który przez swoją nieuwagę nie wpisywał mi ocen z zaliczanych ćwiczeń, a
następnie jedynki się posypały, tworząc mi dwóję na półrocze. Ryczałam przez
cały wieczór, ponieważ zawsze z tego przedmiotu miałam szóstki i piątki.
- Nie lubisz
ich?
- Jasne,
większości nie, zwłaszcza dziewczyn. No, oprócz Mileny oczywiście. Chłopaki w
większości też są w porządku, lepiej idzie się z nimi dogadać.
- A Krzysio
jak tam? Też? – zapytała z podstępnym uśmiechem, który natychmiast mnie
zirytował. Jak ona mogła mi to robić? Wiedziała, iż mam go po dziurki w nosie i
denerwuje mnie jego temat. W końcu jak nie mogło być dziwne to, że on sam moich
rodziców perfidnie nazywał „teściami”? Gdy tylko o tym wspominam, mam ochotę
coś kopnąć.
- Ty się nade
mną znęcasz?
- Oczywiście.
- Daj mi
spokój. Mam go gdzieś. Kretyn jeden, pan mądraliński. Pf.
- Wiedziałam,
że to tak będzie. Niepotrzebne było to „chodzenie”. Teraz pewnie nie da się
wytrzymać w jednej klasie. – Przytaknęłam. – Czego on poszedł do tej szkoły? Za
tobą?
- Pewnie tak.
Idiota mówił „Pójdę na ekonomistę, skończę studia policyjne i będę
budowlańcem”. To tak głupie, że chyba nie ma nic głupszego na świecie. – Kto mi
nie przyzna w tym racji?
- Hah, a
wydawało się, że to jeszcze wczoraj zrobił mi kawę. – Zachichotała.
- To ja ci
wtedy zrobiłam, on tylko przyniósł, bo mi ją z ręki wyrwał! – Zdenerwowałam się
ostatecznie, wypchnęłam śmiejącą się ze mnie matkę z pokoju, zamknęłam drzwi i
usiadłam przy lekcjach. Pół godziny się uspakajałam.
Następnego
dnia w szkole zdecydowałam się powiedzieć Milenie o moim szczęściu. Moja bliska
przyjaciółka, Wiktoria, wiedziała o tym od razu, chociaż i tak bardziej
przejęta była swoim chłopakiem, który moim skromnym zdaniem jest do kitu i nie
zasługuje nawet na chwilę jej uwagi. Taki o siedem lat starszy jest zawsze
podejrzany. Dlatego ja, kilka miesięcy temu, martwiłam się co by było, gdyby
Jonghyun był moim chłopakiem (ha, ha, chyba w snach. Ale serio – która by nie
chciała?). Ale Jong jest poukładany! Przynajmniej w większości. Trochę. W
jednej setnej. No okej, jest przystojny.
- I co? W
wakacje ciebie nie będzie? A co z praktykami? – zapytała ciemnowłosa dziewczyna
mniej więcej mojego wzrostu.
- Po prostu
nie będę na nie jechać. Trudno się mówi. Zawsze przedłożyłabym SHINee przed
praktyki. Nawet zagraniczne. Ach, to jest coś niesamowitego. Te ich wszystkie
koncerty i występy. Proszę, jakie szczęście mnie spotkało! – Myślałam, że mój
głos zrobił się piskliwy, ale tylko mi się wydawało. – Wyobraź to sobie: ja i
SHINee przez trzy miesiące!
- Moja siostra
padnie z zazdrości. – Zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Żeby tylko
twoja siostra! Wszystkie fanki zaczną mnie obrzucać obelgami, jeśli choćby na
krok zbliżę się do ich idoli. Zwłaszcza te koreańskie. Za to moja mama będzie
mieć spokój, bo już ma dość mnie i piosenek, które ciągle puszczam. Mam tylko
nadzieję, że kupiła mi te koszulki polo, o które prosiłam.
