środa, 24 grudnia 2014

WSS rozdział 11.5 cz. 1

Jak zapowiadałam... Special świąteczny~ LOL
Może nie wniesie za wiele do opowiadania, ale to takie oderwanie od szarej rzeczywistości wojska~
Szczerze mówiąc, większość tego była wymyślana na poczekaniu xDD A koniec to już całkiem improwizacja D: Mam nadzieję, że nikogo tym nie zawiodę, bo mi ten rozdział w ogóle się nie podoba xD

***

     - Nie tu, pacanie! Gdzie ty to wieszasz?! Nie masz za grosz wyczucia!
     Można by powiedzieć, że przygotowania do świąt szły pełną parą. Właśnie dyktowałem Jonghyunowi, gdzie ma wieszać bombki, ale ten oczywiście nie słuchał, przez co znajdowały się one na innych gałązkach dopiero co ściętej, pachnącej świętami choinki. Wyglądało to dziwacznie: ja, w nieswoim domu, rozporządzam starszym kolegą, który usilnie próbuje dosięgnąć wierzchołka drzewka, gdzie miała się znajdować tradycyjna gwiazdka, i jego mama, patrząca na nas jak na idiotów. Idealna atmosfera, jakiej dawno mi brakowało.
     - Widzisz, słuchaj się Kibuma, to wyjdziesz na ludzi.
     - Mamo! On mnie przezywa, a ty jeszcze trzymasz jego stronę?! - wymruczał zirytowany brunet.
     - On ma wyczucie. Rób to, co ci każe i nie marudź.
     - No jak tak możesz?!
     - Życie.
     Wzruszając ramionami, wyszła z salonu, a ja uśmiechnąłem się zwycięsko, a zarazem przebiegle. Jonghyun spojrzał na mnie z przerażeniem, jednak chwilę później śmialiśmy się, rzucając mąką. Oczywiście nie obyło się bez przepraszania za zdewastowanie kuchni i sprzątania. W międzyczasie rozmyślałem, jak brunet załatwił tyle zwolnienia. Oczywiście dostawaliśmy dwa-trzy dni na spędzenie świąt z rodziną (które z kolei przedłużały nam okres służby i występowały jedynie raz w jej ciągu), jednak pięć... Nieważne. Ważne, że to czas wolny od morderczego treningu. Biedny Taemin, Onew i Woohyun musieli męczyć się z zastępcą Jonghyuna.
     - Czego nie chcesz wrócić do domu?
     Westchnąłem pod nosem czując, jak znowu żołądek mi się ściska. Nie lubiłem tajemnic, jednak opowiedzenie wprost mojej sytuacji rodzinnej było dla mnie zbyt trudne.
     - Już mówiłem. Po prostu nie chcę. Przestań drążyć ten temat. Proszę.
     Nastąpiła dziwna cisza, którą po dłuższym momencie przerwałem odkaszlnięciem i się zaśmiałem, pokazując rysunki na lodówce.
     - Kocham cię, mamusiu kochana. Ma miłość zawsze będzie przy tobie, niezależnie od miejsca i czasu. Będę się starać być najlepszym synem na świecie i sprawię, że będziesz ze mnie dumna? Ha, ha! Serio? - Nie mogłem się powstrzymać i wybuchnąłem gromkim śmiechem. - O Boże! Ha, ha, ha! Niezły z ciebie poeta!
     - Jakbyś sam takich rzeczy nie pisał, pff... - Zerwał szybko kartkę i schował do tylnej kieszeni spodni, wcześniej ją zginając. - Mamusiu, kocham cię. Twój Kibum~.
     Zacytował moją wiadomość z podstawówki, kiedy to razem siedzieliśmy w ławce i pisaliśmy coś na Dzień Matki. Nie ma co, wkurzyłem się.
     - Masz niezmiernie szeroki zasięg słownictwa - dodał po chwili.
     - Zamknij się, chodząca skamielino. Chyba nie chcesz bym ci przypomniał sprawę z zepsutymi zaworami~.
     Tak. Popuścił w gacie. I co? Łyso?
     - Jak możesz?! Wiesz, że miałem przeziębione nerki!
     - I co z tego? Nadal tak samo śmieszne.
     Ktoś inny pomyślałby, że się co najmniej nienawidzimy. Wręcz przeciwnie. Moglibyśmy startować w konkursie na najlepszych przyjaciół roku. Albo nawet stulecia. Zawsze wszędzie łaziliśmy razem, a długi moment rozłąki świetnie nam zrobił, bo staliśmy się sobie jeszcze bliżsi. Chociaż z drugiej strony mnie to przeraża. Zacząłem czuć się bardziej skrępowany w jego obecności, ale chyba tego nie widać... No cóż. Powinno niedługo przejść.
     Nastała Wigilia. Choinka stała nie tylko w salonie, ale i na zewnątrz. Obie były pięknie przystrojone: mnóstwo kolorowych światełek, błyszczące od brokatu bombki, lśniące łańcuchy, kilogramy cukierków i wielka złota gwiazda na czubku. Oczywiście słodkie przysmaki zawieszone były jedynie na drzewku w domu, gdyż szybko zostałyby zjedzone przez wredne dzieciaki z sąsiedztwa. Czy lubiłem dzieci? Baa! Jasne! Ale tylko te, które same jedzą, chodzą, posiadają rozum i mają powyżej dwudziestu lat.
     Razem z mamą Jonghyuna nakrywaliśmy do stołu. Czerwono-złote dodatki idealnie odznaczały się na tle białego jak śnieg obrusa. Oprócz tego, fantazyjny stroik na środku i powoli rozkładane przez nas talerze i sztućce. Brunet kilka minut temu polazł do jedynego sklepu w mieście, który mógłby być otwarty. Oczywiście siłą zmuszony do pójścia, bo wspomniany wyżej sklep znajdował się prawie na drugim końcu Seulu. No dobra, przesadziłem. Trochę bliżej.
     - Gdzie to położyć? - zapytałem, trzymając w rękach figurkę aniołka z gipsu.
     - Tutaj. Albo nie. Tam! Nie, wróć. Tam!
     Hmm... Kobiety były kiedyś na coś zdecydowane?
     - ... To może ja poczekam.
     - Nie, nie. O tu. Na pewno.
     Zaśmiałem się, stawiając posążek na komodzie. W ręce wziąłem jeszcze chusteczkę i powycierałem kurze, które gdzieniegdzie zdążyły się zawieruszyć.
     - Co tam właściwie u twojej mamy? - Usłyszałem nagle. Wiedziałem, że w końcu o to zapyta. - Stało się coś, że nie chcesz spędzać z nimi świąt? Nie to, że cię wyganiam, to bardzo miłe, że chcesz być tu z nami~.
     - Ma się... dobrze, tylko wyjechała służbowo. Daleko - odpowiedziałem szybko. - A tata też pracuje i nie ma czasu. Nie chciałem w samotności spędzać świąt.
     - Rozumiem.
     Po kilku minutach rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Jako że pani Kim nie mogła otworzyć, gdyż miała całe ręce w cieście, ja z chęcią pobiegłem i szybko uchyliłem drewniane 'wrota'. Natychmiast zamknąłem je z hukiem, gdy ujrzałem swojego ojca. Oparłem się o nie i gorączkowo zacząłem szukać drogi ucieczki. Wiedziałem, że już po mnie, kiedy kobieta wychyliła się zza rogu.
     - Kto to był?
     - Jakiś tam... chciał wcisnąć odkurzacz nowej generacji.
     - Co za tupet, by przychodzić z takimi rzeczami w Wigilię...
     - Też tak pomyślałem.
     Ponowny dzwonek. Tym razem zagryzłem dolną wargę, gdy mama Jonghyuna sama otworzyła nieprzyjemnemu gościowi.
     - Kibum, to twój tata! - Klasnęła w dłonie ucieszona. - Widocznie zerwał się z pracy i ma dla ciebie czas!
     - Jak miło... - mruknąłem pod nosem.
     - Dzień dobry, przyszedłem po syna. - Mężczyzna obdarzył panią Kim jednym ze swoich najcieplejszych uśmiechów i spojrzał na mnie zatroskany. Widocznie załapał, jaki kit jej wcisnąłem. - Przepraszam, że wcześniej tyle pracowałem. Chciałbym ci to wynagrodzić, dlatego wziąłem kilka dni wolnego.
     Mój wzrok pozostał obojętny i chłodny. Mimo wszystko, nawet grając, nie potrafiłem na niego patrzeć inaczej. To było silniejsze. Chciałem uciec jak najdalej, by nie musieć więcej oglądać jego ohydnej twarzy. Teraz widziałem w nim małą chęć powrotu do przeszłości, jednak było to skryte za maską narkotykowego obłędu. Chociaż... może się choć trochę zmienił? Nie... Mój tata zmarł dnia, w którym zaczął pić.
     - A może zostanie pan z Kibumem i spędzi z nami święta? - Podskoczyła pani Kim. Wystraszyłem się i zareagowałem natychmiast.
     - Nie trzeba. Skoro tata ma dla mnie czas, to chcę z nim wrócić do domu - odpowiedziałem za niego. - Dziękuję za wszystko. Naprawdę.
     - Szkoda... - Posmutniała na moment. - Ale oczywiście rozumiem twój wybór.
     - Uhm. - Kiwnąłem głową. - Pójdę po swoje rzeczy.
     Skierowałem się do pokoju dla gości, gdzie z szafki wyjąłem parę moich ubrań. Spakowałem je do mojej ulubionej torby. Z łazienki zabrałem swoją kosmetyczkę i już byłem gotowy do wyjścia. Jedynie chęci mi zabrakło.
     - Do widzenia, wesołych świąt! - Ukłoniłem się.
     - Nawzajem, Kibummie, nawzajem! - Mało brakowało, a rzuciłaby się na mnie i wyściskała. Przypominała mi w swojej troskliwości mamę. Taka delikatna, niewinna i opiekuńcza. Łza zakręciła mi się w oku, jednak szybko się jej pozbyłem. - Do widzenia!
     Razem z ojcem opuściliśmy teren podwórka państwa Kim. Szliśmy chodnikiem. Ku mojemu zaskoczeniu, nie zataczał się. Kroki stawiał prosto, patrzył się przed siebie. Oczy miał lekko przymknięte, jakby ze zmęczenia. Surowy i przesiąknięty złością wzrok zmienił się. Był bardziej opiekuńczy. Przypominający trochę człowieka zmęczonego życiem i pracą. Może na początku zbyt pochopnie go oceniłem? Chciałem, by przestał pić i brać. W końcu to przez to stoczył się na samo dno. Zrozumiał, jak to bolało? Jak skrzywdził rodzinę? Jak zmasakrował mamę, przez co zmarła? Żałował tego? Dla mnie szczere słowo "przepraszam" w zupełności by wystarczyło. Zrozumiałbym i pomógł jak tylko potrafię.