- Po co ci
one?
- Wiesz, lat,
wygoda, ciepło… I Jonghyun, który lubi dziewczyny w takich koszulkach. –
Ostentacyjnie rozejrzałam się po korytarzu, w którym stałyśmy, a następnie
przeniosłam na nią wzrok i widząc jej minę, roześmiałam się. – Żartuję. Związek
z supergwiazdą k-pop to coś, co graniczy z cudem. Poza tym, jest o siedem lat
starszy. Staruszek.
Pozostałe
lekcje, czyli hiszpański, matematyka, wiedza o społeczeństwie i obsługa
ekonomiczna minęły w miarę spokojnie. Pozostały tylko dwie godziny w-fu.
Oczywiście kochałam ten przedmiot, ale w tej szkole łatwo go znienawidzić. Albo
raczej nauczyciela. Wredna, tępa świnia. Gdy tylko go widzę, mam ochotę go
udusić. Bo jak z szóstki na koniec gimnazjum może zrobić się dwója na półrocze
pierwszej klasy technikum?
Przebrałyśmy
się z Mileną i razem z innymi dziewczynami weszłyśmy do sali gimnastycznej. Większość
typowo nie ćwiczyła, bo pod koniec roku im się nie chciało. Co tam ta dodatkowa
jedynka, prawda? Najpierw zrobiliśmy rozgrzewkę do piłki koszykowej, a potem
rozpoczęliśmy grę. Wszyscy oprócz mnie byli przeciwni, ale co poradzić?
Pod koniec
drugiej lekcji facet zaczął dyktować propozycje ocen na koniec. Kiedy wyczytał
moje nazwisko, zatrzymał się.
- Tutaj masz
piątki, ale na półrocze miałaś dwa.
- Bo sor nie
poprawił mi tamtych jedynek, a mówiłam panu, że ćwiczyłam i zaliczała, to pan
nie słuchał i niesprawiedliwie postawił mi taką ocenę. – To koniec roku! Będę
się kłócić, a co mi tam. Mama pozwoliła. Sama nazwała go „idiotą”.
- Trzeba było
przyjść do mnie i wyjaśnić.
- Byłam u sora
co najmniej trzy razy.
- Dobra, to mimo
że nie powinno się stawiać dwóch ocen wyżej, postawię ci dobry.
- Yhym – mruknęłam
i odeszłam od niego.
- Dobra, zostało nam parę minut, nie ma nic
do roboty… Możemy pogadać. Gdzie jedziecie na wakacje? – wtrąciła w-fistka
(mamy dwóch nauczycieli, prowadzących lekcje w-f).
- Ja do
Niemiec – odezwała się któraś z dziewczyn po mojej lewej stronie.
- Ja zostaję w
domu – odpowiedziała większość.
- Będę się
wylegiwać na plaży nad morzem – pochwaliła się odważniejsza.
Jako, że ja
nie miała ochoty cokolwiek mówić, siedziałam cicho. Pech chciał, że „pan profesor”
zauważyła moją obojętność i powtórzył pytanie zadane wcześniej, tylko celowo
zwrócił się do mnie.
- A pani
Emilia gdzie jedzie?
- Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.
- Słyszałem,
że jedna z uczennic pani Alicji wygrała jakiś konkurs i jedzie do Korei na całe
wakacje.
Pani Alicja
była moją wychowawczynią. Miła, młoda, zabawna, trochę przy kości, ale to nic.
Sama kilka miesięcy temu miała kompleksy, ale ja – genialna – schudłam dwadzieścia
parę kilo. Niemożliwe? A jednak! Poza tym, świetnie się z nią można było
dogadać. Tylko jedno mnie zaskoczyło: skąd w-fista o tym wiedział? Skąd ona
wiedziała? Przecież nic nie mówiłam. Chyba że kochana mama zadzwoniła i
poinformowała o przyczynie mojej przyszłej nieobecności przez miesiąc
następnego roku. A ona pewnie pochwaliła się z kolei innym nauczycielom. Jak
tak dalej pójdzie, życia mieć nie będę przez te dwa ostatnie tygodnie.