***
     - Wróciłem! - krzyknął Jonghyun w progu. Siatki z zakupami ułożył delikatnie na podłodze, a sam zajął się zdejmowaniem skórzanych butów. Wszedł do środka, zdejmując wełnianą czapkę. Rozwichrzone, brązowe kosmyki przeczesał dłonią, a następnie zajął się szalikiem. Kiedy go odwinął, ukazał mamie swoje rumiane od zimna policzki. Przez moment kobieta pomyślała, jakim cudem on tak szybko dorósł, a mimo to zachował w sobie dziecięce uroki.
     - Widzę, widzę. Chodź tu szybko, pomożesz mi z obiadem. - Zniknęła za drzwiami kuchni.
     - Obiadem? A Kibum nie miał ci pomóc? - Prędko znalazł się w tym samym pomieszczeniu, poprawiając kołnierz bluzy. - Ach, właśnie. Key! Gdzie jesteś?
     - Kibum wrócił do domu - oznajmiła mu spokojnie pani Kim.
     - Że... co?
     - Jego ojciec tu był. Powiedział, że wziął urlop i może spędzić z nim święta. Wspaniale, prawda? To musiało być dla niego bardzo ważne...
     Dalej już jej nie słuchał. Usiadł na krześle, przybierając jednocześnie zasmuconą i zamyśloną minę. Blondyn sam mu mówił, że nawet jeśli jego tata by był, nie chce tam wracać. Niemal przyrzekał, że woli być tutaj. Przy tej choince, którą razem ubierali. Przy spokojnej i miłej atmosferze. Przy ciepłym kominku, jaki mieli rozpalić na wieczór. Przy nim samym. Jonghyun dostał ogromnej ochoty, by po prostu wyjść z domu i przyprowadzić przyjaciela z powrotem. Jednak garstka zdrowego rozsądku szepnęła mu, że skoro ten jednak wolał być przy rodzinie, brunet nie miał nic do powiedzenia. Z ociąganiem i żałosnym westchnięciem wrócił na ziemię, gdy mama poprosiła go o łaskawe ruszenie dupy i podania jej mąki.