Za to ludzie z
mojej klasy także nie wydawali się zaskoczeni. Co jest?
- Ty wygrałaś,
prawda?
- Taaak…
Możemy iść?
- Proszę
bardzo.
- Do widzenia,
sorze! – zadudniły głosy dziewczyn, a ja bez słowa wyszłam na przedzie.
Na szczęście
szatnia, gdzie trzymaliśmy buty na zmianę, była otwarta, więc spokojnie się
przebraliśmy. Pociąg miałam za pół godziny. Razem z Mileną szłyśmy na luzie w
stronę perony, niedaleko którego ona miała przystanek autobusowy.
- Boże, ale on
mnie denerwuje.
- Kto?
- A kto?
Kochany w-fista! Liczyłam na coś lepszego niż cztery.
- Miałaś dwóję
na półrocze, więc się ciesz, że i tak ci wyżej postawił. Ja jak miałam trzy, to
mam jedynie jedną ocenę w górę, a chciałam piątkę.
- Hmm… Jak
stąd wyjadę, to bardzo chętnie będę mieć go daleko w nosie i nie mam zamiaru
przejmować się absolutnie niczym oprócz tego, jak dogadać się z Koreańczykami.
Czuję, że mogą być trudności.
- Ha, ha. Już
cię widzę, jak próbujesz coś im powiedzieć za pomocą gestów. – Śmiejąc się,
zrobiła parę ruchów, które chyba miały oznaczać, że chce siku.
- Co to było?
- Jak to? „Chcę
jeść”.
- Oj. –
Postarałam się o niewinną minę.
- A ty co
myślałaś?
- Że koniecznie musisz do toalety. Ty z
pewnością byś się nie dogadała. Poza tym, mam mieć tłumacza.
- Boże, trzeba
było tak od razu! A nie robię z siebie idiotkę na środku ulicy.
- To było zabawne, muszę przyznać. Masz
jeszcze jakieś ukryte talenty?
Po naszej
krótkiej rozmowie, znów musiałam biec na pociąg. Czy był jakiś plus z tego
dnia? Tak, owszem. Nie musiałam nosić munduru. Powiedzieli, że czerwiec to zbyt
ciepły miesiąc na te ciuchy. Mi tam jedynie spodnie nie pasowały. Bez szelek lub
paska ani rusz, inaczej z tyłka spadają. Reszta spoko.
Pociąg
oczywiście przyjechał parę minut po czasie. Jak zwykle wsiadłam i poleciałam
szukać miejsca. Typowe nudne popołudnie. Znalazło się, więc dopadłam go jak
czarna pantera ofiarę. Rozciągnęłam się wygodnie na siedzeniu, zdjęłam dżinsową
kurtkę i położyłam ją obok plecaka moro. Oparcie jak zwykle było zimne, ale nie
zmartwiło mnie to, tylko cieszyłam się słońcem, jakie zaglądało przez szybę.
Zaraz po odjeździe, do przedziału wszedł dobrze znany mi chłopak. Widząc, że
wszędzie siedziały po dwie osoby, a ja sama, podszedł i zapytał:
- Można?
- Nie –
mruknęłam. On sobie nic z tego nie zrobił i usiadł naprzeciwko. Po co pytać,
skoro i tak się nie ma zamiaru przystosować do odpowiedzi? Tępak.
- Nie
gadaliśmy już od pół roku.
Wzruszyłam
ramionami. Było mi to całkowicie obojętne. Nie chciałam mieć z nim nic
wspólnego. Nie wiedziałam tylko, czy on to wiedział.
- Wiesz, że ja cię nadal kocham?
Nie mogąc
wytrzymać, prychnęłam z nutą rozbawienia. Tak bardzo mnie kochał, że olewał
sobie to wszystko przez ten cały czas? O nie, dziękuję za taką miłość.
Założyłam nogę na nogę, skrzyżowałam ramiona i skierowałam twarz w kierunku
krajobrazu za szybą. Co z tego, że po drodze były jedynie pola. Co z tego, że
słońce niemiłosiernie paliło mi oczy. Byleby nie patrzeć na niego.
- Proszę cię,
odezwij się do mnie.
- Daj mi
spokój – warknęłam, jednak głos mi się lekko załamał. On, jakby wyczuł pewną
słabość, pochylił się i złapał moją dłoń. Rozdrażniona, przestałam nad sobą
panować. Zabierając rękę, rąbnęłam go po głowie. Jedynie powstrzymałam się, aby
nie krzyknąć brzydkiego słowa. Następnie złapałam za słuchawki. Gdy tylko w
moich uszach rozbrzmiała piękna melodia „One” SHINee, moja złość zaczęła mijać.
Potem „Obsession”, „Lucifer”, „JoJo”, „Kiss Kiss Kiss”, „One Minute Back”. Na
szczęście dano mi spokój. Przy „I don’t know” Taemina, wyszłam pędem z pociągu,
który zatrzymał się na peronie w mojej miejscowości. Gdy dotarłam do domu,
chciałam całować ziemię.
- Obiad masz
na stole – krzyknęłam mama, która szła do ogrodu za naszym dość dużym żółtym
domem z czerwonym dachem. Był to bliźniak; obok nas mieszkali jej rodzice, a
moi dziadkowie. – Dobrze by było, gdybyś zaczęła szykować niektóre rzeczy na
swój wyjazd. Albo chociaż zrobiła listę tego, co musisz zabrać.
- Dzięki,
jasne. Postaram się zrobić coś takiego.
Jak mi
poleciła, wypisałam na kartce rzeczy, które koniecznie chciałam wziąć. A nawet
musiałam. Przy tym, rozmawiałam z moją koleżanką, poznaną w Internecie. Również
była fanką SHINee i strasznie mi zazdrościła wygranej, ale była szczęśliwa
razem ze mną. Obiecałam jej, iż codziennie będę do niej dzwonić. Była ona z
Anglii, więc musiałam ostrożnie wybierać godzinę, by nie zadzwonić jej na
lekcji w szkole. A miała na imię Cassandra.
Okazało się,
że lot miałam w dniu zakończenia roku szkolnego. Hah, peszek. Jednak rodzice
przed podrzuceniem mnie do Warszawy, co by zajęło ze trzy godziny dobrej jazdy,
powiedzieli, że na pół godziny wstąpię do szkoły. Po co? Nie wiem, najpewniej
moje świadectwo im w głowie. Na szczęście krótkie przedstawienie zaczęło się
bardzo rano, czyli o ósmej. Nudne ogłoszenie dyrektorki. Zdążyłam na sam
koniec, a następnie przenieśliśmy się do klas. W mojej jak zwykle był hałas i
krzyki radości z powodu dwóch miesięcy wolnego czasu. Ha, ja miałam trzy. Ale
dziwnie się czułam, gdy wszyscy wokół ubrani byli na czarno-biało, a ja jedyna
w kolorowej sukience w paski. Aj, machnąć ręką na to. Pani Alicja zaczęła gadać
o zakończonym roku, który był przyjemny, że ma nadzieję na nasz powrót w tym
samym składzie (ja za to liczyłam, że ktoś sobie pójdzie), by te wakacje były
ciepłe, miłe i jakieś inne pierdoły. Zniecierpliwiona, czekałam na świadectwa,
aż w końcu nadeszła upragniona chwila.
- Emilka –
powiedziała, patrząc na kartkę. Niestety, bez czerwonego paska. Ale dla mnie
ważne było to, że w ogóle zdałam.