***
     O godzinie osiemnastej jak strzała ubrał się ciepło i wybiegł z mieszkania, pędząc w dobrze znanym mu kierunku. Miał daleko, ale nie patrzył na to. W dodatku nie wahał się ani chwili, zareagował natychmiast. Czy dobrze robi - to się miało okazać później. Wiedział, że mama i siostra go ochrzanią, jednak innego wyjścia nie widział. Nie mówił, dokąd idzie. Bo po co? Nie chciał jednocześnie ich zamartwiać. Ale kiedy ktoś z twoich bliskich potrzebuje cię, to odmawiasz? Zwłaszcza w tak ważne święto?
     Z każdym jego krokiem księżyc leniwie wdrapywał się na niebo, oświetlając swoim blaskiem całe miasto. Gwiazdy wokół niego tworzyły przeróżne konstelacje, przez co większość przechodniów (a było ich naprawdę niewielu) stawała w miejscu i przyglądała się świecącym punkcikom, które onieśmielały swoją jasnością uliczne lampy. Również brunet się zachwycił, zwłaszcza, kiedy powoli zaczął sypać puszysty śnieg, jednak pewna osoba była dla niego ważniejsza. Dlaczego? Sam nie do końca był tego pewny.

***
     - Jinki! Jinki hyung! - Zasapany Taemin wpadł do pokoju mężczyzny, od progu wykrzykując jego imię. Zdziwiony szatyn wstał z krzesła i spojrzał na niego niepewnie. Młodszy podbiegł do niego i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.
     - Co ty tu robisz?
     - Musimy pomóc Jonghyunowi! Szybko! Ubieraj się i chodź!
     - Ej, czekaj. Co się stało? - zapytał, łapiąc go za ramię i odwracając w swoją stronę.
     - Key umma ma kłopoty.