Podeszłam z
uśmiechem, a ona podała mi dłoń, którą uścisnęłam. Nie spodziewałam się, że
rzuci się na mnie z ramionami. Po krótkim i niezręcznym momencie oderwała się i
wręczyła mi świadectwo.
- Wróć do nas
bezpiecznie.
- Dziękuję.
Wrócę. – Zapewniłam, lekko dygnęłam i wróciłam do ławki. Sekundę potem do klasy
weszła moja mama. Zbawienie!
- Dzień dobry,
czy mogłabym odebrać córkę? Spieszymy się na samolot. – Pełny przesadnej
słodkości zaciesz na jej twarzy wywołał tą samą reakcję u nauczycielki.
- Ach, dzień
dobry. Proszę bardzo. Emilka, możesz iść.
Skinęłam
głową, wzięłam kartkę i ruszyłam do drzwi.
- Co za klasa,
nawet się nie pożegna. – Znów głos pani Alicji.
- Cześć.
- Na razie.
- Pa.
Wręcz kocham
ich kretyńskie reakcję. Spojrzałam w stronę Mileny i uśmiechnęłam się, a ona
zrobiła to samo. Szybko przeleciałam wzrokiem po klasie, a gdy zobaczyłam twarz
mojego byłego, odwróciłam się na pięcie, odpowiedziałam „pa” i „do widzenia” i
wyszłam. Zaraz potem wybuchłam śmiechem nie do opanowania. Idąc do samochodu,
mama patrzyła na mnie jak na wariatkę, która uciekła z zakładu dla psychicznie
chorych.
Jak się
spodziewałam, w Warszawie ludzi jak mrówek. Przynajmniej takie odniosłam
wrażenie, ponieważ w moim małym miasteczku („wieś” nie byłaby dobrym
określeniem, chociaż całkiem blisko do tego) dużo ludzi jest, ale przy
Biedronce w poniedziałki. Oblężenie wtedy na maksa. Ale wróćmy do teraźniejszości.
Szłam właśnie
z rodzicami w stronę wejścia do terminalu lotniczego, kiedy nagle dopadło mnie
kilkanaście dziewczyn. Zaczęły coś piszczeć, drzeć się, bełkotać, marudzić.
Niewiele z tego usłyszałam, ale na pewno w ich zdaniach były wyrazy, takie jak:
„szczęściara”, „mój”, „SHINee”, „Taemin”, „pożałujesz” i „Onew”. Nie
zdziwiłabym się, jeśli miałyby się okazać jakimiś pseudofankami. Szczerze?
Poczułam się jak jakaś gwiazda, zauważona na spokojnych ulicach miasta. Tylko w
moją stronę były rzucane obelgi. W większości przynajmniej. Więc w takim razie
nie jak gwiazda, ale jak wróg publiczny
numer jeden.
- Jeśli
spróbujesz choć na krok zbliżyć się do Minho, to pożałujesz!
- Albo do
Taemina!
- Proszę się odsunąć,
bo zrobimy to siłą! – Usłyszałam zza tłumu. Po kilku minutach, jakichś dwóch
mężczyzn w ciemnych okularach i garniturach odsunęło ode mnie i moich rodziców
tabun psychicznych fanek. Następnie podszedł facet, który nie wyglądał na
Koreańczyk jak ci dwa. Miał czarne spodnie w kant, białą koszulę i ciemny
krawat. Wyglądał na około sześćdziesiąt lat. Zdradzały to siwe włosy po obu
stronach głowy i wiele zmarszczek, a także staromodne okulary z czarnymi
oprawkami. Przypominał mi miłego, starszego dziadunia z filmów, który zawsze
pomaga wnuczętom. Obok niego kroczył kolejny skośnooki pan, ubrany podobnie.