***
     - Proszę cię... Nie...!
     W momencie, kiedy siedzący na podłodze Kibum uniósł rękę, by się osłonić, do mieszkania wszedł Jonghyun, który natychmiast zlokalizował chłopaka i uświadomił sobie jego pozycję. Blondyn odetchnął z ulgą, jednocześnie czując wstyd przed przyjacielem, który mimowolnie dowiedział się prawdy. Jego policzki pokryły się soczystą czerwienią. Uważnie przyglądał się, jak Kim w kilka sekund znalazł się obok jego ojca i bez zastanowienia zadał mu cios w brzuch. Ten, zaskoczony, wykonał parę kroków w tył i upadł na kolana, trzymając się za bolące miejsce. Zaraz po tym dinozaur odwrócił się twarzą do przyjaciela i spojrzał na niego z troską.
     - Jonghyun... - Ze łzami w oczach, Kibum wstał i wtulił się w chłopaka. Ufnie zacisnął piąstki na jego niezapiętej w pośpiechu kurtce. Wystraszony zaistniałą sytuacją brunet, przeniósł dłonie z jego pasa na twarz i lekko odsunął od siebie, sprawdzając, czy wszystko z nim w porządku.
     - Nic ci nie jest? Coś cię boli? - zapytał, dokładnie go oglądając. Zauważył zaczerwienione miejsce pod jego lewym obojczykiem, idealnie na kości policzkowej. Dotknął go delikatnie, wywołując u przyjaciela ciche syknięcie. - Aish... Będzie siniak.
     - Chodźmy stąd...
     - Uhm... - zgodził się szybko, patrząc na leżącego ojca Kibuma. Kiedyś przecież był taki miły i troskliwy. Co się stało? Czego przyjaciel nic mu nie powiedział? Zamierzał to wszystko z niego wyciągnąć po powrocie do domu.
     Odwrócił się do wyjścia, jednak drogę zagrodził mu inny rosły mężczyzna. Miał dość pokaźne mięśnie, ogoloną na zero głowę i chęć mordu w przekrwionych oczach. Spojrzał na dwójkę z nieukrywaną nienawiścią, a na jego twarzy zagościł uśmiech, który nie wróżył nic dobrego. Uchylił usta, by się roześmiać. Chłopakom aż włoski na szyi stanęły dęba, gdy usłyszeli potężny, głęboki, zachrypnięty głos.
     - Jackie - zwrócił się uprzejmie do trzeciego faceta, który wychylił się zza rogu kuchni. - Tego roku dostaniemy podwójny prezent~.
     - Jednak Mikołaj o nas pamiętał. -Zarechotał Jack, wchodząc do pomieszczenia. Był podobnej postury co ten, jednak trochę niższy.
     Jonghyun zrobił krok w tył, zmuszając uczepionego jego ramienia Kibuma do cofnięcia się. Pierwszy mężczyzna zamachnał się pięścią, a następnie z całej siły uderzył bruneta prosto w twarz. Chłopak zachwiał się i, nie mogąc złapać równowagi, upadł na podłogę. Przerażony Key natychmiast uklęknął tuż przy nim. Wiedział, jak to boli. Nie raz tak dostał. Jednak on nie potrafił się po tym pozbierać ani nawet poruszyć, a przyjaciel, choć powoli i drżąco, podniósł się na równe nogi. Omiótł przeciwnika chłodnym wzrokiem, by ten wiedział, że nie ma zamiaru poddać się tak łatwo. Wymierzył cios w brzuch, jednak kiedy chybił, podciął mężczyźnie nogę. Ten upadł, lecz nie pozostał bierny. Pociągnął ku sobie Jonghyuna za nogawkę jego spodni, przez co z powrotem znalazł się na zimnych kafelkach. Blondyn odskoczył do tyłu widząc, jak 'Jackie' spokojnym krokiem zmierza ku niemu. Mrożący krew w żyłach dreszcz przebiegł mu po plecach, a oddech gwałtownie przyspieszył, kiedy natrafił na ścianę. Wargi poczęły mu drżeć. Spojrzał jeszcze na przypartego do płytek przyjaciela, siłujacego się ze znacznie wyższym Dongwoo. Mógł nie wysyłać mu tego esemesa. Mógł po prostu dać zrobić ze sobą, co chcą. Mógł wytrzymać. Przecież zawsze wytrzymywał. Zawsze był ich małą marionetką. Nieważne, ile razy by dostał. Nieważne, co by z nim zrobili. Nigdy, przenigdy nie chciał, aby przez niego Jonghyunowi coś się stało. Kolejna łza pociekła mu po policzku. Poczuł przeszywający ból w miejscu, w które dostał po raz drugi. Z jękiem na ustach osunął się po zabrudzonej, szarej ścianie, by następnie opaść bez siły na podłogę. Przed oczami zapanowała mu ciemność, a krzyki bruneta zaczęły tracić sens, jakby się oddalał, jakby pomiędzy nimi rosła coraz większa warstwa szkła. Stał się senny. Przymknął powieki, mdlejąc na oczach przerażonego Jonghyuna.
     - Kibummie! Zostaw go!
     Kim chciał wstać i odsunąć mężczyznę, lecz Dongwoo na to nie pozwolił. Zamknął go w mocnym uścisku, z którego nie miał jak się wyswobodzić, mimo że tyle ćwiczył. Zacisnął szczękę czując, jak zdenerwowanie bierze górę. Wyszarpał jedną rękę i pięścią zaszczycił twarz faceta, ogłuszając go na moment, jaki wystarczył do dalszych działań. Chwiejnie podniósł się, by popchnąć stojącego nad przyjacielem Jacka. Ten zrobił fikołka i wylądował twardo na kafelkach tuż obok prawie wykończonego narkotykami ojca chłopaka.
     - Bummie, obudź się - powiedział drżącym głosem, delikatnie głaszcząc blondyna policzku. Nie na długo nacieszył się swobodą. Po chwili leżał tuż obok Kibuma z bolącym brzuchem. - Proszę, zostawcie chociaż jego...
     - Och, wybawiciel? W sumie czego innego można było się spodziewać po tej małej dziwce, która nie umie sama sobie pomóc... - mruknął wyższy mężczyzna, obok którego stanął jego kolega. Spojrzeli po sobie, uśmiechając się porozumiewawczo. - Biorę tego. Przynajmniej jest trochę zabawy jak się opiera.
     Brunet uniósł się na ręce, aby osłonić nieprzytomnego przyjaciela własnym ciałem. Wzrok, jaki utkwił w mężczyznach, był chłodny i wyrażał głębokie obrzydzenie dla stojącej nad nimi dwójki. Gdyby byli choć odrobinę słabsi, pokonałby ich. Jedyne, co może w tej chwili zrobić, to do ostatniej kropli krwi bronić Key. Zauważył, jak Jack się zamachnął, więc odruchowo zamknął oczy i przechylił głowę, czekając na uderzenie.
     - Yah! - Rozległ się donośny głos.
     Wszyscy spojrzeli w stronę wejścia do mieszkania. W drzwiach stali Onew razem z Taeminem. Obaj mieli zmarszczone brwi, zaciśnięte pięści i zdenetrminowane miny. Widać było gotowość do pomocy przyjaciołom.
     - Zostawcie ich w spokoju - warknął ponownie starszy, odrzucając falowaną grzywkę.
     - Ohoho! Kolejni. - Zaśmiał się Dongwoo. - No chodźcie, chodźcie. Zabawimy się.
     - Taemin, zostań tutaj - szepnął Jinki, niemal natychmiast znajdując się obok jednego z mężczyzn, a jego szybkie ruchy pozwoliły na przechylenie zwycięstwa na ich stronę. Kopnął mięśniaka w brzuch w momencie, kiedy jego pięść niebezpiecznie minęła głowę szatyna. Zgiął się w pół, a następnie upadł na ziemię z powodu bólu karku, w który dostał z łokcia. Nie trwało to długo. Po paru sekundach zdołał podnieść się z powrotem.
     - Nie mam zamiaru tylko na to patrzeć.
     Taemin podbiegł do Jacka, by skierować na siebie jego uwagę od odwróconego plecami Onew. Szarpnął go za ramię. Czarnowłosy zawiesił na nim swój wzrok, by chwilę później wyszczerzyć żółte zęby.
     - Taki chętny...? Zobaczymy, co potrafisz.
     Rzucił się na niego, od razu przypierając blondyna do podłogi. Zarechotał wrednie, zdzierając z niego zimowy płaszcz. Guziki posypały się po kafelkach, a materiał został odrzucony parę metrów dalej. To, że się opierał, trochę uniemożliwiało mu dalsze poczynania, lecz po kilku momentach udało mu się wpić mocno w jego usta, niemal je miażdżąc. Od razu wkradł się językiem do ich środka, przy okazji przygryzając jego wargę. Taemin zaczął się jeszcze bardziej rzucać, a do czarnych oczu podpłynęły łzy.
     - Minnie! - krzyknął Onew, lecz, złapany przez Dongwoo, nie mógł się poruszyć. Szarpanie się nic dawało, jednak wściekłość nie pozwoliła na zaprzestanie tej czynności.
     - Zostaw... go... - mruknął Jonghyun, który po krótkim odpoczynku podniósł się i z całej siły rąbnął Jacka w głowę pustą butelką po alkoholu, znalezioną na progu kuchni. Taemin zrzucił z siebie faceta, który przeturlał się na bok, jednocześnie tracąc przytomność. Obserwując drugiego napastnika, pomógł blondynkowi wstać. - Nic ci nie jest?
     - Chyba nie.
     - No i na co ci to? - zwrócił się do łysego. - Po co to robisz?
     - Dla rozrywki. Lepiej poddajcie się, bo ze mną nie pójdzie wam tak łatwo.
     Dong wyciągnął zza siebie pistolet, przykładając go prosto do skroni Jinkiego. Mimo że dolna warga mu zadrżała, pozostał spokojny i opanowany. W przeciwieństwie do Taemina, który, widząc to, niemal przewrócił się z przerażenia. Nie mógł nic wymówić, jednak przez myśli przechodziły mu tysiące słów.
     - Jeden niewłaściwy ruch, a wasz kolega zaśnie na dłuższy czas. - Ponownie zarechotał, ukazując wybrakowane uzębienie.
     - Czego dokładnie chcesz? - zapytał brunet, łapiąc w razie czego młodszego za rękę. Bał się, że ten nagle wybiegnie Onew na pomoc.
     - Jak to czego? Mówiłem. - Przeszył ich przekrwionym spojrzeniem brązowych oczu. - Rozrywki.
     - To idź do burdelu.
     - I mam jeszcze płacić? Hah. Zabawne.
     - Dzisiaj Wigilia. Bądź człowiekiem.
     Nastąpił moment ciszy, przerwanej dźwiękami wstawania ojca Kibuma, który zatoczył się, jednak po krótkiej chwili uśmiechnął się, stając prosto. To, że zażył narkotyki, widać było na kilometr z zamkniętymi oczami. Dodatkowo popil to wszystko mocnym alkoholem, całkowicie wyniszczając swoje narządy.
     - Wasze głupie święto nic dla mnie nie znaczy. Dla mnie to dzień jak każdy inny.
     - Przestań się z nimi bawić. Zrobią, co...
     Z powrotem upadł, kasłając ciężko. Spojrzał na swojego syna, leżącego tuż przy nodze Jonghyuna. Zaśmiał się na samą myśl o przeszłości.
     - Szkoda, że jest taki słaby -wymruczał. - Nic nie warty śmieć. Tak jak jego matka.
     Korzystając z odwróconej uwagi mężczyzny, Jinki wyswobodził się z uścisku. Wykręcił mu rękę, a pistolet kopnął w daleki kąt. Krzyknął do Jjonga, by zabrał Key, co ten posłusznie uczynił. Wziął powoli budzącego się blondyna na ręce i prędko skierował do wyjścia. Nastarszy z przyjaciół złapał swojego byłego za dłoń i pociągnął go w tą samą stronę. Hukiem zamknęli za sobą drzwi, wybiegając na puste ulice Seulu. Przez parę minut biegli. W końcu zatrzymali się za którymś zakrętem, ciężko dysząc. Uczepiony szyi Kima, Kibum wtulił się w wybawcę. Starszy pozwolił mu stanąć na równych nogach.
     - Wszyscy żyją? - zapytał Onew.
     - Jak widać - odparł przemęczony Jonghyun.
     - Przepraszam.
     Cała trójka spojrzała na smutnego, posiniaczonego Key. Głowę miał opuszczoną, a do jego oczu cisnęły się łzy.
     - To wszystko moja wina. Gdybym ci nie wysyłał esemesa, wszystko byłoby w porządku. Przepraszam. Nie chciałem was narażać...
     Pociągnął nosem. Gdy poczuł, jak przyjaciele go przytulają, podniósł na nich zdziwiony wzrok. Spodziewał się, że na niego nakrzyczą. Że zaczną mu to wytykać. Że przyznają, iż to jego wina. Lecz zamiast tego, uspokajali go cichymi szeptami.
     - Nic się nie stało. - Uśmiechnął się Jinki. - To właśnie dobrze, że nas powiadomiłeś. Nie zostawimy przyjaciela w potrzebie, prawda?
     Pozostali kiwnęli głowami dla poparcia jego słów.
     - Dziękuję.