- Jak sądzę,
Emilia Zawadzka? – odezwał się po polsku ten pierwszy. Jego słowa nadal były
trochę zagłuszane przez krzyki dziewczyn. Kiwnęłam głową. – Jestem pani
tłumaczem. Nazywam się Tomasz Szczepanowski – jeeee! Polak! – a to jest
asystent pana Choi Jin, menadżera SHINee, pan Nakamura Origawa. Jest
Japończykiem.
Ukłoniłam się
lekko. Moi rodzice stali jak słupy soli, co było bardzo zabawne.
- Witam,
nazywam się Nakamura Origawa. Pracuję razem z menadżerem SHINee, więc podczas
podróży zapoznam panią z regułami i ogólnie wyjaśnię, co panią czeka –
przetłumaczył pan Szczepanowski. Kiwnęłam głową. Następnie spojrzał on na
zegarek, powiedział coś do Japończyka i skinął na mnie. – Musimy szykować się
do odlotu. – Spojrzał na rodziców. – Proszę się nie martwić. Będzie w dobrych
rękach. Pożegnajcie się, bo za trzydzieści minut lecimy prosto do Seulu. –
Uśmiechnął się lekko, przez co wydał mi się jeszcze milszy, gdy jego zmarszczki
w kącikach oczu się pogłębiły.
Nastąpiła
durna, wzruszająca moją mamę chwila, w której ściskała mnie z całych sił.
Powtarzałam „aua” co rusz, a i tak to nic nie dało. Jak mnie trzymała, tak
trzymała. A puścić? Gdzie tam! Dla niej to pewnie dopiero rozgrzewka. Ku mojemu
zdziwieniu, nawet tata nie chciał się za bardzo rozdzielać. Hm, zazwyczaj na
mnie wrzeszczy. Co to za nagła zmiana?
- Dobra,
puszczajcie mnie. Chcę polecieć do Korei w jednym kawałku.
Gdy w końcu
zostałam uwolniona, ja i moi przewodnicy wręcz pobiegliśmy do miejsca, gdzie
odbywała się odprawa. Wcześniej sprawdzali każdy szczegół, ale w moich bagażach
nie znaleźli niczego podejrzanego. No bo niby co? Właściwie same ciuchy. No,
prawie. Usiadłam na siedzeniu w samolocie i jak na złość zaczął mnie boleć
brzuch. Nigdy nie latałam takim ustrojstwem. W ogóle nigdy niczym nie latałam.
Raczej mam lęk do maszyn, które przy pierwszej lepszej awarii moją się rozbić.
- Zamknij oczy
i nie myśl o niczym, prócz tego, że masz spotkać SHINee – podsunął mi pomysł
mój tłumacz. On usadowił się obok i sam zrobił to, co mi kazał. Posłuchałam
się.
I ten cholerny
moment grozy, gdy samolot rusza.
- Czeka nas
dość długa podróż. Mam nadzieję, że przygotowałaś sobie jakieś zajęcie, bo
tłumaczenie panience tego, co panią czeka, nie zajmie dużo czasu.
- Tak,
przygotowałam, proszę pana.
- Ależ błagam,
mów mi Tomek. Skoro mamy współpracować, to lepiej nawiązać dobry kontakt.
Postaram się także to samo uczynić między członkami SHINee a panią.
- Skoro tak,
to ja jestem Emilia. I dziękuję.
Dowiedziałam
się, że mam należeć do rodziny SHINee, że będę z nimi wyjeżdżać wszędzie, na
każdy koncert, a także robić za szóstego członka zespołu. Było to tak dziwne i
nierealne, że kiedy to mówił, myślałam, iż oczy mi z orbit wyjdą. Całą sytuację
kamerował facet, którego wcześniej przy lotnisku nie zauważyłam. Siedział na
fotelach przed nami, z kamerą skierowaną na mnie. Zapewne musiała wyglądać
bardzo dziwne, jak to ja.