***
     - Przestraszyłeś mnie, wiesz? - warknął Taem z wyrzutem do Onew, kiedy szli przez plac w centrum Seulu.
     - Hm?
     - Gdy ci przyłożył pistolet do tego pustego łba.
     Młody nie omieszkał uderzyć go porządnie we wspomniane miejsce. Lee złapał się za nie i uśmiechnął słabo.
     - To nie moja wina, no... A poza tym, byłem bardziej przerażony, kiedy tamten facet się na ciebie rzucił - mruknął wściekle Jinki, chowając dłonie w kieszenie spodni. Swoją kurtkę już dawno oddał Taeminowi, który dorobil się nawet lekko podartej bluzki.
     - Wtedy to i ja się... zmartwiłem.
     Stanęli przed wielką choinką, rozświetloną tysiącami kolorowych lampeczek. Przez moment patrzyli na nią, a oczy im migotały. W końcu młodszy Lee westchnął przeciągle, złapał Onew za ramię i pociągnął w swoją stronę. Starł z jego skroni strużkę krwi, a potem delikatnie musnął jego usta, przykrywając go wierzchnią odzieżą. Zarzucił mu ręce na kark, by przyciągnąć szatyna bliżej. Tak bardzo za tym tęsknił. Za najmniejszym dotykiem czy ciepłym spojrzeniem chłopaka. Skoro nadarzyła się okazja, od razu ją wykorzystał. Słodkie wargi Jinkiego odwzajemniły pieszczotę, lecz jego dłonie ułożyły się na biodrach blondyna, aby go odsunąć.
     - Taemin-ah... - mruknął, chcąc przywrócić go do porządku. Gdy zauważył, gdzie przygląda się Tae, uśmiechnął się pod nosem. - Ty, jak chcesz, to zawsze coś wypatrzysz.
     Co jak co, ale do tradycji zawsze się stosował. Dlatego ponownie złączył ich wargi w pełnym uczuć pocałunku. Był on ciepły i na tyle powolny, aby każdy z nich mógł czerpać jak najwięcej przyjemności. Taem uchylił usta, więc starszy mógł nieśmiało zaczepić jego język swoim, jednocześnie zapraszając do wspólnej zabawy.
     Ile tak stali pod tą soczyście zieloną jemiołą, jaka ostrożnie zwisała z jednej z gałęzi choinki? Nie wiadomo. Nie zwracali na to uwagi, póki śnieg nie zaczął sypać. Wtedy uznali, że trzeba się rozstać i odeszli w przeciwnych kierunkach.

***
     - Jonghyun, mówiłam ci, że... Kibum-ah? Co ty tu robisz? - Zdziwiła się mama bruneta, chcąca od samego progu zbesztać syna za taką ucieczkę.
     - Jego ojca nagle wezwali, dlatego święta jednak spędzi z nami - odparł starszy, chcąc oszczędzić przyjacielowi tłumaczeń. Odczuł wielkie szczęście, bo w korytarzu, którym przemknęli, panowała ciemność z racji spalonej żarówki.
     - W takim razie zaraz przychodźcie. Nakryłam do stołu~ - zaćwierkotała, słysząc tą dobrą nowinę i schowała się w kuchni.
     - Idź do mnie, zaraz przyjdę - zakomunikował starszy.
     Kibum kiwnął głową i szybko schował się w jego pokoju. Usiadł na łóżku, dotykając swoją twarz. Czuł, że jest opuchnięta, dlatego nie chciał patrzeć w lusterko, bo chyba by zemdlał. Jonghyun zawinął z łazienki apteczkę i kosmetyki rodzicielki, a następnie cichutko przedostał się do swojego ukochanego pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi na klucz, aby przypadkiem nie wszedł ktoś nieproszony. Zapalił lampkę nocną, stojącą na stoliczku obok posłania i rozłożył białe pudełko.
     - Będzie boleć? - zapytał Key widząc, jak przyjaciel leje wodę utlenioną na płatek kosmetyczny.
     - Na pewno nie tak jak spirytus. - Uśmiechnął się i przyłożył blondynowi płatek do rozciętego policzka. Starł powoli zasychającą plamkę krwi, a kiedy woda dostała się do rany, młodszy Kim syknął znacząco. - No już. Zaraz przestanie.
     Tak jak powiedział, tak się stało. Minęło parę sekund i blondyn zdążył się przyzwyczaić do malutkiego bólu. To i tak była jedna tysięczna tego, co przeżywał w domu przez kilka lat.
     - Opowiesz mi, co tak naprawdę się działo, kiedy wyjechałem?
     Nastała niezręczna cisza, której niełatwo było Kibumowi przerwać. Czy to, co widział, mu nie wystarczyło? Czego jeszcze go zadręczał? Opuścił głowę.
     - Jonghyun-ah... Proszę...
     - Uhm... No dobrze. Ale kiedyś w końcu mi to powiesz i ja cię do tego zmuszę, jasne? - Uniósł jego podbródek, patrząc psotnie w kocie oczy. Gdy zauważył w nich zgodę, powrócił do swojej czynności. Kiedy już dokładnie opatrzył jego twarz, wyjął kosmetyki.
     - Twoja mama nic nie powie?
     - Nie zauważy, a nawet jeśli... hmm... to powiem, że jestem transwestytą.
     - To się trochę zdziwi, nie sądzisz? - Zaśmiał się cicho, czując delikatny dotyk pędzelka na swoim policzku.
     - Trudno - odparł z uśmiechem brunet, nakładając warstwę pudru na siniaki Kibuma. Po paru minutach zakończył i spojrzał na swoje dzieło. - Mam nadzieję, że nie będzie widać.
     - Też mam taką nadzieję...
     - Taka śliczna buźka obita... Dlaczego ty tak o siebie nie dbasz, hm? Powinieneś stać na najsławniejszym wybiegu świata, a nie leczyć ten opuchnięty pyszczek - zażartował starszy.
     - Ja ci dam pyszczek - odwarknął Key, mając zamiar uderzyć przyjaciela w głowę. Zatrzymał rękę, kiedy przez przypadek spojrzał na jego usta. - Ty też nie wyszedłeś bez szwanku.
     Zabrał mu z rąk chusteczkę. Przyłożył lekko do jego dolnej wargi, którą rozciął w trakcie bójki. Krew zaschnęła, dlatego ciężko było ją zetrzeć. Blondyn poczuł się jeszcze bardziej winny.
     - Przepraszam. Nie musiałeś przychodzić... - szepnął, obserwując swoje drżące dłonie. Jedną z nich ułożył na lewym policzku chłopaka, by nadstawić do siebie ten prawy. - Czuję się okropnie. Przeze mnie...
     - Oj, przestań marudzić. - Jonghyun przewrócił oczyma. - Wiesz, że zawsze bym ci pomógł. Dobrze, że wysłałeś esemesa. Gdyby nie to, miałbym wyrzuty sumienia, jeśli by ci się coś stało. Powinienem był od razu pójść i cię przyprowadzić nawet siłą. A ty powinieneś w ogóle nie iść!
     - Myślałem, że... się zmienił... - Zmęczony Key opuścił ręce i swoją głowę. - Myliłem się. Przepraszam.
     - Nie przepraszaj. A gdzie twoja mama?
     - Nie żyje. - Mroźny ton głosu wywołał dreszcze na plecach starszego. - Zabił ją.
     Jjong uchylił usta, by coś powiedzieć, jednak do głowy nie przychodziło mu nic sensownego. Przez moment trwali w dziwnej ciszy, którą przerwało ciche pochlipywanie Kibuma. Brunet, gdy zauważył łzy kapiące na pościel, objął chłopaka i mocno do siebie przytulił. Niewiedząca co to serce wyobraźnia podsunęła mu obrazy makabrycznej sceny oraz miesiące bólu, jaki nosił w sobie blondyn. Po tym wszystkim jeszcze był w stanie się uśmiechać? Dawał sobie radę? Podnosił się po każdym upadku? Kim był pełen podziwu.
     - Jestem taki bezużyteczny... - wyszeptał Key, odsuwając się od Blinga.
     - Jesteś wspaniały. - Uśmiechnął się starszy, kiedy napotkał załzawiony wzrok przyjaciela.
     - Co...?
     - Ja nie dałbym rady dalej funkcjonować. Masz w sobie więcej siły niż myślisz. Ach, uwielbiam odkrywać w tobie to, czego sam nie widzisz.
     - Hmpf - prychnął blondyn, ale zaśmiał się pod nosem. - Dziękuję.
     - Nie ma za co~.
     - Mam najlepszego kumpla na świecie. - Nie omieszkał dźgnąć go w żebra, dzięki czemu tamten lekko się zgiął.
     - No widzisz. Nie oddawaj mnie nikomu.
     - Nie mam zamiaru, dinozaurze.
     - Znowu porównujesz mnie do gadów?
     - Mhm.
     Mierzyli się przez kilkanaście sekund wzrokiem. Kibum miał zamiar dokończyć ścierać krew z wargi przyjaciela, dlatego wstał, aby zanurzyć chusteczkę w wodzie. Natychmiast usiadł z powrotem, pociągnięty przez Jonghyuna, który spojrzał na niego dość poważnie. Sam opuścił wzrok na usta bruneta, by następnie z lekkiego zdenerwowania zagryźć swoją wargę. Zrobiło mu się gorąco, a serce zaczęło szaleńczo walić. Policzki okryły się rumieńcem, będącym kolejnym powodem dla Jjonga do nazwania Key słodkim. Pochylił się nad nim patrząc, jak ten powoli zamyka kocie oczy. Poszedł w jego ślady, przymykając swoje powieki. Co miał się o sobie dowiedzieć, się dowiedział. Wiedział, co czuł. Wigilijny wieczór popchnął go dalej. Miał dość ukrywania.
     - Jonghyun! - Usłyszał głos swojej siostry, która drastycznie szarpnęła za klamkę drzwi od jego pokoju. Starszy od razu odskoczył od chłopaka, w małej panice zaczął chować apteczkę i kosmetyki. - Co wy tam robicie~?
     - N-nic! Kibummie, weź to pochowaj... - mruknął, cały bordowy. - Już otwieram, już!
     Key od razu położył wspomniane rzeczy pod pościel, a następnie prędko wstał, poprawiając włosy. Prawa ręka odrobinę go zabolała, jednak nawet nie jęknął. Gdy Sodam wpadła do sypialni, wyglądała co najmniej, jakby miała zastać ich nagich. Mina jej zrzedła i westchnęła znacząco.
     - Chodźcie na kolację.
     - Dobra, idź sobie, noona.
     - Jak ty możesz się tak do mnie zwracać, młodzieńcze?!
     - Nie przeżywaj tak. Zaraz przyjedziemy~ - zaćwierkotał i na siłę wypchnął siostrę na korytarz. Ona fuknęła coś pod nosem i sobie poszła. - Musimy iść.
     - Uhm. - Kibum, z pomidorami na policzkach, podszedł do Jonghyuna. - Jeszcze raz...
     - Jeszcze raz to usłyszę, to cię wrzucę z domu - mruknął, nadal mocno zaróżowiony. Młodszy Kim uniósł głowę i uśmiechnął się dość prowokująco.
     - Okej. Tylko zmyj tą krew, bo ci w niej nie do twarzy.
     I wyszedł. Jjong prychnął pod nosem coś o powrocie dawnego Kibuma, a potem poszedł w jego ślady, po drodze zahaczając o łazienkę. Przy stole podzielili się opłatkiem, złożyli najlepsze życzenia, zjedli podstawowe potrawy. Rozmawiali i śmiali się. Mimo wszystko Bling zauważył, że humor blondyna nie jest najlepszy, gdy ten od czasu do czasu zwieszał wzrok w swój talerz. Co mógł zrobić? Chyba tylko siedzieć i patrzeć, bo słowa, jakie chciał mu przekazać, wydawały się nie mieć jakiegokolwiek znaczenia przy tym, co przeżył.