Lecz gdy
usłyszałam o drugim zwycięzcy, mój uśmiech zniknął z twarzy. Poprosiłam o
natychmiastowe zaprzestanie nagrywania. Facet posłuchał, wyłączył urządzenie i
usiadł wygodnie, patrząc na krajobraz za okienkiem.
- Jak to drugim? – Pan Tomek musiał zauważyć,
że jestem niezadowolona. Świadczyła o tym jego zatroskana mina. – Nic nie było
wspomniane o takim czymś.
- To zostało
ustalone w trakcie ogłaszania zwycięzcy. Szczerze mówiąc, sam byłem
wstrząśnięty, bo to wszystko nie wiadomo po co. Będę miał dwa razy więcej do
przetłumaczenia.
- Skąd ten
ktoś jest i kto to w ogóle?
- To ma także
być dziewczyna, chyba w twoim wieku. Z Polski, ponieważ nie chcieli tracić
więcej kasy na kolejnego tłumacza. – Zrobił minę, jakby był obrażony. – Nie rozdwoję
się przecież, a i tak nie zapłacą dodatkowo.
- Mhm… Wiadomo
może, jak się nazywa?
- Ma na imię
Patrycja. Ma przylecieć jutro wieczorem, my będziemy tam po ósmej rano. Po nią
wysłali kogoś mniej ważnego niż asystent menadżera. Chyba jakiegoś zwykłego
przewoźnika. W końcu to drugi gość. Nie będzie włączona do SHINee. Oglądałaś
może… Eee… Jak to się nazywało? Światowa randka z SHINee?
- Ach, wiem o
co chodzi. Oglądałam. Były tylko trzy odcinki, a i tak występowali tam jedynie
Jonghyun i Key.
- Właśnie. Ona
będzie jedynie takim gościem. Ty masz być ważniejsza.
- To po co
takie coś zrobili?
- Nie wiem,
mają chore umysły, to dlatego.
Zaczęłam
poważnie obawiać się o tą całą Patrycję. Chociaż kto wie? Przecież jej nie
znam. Może się zaprzyjaźnimy?
Dziękuję za dedykacje!! Naprawdę miło <3
OdpowiedzUsuńCo tam 7 lat różnicy..
między mną a Krisem też jest 7 a mną i Yonghwą 8 a jeden z nich będzie moim mężem xD
W następnym rozdziale będą SHINeaczki ;3
A ta druga dziewczyna.. mam wrażenie, że będzie jakaś spina..
Czekam na kolejny rozdział ^^
Fighting!!
http://cnbluestory.blogspot.com/
Tyle wygrać *-* 100 dni z SHINee, tłumacza i jeszcze wolne od szkoły ( przynajmniej takiej polskiej xD )
OdpowiedzUsuńJa bym patrzyła na ten list przez miesiąc i nawet jakbym dojechała, to by do mnie nie docierało, że zobaczę całe SHINee i spędzę z nimi 100 dni :D
Nienawidzę fizyki ;-; nie wiem jakim cudem mam z niej 5 XD
"Teście" Hahaha XD Krzysio fajny kolo, lubie go. Jeszcze wyrywa kawę z rąk. Ahh ten wychowany Krzysio! :D
Jonghyun. Całe 1,70cm czystego seksu XD Przepraszam Jong, musiałam.
Przecież "chce jeść" i "chce do toalety" jest takie podobne XD Haha, rozwaliłaś mnie.
Zakończenie roku.. Przez ciebie chce już wakacje XD
Taki fajny tłumacz *-* Haha, chciałabym się nauczyć Koreańskiego :c
Szósty członek SHINee. Matko, jak ja bym tak chciała!
Druga babka, która wygrała? Że co? Haha, to widze będzie ostra rywalizacja o serca szajniaków <3
Weny, weny, weny ~
chyba 173 cm czystego seksu xD pasowałby, jestem niższa... XD
UsuńOj tam, oj tam ważne, że czystego sexu :D
Usuń