***
     Po skończonej kolacji szybko posprzątaliśmy. Było mi trochę smutno, że tak prędko minęła, bo już dawno nie siedziałem przy tak wspaniałym posiłku z tak wspaniałymi osobami. Tęskniłem za swoją rodziną, lecz wiadomo, iż nie cofnę czasu.
     Siedziałem właśnie na łóżku w pokoju gościnnym, myśląc nad swoją przyszłością. Jeśli nie zrobię czegoś w kierunku lepszego życia, pozostanę słaby i podatny na wpływy. Postanowiłem trzymać się blisko najlepszego przyjaciela, a także pozostałych, których poznałem w wojsku. Tylko w ich towarzystwie potrafiłem być naprawdę szczęśliwy. Najbardziej jednak ciągnęło mnie do Jonghyuna, gdyż to z nim najłatwiej się dogadywałem. Dlatego kilka minut później stałem przed drzwiami jego pokoju, z pięścią uniesioną w górze. Zapukałem nieśmiało, a kiedy usłyszałem ciche zaproszenie, zajrzałem do środka. Brunet spojrzał na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Nie dziwiłem się - było grubo po pierwszej w nocy.
     - Bummie? Coś się stało? - zapytał, podnosząc się na łokciach. Przetarł szczenięce oczy dłonią. Wyglądał uroczo niczym dziecko.
     - Nie mogę spać.
     Uśmiechnął się.
     - Chodź tutaj.
     Uradowany, podbiegłem do chłopaka na palcach i ułożyłem się tuż obok niego, lecz na krawędzi. Po chwili poczułem, jak jego ręka oplata mnie w pasie i przyciąga mocno do siebie. Odwróciłem się przodem do niego i wtuliłem w jego ciepłą klatkę piersiową. Wiedziałem, że jutro mogę tego żałować, ale potrzebowałem kogoś. Jakiejś bliskości. Aby móc spokojnie się przytulić i nie musieć się z tego tłumaczyć. Dobrze, że on o nic nie pytał. Pocałował mnie delikatnie w czoło. Tak, tak. Zarumieniłem się. Wiedziałem, bo zrobiło się gorąco jak cholera. Jednak nie protestowałem. Było zbyt dobrze. Czując powolne głaskanie po włosach, zasnąłem w jego ramionach.

***
Ale tandeta xDDD Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać xD Leję z tego rozdziału. Mam nadzieję, że sylwestrowy wyjdzie lepiej ><
Uf. Dobra. Moja kolej na życzenia, a więc:

Niech te święta tak wspaniałe
będą całe jakby z bajek.
Niechaj Onew z nieba leci,
niech pedoMinho tuli dzieci.
Biały puch niech z nieba spada,
niechaj Jonghyun w nocy gada.
Niech Kibummie pachnie pięknie
no i Taemin będzie wszędzie~!
Życzę Wam wszystkim radosnych i pogodnych świąt, żebyście je spędzili w gronie najbliższych w cieple i szczęściu. Dużo zdrowia, cudnych ocen, wspaniałego życia oraz niech Jezus gości w Waszych sercach :)
Do zobaczenia w Sylwestra, kochani! <3

17 komentarzy:

  1. Awwwwww, ale prezent na święta. :3
    Wszystko takie słodkie i oh, ach, ale szkoda, że bardziej nie poobijałaś Keya, Jjong mógł się trochę spóźnić. Ale no już trudno, i tak było cudnie ^^
    Wesołych świąt! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, ale to było kompletnie improwizowane D:
      Dziękuję Jay oppa~

      Usuń
  2. O mój Boże! *-*♥♥♥♥
    Ya! Co ty nazywasz tandetą? -,- to było cudowne i nie mam pojęcia, gdzie ci się tak nie podoba! I JongKey i Ontae... Wszystko cudowne^^ i w dodatku ta długość! Miód na moje serce :* tylko, że jest coś co mi nie podeszło. Sodam przerwała kiss! A ja już tak liczyłam na ten kiss! ㅠ-ㅠ mam nadzieję, że podczas sylwestra coś się wydarzy! If you know that I mean of course hehe~
    Ale przynajmniej kurczakowi i Taeminowi się udało "zbliżyć" *rusza sugestywnie brwiami*.
    Teraz zamiast cieszyć się świętami będę czekała do Sylwestera :( a może coś pomiędzy Bożym Narodzeniem i styczniem? ;) no dobra, nie będę naciskać, bo mogę sobie tylko wyobrazić ile włożyłaś w ten rozdział wysiłku! Tak więc będę czekać! A tak w ogóle to pozwól, że jeszcze zapytam. Skąd się bierze taki talent i za ile? XD bo z chęcią bym kupiła ^-^
    No więc podsumowując pamiętaj o tym, że w następnym parcie musi być kiss! Obiecaj! Obiecaj!~~ zbyt upierdliwa? O.o no cóż, każdy może komentować :* hehe
    Życzę ci mnóstwa weny i Wesołych Świąt! :D
    PS Mam wrażenie, że zapomniałam czegoś napisać... Tylko czego? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuję dodać coś ze starych oneshotów, jeśli chcesz~ ^^
      Talent? Na allegro za 5 groszy xDD
      Hmm... kiss w następnym parcie... obiecuję ^^
      raczej nie sądzę byś czegoś zapomniała xD rozpisałaś się tak, że ohoho! (Minho-ho)
      dziękować :D

      Usuń
    2. Bardzo chcę *-*
      Ayyoo! Za nisko się cenisz!*cmoka z dezaprobatą*
      Yay! Będzie kiss!♥♥
      Hohoho! O! Przypomniał mi się nagle taki żart z ostatniej lekcji angielskiego!
      "Co mówi Oh oh oh? Mikołaj, który idzie tyłem." XD
      Wybacz, mam naprawdę fatalne poczucie humoru kkk

      Usuń
    3. Jaki kiss, noona, nie słuchaj jej, ja chcę więcej angstu, albo chociaż poturbuj Keya albo Taemisia, a potem możesz walić kissów ile tylko chcesz ;_;
      Aish, znowu nazwałem Cie nooną ;_;
      I się wtrącam, ale aaaangst ;_;

      Usuń
    4. Dlaczego poturbować? ㅠ-ㅠ
      A kiss oczywiście musi być!

      Usuń
    5. Lubię jak im się coś dzieje, jestem sadystą. ;_;
      Ile ja bym dał za JongKey kiss <3

      Usuń
    6. Ohh JongKey kiss... *-*

      Usuń
  3. Uuuu :DDD Niech tego ojca wpakują do pierdla :C Było słodko z OnTae, ale pocałunek JongKey został przerwany =.= A byłby miód na moje zboczone serduszko ^^ Kiedy planujesz scenę sexu? Te wydarzenia wpłyną na fabułę, czy to będzie one-shot? Jak zrobię ładne oczka to napiszesz one-shot MinchoxTaemin +18? *robi słodkie oczka nie tracąc nadziei* Na sylwestra jak się popiją, to się zbliżą? *rusza sugestywnie uszami*
    Weny, zdrowia, szczęścia :D Świąt w rodzinnej atmosferze :D
    Dzięki za wysiłek, który wkLadasz w opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Yeah~
    Godzina 3:35,a ja zamiast spać komentuję Twój rozdział :'D
    Omomom, taki słodki, później smutny, później znów słodki, i znów smuteczkowaty.....
    Nein, ja się nie zgadzam! Dlaczego, dlaczego im przerwano! Mieli się pocałować no!
    Nein nein nein, jak mogłaś?! Dlaczemu Taem został tak poszkodowany, przez tego oblechę D:
    Noo, ale później było słooodko, z Jinki omomomomom<333
    Czekam na kolejne, kolejne, kolejne rozdziały, kocham to co piszesz!
    A tym czasem... Kiedyś napisałam, że promuję się pierwszy i ostatni raz, alee, ale chcę Cię zaprosić na prolog mojego nowego opowiadanka, w którym występuje zespół SHINee i B.A.P. Jeżeli masz czas i chęci - zapraszam~<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, już mam mniej więcej poukładaną część drugą, więc już na mnie nie wpłyniecie xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na seksy i kiss z JongKey<3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze no..! Myślałam, że będzie już kiss ;; ale byo kiss OnTae.. to przeżyje xd
    Ten rozdział nie wyszedł tak źle jak myślisz! Tylko kilka razy zmieniałaś narrację z Key na narratora wszechwiedzącego.. nie wiem czy ten zabieg był planowany, ale z doświadczenia wiem żeby lepiej nie robić tak w opowiadaniach ;p
    Czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie stekaj było rewelacyjnie. Jak zawsze zresztą. Też czekam na seksy :*

    OdpowiedzUsuń